Cave hominem unius libri

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:48, 29 Sie 2005    Temat postu: Cave hominem unius libri

Wklejam, skoro AtA prosiła. Miałam dać wraz z nowym odcinkiem, który się pisze, ale cóż mi szkodzi. Na razie tyle, dwa odcinki. Trzeci wkrótce.

Wyobrażam sobie, że umysł każdego człowieka, który para się pisaniem, to jest ogromny regał, na którym stoją szczelnie zamknięte pudełka z pomysłami. Nikt nie wie, skąd się wzięły. Po prostu są. Z tym, że nie można do nich sięgnąć ot tak, na gwizdek. Do każdego opakowania trzeba wymówić odpowiednie hasło.
Dla mnie jest nim zazwyczaj pytanie, które uwalnia lawinę pomysłów. W przypadku "Cave hominiem unius libri" było to pytanie zadane przez Kubisia. Serdecznie jej za nie dziękuję.

Dziękuję także Akzseindze, która w dalszym ciągu wytrzymuje moją marudność i zwalcza ofiarnie moje błędy (rozliczne ostatnio, bo klawiatura żyje własnym życiem). Osobny ukłon w stronę Świstaczego Czytelnika Sadysty. Za to, że "lubi swoją pracę".

Dedykowane Krukonom.
Semele

Cave hominem unius libri*
korekta: Akzseinga



We Florencji mówi się,
że ziemia może być okrągła
i mogą istnieć inne
kontynenty na świecie.
Okręty odchodziły już za ocean
żeby tam szukać drzwi dla drogi do Indii.
Luter przeredaguje Nowy Testament
i my jesteśmy w świcie świata, który rozbija się.
Niejaki Gutenberg
zmienił twarz świata.
Na prasie z Norymbergi
odciska co sekundę
poematy na papierze
przemówienia i pamflety;
nowe idee
które wszystko rozpędzą.
Dzisiejsze małe wybory staną się na końcu duże
i literatura zabije architekturę.
Książki ze szkół zabiją katedry,
Biblia zabije Kościół i człowiek zabije Boga.
To zabije tamto.
Luc Plamondon, Florence (tlum. Ewejka, korekta Semele)


20 kwietnia 1458 r.

Podobno Pokój Wspólny Krukonów wyglądał dokładnie tak samo, jak w czasach Roweny Ravenclaw. Przynajmniej tak głosiła legenda opowiadana przez aktualnego opiekuna domu, Terencjusza z Long Lake. Wprawdzie obite ciemnoniebieską tkaniną fotele były już wielokrotnie odnawiane, a zrobiona z dębowych desek biblioteczka rozrosła się znacznie, ale ogólny wygląd pomieszczenia nie zmienił się ponoć w ciągu ostatnich czterystu lat. Nikt na to nie narzekał. Założycielka miała dobry gust. Ozdobiony w okraszone tu i ówdzie odrobiną żółci granaty Pokój Wspólny sprawiał wrażenie lekko ponure, ale nadzwyczaj swojskie i przytulne. Tak przynajmniej sadziła szesnastoletnia Krukonka Matylda.
Nie miała nazwiska i nie było jej potrzebne. Jej rodzice nie posiadali w sobie ani krzty magii, ojciec był piekarzem w małym, mugolskim miasteczku, a matka zajmowała się głównie utrzymywaniem domu i piekarni w idealnym porządku oraz rodzeniem dzieci, które najczęściej umierały przed swoimi pierwszymi urodzinami. Dziewczyna do dziesiątego roku życia w ogóle nie zdawała sobie sprawy z istnienia świata czarodziejów. Wszystko zmieniło się pewnego październikowego dnia tysiąc czterysta pięćdziesiątego drugiego roku.
Przejeżdżająca wówczas przez miasteczko wiedźma wyglądała jak wielka dama. Miała kosztowne suknie i podróżowała karetą zaprzężoną w siwe konie. Nikt nie wiedział, dokąd podążała. Zatrzymała się w karczmie „Pod pełnym dzbanem”. Już podczas pierwszych godzin pobytu wyłowiła z tłumu drobną piekarzównę z brudnymi blond włosami i bystrymi, ciekawymi oczami. W owych zamierzchłych czasach, kiedy magia była bardziej sprawą umysłu niż idiotycznego machania różdżką, wielu czarodziejów umiało intuicyjnie wyczuć, że stojące przed nimi dziecko ma prawdziwy talent. Ów zmysł był szczególnie wyostrzone u tych magów, którzy na co dzień zajmowali się uczeniem. Kimś takim była właśnie wspomniana podróżna, Penelopa z Devonshire. Postanowiła sprawdzić swoje przypuszczenia i uciekła się do starego, wypróbowanego sposobu hogwarckich „łowców głów”**: zwabiła dziewczynkę do swojego pokoju i nagle zaczęła na nią krzyczeć. Zaskoczenie dziecka szybko przerodziło się w paniczny strach. Kobieta dalej wrzeszczała i sztorcowała, obserwując uważnie otoczenie i czekając, aż mała zdradzi się z magicznymi talentami. Po dziesięciu minutach udało się. Starsza wiedźma zamilkła. Bynajmniej nie z własnej woli. Pierwszym czarem Matyldy było rzucone bezwiednie Silencio.
Penelopa przekonała piekarza i jego żonę, by oddali jej córkę na pokojówkę. Zgodzili się po długich oporach. Czarownica obiecała zwrócić im córkę, gdy ta skończy szesnaście lat. Przyrzekła zapewnić małej posag. To była prawdziwa szansa dla takiego dziecka – szansa na wyrwanie się z biedy. Toteż Matylda wyjechała ze swojego miasteczka tej jesieni. Została przydzielona do Ravenclawu i oddana pod opiekę Terencjusza z Long Lake.
Początki były trudne. Dziewczynka musiała nauczyć się bardzo szybko nie tylko podstaw magii, ale i czytania, pisania, łaciny oraz greki. Bardzo mało manuskryptów było tłumaczonych na angielski. W XV wieku uważano, że taki przekład ujemnie wpływa na precyzję wykonania zaklęcia. W związku z tym Matylda pracowała sumiennie i wytrwale. Wertowała księgi, recytowała formuły i ćwiczyła posługiwanie się różdżką dzień w dzień przez sześć długich lat. Wieczór dwudziestego kwietnia tysiąc czterysta pięćdziesiątego ósmego roku nie był wyjątkiem.
Niewysoka szesnastolatka siedziała przed kominkiem w Pokoju Wspólnym Ravenclawu. Miała na sobie skromną, czarną suknię uszytą nieco na wzór zakonnego habitu. Jej jasne włosy były ciasno związane i przykryte schludną, białą chustką. W domu zapewne nosiłaby warkocze, ale w Hogwarcie dziewczęta obowiązywał zakaz chodzenia z gołą głową. Nikt nie protestował, panienki szybko przyzwyczaiły się do tego wymogu i uznały taki strój za bardzo praktyczny. Matyldzie było to obojętne. Myślała w tym momencie tylko o leżącym przed nią pliku notatek dotyczących mikstur leczniczych. Były to zapiski Penelopy z Devonshire. Dziewczynie udało się je pożyczyć od wiecznie podróżującej czarownicy, która zbierała strzępki informacji wszędzie, gdzie tylko się znalazła. Teraz udała się na nową włóczęgę, a swój dotychczasowy dorobek pozostawiła w Hogwarcie. Młodsza wiedźma została w szkole z misją uporządkowania zebranych przez nauczycielkę wiadomości. Robiła to gorliwie co wieczór, ucząc się przy okazji wielu nowych rzeczy o leczniczych eliksirach. Ta wiedza mogła jej się przydać po powrocie do domu. Wiele receptur składało się wyłącznie z prostych składników, które można było łatwo zdobyć, nie uciekając się przy tym do metod, które mugolscy sąsiedzi mogliby uznać za nadprzyrodzone.
- Nie śpisz, Matyldo?
Krępy osiemnastolatek imieniem Numa*** wszedł bezszelestnie do Pokoju Wspólnego. Był niezbyt przystojny i dość niski, ale miał sympatyczny uśmiech i przyjemną barwę głosu. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę i przetarła oczy.
- Porządkuję notatki pani Penelopy. Mistrz Terencjusz nie będzie zadowolony, jeśli jutro okaże się, że nie zrobiłam postępów.
Młodzieniec usiadł przy kominku, tuż obok swojej koleżanki i zaczął przeglądać leżące przed nią kartki. Po paru minutach zrezygnował.
- Nie znam się na tym. Eliksiry nigdy nie były moją mocną stroną, wolę transmutację. Podziwiam cię, Matyldo, że rozumiesz te zapiski.
- Pani Penelopa pisze bardzo przejrzyście, spójrz... – Krukonka z błyskiem w oku zaczęła objaśniać koledze zawiłości warzelnictwa. Ten słuchał z zainteresowaniem. To stanowczo nie była jego dziedzina, ale nikt wybrany do Ravenclawu w życiu nie przepuścił okazji, żeby się czegoś nowego dowiedzieć.
Pół godziny później Numa z uśmiechem dziękował za wykład. Rozjaśniło mu się nieco w głowie. Może nawet Terencjusz z Long Lake nie obsztorcuje go tak, jak zwykle, kiedy następnym razem będzie się zabierał za uwarzenie czegokolwiek?
Matylda była w swoim żywiole. Księgi, manuskrypty, notatki – tylko tego trzeba jej było do szczęścia. Uwielbiała naukę, szperanie w bibliotekach, wyszukiwanie informacji. Miała chłonną pamięć, łatwo przyswajała informacje. Nie pociągały jej nauki zakazane czy ciemne moce, wolała zwykle zaklęcia czy lecznicze mikstury. Czerpała przyjemność z samego przyjmowania wiedzy, nie dyskutowała, nie negowała, po prostu chłonęła całą sobą mądrość wieków. Szczególnie pasjonowały ją łacińskie pisma traktujące o niezwykłych zwierzętach, egzotycznych roślinach i dalekich krajach. Spędzała na nauce niemal każdą wolną chwilę. Wiedziała, że jej czas w Hogwarcie jest ograniczony i starała się go w pełni wykorzystać.
Oprócz samotnego światła widocznego w oknach Pokoju Wspólnego Krukonów, zamek był pogrążony w ciemności. Ciężka, ponad czterystuletnia budowla przypominała warownię. Czasy Założycieli nie były zbyt spokojne i niewiele się zdążyło w tej materii zmienić. Wprawdzie Ravenclaw, Hufflepuff, Gryffindor i Slytherin obłożyli szkołę niezwykle potężnymi czarami obronnymi, ale każdy mag wie, że nie ma niezawodnych zaklęć, są tylko partacze, którzy nie umieją ich łamać. W związku z tym w razie, gdyby okazało się, że magia nie zdaje egzaminu, zawsze można było bronić Hogwartu jak twierdzy. Grube mury, lufciki strzelnicze i tajne przejścia do pobliskiej wioski Hogsmeade miały ułatwiać walkę i zaopatrzenie w czasie oblężenia. Ostatni atak na zamek miał miejsce w tysiąc trzysta czterdziestym trzecim roku. Od tego czasu nikt nie był na tyle głupi, by pokusić się o zdobycie tak świetnie bronionego miejsca. Mimo to obecny dyrektor szkoły, Pomponiusz z Wolf Place, nie zamierzał rezygnować ani ze straży, ani z innych środków ostrożności. Wychodził widać ze słusznego założenia, że idiotów nie brak na świecie.
Tej nocy kwietniowej zamek Hogwart pogrążony był w zasłużonym, błogim śnie. Wartownik drzemał w Wieży Północnej. Krukonka Matylda wertowała zawzięcie notatki Penelopy. Terencjusz z Long Lake przewracał się z boku na bok, śniąc o Kamieniu Filozoficznym. Nikt z obecnych w szkole czarodziejów nie zdawał sobie sprawy, że pewien młody podróżnik już o świcie zapuka do bram twierdzy.


*z łac. „Strzeż się człowieka jednej książki.” Cytat wyszperany przez Arien Halfelven, za co autorka jest niewypowiedzianie wdzięczna i zobowiązuje się w stosownej chwili postawić Arience jakiś gustowny pomnik. Albo chociaż sprezentować fresk przedstawiający Katona z nożem w plecach. Dla odstresowania.
**Nie zawsze było tak różowo, że dyrektor Hogwartu mógł sobie zwyczajnie wysłać do mugolskiej rodziny sowę z optymistycznym oznajmieniem ”Panie Smith, pana córka jest czarownicą.”. W dawnych czasach doświadczeni czarodzieje przemierzali Anglię wzdłuż i wszerz, poszukując coraz to nowych młodych talentów. Czasem zdarzało się więc, że zbierająca jagody w lesie dziewczynka nigdy już nie wracała do domu, że wysłany z poleceniem giermek jakby rozpływał się w powietrzu albo że młody mnich pracujący w polu znikał nagle z oczu współbraci. Po jakimś czasie każdego przestawano szukać. Mało kto próbował po skończeniu szkoły wrócić do dawnego świata. Przecież nikt ich nie porywał do Hogwartu wbrew ich woli.
***Imię jest dziwne i czuję się w obowiązku wytłumaczyć, skąd je wzięłam. Otóż zgodnie z legendą Numa Pompiliusz byl królem rzymskim, następcą Romulusa. Historia zapamiętała go jako człowieka niezwykle pobożnego, prawego i mądrego, choć jego związek z nimfą Egerią do dziś pozostaje niejasny.

10 maja 1458 r.

Tego wieczora w Pokoju Wspólnym Krukonów panował tłok. Grupa chłopców w różnym wieku zbiła się pod największym z gobelinów wiszących na ścianie. Tkanina przedstawiała wielką bitwę z goblinami pod Benewentum* i była, jak wieść głosiła, prezentem dla Wielkiej Roweny od jej uczniów w ramach podziękowania za „Przekazanie mądrości życia”. Jednak owego majowego dnia nikt z Krukonów nie myślał o pochodzeniu tego dzieła. Stłoczeni pod nim, wpatrywali się z podziwem w Askaniusza z Yew Park, który opowiadał o swoich przeżyciach związanych z podróżą przez Alpy.
Od czasu, gdy rankiem dwudziestego pierwszego kwietnia zapukał do bram zamku, młody wędrowiec był na ustach wszystkich w Hogwarcie. Wielu uczniów go znało – przed dwoma laty opuścił szkołę i Dom Kruka, by wyruszyć w podróż wraz z ojcem. Miał wtedy szesnaście lat. Udali się w drogę pieszo, po mugolsku. Oczywiście, można było inaczej, szybciej, łatwiej, ale to nie było w stylu starego Pauzaniasza z Yew Park. Dla niego podróż była celem samym w sobie. Mogła trwać bardzo długo, o ile czegoś uczyła i pozwalała zdobyć doświadczenie. A wizyta w Italii była wówczas niezmiernie pouczająca.
Sam Askaniusz zmienił się bardzo przez minione dwa lata. Wyrósł, zmężniał, stał się dużo silniejszy i bardziej zaradny. Nie był już psotnym chłopcem, spoważniał, często się zamyślał. Jednak w takich chwilach, jak ta, potrafił szybko wyrwać się z filozoficznego nastroju i przeistoczyć się w urodzonego gawędziarza. Opowiadał żywo i barwnie, sypał anegdotami jak z rękawa, żartował. Mimo tej werwy i swady było widać, że narrator nie jest już chłopcem, ale młodym mężczyzną. Dojrzał.
Matyldę denerwował nieco szum wokół dziedzica Yew Park. Pamiętała go sprzed dwóch lat. Nie przepadali wówczas za sobą. Dziewczyna uważała swojego kolegę za zbyt hałaśliwego i nie dość skupionego jak na Krukona. Teraz irytowało ją zainteresowanie innych mieszkańców Domu Ravenclawu jego opowieściami. Dziewczynie przeszkadzały nie tyle przytaczane przez wędrowca historie, co rwetes, który on i jego słuchacze robili w Pokoju Wspólnym. To stanowczo nie były warunki do nauki.
Jednak na zainteresowanie barwną opowieścią Askaniusza Matylda nie mogła nic poradzić. Protesty na nic by się nie zdały, w Pokoju Wspólnym wolno było przecież rozmawiać. Krukonka spróbowała jeszcze raz skupić się na szacownym podręczniku „O naturze magii i świata”**.
- Nocowaliśmy w przełęczy. Trudno sobie wyobrazić tamtejsze góry, jeśli się ich nie widziało. Są tak wysokie, że zdają się sięgać nieba. Zresztą nawet ono ma tam trochę inny kolor, niż u nas. Skały są ostre, ścieżki strome i wąskie, nie chcielibyście wpaść w żadną z tamtejszych przepaści. Za to widoki... To, co można zobaczyć ze szczytu góry, nie umywa się do widoku z którejkolwiek z wież Hogwartu. Ta przestrzeń... Człowiek czuje się tam maleńki, nieważny, kruchy, ale z drugiej strony ma się świadomość, że góruje się nad światem, że ma się go jak na dłoni. Niesamowite wrażenie. W jednej chwili czujesz się jak pyłek, w drugiej myślisz, że jesteś władcą świata...
To wszystko przekraczało zdolności Matyldy do koncentracji. Zrezygnowała z nauki w ulubionym miejscu przy kominku. Zabrała swoją książkę i postanowiła poszukać jakiegoś zacisznego pomieszczenia.
By dostać się do drzwi, musiała przejść obok stłoczonych przy gobelinie chłopaków. Zwróciła na siebie ich uwagę – choć nie wszyscy stali obok Askaniusza, to jednak każda ze znajdujących się w Pokoju Wspólnym osób słuchała go bodaj jednym uchem i nikt nie zamierzał przegapić tak emocjonującej opowieści.
- Matylda? Wychodzisz? – Numa zatrzymał koleżankę.
- Tak. Muszę to przeczytać.
- A co czytasz? – Matylda mimowolnie zaklęła w duchu i cichutko wysłała zadającego to pytanie Askaniusza do wszystkich rogatych diabłów.
- “O naturze magii i świata”, zgodnie z poleceniem Mistrza Terencjusza.
Młodzieniec podszedł do koleżanki, wyjął tom z jej rąk i zaczął kartkować. Zamyślił się, milczał przez chwilę. Po paru minutach oddał dziewczynie książkę i na nowo podjął konwersację:
- Przypomniały mi się stare, dobre czasy. Zgadzasz się z Davidem z Marylane?
- Słucham? – Matylda popatrzyła na Askaniusza jak na wariata.
- Czytasz tę książkę. Pytam, czy przemawiają do ciebie zawarte w niej twierdzenia.
- Cóż to za pytanie? Oczywiście, że tak, David z Marylane jest wielkim autorytetem!
- Czy to oznacza, że jest nieomylny? Spójrz na przykład tutaj – młodzieniec znów zabrał koleżance książkę i tym razem otworzył ją na chybił-trafił. Wodził przez chwilę wzrokiem po stronie.
- Czego szukasz?
- Czekaj chwilkę... O, na przykład to: “Magia zamieszkuje w świecie i go napędza. Człowiek jest tylko jej narzędziem. To ona kreuje świat i nadaje bieg wypadkom”. Uważasz, że to prawda?
- Skoro tak jest napisane i uczą nas tego od wieków, to z pewnością jest to prawda. Skąd twoje wątpliwości?
- Czy uważasz siebie za marionetkę?
- Tak. Ciebie, siebie, nas wszystkich. Tak tu napisano i nie zmienisz tego, Askaniuszu z Yew Park! – Matylda już na początku rozmowy była mocno podenerwowana, więc chłopak nadzwyczaj łatwo wyprowadził ją z równowagi. Ostatnie zdanie wykrzyczała i, nie oglądając się na nikogo, wybiegła z Pokoju Wspólnego.
Młodzieniec stał przez moment jak skamieniały, nadal z książką w ręku i z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia na twarzy. Milczenie przerwał Numa:
- Pójdę do niej.
- Zostaw. Ja powinienem – Askaniusz otrząsnął się już ze zdumienia i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
- Jesteś pewien?
- Muszę jej oddać książkę.
Numa nie zdążył zareagować na tę niezbyt inteligentną wymówkę. Dziedzić Yew Park błyskawicznie wyminął go i opuścił pomieszczenie.
Jeśli nie wiadomo, gdzie może być dowolny Krukon, to znaczy, że na pewno siedzi on w bibliotece. Odwieczna zasada sprawdziła się i tym razem. Młody człowiek szybko odnalazł tam wściekłą Matyldę.
- Czego chcesz?
- Zostawiłaś książkę.
Był spokojny i uprzejmy. Dziewczyna zawstydziła się nieco swojego wybuchu.
- Dziękuję.
Usiadł obok niej.
- Przepraszam, jeśli cię zdenerwowałem. Nie o to mi chodziło.
Odpowiedziało mu milczenie.
- Nigdy mnie nie lubiłaś, prawda?
- O co ci chodzi?
- Nie jesteś głupia. Wiesz, do czego dążysz. Dlaczego jesteś taka bezkrytyczna wobec tego, co inni każą ci poznawać?
- A jaka mam być? Dlaczego ty próbujesz zanegować oczywistości?
- Bo to wcale nie jest takie oczywiste. Dlaczego mam wierzyć, że jakaś moc magiczna świata mną kieruje, skoro jestem tu i teraz i sam decyduję, co zrobię?
Nie odpowiedziała. Wpatrywała się ze skupieniem w okładkę książki i myślała nad tym, co usłyszała. Krukon nie odzywa się pochopnie. Nie w tak ważnych sprawach.
- Świat się zmienia, Matyldo. Widziałem w podróży niesamowite rzeczy...
- Tak, wiem – przerwała mu. – Wysokie góry, wąskie ścieżki, głębokie przepaści... Cóż z tego?
- Widziałem ludzi. Ludzi, którzy zmienią ten świat.
- Negując wszystko? Bzdura.
- To nie tak. To już kiedyś było. W Italii szuka się teraz wszystkiego, co tylko mogło pozostać po dawnych Rzymianach. Antyczny świat wraca. Odrodzenie.
- Słowa, słowa, słowa...***
- Nie tylko słowa.
- A co jeszcze?
- Człowiek. Nie moc magiczna czy siła wyższa. To człowiek kształtuje swój los i dzieje świata, Matyldo.
- Brzmi wspaniale. Co za tym stoi? Masz świadomość, że takie proste stwierdzenie rujnuje cały nasz system wartości? Potrafisz zaproponować coś w zamian?
- Chodź. Pokażę ci.
- Co chcesz mi pokazać? Jakieś notatki wariata podobnego do ciebie?
- Chcę ci pokazać to, co sam widziałem.
- Czyli co? Odkrycia kilku obłąkanych idealistów, którym się wydaje, że potrafią wszystko zmienić?
- Nie. Obrazy, rzeźby, budynki, książki... Matyldo, to nie jest kilku ludzi, to jest cały potężny ruch, który nie planuje zmian, tylko je wprowadza. Myślą, tworzą, piszą! Miałem przed oczami prawdziwe cuda!
- I te „cuda” wystarczyły, by uwierzyć, że jesteś w centrum świata? Pycha jeszcze nikogo daleko nie zaprowadziła, Askaniuszu. Co najwyżej wysoko. Na szafot.
- Lepiej pełzać po ziemi jak wąż? Z głową pokornie szorującą po piachu?
- Trzeba znać swoje miejsce.
- Właśnie próbuję ci udowodnić, że źle definiujesz swoje, ale nie pozwalasz mi na zaprezentowanie wszystkich argumentów. Od kiedy Krukonka sądzi, nie poznawszy racji drugiej strony?
Takie stwierdzenie było nie do odparcia. Matylda westchnęła tylko. Nie było rady. Umiała przecież uznać się za pokonaną, gdy było to konieczne.
- Dobrze. Pokaż mi to, co chciałeś pokazać.
W milczeniu szli korytarzem prowadzącym do Pokoju Wspólnego Krukonów. Nie doszli tam jednak. Askaniusz zatrzymał się pod drzwiami prowadzącymi do małego pokoiku, w którym w ciągu dnia odbywały się lekcje pojedynków.
- Zaczekaj w środku – poprosił koleżankę. – Za chwilę coś ci przyniosę i wolałabym, żebyś oglądała to w samotności.
Wrócił po kilkunastu minutach, niosąc starannie zawinięty w tkaniny pakunek. Usiedli na podłodze i młodzieniec zaczął ostrożnie pozbawiać swój bagaż szmacianego pancerza. Ich oczom ukazała się wkrótce prosta, kamienna misa wypełniona dziwną, świecącą substancją. Dziewczyna wpatrywała się w naczynie jak zaczarowana. Było piękne w swej prostocie i bardzo kuszące.
- To jest myślodsiewnia. Pozwala przechowywać i uporządkowywać swoje wspomnienia. Słyszałaś kiedyś o czymś takim?
- Nie.
- To dość świeży wynalazek. W myślodsiewni deponuje się w sposób magiczny swoje przeżycia i można do nich potem wrócić, jeszcze raz znaleźć się w danej sytuacji i obejrzeć ją z perspektywy osoby trzeciej. Oczywiście może je oglądać także ktoś obcy. Chciałbym, żebyś właśnie to teraz zrobiła.
- Mam... wejść w twoją pamięć?
- W pewien sposób tak. Te obrazy są logicznie poukładane. Myślodsiewnia będzie ci posłuszna. Opuścisz ją, kiedy zechcesz, wystarczy, że nakażesz jej, by cię wypuściła. By wejść, po prostu zanurz głowę w tej świecącej masie.
- Co się na nią składa?
- To są moje myśli, Matyldo. Zostawię cię teraz. Powodzenia.
Askaniusz z Yew Park szedł wolnym krokiem w stronę swojego dormitorium, zaś jego koleżanka powoli i lękliwie zbliżała twarz do tajemniczej, migoczącej powierzchni...

*W owej potyczce dzielni czarodzieje italscy poskromili wraży ród goblinów w roku Pańskim pięćset osiemnastym. Trup ścielił się gęsto, no ale czego się nie robi dla wyplenienia takiej zarazy? Ciekawych poinformuję, że w III wieku p.n.e. starożytni Rzymianie także stoczyli bitwę pod Benewentum.
**Jest to stary i szanowany podręcznik wszystkich zaawansowanych adeptów magii. Został napisany na przełomie X i XI wieku przez Davida z Marylane. Jeśli wierzyć plotce – pomagał mu w tym jego dobry przyjaciel, Salazar Slytherin.
***Jak widać „argument” przytoczony przez Szekspira w "Hamlecie", a potem powtórzony przez Wyspiańskiego w „Weselu” sprawdza się już od wieków.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin