DECYZJE - romans chyba.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:04, 03 Sty 2006    Temat postu: DECYZJE - romans chyba.

Stwierdzam uroczyście - jestem szalona.
Serdecznie dziękuję Jupce za korektę. Byle dziewczynie do mnie cierpliwości starczyło.
Oddaję w wasze rece rozdział pierwszy kolejnych moich wypocin. Będzie to chyba romans, ale chyba tak nie do końca, zresztą, wyjdzie w praniu. Oczywiście z HG&SS, kto jest uczulony na tę parę niech lepiej nie czyta. Albo niech czyta, może polubi?

Acha, jest to pisane tak, jakby szósty tom nigdy nie istniał.


DECYZJE

Rozdział 1

Siedziała skulona pod mugolskim kościołem. Czuła na sobie pogardliwe spojrzenia przechodniów, ale nadal wyciągała rękę. W duchu przełykała łzy.
To dla Zoe, powtarzała jak mantrę. Podjęła wszelkie kroki, aby mała nigdy nie dowiedziała się, jak jej matka „dorabia” do pensji. Każdej niedzieli rzucała na siebie zaklęcie iluzji i szła pod kościół by żebrać. Wracała późnym popołudniem i odbierała córeczkę od sąsiadki.

***

Kiedy wprowadzała się do tej klitki, nie przypuszczała, jak wielką pomocą okaże się ciekawska, starsza kobieta z naprzeciwka. Była wtedy przerażona. W ciąży, bez perspektyw na przyszłość. W mugolskim świecie, w obcym kraju. Z garstką oszczędności i bez wykształcenia. Całymi dniami szukała pracy. Bezskutecznie. Kto zatrudni dziewczynę w ciąży?

Wtedy właśnie pani Mount zjawiła się niczym anioł miłosierdzia. Obserwowała tą cichą, uprzejmą młodą kobietę, jak wraca wieczorami, zrezygnowana. Słyszała zza ściany cichy płacz. Któregoś dnia zapukała do drzwi, trzymając w ręce świeżo upieczony kawałek ciasta.

Z początku Hermiona nieufnie podchodziła do życzliwości sąsiadki. Jednak powoli, cierpliwie, kobieta przełamywała nieufność dziewczyny. Sama nie miała dzieci, oboje z mężem nie mogli ich mieć, i zawsze tego żałowali. Teraz wdowa znalazła kogoś, o kogo mogła się troszczyć, a dziewczyna nauczyła się przyjmować tę troskę z wdzięcznością. Z czasem nauczyła się znowu ufać.

To Nana – jak zaczęła ją nazywać Hermiona – była przy niej, kiedy urodziła się Zoe. To ona pomagała jej, kiedy bała się wziąć małą na ręce. Kiedy płakała rozpaczliwie w czasie pierwszych dni. Kiedy myślała, że nigdy nie pokocha tego dziecka. Nigdy nie opowiedziała kobiecie historii, związanej z poczęciem córki.

***

Dziecko gwałtu.

To był koszmar. Wtedy, w jakimś opuszczonym domu, Voldemort mścił się na szpiegu. Użył jej jako narzędzia i ofiary jednocześnie. Harry zabił go o godzinę za późno. Przez własną brawurę i wiarę w swoje zdolności wpadła w łapy śmierciożerców. Przez dwa dni tkwiła w jakimś obskurnym pokoju, modląc się do wszystkich bogów o wybawienie. Zastanawiało ją, dlaczego zostawiono ją samą sobie na tyle czasu.

Żadnych tortur, fizycznych ani psychicznych. Kiedy w końcu zaprowadzono ją przed oblicze tego psychopaty, i gdy usłyszała pierwsze słowa, zrozumiała. Ledwie słuchała następnych słów Voldemorta. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w zakrwawionego, klęczącego czarodzieja. Przeniosła wzrok na Czarnego Pana w chwili, kiedy rzucał na niepokornego Imperiusa. Blada, nienaturalna twarz, wykrzywiona była w grymasie okrucieństwa. Czerwone oczy lśniły szaleństwem.

Resztę pamięta jak przez mgłę. Trzask rozrywanych ubrań, śmiech śmierciożerców i ból. Całą wieczność tkwiła w krainie bólu na skraju obłędu. Ostatnie, co zarejestrowała, to lubieżne miny obecnych śmierciożerców, czekających na swoją kolej, po tym, jak Voldemort odwołał ubezwłasnowolnionego mężczyznę. I trzaski aportacji członków Zakonu. Ocknęła się już w Hogwarcie. Przy jej łóżku siedział Dumbledore i patrzył na nią stroskanym wzrokiem.

Zamknęła oczy, nie zasłużyła na tę troskę. Sama była sobie winna i sama za to zapłaci. Wtedy nie wiedziała jeszcze, jak wysoką cenę przyjdzie jej zapłacić za jedną głupią decyzję. Usłyszała jak Dumbledore mówi zmęczonym głosem, że Voldemort zginął. Otworzyła oczy i spojrzała na dyrektora. Zrozumiał jej nieme pytanie.

Opisał przebieg walki, dodając na koniec, iż wszyscy słudzy Toma, obecni tego dnia, zginęli. Nie taki był zamiar członków Zakonu, ale nie dało się inaczej. Znowu zamknęła oczy, po policzkach potoczyły się łzy. Srebrnobrody czarodziej zapytał, czy pamięta, co stało się tamtej nocy. Znaleźli ją w kącie, nieprzytomną w poszarpanym ubraniu.

„Profesor Snape?”, zapytała cicho. Ciężkie westchnięcie Dyrektora i chwila ciszy. Wyjaśnił, że Lucjusz Malfoy, zanim zabił go Kingsley, rzucił na Severusa Obliviate. Nie wiedzą dlaczego i co się dokładnie wcześniej wydarzyło. Mają nadzieję, iż ona będzie w stanie wyjaśnić parę rzeczy.

Hermiona wzruszyła ramionami i obróciła się do ściany. Nie chciała teraz o tym rozmawiać. Nie była pewna, czy kiedykolwiek znajdzie na to dość siły. Stary czarodziej zrozumiał jej milczącą odpowiedź. Cicho powiedział, że jeżeli się zdecyduje, to zawsze znajdzie go w biurze, a potem wyszedł.

Rany fizyczne dziewczyny zagoiły się szybko, ale rany w duszy pozostały. Miała tylko dziewiętnaście lat i całe życie przed sobą, ale nie była w stanie się otrząsnąć. Przemykała korytarzami Hogwartu jak duch, na posiłkach grzebała tylko widelcem w talerzu, starając się nie zauważać współczujących spojrzeń członków Zakonu. Ani razu nie odwiedziła Harry’ego w skrzydle szpitalnym. Żyła we własnym świecie, pełnym demonów.

Z dnia na dzień niknęła w oczach. Czuła się coraz gorzej. Minął miesiąc i zaczęła mieć poranne nudności. W pierwszej chwili myślała, że to z nerwów, potem do niej dotarło. Była w ciąży. Pierwszą reakcją była panika, potem rezygnacja i wreszcie furia. Na siebie, na niego – jak mógł dać się złapać i jak mógł pozwolić na to, co się stało? – potem ochłonęła i wreszcie zaczęła myśleć.

Cały dzień leżała w łóżku i wpatrywała się w sufit. W głowie miała natłok myśli. Co dalej? Nikt nie wiedział, co się dokładnie stało. Z pewnością byli świadomi, że została zgwałcona, tego typu śladów nie da się ukryć, ale nie mieli pojęcia przez kogo, a ona nie chciała ich uświadamiać. Przypuszczała jednak, iż Dyrektor się domyślał, wyczytała to w jego spojrzeniu. I to, że nikt nie usiłował z nią rozmawiać na temat tamtych wydarzeń, też musiała być jego inicjatywa.

Wiedziała, że wystarczy pójść do Dumbledore’a i wszystko powiedzieć, a część jej problemów zniknie. Jeden dobrze przygotowany eliksir i po sprawie. Pozostanie niesmak i coraz większy wstręt do siebie. Nie była do tego zdolna. Nie chciała też widzieć rozczarowania w bladoniebieskich oczach czarodzieja.

Wieczorem wiedziała już co zrobi. Przygotowała konkretny plan. Zawsze w podbramkowych sytuacjach potrafiła twórczo myśleć. Zniknie i urodzi to dziecko. W końcu ono nie jest niczemu winne i nie powinno płacić za jej błędy. Jego ojciec nie jest nawet świadomy, co się stało, tym lepiej dla niej. I żadnych rozmów z Dumbledore’em. Ten człowiek potrafiłby ją przekonać do zmiany zdania, a ona nie była w stanie żyć tutaj po tym wszystkim.

Po raz pierwszy od tamtego koszmaru przespała spokojnie całą noc, a rano przystąpiła do realizacji swoich zamiarów. Wysłała sowę do Gringotta, aby sprawdzić, ile zostało jej oszczędności, ubrała się i udała na śniadanie. Widziała zdumienie na twarzach pozostałych jeszcze w zamku, uczestników walki. Ostatnio przychodziła na posiłki powłócząc nogami, rozczochrana, w pogniecionej szacie. Gapiła się tępo w talerz i jako pierwsza uciekała do przydzielonego jej na czas „rekonwalescencji” pokoju.

Dziś weszła energicznym krokiem, uczesana, w schludnym i czystym ubraniu. Usiadła na swoim miejscu i nalała kubek soku. Nie była w stanie nic zjeść, jej żołądek buntował się, ale dobry początek został zrobiony. Mieli uwierzyć, że zaczyna dochodzić do siebie. Spokojnie odpowiadała na słowa powitania i nawet zmusiła się, aby zostać nieco dłużej niż zwykle.

Całe dwa tygodnie postępowała według swojego pomysłu. Wychodziła z zamku na krótkie spacery. Zaczęła nawet rozmawiać z McGonagall o rzekomych planach kontynuacji studiów. Teraz były wakacje i miała jeszcze dużo czasu na odrobienie zaległości, spowodowanych wojną, jak przekonywała ją opiekunka Gryfonów. Mogła pozostać w Hogwarcie, dopóki pozostali śmierciożercy nie zostaną wyłapani.

Hermiona przytakiwała i udawała, że zastanowi się nad tą ofertą, a w duchu ogarniało ją coraz większe znużenie tymi kłamstwami. „Jeszcze tylko parę dni”, powtarzała. Odwiedziła przyjaciela w szpitalu, zawsze wybierała chwile, kiedy spał pod wpływem środków znieczulających. Nie miała siły na rozmowę z Harrym. Siedziała przy jego łóżku i tylko trzymała go za rękę. Stracił już w tej wojnie wszystkich, których kochał, a teraz jeszcze ona odejdzie.

Pochłonięta swoim planem nie dostrzegała bacznie obserwujących ją mądrych oczu Dyrektora. I smutku na jego twarzy. Nie interesowała się również NIM. Ten rozdział życia uważała za zamknięty, teraz pracowała nad nowym, a tamte wydarzenia zepchnęła głęboko w podświadomość. Po trzech tygodniach była gotowa. Nad ranem, zabierając ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy i różdżkę, opuściła Hogwart.

U Gringotta była pierwszym klientem. Wymieniła wszystkie swoje galeony na funty i opuściła świat czarodziejów. Udała się na lotnisko i kupiła bilet na najbliższy lot do Australii. Było jej obojętne miasto docelowe, byle dalej od Anglii. Wylądowała w Melbourne, w drugim miesiącu ciąży, przerażona.

Następne trzy miesiące były najdłuższym okresem w jej życiu. Poszukiwanie taniego, a jednocześnie takiego, w którym można wychowywać dziecko, mieszkania. Załatwianie pracy, topniejące oszczędności, oraz coraz bardziej zaawansowana ciąża i bolące plecy, opuchnięte kostki.

***

Teraz, po pięciu latach, ciągle zastanawiała się, jak udało jej się przetrwać. Zaciskała zęby i parła naprzód. Po urodzeniu córki przyjęła pomoc Nany, która zaoferowała się zaopiekować małą, kiedy Hermiona będzie w pracy. Pracowała jak szalona w tygodniu i żebrała w niedzielę. Korespondencyjnie zdała mugolską maturę i po dwóch latach zapisała się na zaoczne studia chemiczne i nadal pracowała oraz żebrała. Został jej jeszcze tylko rok nauki, a potem będzie mogła znaleźć normalną pracę.

I dzisiaj wiedziała, że było warto. Zoe, jej największy skarb. Każdego dnia, jak wracała z pracy – sprzątała u bogatego małżeństwa – witał ją radosny szczebiot szczęśliwego dziecka. Czasem tylko, kiedy mała, widząc na spacerze szczęśliwe rodziny, pytała dlaczego nie ma tatusia, Hermionie przypominał się koszmar. Zoe była podobna do niej, wyjątkiem był kolor włosów i oczu. Czarne, połyskujące, proste włosy i czarne oczy. Zagadywała wtedy córkę i dziewczynka zapominała, aż do następnego razu. A Hermiona szła wypłakać się na życzliwym ramieniu sąsiadki. Jednak z upływem czasu koszmar bladł.

Przestała nienawidzić siebie i jego. On także był ofiarą, wiedziała o tym cały czas, ale musiała kogoś winić. Teraz była starsza, mądrzejsza i bardzie skłonna do wybaczania. Z początku często myślała o życiu, które zostawiła. Teraz nie miała czasu, aby zastanawiać się, co by było, gdyby. Jedyną rzeczą, która wiązała ją jeszcze z magią, była różdżka. Korzystała z niej tylko wtedy, kiedy szła żebrać.

***

Zebrała pieniądze, które udało jej się dzisiaj „zarobić”, wstała, i ruszyła do domu. W bramie zdjęła zaklęcie iluzji i ukryła różdżkę. Już nie mogła się doczekać wspólnego popołudnia z córką. Mała z pewnością już niecierpliwie czeka z jedną z jej ulubionych książeczek. Zoe miała cztery i pół roku, a jej ulubionym zajęciem było czytanie. Chłonęła nowe wiadomości jak gąbka. Pociąg do wiedzy odziedziczyła przecież w podwójnych ilościach.

Hermionę martwiły delikatne oznaki magii. Z początku rzadkie, ostatnio jednak coraz bardziej częstsze i intensywniejsze. Wiedziała, że za parę lat o jej skarb upomni się czarodziejski świat i bała się tej chwili. Sama zrezygnowała z magii, ale nie może niszczyć życia dziecku. Westchnęła ciężko i zapukała do drzwi Nany, aby odebrać córkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Czw 17:39, 05 Sty 2006    Temat postu:

błędy i rzeczy, które mi nie pasią - to an początek. uwaga, ejstem w czepliwym nastroju!
Cytat:
Obserwowała tą cichą
tę, w końcu dziewczynę
Cytat:
w krainie bólu na skraju obłędu.
to nie jest błąd, ale lepiej brzmiałoby z przecinkiem po "bólu"
Cytat:
stroskanym wzrokiem.
a nie lepiej "zatroskanym"?
Cytat:
ale dobry początek został zrobiony.
yyy... dziko to brzmi. nie lepiej "ale był to dobry początek", albo cos w ten deseń? wieem, że sie czepiam, ale cóż, bywa :P...
Cytat:
Wylądowała w Melbourne, w drugim miesiącu ciąży,
XD. nie, no, sorry, ale brzmi to, jakby wylądowała w drugim miesiacu ciąży :P...
Cytat:
bardzie skłonna
w ramach czepialstwa zaawansowanego :P - bardziej
imię "Harry" podczas deklinacji piszemy z apostrofem (gdzieś tam napisałaś "Harrym").

a sam pomysł? cóż... trochę wymuszony. kojarzy mi się z SDwP (Snape i Obliviate - wiem, może nie jest to taka sytuacja, ajk tam, ale cóż...) i czymś jeszcze, czego nie potrafie tego sprecyzować.
tój styl mi się podoba, wiesz o tym, ale... eem. no, cóż, przyznam ci w pewnym stopniu rację - jesteś szalona :P. po prostu... no, nie pasuje mi sam pomysł na to opowiadanie.

ale będę czytać dalej, może troche, żeby sie poznęcać (:P), a może po to, zeby zobaczyć, jak sytuacja się rozwinie...

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 9:56, 08 Sty 2006    Temat postu:

Podziękowania dla Jupki za korektę - Jupko jesteś Wielka i błyskawiczna :D

Ata, dzięki za czepliwość, pozwala dostrzec niedostatki i ćwiczyć warsztat. Czepiaj się do woli. < chyba jestem masochistką>

Rozdział 2.

- Mama! – usłyszała, gdy tylko weszła do przytulnej kuchni Nany. Zoe siedziała na swoim wysokim krzesełku i wymachiwała łyżeczką, z której skapywały resztki budyniu.

- Cześć, ptysiu – wyjęła córce łyżeczkę z ręki, wyciągnęła z krzesełka i mocno przytuliła. – Byłaś grzeczna? - połaskotała nosem miękki karczek.

Dziewczynka zachichotała i pokiwała główką.

– Bardzo grzeczna. Czytałyśmy z Naną książeczki.

Hermiona uśmiechnęła się, jakżeby inaczej. Cmoknęła Zoe w nosek i posadziła z powrotem.

– To teraz jeszcze przez chwilę bądź grzeczna i dokończ podwieczorek. Mama musi zjeść obiadek, a potem opowiesz mi wszystko, dobrze?

Mała kiwnęła zamaszyście główką. Kilka czarnych kosmyków wysunęło się z kucyka i opadło jej na twarz. Odsunęła je energicznie i z zawziętą miną zaatakowała budyń. Hermiona, sięgająca po talerz podsuwany jej przez Nanę, zamarła na sekundę. To zmarszczenie brwi. Po raz pierwszy tak wyraźnie widać było podobieństwo Zoe do tego człowieka. Automatycznie wzięła widelec i zaczęła jeść, nie odrywając wzroku od córeczki, która znowu wesoło paplała.

- …i wtedy króliczek zrobił się brązowy, a zaraz znowu niebieski – do zamyślonej Hermiony dotarła końcówka zdania.

- W książeczce?

- Nie - chichot. – Bugs. Zjadłam – na dowód postukała łyżeczką w dno miseczki.

Bugs był ukochaną przytulanką dziewczynki, nazwaną na cześć ulubionej kreskówki. Sporej wielkości pluszowa zabawka, którą Hermiona kupiła za pierwsze zarobione pieniądze. Wtedy Zoe była jeszcze niemowlakiem, ale kiedy tylko dorosła na tyle, aby się nią bawić, targała ją ze sobą dosłownie wszędzie.

Młoda kobieta popatrzyła pytającym wzrokiem na Nanę, która stawiała właśnie swoją „wnusię” na ziemię.

– Zoe, skarbie, idź i poszukaj niespodzianki, którą zrobiłaś dla mamy – po czym przeniosła wzrok na Hermionę i lekko pokręciła głową. – Później, – dodała – kiedy mała pójdzie spać. Musimy porozmawiać.

Dziewczyna całkiem straciła apetyt. Stało się to, czego ostatnio coraz bardziej się obawiała. Nana dostrzegła oznaki magii, a to wiązało się z niewygodnymi pytaniami i kolejnymi kłamstwami. Westchnęła ciężko i odsunęła w pół opróżniony talerz.

- Jak tylko Zoe zaśnie, dam znać. Muszę ci parę rzeczy wyjaśnić.

- Czas najwyższy – mruknęła starsza kobieta i popatrzyła na Hermionę z lekkim potępieniem. – Wiesz, że nigdy nie naciskałam na ciebie, ale teraz chyba powinnam – zabrała talerz ze stołu i odstawiła do zlewu. – Przyniosę wino. Podejrzewam, że będzie nam potrzebne.

Hermiona zdążyła tylko kiwnąć głową, gdy mała błyskawica wpadła do kuchni. W ręku trzymała pomiętą kartkę i wymachiwała nią gwałtownie.

- Nana naumiała mnie pisać – wysapała i podetknęła ją mamie prawie pod nos. – Zobacz!

Na samym środku dużej kartki widniały trochę koślawe literki. Hermiona z czułością spojrzała na córeczkę, przestępującą niecierpliwie z nogi na nogę.

– Wspaniałe. Jesteś najsprytniejszą dziewczynką jaką znam, napisałaś swoje imię i nazwisko – uśmiechnęła się z dumą. – A teraz biegnij pozbierać zabawki, musimy dać Nanie odetchnąć.

Po odprawieniu całej ceremonii pożegnalnej – jakby mieszkały co najmniej na drugim końcu świata – wróciły do domu. Zoe natychmiast pobiegła do siebie i zaczęła wyciągać książeczki. To był ich rytuał. Mała znosiła do większego pokoju „najlubione” bajki, a Hermiona przebierała się w tym czasie w wygodne ciuchy i robiła kakao.

Całe niedzielne popołudnia spędzały na czytaniu, oglądaniu bajek czy zabawie. Hermiona miała wyrzuty sumienia, iż tak mało czasu może spędzać z córką, więc kiedy tylko mogła, całą uwagę poświęcała czarnowłosej szczebiotce. Dziewczyna często zastanawiała się, jakim cudem mała jest takim żywym dzieckiem. Ona sama odkąd pamięta była raczej spokojna, a On również nie wyglądał, żeby był taki jako dziecko.

Dzisiejszy wieczór upłynął im na czytaniu „Opowieści z Narnii”. Dziwnym trafem Zoe fascynowało wszystko, co miało związek z magią.
To musi tkwić w genach. Hermiona wiedziała, że będzie musiała przemyśleć ponownie parę spraw. Przede wszystkim, co i jak powiedzieć córce. Wątpiła czy w tym wieku mała będzie w stanie zrozumieć pewne rzeczy. Trzeba będzie ją stopniowo przygotowywać na to, co nadejdzie.

Wieczorem, kiedy dziewczynka zasypiała, siedziała obok i gładziła ją po lśniących włoskach. Nad życie kochała swoje „przypadkowe” dziecko i bała się przyszłości. Po raz pierwszy w pełni dotarło do niej co zrobiła. Spaliła za sobą mosty i teraz była bezradna. Może gdyby wtedy jej rodzice żyli, jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Niestety, kiedy była na siódmym roku w Hogwarcie, zginęli w katastrofie lotniczej. Wracali concordem z urlopu, tym, który rozbił się we Francji.

Westchnęła ciężko, poprawiła zsuwającą się kołderkę i wyszła, cicho zamykając drzwi.
I czeka mnie jeszcze rozmowa z Naną. Nie miała pojęcia co powiedzieć. Prawdy nie mogła z wiadomych względów, a żadne kłamstwo nie będzie wyglądać przekonująco. Jak wyjaśnić zmieniającą kolor pluszową zabawkę? Nie można.

Zbierała właśnie książeczki, rozrzucone po całym pokoju, kiedy usłyszała ciche pukanie.
Nana. Szybko ogarnęła wzrokiem pokój, skrzywiła się na widok bałaganu, ale tylko wzruszyła ramionami i poszła otworzyć. Zanim wpuściła przyszywaną babcię, odetchnęła parę razy głęboko i przygotowała się na nieuniknione. Sądziła, że to, co musiała powiedzieć diametralnie zmieni ich stosunki.

***

Odebrała od starszej kobiety wino i zaprosiła gestem do pokoju. Sama weszła do kuchni po odpowiednie kieliszki. Starała się jak najdłużej odwlec tę rozmowę. Zabrała szkło i dołączyła do Nany. Pod jej ciepłym spojrzeniem nalała wina i podała kobiecie. Sama nie siadła, tylko zaczęła nerwowo chodzić po pokoju, zastanawiając się, jak zacząć.

- Pewnie zastanawiasz się… - rozpoczęła cichym głosem, stojąc twarzą do okna. Nie chciała widzieć wyrazu twarzy kobiety, kiedy powie to, co musi.

- Kiedy masz zamiar powiedzieć mi w końcu o tym, że ty i Zoe jesteście czarownicami? – Nana weszła jej w słowo. Kochała tę młodą kobietę i nie mogła patrzeć jak się męczy, usiłując znaleźć przekonujące kłamstwo.

Hermiona gwałtownie obróciła się przodem. Była zszokowana

– Skąd? Jak? Wiedziałaś… cały czas – stwierdziła, widząc zmieszaną minę Nany. – Muszę usiąść - klapnęła ciężko na fotel. – Wygląda na to, że nie ma sensu kłamać, tak jestem czarownicą, moja córka również. Wyjaśnij mi skąd wiedziałaś. Nie wierzę, że zorientowałaś się dopiero dzisiaj. Nie podeszłabyś do tego tak spokojnie, magia to nie jest coś, do czego mugole podchodzą ze zrozumieniem.

- Wszystko ci wyjaśnię. Za dużo tych tajemnic. Znalazłaś się w takim momencie życia, w którym musisz podjąć ważne decyzje i powinnaś dowiedzieć się wszystkiego. Nie wiem, czy ci to w czymś pomoże, ale męczą mnie te sekrety – upiła łyk wina, jakby na dodanie sobie odwagi. – Chcę cię przeprosić za to, co zaraz powiem i musisz mi obiecać, że wysłuchasz mnie do końca – popatrzyła na Hermionę i czekała, a kiedy dziewczyna skinęła głową, kontynuowała. – Chyba zacznę od tego, że mój mąż był czarodziejem i przyjacielem Albusa Dumbledore’a. Albus podejrzewał, co chciałaś zrobić i nie spuszczał cię z oczu. Wiesz, że przed nim nic się nie ukryje, dlatego też jak tylko ustalił gdzie jesteś skontaktował się ze mną – urwała i sięgnęła po wino. – Nie zdziwiło cię, że w miarę szybko znalazłaś mieszkanie? I na dodatek tanie i w dosyć dobrej dzielnicy? – spojrzała na Hermionę. – Albus i jego sztuczki – zaśmiała się cicho. – Zawsze był w tym dobry. Wracając do tematu: wyjaśnił mi, ogólnie bez wchodzenia w szczegóły, kim jesteś oraz co ci się przytrafiło i poprosił, abym zaopiekowała się tobą. Martwił się, nie mógł wpłynąć na ciebie, nie chciałaś tego i byłaś pełnoletnia, ale nie chciał pozostawić cię samej sobie. Miałam nie ingerować w twoje życie, tylko dyskretnie pomagać. Gdy tu się wprowadzałaś, wiedziałam o tobie więcej, niż mogłabyś sobie wyobrazić. Z początku się wahałam, ale kiedy cię poznałam, pokochałam jak własną córkę. Jak wiesz, nie mogliśmy mieć z Akselem dzieci. Ty mi je zastąpiłaś, a kiedy urodziła się Zoe, byłam najszczęśliwszą babcią na świecie. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, że nie powiedziałam ci tego wcześniej. Albus prosił, abym milczała. Nie wiem dlaczego – zakończyła.

Hermiona podczas całej tej przemowy wpatrywała się w kobietę. Nie wierzyła własnym uszom. Dumbledore ją szpiegował! Cały ten czas wiedział! Poczuła się zdradzona. Przez niego i przez Nanę. To była jej decyzja, aby odciąć się od przeszłości. A ona cały czas podążała za nią. Powinna była wiedzieć, przed nią nie da się uciec.

- Ponieważ wiedział, że jeśli się dowiem to ucieknę jeszcze dalej – zaczęła z goryczą. – Przez ten cały czas pozwalałaś, abym karmiła cię kłamstwami i udawałaś, że w nie wierzysz. Musiałaś uważać mnie za straszną kłamczuchę.

- Hermiona, to nie tak – przerwała jej. – Wiedziałam, że nosisz w sobie rany i potrzeba czasu, aby się zaleczyły. Chciałam dać ci ten czas. Wierzyłam, iż któregoś dnia sama powiesz mi wszystko. Myślę, że ta chwila w końcu nadeszła. Magia w Zoe jest coraz silniejsza i nie dałabyś rady dalej tego ukrywać. Nie przeczę, że ciekawi mnie, co dokładnie spowodowało, że zdecydowałaś się na taki drastyczny krok. I kim jest ojciec Zoe.

***

...I kim jest ojciec Zoe. Ostatnie słowa Nany odbiły się echem w umyśle dziewczyny. Dla małej było to tylko puste słowo, ale jej, ojciec Zoe kojarzył się z najgorszym koszmarem, jaki może przeżyć kobieta. Sytuacji nie poprawiał fakt, iż wtedy był nielubianym choć szanowanym przez nią człowiekiem. Nie, od dawna nie czuła do niego nienawiści, za to, co się stało. Współczuła mu. Ale ciągle nie mogła się przemóc, aby o tym z kimkolwiek rozmawiać. Swój strach, ból, obrzydzenie do samej siebie zepchnęła głęboko w podświadomość i nie chciała ich wywlekać na wierzch.

Miała wrażenie, że jeżeli tylko ona o tym wie, to był to tylko senny koszmar. Koszmar, który dał jej największy skarb – córkę. I teraz miała opowiedzieć wszystko kobiecie, która, chociaż ją kochała, to jednocześnie ją oszukiwała. Jednak, jeśli miałoby się być szczerym, to ona również zbudowała swoje życie na kłamstwie. Sama okłamywała tę kobietę, która była przy niej w najgorszym etapie jej życia i nigdy jej nie osądzała. Po prostu była.

Jeszcze przez moment Hermiona siedziała w milczeniu i tylko popijała małymi łyczkami wino. Po dłuższej chwili podjęła decyzję. Odstawiła kieliszek i odetchnęła.

– Czy Albus wie jak wygląda Zoe? – musiała się upewnić czy, jak się domyślała, Dumbledore jest świadomy, czyją córkę urodziła.

- Tak. Wysyłałam mu wasze zdjęcia – starsza kobieta wyglądała na skruszoną. – Wybacz, ale nie mogłam się oprzeć pokusie pochwalenia się jakim ślicznym dzieckiem jest Zoe. Co jakiś czas zresztą wysyłał mi sowę z prośbą o najświeższe informacje – urwała i spojrzała domyślnie na siedzącą naprzeciw dziewczynę. – On wie, prawda? Wie, kim jest ojciec?

Hermiona nie odpowiedziała. Wiedziała, że musi wyjaśnić Nanie wszystko, ale akurat to chciała zachować dla siebie. To, że Dumbledore wie, było do przewidzenia. Podejrzewała, że nikomu nie powiedział. Zrozumiał jej motywy. W chwili, kiedy to pomyślała, uświadomiła sobie, iż nie ma pretensji do dyrektora, ani do Nany. Wszystko, co robili wynikało z troski o nią, przy jednoczesnym uszanowaniu jej decyzji.

- Wie. Jak przypuszczam tylko on i chciałabym, aby tak zostało – sięgnęła przez stolik i ujęła dłonie poorane zmarszczkami. – Proszę, to nie ma znaczenia, kim on jest. Zostałam zgwałcona, ale to już wiesz… Człowiek, który to zrobił, został do tego zmuszony, a potem rzucono na niego zaklęcie zapomnienia. Powiem tylko tyle, że nie pamięta tego, co się wtedy stało. Nie wiem też, co powiedział mu Albus, ale jestem pewna, iż nie wspomniał o najistotniejszym szczególe. A ci, którzy mogli go uświadomić do końca, nie żyją. Wszyscy zginęli tamtej nocy – zakończyła.

- Czyli ojciec Zoe żyje? – ścisnęła w geście pocieszenia dłonie dziewczyny, kiedy ta skinęła głową. – Więc może, gdyby mu powiedzieć…

- Nie – przerwała jej gwałtownie Hermiona, uwolniła ręce, wstała i znowu zaczęła chodzić po pokoju. – Nie zrozumiesz tego, Nana, ale tak jest najlepiej. Mam mu przypomnieć najgorszy koszmar jego życia? Był wtedy torturowany, bo Voldemort odkrył, że jest szpiegiem Dumbledore’a. To potężny i bardzo dumny czarodziej, a w tamtą noc wyglądał jak kupka nieszczęścia, nie miał już nawet siły się bronić. Niszczyli go, powoli i boleśnie, rozumiesz? A na koniec ten psychopata postanowił jeszcze zabawić swoich sługusów jego kosztem i wykorzystał do tego mnie. Nie, wystarczy, że ja pamiętam i nie będę miała tego szczęścia, aby zapomnieć. Zresztą, co by to dało? I tak nigdy by w to nie uwierzył. Już wcześniej mnie nie znosił, a fakt, że byłam świadkiem jego poniżenia, nie poprawiłby sytuacji. To trudny człowiek i nie sądzę, aby się zmienił – usiadła przy kobiecie i spojrzała na nią prosząco. – Zostawmy ten temat, dobrze? To nas do niczego nie zaprowadzi.

Nana westchnęła ciężko w duchu.
No cóż, Albusie, próbowałam. Uprzedzałeś mnie, że jest uparta i znajdzie najlepsze z możliwych argumentów, aby pozostawić to tak, jak jest. Teraz twoja kolej, by coś z tym zrobić. Ciągle otwarta pozostawała kwestia przyszłości Zoe. Albus prosił ją, żeby delikatnie starała się przekonać Hermionę do powrotu do Anglii. Owszem, w Australii również była szkoła magii, ale Dyrektor planował dla Hermiony i jej córki inną przyszłość.

Uważał, że minęło wystarczająco dużo czasu, aby dziewczyna się otrząsnęła. Wierzył w nią, zawsze była silna, najsilniejsza z całej trójki, i chciał jej powrotu do czarodziejskiego świata. Poczynił już nawet pierwsze kroki w tej sprawie. Rozmawiał z rektorem czarodziejskiej uczelni, na której studiowała zanim przydarzyło się to nieszczęście. Uzyskał zapewnienie, że przyjmą ją z otwartymi rękoma i będzie mogła ukończyć studia.

- W porządku - uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny. – Powiedz mi jeszcze tylko, jakie masz plany w stosunku do Zoe. Jest czarownicą, teraz jest jeszcze za mała, aby zrozumieć, że to, co robi to najprawdziwsza magia, ale w końcu zacznie zadawać pytania. Dlaczego jest inna. Myślę, że powinna mieć kontakt z dziećmi takimi jak ona. Przypomnij sobie, jak na ciebie reagowali ludzie, kiedy byłaś mała i co czułaś, zanim nie dowiedziałaś się, kim jesteś naprawdę.

Na twarzy Hermiony pojawiło się zatroskanie.

– Zdaję sobie z tego sprawę i, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co robić – westchnęła. – Wiem, że muszę jej pewne rzeczy wyjaśnić, nie jestem pewna czy zrozumie, ale potem będzie jeszcze gorzej.

- A kontakty z rówieśnikami takimi jak ona? Myślałaś o tym?

- Nie wiem, Nana, nie wiem – Hermiona wyglądała na zrezygnowaną. – Będę chyba musiała poszukać kontaktów z australijskim czarodziejskim światem. Tylko, że nawet nie wiem, gdzie zacząć szukać. – Gwałtownie poderwała głowę i spojrzała na przyszywaną matkę. – Przecież twój mąż był czarodziejem. Ty wiesz, jak tam trafić, prawda?

- Wiem – przytaknęła. – Ale czy jesteś pewna, że chcesz zostać w Australii? Tutejszy czarodziejski świat różni się nieco od tego, który znasz. Każdy kraj ma własną specyfikę, a nasz jest pod ogromnym wpływem aborygenów. Najstarsze czarodziejski rody wywodzą się właśnie z tej rasy. Tutejsza magia związana jest bardziej z przyrodą. Dobrze się zastanów, zanim podejmiesz jakąś decyzję w tej sprawie.

- Co masz na myśli, mówiąc „związana z przyrodą”? – jak zwykle taka ogólnikowa odpowiedź nie była wystarczająca dla Hermiony. Chodziło przecież o przyszłość jej dziecka.

- No cóż. Ten kraj, jak zdajesz sobie sprawę, to ojczyzna przede wszystkim aborygenów. Ich magia to jedność z duchami przyrody i zwierząt. Kształcą tutaj czarodziejów głównie pod tym kątem. Reszta to tylko dodatki. Ty i Zoe jesteście Angielkami. Wasza magia jest inna. Równie potężna, ale podstawy jej zrozumienia są całkowicie różne i głęboko zakodowane w psychice każdego czarodzieja. Im potężniejszy czarodziej tym trudniej jest się przestawić. A w Zoe drzemią naprawdę olbrzymie pokłady magii. Miałam okazję przysłuchiwać się gorącym dyskusjom Aksela i Albusa na temat różnic i podobieństw. Wierz mi, tych pierwszych jest o wiele więcej – zamyślonym wzrokiem spojrzała na coraz bardziej pognębioną dziewczynę. – A czy nie zastanawiałaś się nad powrotem do Anglii? – rzuciła niepewnie i wstała.

Nie była pewna czy dobrze zrobiła tak od razu przechodząc do rzeczy, ale musiała dać Hermionie do myślenia. Podeszła do znieruchomiałej młodej kobiety i pieszczotliwie poklepała ją po policzku.

– Pójdę już. Masz sporo do przemyślenia. Mam nadzieję, że dokonasz właściwego wyboru. Pamiętaj, tu chodzi nie tylko o ciebie. Masz Zoe.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez annie dnia Nie 11:51, 08 Sty 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Nie 11:38, 08 Sty 2006    Temat postu:

eh, ja wtedy miałam taki nastrój czepliwy - dziś, poza paroma (paronastoma... popracuj and interpunkcją) przecinkami (których leniwej Aci nie chce się wypisywać :P), nic nie zauważyłam... oprócz tego:
Cytat:
angielkami
khem. Angielkami, jakby to, ten, no... nazwa własna jest?

dziś również pomysł opowiadania podoba mi się bardziej - właściwie jest to jedna z niewielu mozliwości, by fick HG/SS pozostał kanoniczny. i już nie mogę się doczekać spotkania Severusa z Hermioną - bo że do takowego dojdzie jest prawie stuprocentowo pewna.

zatem czekam na kolejną część. dawaj szybko (;.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Nie 12:39, 08 Sty 2006    Temat postu:

Podoba mi się, nawet bardzo. Jedynym minusem jest to, do jakich mnie wyobrażeń zmusiłaś - nie znoszę torturowanego Snape'a, nie pasuje mi to jakoś do niego, ale to już gesti upodobań.

A opowiadanie jesy rewelacyjne. Szkoda tylko, że tak go mało, kiedy ja mam głów na ficki z tym właśnie paringiem. Mam nadzieję, że szybko pojawią się dalsze części.

I, Annie, kochana, trzeba było zrobić z tego erotyk! To by było dopiero... Zasadniczo do Łazienki dałabym to już za samą scenę gwałtu. Przemoc ostateczniexD

Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:54, 15 Sty 2006    Temat postu:

Ja broń Boże nie zachwalam Jupki - jeszcze mi ją ktoś "odbierze", - ale ta dziewczyna jest niesamowita. Gorące podziękowania Jupko. Jesteś Wielka.

Rozdział trzeci.

Następnego dnia, Hermiona szła do pracy prawie nieprzytomna z niewyspania i z bolącą głową. Po wyjściu Nany jeszcze długo siedziała i zastanawiała się, jaką decyzję podjąć na kolejnym zakręcie, jaki zgotowało jej życie. Automatycznie popijała wino, pozostawione przez starszą kobietę. Rzeczywiście było jej potrzebne, aby rozluźnić się po rewelacjach usłyszanych wieczorem.

Więc Dumbledore cały czas wiedział, w sumie nieszczególnie ją to dziwiło. Zawsze wiedział. Na przekór sobie poczuła wdzięczność do tego starego czarodzieja, że nie pozostawił jej samej sobie. Zdawała sobie sprawę, iż nie poradziłaby sobie bez Nany. Była pełna podziwu dla tej kobiety, która przez tyle lat znała jej sekret i niczym się nie zdradziła.

Skuliła się pod kocem i objęła dłońmi lampkę wina. Teraz musiała rozwiązać dylemat, związany z przyszłością córki. W tej chwili była pewna tylko jednej rzeczy: nie byłaby zdolna do tego, aby odciąć Zoe od magii. Kiedy nadejdzie czas, mała pójdzie do czarodziejskiej szkoły, nie ma co do tego wątpliwości.

Pozostawało podjąć decyzję, w jakim kraju. Myślała nad słowami Nany o magii aborygenów. Będzie musiała rozejrzeć się po tutejszym czarodziejskim świecie. Sprawdzić dokładnie wszystko. Nie może być przecież, aż tak źle, myślała rozpaczliwie.

„A czy nie zastanawiałaś się nad powrotem do Anglii?”. Nie mogła przestać o tym myśleć. Powrót. Zadrżała na samą myśl. W Australii zaczynała w końcu powoli wychodzić na prostą. Został jej tylko rok studiów, potem znajdzie normalną pracę i będzie mogła rzucić te upokarzające zajęcia – sprzątanie u obcych ludzi i żebranie. Gdyby ci bogacze nie wykorzystywali jej, nie musiałaby żebrać. Nienawidziła tego.

Ile ją to kosztowało, wiedziała tylko ona. Pożegnała się z marzeniami i przełknęła całą swoją dumę. Wszystko z myślą o Zoe. Mozolnie budowała swojemu dziecku bezpieczny świat. Miała już też niewielkie oszczędności na zabezpieczenie jej przyszłości. A teraz wychodzi na to, że wszystko na próżno. Brutalna rzeczywistość znowu dawała znać o sobie, wykorzystując do tego jej córkę.

Jeżeli okaże się, że nauka Zoe w Australii nie jest możliwa, będzie zmuszona zostawić ten bezpieczny świat i wrócić tam, gdzie, bez wątpienia, dopadnie ją przeszłość. Nie martwiła się o siebie. Była już wystarczająco silna, aby stanąć ze swoimi demonami twarzą w twarz. Bała się o Zoe. Jeśli wróci, to demony dopadną również jej córkę.

Nie będzie w stanie ukryć podobieństwa małej do niego. Owszem, dziewczynka była raczej podobna do niej, ale włosy i oczy odziedziczyła po ojcu. Także to przenikliwe spojrzenie i charakterystyczne zmarszczenie brwi, które zauważyła dopiero dzisiaj. Nie uniknie pytań.

Bała się też reakcji przyjaciół; Harry’ego, Weasleyów, Remusa. Uciekła, nie zostawiając im żadnej wiadomości. Wiedziała, że swoim postępowaniem zraniła wszystkich bliskich jej ludzi. Przez te wszystkie lata nauczyła się o tym nie myśleć. Zwariowałaby od tego. A jeżeli wróci, to czeka ją parę przykrych rozmów. Nie była pewna, czy jej wybaczą. Szczególnie Harry.

Ron i Ginny zginęli, a ona uciekła i zostawiła go samego. Nie byłaby zdziwiona, gdyby po tym wszystkim stał się zgorzkniały. Potrząsnęła głową, aby odpędzić te ponure myśli. One jej nie pomogą. Jeżeli będzie zmuszona do powrotu, to musi się do tego psychicznie przygotować.

Będzie musiała być silna, podwójnie, aby ochronić Zoe. Nikomu nie da jej skrzywdzić. Słowem czy gestem, nieważne. Ona wytrzyma wszystko, ale wara im od jej córki. Najbardziej jednak obawiała się spotkania z nim. Prędzej czy później do tego dojdzie. Nie wiedziała co dokładnie powiedział mu Dumbledore o tamtejszej nocy

Zaskoczyły ją własne myśli. Wyglądało to tak, jakby już się zdecydowała. Dlaczego tak myśli? Ponieważ chcesz tam wrócić, podświadomie zawsze chciałaś, nie przypuszczałaś tylko, iż nastąpi to tak szybko. Znowu zobaczyć przyjaciół. Móc poczuć się jak w domu. Bezpiecznie.

Nie! Wstała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. Musi dokładnie wszystko przemyśleć. Wziąć pod uwagę każde za i przeciw. Musi myśleć o Zoe.

Czyli czeka mnie jutro podróż w przeszłość, zaśmiała się ponuro i odstawiła pusty już kieliszek. Rano spytam się Nany, jak trafić do tutejszego czarodziejskiego świata. Zanim podejmę ostateczną decyzję muszę również porozmawiać z Dumbledorem.

***

Nana zamknęła drzwi za wychodzącą do pracy dziewczyną i westchnęła ciężko. Musi natychmiast skontaktować się z Albusem. Ta dziewczyna jest niemożliwa. Poprosiła ją o wskazówki, jak dostać się do australijskiego świata czarodziei.

Skierowała się do pokoju, żeby sprawdzić czy Zoe, jak co rano, ogląda ukochane kreskówki. Na twarzy starej kobiety pojawił się czuły uśmiech na widok leżącej na brzuchu dziewczynki, całkowicie pochłoniętej widokiem niebieskiego królika, gryzącego marchewkę. Jedną ręką podpierała podbródek, a drugą obejmowała nieodłączną pluszową zabawkę.

Odwróciła się i cicho ruszyła do sypialni. Z drewnianej, ozdobnej szkatułki wyjęła złotoczerwone pióro. Dostała je od Albusa na wypadek, jeśli musiałaby się z nim błyskawicznie skontaktować. Wahała się przez chwilę, po czym przeszła do kuchni. Uznała, iż nadszedł czas, aby je wykorzystać. Potrzebowała pomocy, by przekonać Hermionę do powrotu do Anglii, ponieważ nie wyglądało na to, żeby dziewczyna rozważała taką ewentualność.

Zapaliła zapałkę i przytknęła do pióra. Spłonęło momentalnie, nie pozostawiając żadnego śladu. Teraz zostało jej tylko cierpliwie czekać. Pokręciła głową, zrezygnowana i wróciła do pokoju. Trzeba oderwać Zoe od telewizora.

***

Hermiona od dłuższej chwili stała przed wejściem do największego parku w Melbourne. Nie była pewna, czy chce tam wejść.
Magia, nawet, jeśli z niej zrezygnujesz, pozostaje w człowieku na zawsze i kusi, westchnęła, wyciągnęła różdżkę i dotknęła nią bramy. Po paru sekundach zauważyła, że brama nieznacznie zmienia kształt. Rozejrzała się wokół, sprawdzając, czy ulica jest w miarę pusta, odetchnęła i weszła w czarodziejskie przejście.

Znalazła się w świecie aborygenów.
Nana miała rację, pomyślała. Nie było to centrum czarodziejskiego świata, tylko ukryte przed wzrokiem mugoli miasteczko, skupiające czarodziei z Melbourne. Szła powoli chodnikiem, wsłuchana w dźwięki didgeridoo. Każdy dom, kawiarnia, sklep ozdobiony był motywami sztuki aborygeńskiej. W kawiarnianych ogródkach, jak i przed każdym domem, stały totemy.

Brakowało tu gwaru i pośpiechu, które znała z Anglii. Czarodzieje nieśpiesznie spacerowali po ulicy, toczyli leniwe rozmowy przy kawiarnianych stolikach. Co ciekawe, kiedy mijali jakiś totem, wyciągali dłoń i lekko dotykali ich końcami palców. Wyglądało to tak, jakby chłonęli ich magię. Oczarowana spokojem i atmosferą tego miasteczka obserwowała mijających ją ludzi.

Niewielu było rdzennych mieszkańców kontynentu. Większość miała białą karnację, owszem, było widać podobieństwo w rysach twarzy, ale to wszystko.
Ciekawe dlaczego? Muszę znaleźć bank i księgarnię.

Po godzinie siedziała w jednym z kawiarnianych ogródków nad filiżanką kawy i chłonęła nowo kupioną książkę.

„…Aborygeni są rdzennym ludem Australii. Zamieszkują ten kontynent od pięćdziesięciu tysięcy lat. Zanim pojawił się w Australii biały człowiek, koczowali na obszarze całego kontynentu, szczególnie jednak upodobali sobie żyzne wybrzeża, gdzie prowadzili osiadły tryb życia.
Kiedy dwieście lat temu do brzegów Australii przybił Kapitan Cook i inni Europejczycy, Aborygeni zostali zepchnięci do wnętrza kontynentu. Przez kolejne sto pięćdziesiąt lat byli traktowani jak zwierzęta i regularnie mordowani. Próbowano mieszać rasy tak, aby czarni Aborygeni przestali istnieć. I trzeba przyznać, że nie było to trudne - geny Aborygenów, warunkujące ich ciemny kolor skóry, są bardzo słabe. W trzecim pokoleniu dziecko osoby o jasnej karnacji skóry i Aborygena jest już zupełnie białe. Często jedyną pozostałością u takiego potomstwa po czarnych przodkach są czarne włosy, nawet niekoniecznie kręcone…”

Więc dlatego prawie wszyscy są biali.

„…Są całkowicie uzależnieni od środowiska i bardzo mocno z nim związani. W swojej tradycji i wierzeniach nie rozdzielają zwierząt, roślin i ludzi - wszyscy mogli mieć tych samych przodków. Aborygeni posiadają najdłuższą historię kultury na świecie. W ich wierzeniach dominuje duchowy związek z ziemią i naturą. Aborygeni wierzą, że ich mityczni przodkowie wyłonili się z Ziemi w Czasie Snu, aby dokonać stworzenia świata. Byli w połowie ludźmi podobnymi do zwierząt lub roślin. To od nich pochodzą elementy natury, ciała niebieskie, flora, fauna i ich potomkowie - ludzie. Gdy dokonali już swego dzieła z powrotem „wsiąknęli” w Ziemię. Ich dusze czasami przybierają formy otaczającego nas świata. Dla Aborygenów są one właśnie dowodami na ich istnienie. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, znane i nieznane, człowiek i przyroda, wszystko to było trwale zjednoczone i obecne w świecie wierzeń Aborygenów i miało odbicie w mitach, pieśniach, tańcach i sztuce…”

A co z magią?, zaczynała się denerwować, jak jej nauczają? Nerwowo przekartkowała kilka następnych rozdziałów.

„… Magia Aborygenów jest jedną z nielicznych, która od swoich początków niewiele się zmieniła. Pełna tajemniczych rytuałów, o których biały człowiek wie niewiele. Aż trudno w to uwierzyć, ale do dnia dzisiejszego nauczają swoje dzieci wedle starożytnej wiedzy. Dzisiejsi czarodzieje to potomkowie wielkich szamanów. Krew ich została rozrzedzona poprzez małżeństwa z osadnikami, jednak magia ich dzieci się nie zmienia poprzez wieki…”

No to pięknie, rozgoryczona zamknęła Historię Czarodziejskiej Australii. Zrezygnowana dopijała swoją kawę i wpatrywała się w otaczający ją cudownie spokojny świat. Idealne miejsce dla Zoe, niestety nie będą mogły stać się częścią tego wszystkiego. Obojętnie jak bardzo tego chciała. Ona i jej córka noszą w sobie inny rodzaj magii, nie pasują tutaj.

***

Wróciły właśnie z Zoe z parku. Dziewczynka spadła z huśtawki i skaleczyła sobie kolano. Nic wielkiego, nawet nie płakała, ale trzeba było przemyć zabrudzoną skórę i nakleić plaster. Dziewczynka siedziała na kuchennym stołku i, ze skupioną miną, przyglądała się opatrującej jej kolano Nanie. Już otwierała usta, aby zadać kolejne pytanie, kiedy rozległo się dość energiczne pukanie do drzwi.

„Babcia”, odetchnęła z ulgą. Mała była czasem niemożliwa.
Ciekawe, po kim to ma, Nana uśmiechnęła się w duchu. Zadawała pytania z szybkością karabinu maszynowego i domagała się odpowiedzi. Poklepała Zoe po łydce. – I już po wszystkim. Poczekaj tu, pójdę zobaczyć, kto przyszedł – wyprostowała się i stęknęła cicho.

Podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Na korytarzu stał nieznajomy czarnowłosy chłopak, wiekiem zbliżony do Hermiony. Uchyliła drzwi na szerokość łańcucha.

– Słucham pana?

- Dzień Dobry – zaczął trochę niepewnym głosem – pani Julia Mount?

Kiedy skinęła głową, odetchnął z ulgą. – Przysłał mnie Albus Dumbledore. Nazywam się Harry Potter.


***

Zanim Hermiona wróciła, Nana zdążyła już wyciągnąć z Harry’ego prawie wszystko. Z miejsca polubiła tego trochę nieśmiałego, ale sympatycznego chłopaka. Zresztą nie tylko ona. Zoe nie schodziła z jego kolan. Widziała jego reakcję na widok dziewczynki. Zamarł, wstrzymał oddech, a po chwili wypuścił ze świstem powietrze i tylko pokiwał głową.
Czyli zna ojca małej, domyśliła się. Jednak nie próbowała tego z niego wydobyć.

Otwierając dziewczynie drzwi była lekko zdenerwowana. Nie wiedziała, jak Hermiona zareaguje na tę nieoczekiwaną wizytę.

– Hermiono, kochanie, masz gościa.

- Gościa? – zmarszczyła brwi i spojrzała na starszą kobietę, która starała się nie wyglądać na winną. Z pokoju dobiegał ją radosny szczebiot córki, która najwyraźniej świetnie się bawiła. Szybko wyminęła Nanę, ruszyła w głąb mieszkania i zamarła w progu pokoju. Cała krew odpłynęła jej z twarzy. Harry.

Przyjaciel, pochłonięty zabawą z jej córką, nawet jej nie zauważył. Usiłował właśnie nauczyć Zoe, jak prawidłowo trzymać różdżkę. RÓŻDŻKĘ! Hermiona oprzytomniała.

- Witaj, Harry.

- MAMA! – dziewczynka błyskawicznie przypadła do Hermiony, która odruchowo wzięła ją na ręce i przytuliła do siebie w obronnym geście. – Wujek Harry uczy mnie czarować. Ma taki śmieszny patyk, róczkę!

- Różdżkę, ptysiu – poprawiła ją Hermiona i postawiła na ziemię. – Idź do Nany, mama musi porozmawiać z wujkiem – popatrzyła znacząco na spochmurniałego nagle mężczyznę.

Stali nieruchomo i milcząco, dopóki Nana, widząc, na co się zanosi, nie zabrała Zoe do kuchni. Po chwili Harry podszedł do przyjaciółki i mocno przytulił.

– Hermiona, na brodę Merlina! – odsunął zaskoczoną dziewczynę na długość ramienia. – Do ciężkiej cholery, co ty sobie myślałaś, znikając w ten sposób? – potrząsnął nią i znowu przytulił.

- Harry – wyślizgnęła się z ramion chłopaka. – Przepraszam, ale nie miałam wyboru…

- Dziewczyno, posłuchaj sama siebie – przerwał jej gwałtownie i nerwowym gestem rozwichrzył sobie włosy. – Naprawdę sądziłaś, że cię zostawimy w potrzebie? Że JA cię zostawię? Tylko ty mi zostałaś – zaczął chodzić po pokoju. – Za kogo ty mnie uważasz? – odwrócił się i podszedł do niej.

Cofnęła się o krok, widząc gniew, malujący się na twarzy przyjaciela.

– Harry, przestań! Miałam wtedy dziewiętnaście lat i byłam w ciąży. Podjęłam najlepszą, jak mi się wtedy wydawało, decyzję! – już prawie krzyczała. – Przez własną głupotę i brawurę prawie spieprzyłam wszystko. To był cud, że tamtej nocy wam się udało. Dumbledore wszystko mi opowiedział, kiedy ocknęłam się w Hogwarcie! Chciałam też znaleźć się jak najdalej od wszystkiego, co przypominałoby mi ten koszmar. Zostałam zgwałcona, do cholery! Byłam w CIĄŻY!!! Co byś zrobił na moim miejscu?

– Z pewnością bym nie uciekł! – odparował. – Miałaś - nadal masz - przyjaciół, którzy cię kochają. Bez względu na wszystko. Ale ty wolałaś zostawić nas i teraz upokarzasz się, żebrząc pod kościołem!!!

Zbladła.

– Skąd wiesz? – usiadła bezwładnie na kanapie.

Harry spojrzał na przyjaciółkę i trochę się uspokoił. – Dumbledore – rzucił krótko i usiadł obok Hermiony. – Zanim mnie tu przysłał, odbyliśmy bardzo ciekawą pogawędkę. Pod koniec miałem ochotę miotnąć go jakąś klątwą – zaśmiał się ponuro. - A on tylko patrzył na mnie z tymi iskierkami w oczach i twierdził, że nie mógł nic na to poradzić.

- Bo nie mógł - zaczęła cicho – i tak bym odeszła, musiałam chronić swoje dziecko. A to, że żebrzę – wzruszyła ramionami – nie ma znaczenia. Dla Zoe zrobię wszystko.

- To córka Snape’a – stwierdził i spojrzał pytająco na dziewczynę. – Prawda?

W oczach Hermiony pojawiła się obawa. – A co to za różnica, czyją jest córką, z tego, co zauważyłam, jak tu weszłam, zdążyliście się już polubić.

– Hermiono, naprawdę uważasz mnie za kogoś takiego jak jej ojciec? To tylko dziecko, nie jest niczemu winne. To, że nie znoszę ojca Zoe, nie znaczy, iż jej także – przyjaciel wyglądał na zranionego. – To przede wszystkim twoja córka. I jest cudowna. Taka jak ty.

– Harry – zarzuciła zdumionemu chłopakowi ręce na szyję i uścisnęła. – To ty jesteś cudowny – rozpłakała się z ulgi.

Pogłaskał ją po gęstych lokach. – Hermiono, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. A tego tłustowłosego dupka za to, co ci zrobił, wykastruję.

Gwałtownie poderwała głowę i otarła łzy. – Nie, Harry, to nie tak. On również był ofiarą.

– Po tym wszystkim jeszcze go bronisz? – w głosie Harry’ego brzmiało niedowierzanie.

– Nie, nie bronię – potrząsnęła głową – ale nie wiesz, co dokładnie się wtedy zdarzyło.

– Więc mnie uświadom. Dumbledore, swoim zwyczajem, milczy, choć jestem przekonany, że, jak zwykle, wie o wszystkim. Snape pamięta tylko do momentu zdekonspirowania go przez Malfoy’a. Co, do kur*wy nędzy, jest grane? – znowu zaczynał się irytować.

Odetchnęła głęboko, wiedziała, że obojętnie, co powie, przyjaciel i tak będzie wściekły. Jednak nie mogła pozwolić, aby wyciągał błędne wnioski. Po raz pierwszy opowie komuś, co przeżyła. Nie będzie to łatwe. Miała tylko nadzieję, że chłopak zrozumie.

– Dobrze, tylko nie żądaj ode mnie wchodzenia w szczegóły – spojrzała na niego błagalnie – podam tylko to, co jest istotne.

– W porządku, to mi wystarczy.

– Dwa dni tkwiłam zamknięta. Zostawili mnie w spokoju i nie rozumiałam dlaczego… - urwała aby nabrać oddechu. – Harry, oni wykorzystali mnie, aby do końca zniszczyć Snape’a. Kiedy przyprowadzili mnie przed oblicze tego potwora, zobaczyłam, jak ten dumny czarodziej klęczy, cały zakrwawiony – wolała mówić o nim niż o sobie. - Nie był już w stanie się bronić, kiedy Voldemort rzucił na niego Imperiusa. Potem pamiętam już tylko ból – zakończyła i wpatrzyła się we własne kolana. Miała nadzieję, że nie będzie musiała wyjaśniać nic więcej.

Usłyszała jak chłopak wzdycha ciężko. – Hermiona – sięgnął po dłonie dziewczyny – przepraszam, ale musiałem wiedzieć. Popatrz na mnie – poprosił.

Niechętnie uniosła głowę. – Rozumiesz, co chciałam ci powiedzieć? Snape nie zrobił tego z własnej woli, już dawno przestałam go nienawidzić. A dzięki niemu dostałam największe szczęście – Zoe – z nadzieją wpatrywała się w przyjaciela.

Harry uśmiechnął się lekko. – Cała Hermiona. Z każdej sytuacji wyciągnie dla siebie to, co najlepsze. Oczywiście, że zrozumiałem, chociaż nie przeczę, iż nadal z chęcią bym go wykastrował – roześmiał się na widok jej oburzonej miny. – No dobrze, nic takiego nie zrobię, ale pomarzyć wolno, prawda? – spoważniał. – Przepraszam, żarty z tego, co się wydarzyło są nie na miejscu. Teraz musimy jeszcze omówić twój powrót do Anglii.

– Po-powrót? – zająknęła się. – Harry, nie sądzę, aby to był najlepszy pomysł.

– Dlaczego? – spojrzał na nią zdumiony. Dla bruneta to była normalna kolej rzeczy. Odnalazła się i nie miał zamiaru pozwolić, aby została w Australii.

Hermiona lekko zniecierpliwiona niedomyślnością przyjaciela, wzniosła oczy do nieba, modląc się o spokój. – Po pierwsze: Zoe. Tobie wystarczyło tylko na nią spojrzeć i domyśliłeś się, kim jest jej ojciec. Sądzisz, że wszyscy inni są ślepi? Że ON jest ślepy? – zrezygnowana pokręciła głową. – Wybacz, ale jest bardziej domyślny od ciebie. Nie dam rady ukryć, czyją jest córką. Co doprowadzi do pytań, na które nie mam zamiaru odpowiadać, a już w szczególności profesorowi. Po drugie: studiuję. Został mi jeszcze tylko rok. Wtedy będę mogła się zatrudnić w jakiejś firmie chemicznej i przestanę się upokarzać, jak ty to nazywasz…

– Upokarzać się przestajesz od tej chwili – przerwał jej gwałtownie. – Nie pozwolę na to. Mam wystarczającą ilość pieniędzy. Nie, to nie podlega dyskusji – stwierdził stanowczo, widząc, jak otwiera usta, aby zaprotestować. – Co do studiów, to akurat najmniejszy problem. Skończysz je w Anglii. Jakbyś zapomniała, u nas też są uczelnie – dokończył nieźle już zdenerwowany. Co się dzieje z tą dziewczyną?! Stała się tchórzem?

– Harry, muszę myśleć o córce! – dziewczyna też już zaczynała być zdenerwowana. – Nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić, a, jak myślisz, co się stanie, jak wrócę do kraju? – miała ochotę rwać włosy z głowy. Harry miał coraz bardziej zaciętą minę, a to oznaczało, że nie ustąpi. I co z takim zrobić?

– Nie, no nie wytrzymam – zerwał się z kanapy i stanął nad przyjaciółką. – Nikt jej nie skrzywdzi. Hermiona, czy ty naprawdę uważasz nas wszystkich za nieczułych drani bez serca? Remusa, Weasley’ów, McGonnagal? Nie będziesz sama! A Zoe zyska ciocie, babcie, wujków, którzy będą ją uwielbiać, i mnóstwo kuzynów. Rodzina Weasleyów trochę się rozrosła. Tutaj nie możecie zostać, mała musi mieć kontakt z czarodziejskim światem i pójść do Hogwartu – miał ochotę przełożyć ją przez kolano i tym sposobem wybić jej ten głupi upór z głowy.

Zacisnęła zęby i wysyczała. – Z twojego punktu widzenia wszystko wygląda tak sielankowo. Na litość Merlina! Pomyśl przez chwilę!

– Co mam myśleć? Wszystko jest jasne, do cholery! – zaczynało go ponosić. – Wracasz do Anglii i zamieszkasz ze mną na Grimmauld Place. Skończysz te swoje studia, jak będziesz chciała, lub wrócisz na czarodziejski uniwersytet. Dumbledore powiedział, że załatwił już wszystko i czekają tam na ciebie…

Zerwała się, wściekła, na równe nogi. – Przeklęty manipulator! A więc wszystko już załatwione, tak? Za moimi plecami ułożyliście mi przyszłość! Biedna Hermiona nie da sobie rady i musimy załatwić to za nią, tak? – oddychała ciężko, nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. – Tu nie chodzi o mnie, ale o Zoe. Jak myślisz, co zrobi Snape, kiedy dowie się o jej istnieniu? Znienawidzi ją, odrzuci. Jak ona dorośnie i zacznie się dopytywać, co jej powiem? Przykro mi, kochanie, twoim ojcem jest nauczyciel eliksirów, który cię nienawidzi? – parsknęła. - To jest bardzo bystre dziecko. Teraz jeszcze nie zwróciłaby uwagi na swoje podobieństwo do niego, ale jak dorośnie sama się domyśli – po tych słowach załamała się, usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach. – Już teraz pyta się, czemu nie ma taty. A jak pójdzie do Hogwartu, to jej życie stanie się piekłem. Nie mogę do tego dopuścić.

Harry opuścił ręce zrezygnowany i przykucnął przed dziewczyną. – Hermiona, przepraszam. Wcale nie ułożyliśmy ci życia. Po prostu Dumbledore chciał ułatwić ci powrót, abyś nie musiała się o nic martwić – odchylił jej ręce i spojrzał na zalaną łzami twarz. – Co do Snape’a i Zoe, i tak kiedyś będziesz musiała jej powiedzieć. Niestety. A jak wrócisz, to nie będziesz musiała przechodzić przez to sama. Zresztą, a gdzie pójdziesz? W tym kraju nie możecie zostać, z tego, co zdążył powiedzieć mi Dyrektor, nie pasujecie do tutejszego magicznego świata - przytulił ją mocno. – Hermiona, proszę. Ja również cię potrzebuję.

Nie zdążyła nic odpowiedzieć, do pokoju jak burza wpadła Zoe, a za nią zdyszana Nana. – Przepraszam, ale nie dałam rady jej zatrzymać.

Czarnowłosa dziewczynka stanęła przed Harrym, skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na niego gniewnie. – Dlaczego krzyczycie? Co się stało?

– Ptysiu, chodź tu – Hermiona wyciągnęła ręce do córki. – Wcale nie krzyczymy, nic się nie stało – posadziła sobie małą na kolanach i spojrzała na nią poważnie. – Mama i wujek Harry musieli sobie parę rzeczy wyjaśnić. Dawno się nie widzieliśmy.

– Wiem, wujek mi powiedział – pokiwała poważnie główką i odwróciła się z powrotem do „wujka”. – Zostaniesz z nami? Lubię cię, tylko nie krzycz już na mamę.

Harry uśmiechnął się na widok nadziei, malującej się na małej buzi. – Słonko, przepraszam cię za moje krzyki, ale twoja mama czasem jest bardzo uparta – zdjął ją z kolan Hermiony i posadził na swoich. – Teraz, niestety, muszę wracać do siebie, ale mam nadzieję, że jak tylko mama się zgodzi, to zamieszkacie u mnie – mówiąc to starał się nie patrzeć na przyjaciółkę. Zastosował podły chwyt i wcale nie był z tego dumny, ale w tej sytuacji czuł się usprawiedliwiony.

Zoe gwałtownie odwróciła się w stronę mamy. – Będziemy mogły? Mamo, będziemy? Ja chcę – popatrzyła na nią błagalnym wzrokiem. – Będę miała własnego wujka, proszę!

Młoda kobieta spochmurniała. Widziała, do czego dąży Harry. Użył jej własnej córki przeciwko niej. Spojrzała bezradnie na stojącą w progu, Nanę. Tamta tylko wzruszyła ramionami. „To twoja decyzja”, zdawały się mówić jej oczy. Było jej obojętne, co Hermiona postanowi, i tak pojedzie razem z nią. Wszystko przemyślała i już powiadomiła o tym Albusa, aby mógł wszystko przygotować na czas.

Dziewczyna, widząc, iż nie doczeka się pomocy ze strony przyszywanej matki, ciężko westchnęła i odpowiedziała, czekającej cierpliwie dziewczynce. – Zastanowimy się nad tym, kochanie, dobrze?

Harry’emu wymsknęło się westchnienie ulgi. Przynajmniej nie było to stanowcze „nie”. Teraz to już tylko kwestia czasu. Hermiona wróci tam, gdzie jej miejsce. Musi powiadomić wszystkich, aby pomogli mu przygotować dom dla nowych mieszkańców.

---

Rany, nie powinnam pić wina - to wyżej to ja. Skleroza mnie znowu dopadła. Zmieńcie to proszę. Acha - kopciku Dług na DK jest na czwartej stronie w ogólnych. Wysłałam Ci pmkę.
A.

Połączone. Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Nie 21:35, 15 Sty 2006    Temat postu:

Annie, ja chcę jeszcze! Ty się wstydz, robić mi coraz większą ochotę i pozostawiając... nie no, nie napisze tego, bo mnie oskarżycie o nieprzyzwoitość, chociaz miałabym na myśli całkiem co innego.

Co prawda jest kilka niekanonicznych fragmentów, ale mnie to wcale nie przeszkadza. A wujek Harry... hahah, rewelacja.

Tylko mam jedną prośbę - niech Snape nie ma tłustych włosów i przegnitych zębów! No bo skoro to romans...:P

Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kopcik
Erotomanka



Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: KRK

PostWysłany: Nie 21:54, 15 Sty 2006    Temat postu:

Cytat:
A Zoe zyska ciocie, babcie, wujków, którzy będą ją uwielbiać, i mnóstwo kuzynów. Rodzina Weasleyów trochę się rozrosła.

iii tatę !!!! 8)
Yay...Cały czas jak to czytam, to przed oczami mam taką słodką, troszeczkę pulchniutką dziewczynę z czarnymi włosami do ramion i równie czarnymi oczkami...Najsłodsze dziecko na świecie!
Ach i ci Aborygeni tu kulająca się wersja żaby w Mupetów Wyobraziłam sobie, że oni po tych ulicach łażą w spódniczkach ze słomy xDDDD
Mua ;* Wkleiłaś kolejną część ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Nie 23:13, 15 Sty 2006    Temat postu:

Kopcik, rozwalasz mnie:*

Ale fakt - tatę teżxD A za spódniczki ze słomy to powinni ci przyznać Nobla:P

Ja sobie Zoe wyobrażam jako drobniutką, delikatną dziewczynkę o prostych, błyszczących czarnych włosach do łopatek, wielkich czarnych oczach, trójkątnej, ślicznej twarzyczce i cieniutkich brwiach, które się tak fantastyczie marszczą... Niewinne wcielenie Seva, podsumowując.

An, ja Cię kochanie bardzo proszę - daj szybko następną część!

Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pon 16:53, 16 Sty 2006    Temat postu:

Ja też, ja też proszę!
A Zoe mi się kojarzy z taką dziewczynką, jak ostatnio widziałam w filmie "wariatki" bodajże. Oglądał ktoś :P?
Bo nie chce mi się opisywać xD.

Ale ficzek jest świetny. Jak zwykle przyczepiłabym się do paru przecinków, ale tak to bomba. Rozmowa z Harry'm i w ogóle... Kiedy Herm wróci?

Mówisz, ze Jupka taka dobra :P? Bo ja szukam bety:
a) do jednej jednopartówki, którą tłumaczę
b) do innego ficka, który tłumaczę
c) w sumie do "Łusek" też szukamy, bo nie wiadomo, jak tam z Ker...
Jupku, zgodziłąbyś się na coś XD?

Atuś


Jupek nie wie, bo Jupek ostatnio nic nie wie, ale gdyby Jupek pomyslał, to pewnie tak... ;> - Jupek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vojtaz
Seiyu



Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdzies przed kompem ...

PostWysłany: Pią 16:23, 20 Sty 2006    Temat postu:

A wiecie co wam powiem?
Ze na deklu to czytalem i sie zastanawialem czemu annie nie zamiescila tego na krukońskim...
Ale ze mnie ciota xD nigdy nie zagladalem do tego tematu , tylko do lazienki wiec juz wiem dlaczego nie przeczytalem tego tutaj :)
Pozdrawiam annie naprawde fajne to opowiadanie :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejtova
Sky



Dołączył: 03 Lis 2005
Posty: 4724
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z niebiańskiej plaży

PostWysłany: Pią 18:13, 20 Sty 2006    Temat postu:

Annie, ja w wyobraźni miałam podobną historię!
Tylko, że nie umiem tego ubierać w słowa ładnie i nawet się nie brałam. I czytając to uśmiechałam sie sam do siebie :)
Tylko, że w swoich rozmyślaniach nie doszłam jeszcze do dziecka, bradziej myślałam o uczuciach emocjach, ale ciesze się teraz, że mam okazję coć takiego czytać.
Więc chyba nikt sie nie zdziwi jak powiem, że polubiłam już to opowiadanie :D
A córeczkę Hermiony juz sobie uformowałam, jest taka śliczna :P

Pozdrawiam
Kej P.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:15, 23 Sty 2006    Temat postu:

Rany! Jupko, dziekuję z całego serca.

Rozdział czwarty.

Hermiona ostatni raz rozejrzała się po mieszkaniu, z którym zdążyła się zżyć przez te sześć lat, i zamknęła drzwi. Od pierwszej wizyty Harry’ego minęło pół roku. Miała wystarczająco dużo czasu, aby się zdecydować, ale nadal nie była pewna czy dobrze robi, wracając do Anglii.

Przez ostatnie trzy miesiące przygotowywała się do wyjazdu. Zakończyła wszystkie swoje sprawy w kraju, który dał jej schronienie w najtrudniejszym momencie jej życia. Zdała ostatnie egzaminy, chciała ukończyć te studia w Anglii. Musiała również przygotować Zoe do zmian, jakie ją niewątpliwie czekają. Tutaj żyły tylko we trzy. Miały swój mały świat i dobrze się w nim czuły.

Teraz cały czas będą otoczone ludźmi obcymi dla dziewczynki. Jednak, obserwując jak szybko mała owinęła sobie Harry’ego wokół palca, miała nadzieję, iż nie będzie większych problemów z adaptacją. Przyjaciel od swojej pierwszej wizyty stał się weekendowym domownikiem. Zajmował się swoją „siostrzeniczką”, jak nazywał jej córkę, i pozwalał się rozpieszczać Nanie, która rozciągnęła swoje macierzyńskie uczucia na chłopaka.

Wobec zmasowanego ataku trzech najbliższych jej osób, nie była w stanie znaleźć konkretnych argumentów, aby nie wracać. Tym bardziej, kiedy widziała jak bardzo Zoe lgnie do „wujka”, mała zrobiła się bardziej towarzyska i śmiała.

Najbardziej cieszył ją fakt, iż Zoe wiadomość o tym, że jest czarownicą, przyjęła jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Hermiona pokazała jej swoją różdżkę i usiłowała wyjaśnić, do czego służy. Skończyło się na pokazie magii dla niej i Nany. Nigdy nie zapomni tej ekscytacji w czarnych oczach córeczki. Jednak najbardziej zainteresował jej córkę Hogwart i opowieści o szkolnych latach mamy. Martwiła się tylko jej pytaniami o eliksiry. „Genów nie oszukasz”, powiedział jej potem Harry, kiedy z niepokojem opowiedziała mu o fascynacji Zoe.

No, i Nana jedzie z nami.

Dziewczyna była zaskoczona, kiedy Nana oznajmiła jej, że jedzie z nimi i koniec dyskusji. Nie może przecież puścić swoich pisklątek samych. Hermiona odczuła wtedy głęboką wdzięczność. Będzie jej potrzebne każde wsparcie, kiedy dojdzie do tego, czego najbardziej się obawiała.

Teraz nie było już odwrotu. Wszystko było przygotowane do wyjazdu. Nikt nie wiedział, że wraca, za wyjątkiem Albusa, Harry’ego i Molly Weasley. Ta ostatnia pomagała przybranemu synowi przygotować dom na przyjęcie nowych lokatorów i nie ustąpiła, dopóki nie wyciągnęła z chłopaka wszystkiego. Nieźle mu się potem oberwało.

Po pierwszym ciosie szmatką do kurzu za ukrywanie takich informacji, odsunął się na bezpieczną odległość i wyjaśnił wszystko dokładnie. Po czym, widząc wyraz twarzy matkującej mu kobiety, ewakuował się do kuchni i zafiukał po Dumbledore’a z prośbą o pomoc. Albusowi udało się uspokoić wściekłą kobietę i wymusić na niej obietnicę, że nikomu nie powie. „Wszystko w swoim czasie”, stwierdził, stanowczo ucinając jej gwałtowne protesty.

Hermiona uśmiechnęła się na wspomnienie Molly. Była ciekawa, jak szybko znajdą z Naną wspólny język. Zaraz jednak spoważniała. Została im godzina do wyjazdu na lotnisko i musi jeszcze raz sprawdzić czy wszystko pozabierała. Musiały lecieć samolotem ze względu na Nanę. Była mugolką i, niestety, czarodziejskie środki transportu jej nie przekonywały.

***

Zmęczone wielogodzinnym lotem stały przed drzwiami Grimmauld Place. Hermiona trzymała na rękach śpiącą Zoe. Dziewczynka, wyczerpana lotem, zasnęła w taksówce. Na szczęście nie musiały dźwigać żadnych bagaży. Zmniejszone przybyły do Anglii przed nimi i zostały już rozpakowane przez przezorną Molly, która uparła się, aby przywitać je w domu.

Widząc niepewną minę przyjaciółki, Harry, który odebrał je z lotniska, uśmiechnął się zachęcająco. – Chodźcie, nie będziemy tkwić przed drzwiami. Teraz to wasz nowy dom.

Dziewczyna poprawiła sobie córkę na rękach, westchnęła. – Miejmy to już za sobą – i weszła do środka.

W salonie czekał na nich komitet powitalny, złożony z Albusa i Molly. Hermiona zastygła bez ruchu. Nie spodziewała się tego. Zirytowanym spojrzeniem obrzuciła przyjaciela, który najwyraźniej zapomniał poinformować ją o tym małym szczególe. Sytuację rozładowała rudowłosa kobieta, która ze szlochem rzuciła się w stronę Hermiony.

– Moja kochana dziewczynka – wyszlochała i, nie bacząc na dziecko, usiłowała ją przytulić.

„Kochana dziewczynka” odsunęła się nieznacznie. – Też się cieszę, pani Weasley, że znów panią widzę, ale…

– Mama? – Zoe ziewnęła i potarła piąstkami oczy. – Jesteśmy już u wujka w domu?

– Tak, ptysiu, obudź się do końca, musisz kogoś poznać – pogłaskała córeczkę po głowie, postawiła ją na ziemi i spojrzała na Molly. – Pani Weasley, profesorze, – skinęła głową w stronę Dumbledore’a – to jest Zoe.

Po tej krótkiej prezentacji twarz Dyrektora rozjaśniła się w uśmiechu i mrugnął on niebieskim okiem do dziewczynki, natomiast Molly Weasley nie potrafiła ukryć zaskoczenia.

– To jest… – urwała i zebrała się w sobie, widząc ostrzegawcze spojrzenie dziewczyny – śliczna dziewczynka – dokończyła. – Witaj, kochanie – tym razem już uśmiechała się naturalnie. – Cieszę się, że cię poznałam.

– Dobry wieczór – cichutki głosik. – Pani jest mamą wujka Harry’ego?

– Nie, kochanie, ale ucieszę się, jeśli będziesz nazywać mnie ciocią.

Zoe spojrzała niepewnie na mamę, nie wiedząc czy może. Hermiona skinęła głową i uśmiechnęła się z czułością.

– Ptysiu, myślę, że możesz – po czym zwróciła się do przyjaciela. – Harry, zabierz Zoe do mojej sypialni, dobrze? Jest zmęczona i dawno powinna spać.

Dziewczynka zaczęła protestować, ale Hermiona była nieugięta. Mała nie powinna być przy rozmowie, która niewątpliwie teraz nastąpi. Harry skusił marudzącą „siostrzeniczkę” wspaniałą bajką o jednorożcach i w końcu zniknęli na schodach prowadzących na górę.

Dziewczyna przedstawiła sobie dwie kobiety i część oficjalna została zakończona. Molly Weasley mogła w końcu uściskać Hermionę.

– Powinnam przetrzepać ci tyłek za te twoje zniknięcie – westchnęła i uśmiechnęła się ciepło.

– Molly, daj dziewczynie odetchnąć – wtrącił się Dumbledore. – Siadajcie, wiem, że jesteście zmęczone, ale jest parę rzeczy, które musimy ustalić, zanim rozniesie się wieść o powrocie panny Granger – głos starego czarodzieja brzmiał stanowczo.

Rudowłosa kobieta skinęła głową i gestem zaprosiła Nanę na kanapę. Hermiona z ciężkim westchnięciem przysiadła na fotelu. Znowu będzie musiała wszystko tłumaczyć. Miała nadzieję, iż to ostatni raz.

Dumbledore spojrzał na zrezygnowaną dziewczynę i niebieskich oczach pojawiły się domyślne iskierki.

– Panno Granger, doskonale wiem, że to nie będzie przyjemne, więc mam propozycję – urwał i uśmiechnął się, dodając Hermionie otuchy. – Powiem to, czego się domyślam, a jeżeli coś pominę, to proszę o uwagi, dobrze?

Młoda kobieta skinęła głową. – Tak będzie chyba najlepiej.

Srebrnobrody czarodziej oparł się wygodniej i zaczął mówić. Z każdym słowem, Hermiona była coraz bardziej zdumiona. Mogła tylko przytakiwać. Nie chciała patrzeć na siedzące na kanapie kobiety. Widzieć w ich oczach litości czy współczucia. To by ją załamało. Potrzebowała wsparcia, a nie użalania się nad „biedną Hermioną”.

W chwili, kiedy Dumbledore wymówił słowo gwałt, usłyszała, jak matka jej nieżyjącego przyjaciela gwałtownie wciąga powietrze.

– Snape – syknęła.

Hermiona uniosła głowę, dyrektor nie wymienił nazwiska sprawcy.

– Pani Weasley, skąd… – urwała i, zrezygnowana, potrząsnęła głową. – Zoe. Wiedziałam! Wiedziałam, że tego nie da się ukryć. Robi się coraz bardziej podobna do niego.

– Hermiono, kochanie, to teraz nieistotne – pulchna kobieta robiła się coraz bardziej roztrzęsiona. – Ten łajdak cię zgwałcił, i…

– Molly, – przerwał jej stanowczo Albus – uspokój się, proszę. Sądzę, że to nie do końca tak, jak myślisz – skinął głową w stronę dziewczyny. – Słuchamy, panno Granger.

– Voldemort rzucił na profesora Imperiusa – rzuciła krótko i spojrzała na zdenerwowaną twarz kobiety. – To nie była wina profesora Snape’a – spuściła wzrok na swoje, splecione na kolanach, dłonie. – Nie mam do niego żalu. Nie był w stanie nic zrobić.

– Ale…

– Nie, Molly – Albus uniósł dłoń. – Słyszałaś, to nie jest wina Severusa i to, jak sądzę, zamyka ten temat.

Kobieta chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nieoczekiwanie wtrąciła się, siedząca do tej pory bez słowa, Nana.

– Pani Weasley. Molly, mogę się tak do ciebie zwracać? – uśmiechnęła się uspokajająco do siedzącej obok kobiety i uścisnęła jej dłoń. – Myślę, że to nie jest odpowiednia chwila na nerwy i wyrzuty, dotyczące przeszłości. Teraz musimy skupić się na przyszłości dziewczyn. Jutro możemy usiąść we dwie i wyrzucić to, co nam leży na sercu.

Dumbledore skinął aprobująco głową. – Julia ma rację. Musimy omówić przyszłość panny Granger i jej córki – zwrócił się do, lekko już zniecierpliwionej, Hermiony. – Co postanowiłaś?

– A jakie mam opcje? – zaśmiała się gorzko. – Harry zaoferował nam dom i jestem mu bardzo wdzięczna, ale nie możemy zostać tu na zawsze – wstała z fotela, podeszła do kominka i wpatrzyła się w ogień. – Muszę znaleźć pracę i zacząć rozglądać się za jakimś mieszkaniem…

– Ani się waż! – od wejścia do salonu dobiegł gniewny głos. – Chcesz iść do pracy, proszę bardzo, wiem, że nie znosisz bezczynności, – Harry podszedł do przyjaciółki – ale nawet nie myśl o szukaniu mieszkania. Ten dom jest wystarczająco duży, aby pomieścić nas wszystkich. A Zoe zasnęła po pierwszej bajce. Śpi jak aniołek – dokończył.

– Dzięki, była wyczerpana. Harry, – Hermiona była zakłopotana – nie chcę być kulą u nogi…

– Hermiona, – chłopak potrząsnął głową – ten twój głupi upór potrafi doprowadzić człowieka do ostateczności. Kocham cię. Jesteś moją rodziną, siostrą, której nigdy nie miałem i naprawdę sądzisz, że będziecie mi przeszkadzać? – ujął ręce dziewczyny. – Uwielbiam twoją córkę i będę bardziej niż szczęśliwy, jeśli będę mógł uczestniczyć w jej wychowaniu. No, i będzie z nami Nana – uśmiechnął się żartobliwie. – Nas też musi ktoś wychowywać.

Ten lekki żart rozładował ciężką atmosferę. Hermiona odprężyła się i nareszcie uśmiechnęła.

– Skoro tak bardzo nalegasz… – uściskała chłopaka. – Też cię kocham, Harry. Lepszego brata nie mogłabym sobie wymarzyć.

Wszyscy odetchnęli z ulgą. Najważniejsze zostało ustalone. Resztę wieczoru spędzili na dokładnym omawianiu planów dziewczyny na przyszłość. Pod naporem większości zdecydowała się kontynuować studia na kierunku numerologii na magicznym uniwersytecie. Skoro postanowiła wrócić na stałe do czarodziejskiego świata to było najlepsze wyjście. Skończy studia, znajdzie pracę, a Zoe pójdzie do Hogwartu.

– Profesorze, – zwróciła się poważnym tonem do Dumbledore’a – czy będę mogła odwiedzić jutro pana w Hogwarcie?

Wszyscy odwrócili się w stronę dziewczyny. Domyślali się, o czym chciała rozmawiać z dyrektorem. O Zoe i jej ojcu. Wkrótce wszyscy będą wiedzieli, czyją jest córką i trzeba się na to przygotować. Podejrzewała, że dyrektor miał już konkretne plany, co do tego faktu. Inaczej nie nalegałby tak na jej powrót.

– Właśnie miałem to zaproponować – mrugnął do Hermiony. – Będzie dobrze, panno Granger, proszę się nie martwić – dodał i wstał. – Czas najwyższy się pożegnać. Starość nie radość. Cieszę się, panno Granger, że podjęła pani taką, a nie inną decyzję. Będzie trudno, ale tym razem czas był naszym sprzymierzeńcem – zakończył swoją wypowiedź trochę enigmatycznie i obrócił się do chłopaka. – Harry, muszę zamienić z tobą słówko.

***

Hermiona, wchodząc z zachwyconą – „popatrz, mamo, prawdziwy zamek!” – Zoe do swojej byłej szkoły, miała duszę na ramieniu. Wczoraj po wyjściu wszystkich długo siedziała z Harrym. Rozmawiali na temat Zoe. Hermiona chciała wziąć małą ze sobą na rozmowę z dyrektorem. Miała zamiar przedstawić ją McGonagall. Przyjaciel stanowczo się temu sprzeciwiał. Argumentował, że tam będzie Snape i co, jak się przypadkowo spotkają?

Też miała obawy, ale nie ustąpiła. Sama nie wiedziała, dlaczego tak się przy tym upierała, a teraz było już za późno na zmianę zdania. Widziała idącą w jej stronę byłą opiekunkę domu.

Na twarzy starej kobiety widać było wzruszenie. Po gorącym powitaniu i paru domyślnych spojrzeniach, rzuconych w stronę czarnowłosej dziewczynki, zaprowadziła je do biura Albusa i wróciła do swoich klas. Zapowiedziała się z wizytą w najbliższych dniach; „Masz mi dużo do wyjaśnienia, moja panno. Albus nie chciał nic powiedzieć”.

Zoe od razu, z nieopisaną ciekawością w oczach, zaczęła oglądać „dziwne” sprzęty, zgromadzone w biurze Dumbledore’a, i zadawać niezliczone ilości pytań. Sadząc po wyrazie twarzy dyrektora, mała zyskała właśnie kolejnego wielbiciela.

Hermiona pokręciła zrezygnowana głową, wygląda na to, że szybko stąd nie wyjdziemy. Skąd u niej taka nagła śmiałość? Była dość spokojną i zamkniętą w sobie dziewczynką. Może dlatego, że w końcu znalazła się w świecie, do którego przynależała od urodzenia?

– Zoe, – oderwała córeczkę od brody Dumbledore’a – przyniosłaś ze sobą książeczki, usiądź grzecznie na tamtej kanapie i pooglądaj je teraz. Mama musi porozmawiać z panem dyrektorem – rzuciła przepraszające spojrzenie staremu czarodziejowi. – Przepraszam, podejrzewam, że to wpływ Harry’ego. Ostatnio nic innego nie słyszę, tylko magia i Hogwart, i tak na okrągło.

Dumbledore uśmiechnął się. – To zrozumiałe, moje dziecko, nie przepraszaj – mrugnął do Zoe. – Posłuchaj mamy, a potem oprowadzę was po zamku. Umowa stoi?

Dziewczynka tak energicznie pokiwała główką, że czarne włosy wymknęły się spod gumki i zasłoniły szczupłą buzię. W podskokach podbiegła do kanapy i, swoim zwyczajem, ułożyła się na brzuchu. W skupieniu zaczęła przewracać strony książeczki.

Przyciszonymi głosami rozpoczęli rozmowę na najtrudniejszy dla Hermiony temat. Przedstawiła dyrektorowi wszystkie swoje obawy. Bała się o córkę i uprzedziła, że zrobi wszystko, aby nie została skrzywdzona. Dumbledore tylko kiwał głową podczas jej przemowy. Właśnie miał zamiar przedstawić swój pomysł, kiedy drzwi do gabinetu otworzyły się z rozmachem.

– Albusie, właśnie się dowiedziałem, że Granger… - mężczyzna urwał i wbił wzrok w kobietę, siedzącą na krześle.

Przestraszona nagłym hałasem Zoe, zerwała się z kanapy, podbiegła do Hermiony i przytuliła się do jej boku. Zza zasłony czarnych włosów przypatrywała się sprawcy jej strachu.

Hermiona zmartwiała. Stało się właśnie to, do czego jeszcze nie była przygotowana. Czekała na reakcję byłego nauczyciela.

Profesor Snape zwęził oczy. Stał nieruchomo przez sekundę i wpatrywał się w dziecko, po czym gwałtownie się odwrócił, wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.

No to pięknie, to była jedyna myśl Hermiony.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vojtaz
Seiyu



Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdzies przed kompem ...

PostWysłany: Wto 9:35, 24 Sty 2006    Temat postu:

heehe najlepsza byla koncowka
Snape zrobil wejscie smoka , a potem wyjscie smoka xD
Super ten fick jest , poprosimy nastepna czesc :P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blaire
Dziewica



Dołączył: 31 Paź 2005
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:15, 24 Sty 2006    Temat postu:

Ja też, ja też poproszę następną część!
Świetne! Napięcie rośnie, a ty kończysz rozdział w takim momencie! Jak możesz ;)
Teraz przyszło mi do głowy, że w którymś z poprzednich rozdziałów było wspomniane, że Aborygeni też mają czarne włosy etc. i tak sobie pomyślałam, że Hermiona powinna to wykorzystać heh :)
Naprawdę bardzo czekam na następny rozdział bo ciekawość mnie zje.
Uwielbiam twoje opowiadania Annie :)
Pozdrawiam serdecznie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Nie 17:11, 29 Sty 2006    Temat postu:

W końcu przeczytalam ten nowy kawałek - bo jakoś się ostatnio nie mogłam zebrać, a nie chciałam sobie psuć efektu przez zmuszanie się do lektury - i powiem, że bardzo mi się podoba.
Co prawda mogłabym wymieić tu nie jedną wadę, ale nie chce mi się, bo najważniejsze pozostaie to, iż niecierpliwie czekam na następny kawałek.
Więc Ann- pospiesz się, ślicznie proszę:)

Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:08, 05 Lut 2006    Temat postu:

Podziękowania należą się dwóm wspaniałym osobom Jroni i Jupce. To dzięki nim, w szczególności radom Jroni, tekst wygląda tak jak wygląda.
Miłego czytania.

Rozdział piąty.

Siedział w fotelu z prawie pustą butelką Ognistej. Przed oczyma miał twarz małej dziewczynki. Do wszystkich diabłów i innych dementorów, to niemożliwe! Mam zwidy! Dziecko, najwyraźniej córka Granger, podobna... NIE! Z furią cisnął butelkę w kominek. Roztrzaskała się o tylną ściankę, reszta whisky wylała się w ogień i buchnęła płomieniem. [bluzg] Albus, wiedział o wszystkim. Mógł się założyć. [bluzg] Malfoy i jego Obliviate. Co się tam do ku*wy nędzy stało?

To nie jest jego dziecko! To tylko zbieg okoliczności! Nigdy nie tknąłby uczennicy. I to jeszcze jej. Wzdrygnął się na samą myśl. Ten jej drażniący entuzjazm w szkole. Koszmar. Irytująca wesz na dupie.

Tej nocy mieli ją ratować. I uratowali. I nie tylko ją jak widać, parsknął w duchu.

Na pukanie do drzwi nie zareagował. Wiedział, kto stał po drugiej stronie i nie chciał go widzieć jeszcze przez chwilę.

- Severusie – stłumiony przez drzwi, zmartwiony głos – musimy porozmawiać.

Porozmawiać, wykrzywił się ironicznie. Wstał z fotela i gwałtownym gestem otworzył drzwi.

- O jakieś sześć lat za późno, nieprawdaż, Albusie? – Nie mógł sobie odmówić zjadliwej uwagi.

Stary czarodziej wyglądał na przygnębionego, kiedy po ironicznych słowach „Czuj się jak u siebie” wszedł do środka i usiadł w fotelu. Przez chwilę obserwował, stojącego tyłem przy oknie, mężczyznę – sztywna sylwetka emanowała furią. Plan, który wymyślił wcześniej, już był nieaktualny. Zresztą, teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo był nierealny. Za dużo bólu w jednym i wściekłości w drugim. Trzeba będzie to rozegrać inaczej.

Westchnął ciężko.

- Severusie, usiądź, proszę, to będzie długa rozmowa.

Mistrz Eliksirów odwrócił się gwałtownie z szyderczym grymasem.

- A co tu jest do powiedzenia? Ach, Severusie byłbym zapomniał, wygląda na to, że spłodziłeś dziecko? - Głos mężczyzny ociekał jadem. - Mogę się wreszcie dowiedzieć w jaki sposób? Chyba mam do tego prawo jako szczęśliwy tatuś. Chociaż gratulacje są tu nie na miejscu. – W ostatnie słowa włożył całą swoją zjadliwość. – A może to było cudowne poczęcie? –Wykrzywił się – Raczej kara boska.

Przynajmniej nie zaprzecza, że Zoe to jego córka. Dumbledore spojrzał na przyjaciela zza swoich okularów-połówek.

- Tortury. Voldemort. Imperius. Obliviate Malfoya. W dużym skrócie. - Westchnął i widząc reakcję młodszego czarodzieja, zdecydował się na terapię wstrząsową. – To co teraz powiem… - Urwał na sekundę. – Musisz zrozumieć, że to nie była twoja wina. Niczyja wina. Po prostu stało się. – Spojrzał ze smutkiem na Severusa. - Zgwałciłeś pannę Granger, przykro mi.

Twarz profesora Snape’a zbielała. Kiedy wrócił do siebie po scenie w gabinecie Dyrektora, przez głowę przelatywały mu różne scenariusze. Ten jeden nie przyszedł mu do głowy. Poczuł obrzydzenie do samego siebie. Na Slytherina, była jego uczennicą. Ciężkim krokiem podszedł do fotela i usiadł.

- Jak? – Tylko tyle był w stanie wykrztusić przez ściśnięte gardło.

W niebieskich oczach pojawiło się współczucie. Spokojnym tonem Dumbledore opowiedział wszystko, co wiedział. O tamtej nocy, o Hermionie, jej ucieczce i życiu, jakie wiodła w Australii.

- Nie ma żalu za to, co się stało, i nic od ciebie nie chce. To rozsądna dziewczyna – zakończył.

Podczas tej przemowy Snape siedział sztywno, na bladej twarzy nie było widać żadnych emocji, czarne oczy były puste. Jednak to nie zbieg okoliczności. To koszmar na jawie.

- Więc to dziecko... - Nadal nie chciał w to wierzyć, musiał usłyszeć potwierdzenie z ust Dumbledore’a.

- Tak.

- Wyjdź, Albusie.

- Severusie...

- Wyjdź. – Głos profesora drżał od tłumionej furii.

Widząc, że dzisiaj już nic nie wskóra, Albus wstał i podszedł do drzwi.

- To nie twoja wina, pamiętaj o tym – rzucił jeszcze i wyszedł.

Snape całą noc przesiedział w fotelu. Jeszcze raz odtworzył w myślach to, co powiedział mu Dumbledore o nim i o pannie Granger. Tamtej nocy – jak się właśnie dowiedział – upokorzono go ponad wszelkie granice. Cały czas myślał, że był tylko torturowany – niektóre blizny pozostały mu do dzisiaj – ale to, czego mu nie powiedziano... A ona była tego świadkiem.

Współofiarą.

Dotarł do niego fakt, że ta dziewczyna – wtedy jeszcze prawie dziecko – musiała sama zmierzyć się z tym koszmarem. Ona pamiętała wszystko. Swoje upokorzenie, ból, strach. Dla niego była to abstrakcja. Nie pamiętał, co wtedy czuł, nawet nie chciał sobie tego wyobrażać. Teraz odczuwał tylko wściekłość.

Na siebie, na nią, na Dumbledore’a. W szczególności na tego ostatniego, że tyle lat ukrywał prawdę.

Jego dziecko. Wzdrygał się na samą myśl. Nigdy nie chciał mieć dzieci. Nie znosił ich. Wystarczy, że musi codziennie użerać się z matołowatymi uczniami, którzy nie potrafią rozróżnić eliksiru pieprzowego od nalewki z piołunu.

...Nic od ciebie nie chce...

Niechby spróbowała chcieć. Nie miał zamiaru nic robić w tej sprawie. Zdecydowała się urodzić, jej sprawa, i niech teraz sobie radzi. Jej decyzja. Na jej miejscu usunąłby to dziecko.
Poczęte podczas gwałtu. Ma dziewczyna charakter, przyznał z niechęcią.

W trakcie tych rozmyślań uświadomił sobie również, że to dziecko za parę lat zostanie uczniem Hogwartu. Ku*wa mać! Coraz lepiej. Czeka go jeszcze niejedna pogawędka z Albusem na niewygodne tematy.

***

Hermiona wróciła z Hogwartu przygnębiona, co nie umknęło uwagi Nany i Harry’ego. Stara kobieta natychmiast zabrała Zoe i stwierdziła, że przejdzie się z małą do parku. Musi lepiej poznać okolicę. Harry natomiast ruszył za przyjaciółką do jej sypialni.

- Hermiono, co się stało? – spytał zatroskanym tonem.

- On już wie, Harry – rzuciła krótko, usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach.

Chłopak swoim zwyczajem rozwichrzył włosy.

- Snape?

Pokiwała głową i spojrzała bezradnie na przyjaciela.

- Widział Zoe. Podczas mojej rozmowy z Dumbledore’em wpadł nagle do gabinetu. – Westchnęła. – McGonagall musiała mu powiedzieć, że wróciłam.

- I co?

- Nic. – Potrząsnęła głową. – Wyszedł bez słowa. Kiedy wychodziłam, Dyrektor właśnie szedł z nim porozmawiać.

- Może nie zauważył...

- Przestań, Harry – przerwała mu i podeszła do okna. – Stał tam i wpatrywał się w nią. Po prostu patrzył, a potem wyszedł bez słowa.

- Hermiona – podszedł do przygnębionej dziewczyny i położył jej dłoń na ramieniu – nie chcę mówić, że nie mówiłem, ale po co zabierałaś tam Zoe?

Odwróciła się gwałtownie.

- Nie wiem, może chciałam to mieć już za sobą? Nie wiem!!! – Ostatnie słowa wykrzyczała.

Ujął roztrzęsioną dziewczynę za rękę, podprowadził do fotela i zmusił, aby usiadła.

- Uspokój się, przecież cię nie winię. – Przykucnął przed nią. – Kiedyś musiało do tego dojść, a że stało się to tak wcześnie... – wzruszył ramionami – nic na to nie poradzimy. Może to nawet lepiej. Co masz zamiar teraz zrobić? – zapytał na zakończenie.

- Nic – widząc zaskoczony wzrok przyjaciela, dodała: - A co miałabym zrobić? Zobaczę, czy on zdecyduje się coś z tym zrobić.

Chłopak wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.

- Jesteś pewna? Na pewno nic nie chcesz zrobić? Nawet z nim porozmawiać?

Zaśmiała się z goryczą.

- A o czym? Powiedz mi, o czym? – Parsknęła szyderczo. – Przepraszam, profesorze, że nic panu nie powiedziałam? Chyba żartujesz, Harry!

- Miona…

- Nie – powtórzyła z uporem. – Nie mam mu nic do powiedzenia i nic od niego nie chcę. Zoe to moja córka! Tylko moja, rozumiesz?

- Jak chcesz. – Zrezygnował z kłótni. Miał tylko nadzieję, że przyjaciółka wie, co robi. Znając charakter byłego nauczyciela, przypuszczał, że tak łatwo to nie przejdzie. Zdecydował się zmienić temat na przyjemniejszy: – Molly urządza dzisiaj uroczystą kolację z okazji waszego powrotu. Chce też przedstawić Zoe rodzinie.

Hermiona westchnęła z ulgą, że Harry porzucił niewygodny dla niej temat. To, co miała zamiar zrobić, było jej prywatną sprawą i zależało od reakcji profesora. Wszystko w swoim czasie.

- Mogłam się tego spodziewać. Ta kobieta jest niesamowita. – Uśmiechnęła się. – Podejrzewam, iż nie mam wyboru?

Twarz przyjaciela rozjaśniła się.

- Znasz Molly. Dostałem polecenie, aby w razie konieczności rzucić na ciebie petryfikusa i dostarczyć do Nory.

***

Wchodziła do kominka z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony cieszyła się, że znowu zobaczy przyjaciół i znajomych, a z drugiej, pomimo zapewnień Harry’ego, bała się ich reakcji na widok córki. Jak się później okazało, zupełnie niepotrzebnie się martwiła.

Od momentu pojawienia się w kuchni Państwa Weasleyów nie miała chwili spokoju. Każdy chciał ją wyściskać oraz zamienić z nią chociaż ze dwa zdania. Och, oczywiście, że przypatrywali się z ciekawością czarnowłosej dziewczynce, ale przyjęli ją bardzo ciepło. Co dziwne, nie pytali, kto jest ojcem dziecka, wyglądało to tak, jakby już wiedzieli. Całe popołudnie upłynęło w bardzo przyjemnej atmosferze. Nikt (chyba zostali pouczeni przez Molly Weasley) nie robił jej żadnych wymówek ani nie wypytywał o wiadome szczegóły. Po prostu cieszyli się z jej powrotu.

Była zaskoczona, jak bardzo ta rodzina się rozrosła. Każdy z chłopaków zdążył się ożenić oraz dorobić potomstwa. Dwie dziewczynki – identyczne – córki Charliego były chyba w wieku Zoe. Tak samo syn Billa. Natomiast dzieci bliźniaków chodziły jeszcze w pieluszkach.

Nie zdążyła się dokładnie przyjrzeć nowym Weasleyom, a już Molly wygoniła ich wszystkich na dwór, żeby nie przeszkadzali dorosłym w rozmowie.

Zaskoczona patrzyła jak jej córka natychmiast znalazła wspólny język z rówieśnikami. Nie spodziewała się tego. Myślała, że będzie przestraszona, w końcu tamte dzieci były wychowywane wśród czarodziei od urodzenia. A jej córka była zachwycona. Kiedy wieczorem wychodziły, musiała ją na siłę wyciągać. Nie doszło do gorszących scen, ponieważ Hermiona obiecała, że za parę dni będzie mogła zaprosić Verę i Luizę do siebie.

Jedna z dziewczynek miała rumuńskie imię, ponieważ Charlie ożenił się z rumuńską smokerką. Poznał ją podczas pobytu w tym kraju i przywiózł ze sobą. Rozczarował tym nieco swoją matkę. Najstarszy syn żonaty z Francuską „i to z półwilą”, wzdychała, a drugi w kolejności z Rumunką. Co złego w Angielkach? Na szczęście Fred i George wybrali swojskie dziewczyny. Ten fakt łagodził niewielkie rozgoryczenie pani Weasley.

Po powrocie mała, podczas wieczornej kąpieli i łóżkowych rytuałów, bez przerwy opowiadała o swoich nowych przyjaciółkach, wujkach, ciociach. Na szczęście nie trwało to długo, wyczerpana zasnęła, jak tylko przyłożyła głowę do poduszki.

Hermiona odetchnęła z ulgą. Sama również była zmęczona. Przebrała się w wygodne rzeczy i zeszła na dół, do kuchni, aby spokojnie wypić kubek gorącej herbaty. Usiadła ciężko przy stole i z wdzięcznością przyjęła od Nany parujący napój.

- I jak? – Nana była ciekawa, jak przebiegło spotkanie po latach. Sama nie chciała pójść. Wcześniej umówiła się z Molly, że odwiedzi ich, kiedy już wszystko przycichnie.

Dziewczyna upiła łyk i westchnęła z zadowoleniem.

- O wiele lepiej niż się spodziewałam... - urwała na chwilę. – Żadnych wyrzutów i współczujących spojrzeń. Zoe też od razu zaakceptowali.

- No to przecież ci mówiłem. – Harry właśnie wyszedł z kominka. Został trochę dłużej, musiał porozmawiać z bliźniakami na temat ekspansji ich interesu. Podszedł do stołu, usiadł obok przyjaciółki i spojrzał przymilnie na Nanę. – Czy ja też mogę dostać herbaty?

- Tak Harry, mówiłeś. – Hermiona uśmiechnęła się ciepło do chłopaka, który odwzajemnił uśmiech. Przez chwilę wszyscy troje siedzieli pogrążeni w swoich myślach.

Nana z przyjemnością patrzyła na dwoje młodych, uśmiechniętych przyjaciół. Nareszcie jej ukochana „córeczka” wróciła tam gdzie jej miejsce. A jeżeli plan Albusa wypali, to może nawet...

- Remus dał mi znać, że chciałby cię odwiedzić. – Harry przerwał tę kojącą ciszę.

- Kiedy?

- Jak najszybciej, najlepiej jutro. – Widząc zmarszczone brwi Hermiony, szybko wyjaśnił: – Powiedziałem, że zapytam i jeżeli nie będziesz miała nic przeciwko, to do niego zafiukam.

- W porządku – wzruszyła ramionami i odstawiła pusty kubek – ale późnym popołudniem. Rano wybieram się na uczelnię pozałatwiać sprawy. – Wstała i przeciągnęła się. – Pójdę już do siebie. Dzisiejszy dzień był nieco męczący. – Podeszła jeszcze do Nany i uścisnęła ją. – Dziękuję, Nano, za herbatę i za wszystko. Trochę cię ostatnio zaniedbuję, ale...

Stara kobieta poklepała ją po plecach.

- Nic nie szkodzi. Zdaję sobie sprawę, iż jeszcze przez jakiś czas będziesz miała mnóstwo innych rzeczy na głowie. – Uśmiechnęła się ponad ramieniem dziewczyny do bruneta. – Damy sobie radę, prawda, Harry?

- Jasne – przytaknął natychmiast. – Hermiona, martw się o siebie i Zoe, a resztę zostaw nam.

***

- Albusie, musimy porozmawiać.

Snape wparował do biura Dyrektora zaraz po zakończeniu zajęć. Po nieprzespanej nocy pozostało mu parę pytań. A właściwie jedno, ale zawierało w sobie wszystkie odpowiedzi. Skomplikowane. Mające wpływ na dalsze życie jego i jeszcze dwóch osób. Moje pytania nigdy nie mogły być proste, myślał wściekle.

- Usiądź, Severusie – Dyrektor spojrzał poważnie na młodszego czarodzieja.

- Nie chcę siadać – warknął. – Powiedz mi tylko, czy to dziecko Granger będzie chodziło do Hogwartu?

- Severusie...

- A więc będzie – syknął, czarne oczy błyskały wściekle. – Wobec tego ja odejdę, słyszysz, Albusie?

Dyrektor westchnął ciężko. To będzie trudny orzech do zgryzienia, ale mają sporo czasu, zanim Zoe dorośnie do tego, aby pójść do szkoły.

- Severusie, usiądź – powtórzył i widząc zaciętą minę Mistrza Eliksirów, dodał: – Nie chcę cię przekonywać do zmiany zdania. Usiądź.

Profesor z widocznym ociąganiem usiadł na krześle, stojącym przed biurkiem Dumbledore’a, i zacisnął usta.

- Po pierwsze – zaczął Albus spokojnie – masz jeszcze prawie sześć lat na podjęcie ostatecznej decyzji... – uniósł rękę, widząc, że Snape otwiera usta, aby mu przerwać. – Daj mi dokończyć.

Czarnowłosy mężczyzna ponownie zacisnął szczęki i zacisnął dłonie w pięści.

- Po drugie, powtarzam raz jeszcze, Hermiona nic od ciebie nie chce, ani dla siebie, ani dla Zoe.

Zoe, co to za imię, Severus prychnął w duchu.

- Jak zapewne się orientujesz – szyderczy głos nie pozostawiał wątpliwości, że wie, iż dyrektor doskonale się orientuje – w rodzinie Snape’ów nigdy nie było głupich dzieci – jad w jego głosie był w stanie zabić bazyliszka. – Jeżeli uważasz, iż to dziecko nie domyśli się, kto jest jej ojcem, to możesz nazywać mnie gumochłonem – zadrwił na koniec.

Dumbledore przez dłuższą chwilę przypatrywał się dziwnie siedzącemu przed nim czarodziejowi. W końcu westchnął, zdjął okulary i zaczął je wycierać skrajem szaty.

- Severusie, nie pomyślałeś o jednej ważnej rzeczy – zaczął lekko już zniecierpliwiony. – To dziecko, jak nazywasz twoją córkę, dowie się, prędzej czy później, kim jest jej ojciec.

Snape wykrzywił się przy słowach „twoją córkę”, jakby ktoś podsunął mu pod nos łajno testrala.

- Granger zamierza ją uświadomić, tak? – parsknął – Po moim trupie. Porozmawiam sobie z tą...

- Severusie! – zagrzmiał srebrnobrody czarodziej. – Dość! Wiem, że jesteś wstrząśnięty, ale panuj nad sobą. To nie była wina Hermiony!

To po co tam wtedy polazła, były śmierciożerca pieklił się w duchu.

Albus widział, jak usiłuje zdusić zjadliwe słowa, ale nie zwracał na to uwagi, spokojnie kontynuował.

- Nie da się ukryć, Zoe robi się coraz bardziej podobna do ciebie. Jak myślisz, ile upłynie czasu, zanim ktoś „życzliwy”, lub bezmyślna uwaga jakiegoś dziecka, jej to uświadomi? – Westchnął z rezygnacją. – Panna Granger będzie musiała jej powiedzieć, Severusie! Na to akurat nie masz wpływu. – Wbił w niego bladobłękitne spojrzenie, w którym pojawiły się nagle znajome iskierki. – Pytanie, co zamierzasz zrobić po tym fakcie.

Zgrzytanie zębów Mistrza Eliksirów słychać było chyba nawet w lochach.

- Jak rozumiem nic nie mogę uczynić w tej sprawie? – wysyczał przez zaciśnięte zęby.

- Obawiam się, ze nie – Albus uśmiechnął się rozbrajająco. – Ale pomyśl o tych lepszych aspektach całej tej sprawy. – Kiedy Severus spojrzał na niego z niedowierzaniem, dodał: – Masz córkę. Bardzo mądrą i uroczą, ośmielę się dodać. Będzie twoją godną następczynią. – Roześmiał się w duchu na widok zwężających się oczu przyjaciela. – Zresztą mając takich rodziców...

Snape nie wytrzymał. Zerwał się z krzesła i wyszedł, trzaskając drzwiami.

***

W przytulnej kuchni na Grimmauld Place 12 panował miły rozgardiasz. Wszędzie leżały nowe czarodziejskie zabawki, które mała dostała od swoich cioć i wujków. Ona sama siedziała Remusowi na kolanach i w skupieniu zaglądała mu w zęby.

- Ale wujku! Ty nie masz takich duuużych zębów. – Wyglądała na zawiedzioną. – Wilk w bajce o Czerwonym Kapturku miał.

Remus spojrzał bezradnie na trzęsącego się ze śmiechu Harry’ego. Chłopak miał łzy w oczach i nie potrafił pomóc przyjacielowi. Od godziny, czyli od przyjścia Remusa, nie był w stanie się uspokoić. Ze śmiechu rozbolał go już brzuch.

Zoe, jak tylko minęło pierwsze onieśmielenie, podbiła serce kolejnego mężczyzny. A kiedy wydobyła z niego, że jest wilkołakiem, rozpoczęła dogłębne badania, zadając przy tym mnóstwo rozbrajających pytań. To o zębach, było jak na razie ostatnim z całej serii. Był ciekaw, co jeszcze ten mały smyk wymyśli.

Na szczęście od konieczności udzielenia pomocy przyjacielowi wybawił go dzwonek do drzwi. Potykając się o rozrzucone zabawki, poszedł otworzyć. Wrócił po dłuższej chwili wściekły, prowadząc za sobą nieoczekiwanego gościa.

Severus Snape wszedł do kuchni i szyderczym spojrzeniem omiótł bałagan, po czym przeniósł wzrok na mężczyznę przy stole i siedzące mu na kolanach dziecko.

- Zabierz od niej te łapy, przeklęty wilkołaku!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejtova
Sky



Dołączył: 03 Lis 2005
Posty: 4724
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z niebiańskiej plaży

PostWysłany: Nie 19:07, 05 Lut 2006    Temat postu:

Ooo, następny rozdział :)
Dziękuję Annie :*:*
Ciekawiło mnie jak bedzie wyglądała konfronatacja Snape'a z Hermioną, jak zareaguje na wiadomość, że ma córkę. A Ty opisałaś to w pięknym stylu. Cudeńko!
To opowiadanie jest po prostu świetne, nie mam słów.
Mogłabym to czytaę w kółko na okrągło.
Strasznie mnie wciągneło, dlatego z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

Pozdrawiam
Kej P.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:16, 19 Lut 2006    Temat postu:

Beta - Jronia i jej "nie niemożliwe" - Dziekuję. Będę pamiętać.


Rozdział szósty.

W kuchni natychmiast zapadła cisza. Harry zamarł. Zoe z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w wysokiego mężczyznę stojącego w drzwiach. Przecież to on przestraszył ją wtedy, u dziadka Albusa. Błyskawicznie zsunęła się z kolan Remusa, podeszła do gościa i zadarła głowę do góry. Przez chwilę patrzyli na siebie bez słowa. Z identycznym wyrazem pogardy na twarzy.

- Wujek nie jest przelek... przekre... TAKIM wilkołakiem – wrzasnęła ze złością i tupnęła nogą. – A pan jest niegrzeczny!

Snape postanowił zignorować bezczelnego bachora.

- Chcę rozmawiać z Granger – rzucił zimno w przestrzeń. Po czym odwrócił się i bez zaproszenia ruszył do salonu.

Harry’ego odblokowało w chwili, w której mała z buńczuczną miną zrobiła krok do przodu z zamiarem pójścia za niegrzecznym panem. Jednym ruchem ręki zagarnął zapalczywą dziewczynkę.

- Zoe, nie wolno.

- Co to za pan? Nie lubię go! Zna mamę?! To też jest mój wujek? – Dziewczynka, swoim zwyczajem, wyrzuciła z siebie serię pytań.
Chłopak musiał ugryźć się w język, aby nie powiedzieć, że to nie żaden wujek tylko jej tatuś.

***

W salonie panowała atmosfera tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Dwóch mężczyzn siedzących w fotelach obrzucało się wściekłymi spojrzeniami. Siedzieli tak już prawie od pół godziny. Harry’ego świerzbił język, aby powiedzieć temu dupkowi parę słów prawdy, ale hamował się ze względu na Hermionę. Zabiłaby go.

Po scenie w kuchni Harry natychmiast zafiukał do Weasleyów, gdzie aktualnie przebywała Nana, i podrzucił jej Zoe. Lepiej, żeby mała nie była świadkiem spotkania rodziców – pomyślał.

Chwilę później Remus pożegnał się i wyszedł. Nie chciał pogarszać sytuacji po tym, jak zobaczył furię na twarzy śmierciożercy na widok córki siedzącej na jego, wilkołaka, kolanach. Trwało to jednak tylko sekundę, bo Severus szybko się opanował i założył z powrotem swoją maskę. Remus doskonale wiedział, że Hermiona i tak nie będzie miała łatwej rozmowy. Widział jak Mistrz Eliksirów zignorował wpatrującą się w niego czarnowłosą dziewczynkę.

Snape siedział nieruchomo i myślał nad swoim następnym ruchem. Przyszedł tu po to, aby dowiedzieć się szczegółów na temat wydarzeń tamtej nocy i żeby zakomunikować pannie Wiem-To-Wszystko parę rzeczy. Musiał się upewnić, czy Granger przypadkiem nie obmyśliła sobie, że on zostanie szczęśliwym tatusiem.

Jednak w chwili, w której zobaczył to dziecko, tak beztrosko rozmawiające z Lupinem, doznał szoku. Poczuł gwałtowną wściekłość na Granger, że tak nieodpowiedzialnie zostawiła jego krew z najbardziej lekkomyślnymi i nieodpowiedzialnymi ludźmi w swoim otoczeniu. Niańki idealne: wilkołak Lupin i Zrobię-Zanim-Pomyślę-Potter. Już zaczyna być tak bezczelna jak ten „bezcenny” wybawca świata.

***

Z holu dobiegł Harry’ego hałas i mamrotanie coś o bezużytecznych wieszakach, których dawno powinno tu nie być. Hermiona wróciła właśnie, bardzo zadowolona, z Uniwersytetu Magii, gdzie udało jej się poukładać wszystkie sprawy związane z jej powrotem na studia. Będzie kontynuować naukę numerologii.

Postawiła przewrócony wieszak, burknęła jeszcze pod nosem, że Tonks miała rację co do niego, i ruszyła w głąb domu.

- Harry? Nana?

- W salonie, Miona – usłyszała głos przyjaciela brzmiący nieco dziwnie.

Zastanawiając się, co też mogło się stać, pchnęła drzwi do pokoju, z którego dobiegał głos chłopaka i zamarła. Snape. Co on tu robi? Zoe, gdzie jest Zoe? – pomyślała rozpaczliwie. W następnej sekundzie wzięła się w garść i weszła do środka.

- Witam – przywitała się zimno. – Co pana tu sprowadza?

- Wpadłem się przywitać – jad w głosie Snape’a mógł przepalić beton. – W końcu nie widziałem mojej ulubionej – wspiął się na szczyt złośliwości – uczennicy przez sześć długich lat.

- Echem, to może zostawię was samych? – Harry podniósł się z fotela i spojrzał pytająco na dziewczynę.

Hermiona kiwnęła głową.

- Tak będzie najlepiej, Harry. Pilnuj, żeby Zoe tutaj nie weszła.

- Zoe jest u Weasleyów. – Chłopak, wychodząc, rzucił dziwne spojrzenie w stronę byłego nauczyciela, który na wspomnienie imienia córki skrzywił się z niesmakiem.

Dziewczyna usiadła na zwolnionym przez przyjaciela fotelu i wbiła twardy wzrok w Mistrza Eliksirów.

- Słucham, po co pan tu przyszedł?

Obrzucił ją szyderczym spojrzeniem.

- Nie udawaj, Granger, doskonale wiesz, dlaczego tu jestem. – Zapalił papierosa nie zwracając uwagi na niesmak widoczny na twarzy dziewczyny. – Musimy porozmawiać o tym, co się stało. I o niej – położył nacisk na ostatnie słowo.

- Nie mamy o czym rozmawiać – sprzeciwiła się. – Nie mam zamiaru jeszcze raz przez to przechodzić, a co do mojej córki to nie powinna pana interesować.

- Granger – warknął. – Oprzytomniej. Wbrew temu, czego z pewnością sobie życzysz, w tym dziecku płynie krew Snape’ów...

- Owszem – przerwała mu – jest pan biologicznym ojcem, ale nic poza tym. Nic od pana nie chcę! – Odetchnęła, aby się uspokoić. – Sama ją wychowywałam i nadal tak będzie.

Gwałtownie wstał z fotela, podszedł do niej i nachylił się z furią w oczach – Wychowywałaś? – wysyczał. – A gdzie byłaś, kiedy to dziecko zaglądało w zęby wilkołakowi?

Hermiona odchyliła się w fotelu i spojrzała w czarne oczy błyszczące wściekłością.

- To nie pana interes, co robi moja córka. O co w ogóle panu chodzi? – warknęła. Nie była już jego uczennicą i nie miała zamiaru dać się zastraszyć.

- O twoją nieodpowiedzialność, Granger. – Nadal stał nad dziewczyną. – Zostawiłaś mojego potomka z Potterem i tym wilkołakiem!

Hermiona wbiła w profesora zszokowany wzrok. „Mojego potomka?” Czy on zwariował? Snape chyba też zorientował się, co powiedział, bo skrzywił się i wyprostował.

- W moim dziecku płynie pańska krew, ale to nie znaczy, że jest pana potomkiem! I z pewnością nie jest pana sprawą, z kim przebywa! – podniosła głos. Czego on do cholery chce? – Zwariowałam, że tu wróciłam – wymamrotała do siebie pod nosem.

- Wyjątkowo się z tobą zgadzam – dosłyszał jej ciche słowa i nie mógł sobie odmówić zjadliwej uwagi. – Zwariowałaś, Granger. Trzeba było usunąć to dziecko. A może chciałaś zostawić sobie miłą pamiątkę po tamtej nocy?

Hermiona straciła panowanie nad sobą – tak gwałtownie zerwała się z fotela, że Snape odruchowo zrobił krok do tyłu.

- Ty sukinsynu! – Zamachnęła się.

Błyskawicznym ruchem złapał ją za nadgarstek.

- Nawet nie próbuj – warknął.

Bez strachu, z pogardą, patrzyła w czarne oczy – odbicie oczu jej córki.

- Zasłużyłeś na to. – Nie miała zamiaru dłużej tytułować go panem. Za dużo w życiu przeszła, aby trwonić swój szacunek na kogoś takiego jak on. – Dawno przestałam myśleć o tym, co się wtedy stało. To była moja decyzja i nie powinno cię to obchodzić – szarpnęła ręką. – A teraz mnie puść i wynoś się stąd. – Była wściekła.

- Tak prędko się mnie nie pozbędziesz, Granger – syknął i puścił jej rękę. – Mamy parę spraw do wyjaśnienia.

- Nie mamy sobie nic do wyjaśnienia – rozmasowała nadgarstek. – Wynoś się! Natychmiast!!! – wrzasnęła.

W oczach Severusa pojawiły się niebezpieczne błyski, nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo do salonu wpadł zaalarmowany krzykami przyjaciółki Harry.

- Słyszałeś? Wynoś się stąd i nie waż się tu wracać! – rzucił wściekle w stronę znienawidzonego, byłego nauczyciela. – Ona nie chce cię widzieć, chyba dotarło!!!

- To nie twoja sprawa, Potter – warknął Snape.

- Ale mój dom – odparował chłopak. – Wynoś się!

Czarnowłosy czarodziej zwęził oczy, spojrzał na rozdygotaną ze złości dziewczynę i rzucił zimno:

- Jeszcze z tobą nie skończyłem Granger. – Po czym z zawirowaniem czarnych szat obrócił się i wyszedł.

- Co za dupek! – Harry obrócił się do przyjaciółki. – Wszystko w porządku, Miona?

Zaśmiała się nieco histerycznie.

- W porządku? Harry, nic nie jest w porządku! – Objęła się ramionami. – Ten sukinsyn zarzucił mi nieodpowiedzialność. Wyobrażasz to sobie? – Obróciła się gwałtownie w stronę przyjaciela. – Co się tu stało, kiedy mnie nie było? O co chodzi z tym wilkołakiem?

Chłopak opisał Hermionie scenę w kuchni. Jak zareagował Snape na widok Zoe oglądającej z zaciekawieniem zęby Remusa. – I wtedy warknął: „Zabieraj od niej te łapy, przeklęty wilkołaku”. – Spojrzał zmartwiony na przyjaciółkę. – Zoe nie pozostała mu dłużna, ale na szczęście ją zignorował.

***

- Mamo! Mamuniuuuuu!

Hermiona przeglądała listę potrzebnych książek na studia, kiedy z dołu dobiegł ją głos córki. Nareszcie wróciły, westchnęła i odłożyła spis. Sama nie chciała iść po małą do Weasleyów. Musiała się uspokoić po popołudniowej rozmowie. Ten człowiek doprowadził ją do stanu wrzenia, a nie chciała się wyładowywać na najbliższych – nawet Harry zdecydował się zejść jej z oczu. Wobec czego zdecydowała się dostosować pokoje, które przeznaczył dla nich Harry, do własnych potrzeb.

Zdziwiło ją, że po tylu latach niepraktykowania magii, nadal wychodziło jej to całkiem nieźle. Cała ta intensywna praca pomogła jej rozładować złość. Ale zmartwienie pozostało. Zastanawiała się, co teraz zrobi Snape. Wychodząc, oświadczył przecież, że to nie koniec ich rozmowy. W tej chwili jednak musi się skupić, czeka ją mała pogawędka z córką na temat jej zachowania. Harry dokładnie opowiedział jej, co się stało i co mała zrobiła.

Szybko zeszła na dół i w ostatniej chwili zdołała rozłożyć ramiona, w które wpadł, mały czarnowłosy, brudny jak niuchacz po zryciu ogrodu, pocisk.

- Ptysiu, powoli. – Postawiła małą na ziemi i obrzuciła ją zdziwionym wzrokiem. – Gdzieżeś ty się tak usmarowała? – Dotychczas Zoe nawet po zabawie w piaskownicy wyglądała czyściutko.

- Bawiliśmy się z Ronem w „złap gnoma” – zachichotała. – Ja byłam gnomem i uciekałam do dziury. Bo wiesz, wujek Harry przekominował mnie do cioci Molly. I tam była Nana i wujek Bill z Ronem. – Prawie w ogóle nie robiła przerw między jednym słowem, a drugim.

- Widzę, że dobrze się bawiłaś – Hermiona skierowała małą trajkotkę prosto do łazienki – ale czas najwyższy na kąpiel. A potem musimy porozmawiać – dodała poważnym tonem.

Zoe natychmiast ucichła. Ten ton mamy i słowa „musimy porozmawiać” zawsze kojarzyły się jej z czymś niedobrym. Mama zawsze tak mówiła, kiedy ona coś przeskrobała.

- Ale ja byłam grzeczna – zaprotestowała. – Spytaj Nany!

Hermiona machnęła różdżką, aby napełnić wannę wodą. Potem spojrzała na córeczkę.

- Wierzę, ptysiu, że u cioci Molly byłaś grzeczna. – Machnęła różdżką jeszcze raz i na środku łazienki stał teraz brudny golasek. – Wchodź do wanny, porozmawiamy po kąpieli.

W trakcie zwyczajowej zabawy w wannie Hermiona zastanawiała się, jak zacząć tę trudną rozmowę. No, może nie tyle zacząć, co odpowiedzieć na pytania ciekawskiej córki. Nie chciała jej okłamywać. Mała tak czy inaczej dowie się, kim jest ten niegrzeczny pan, ale nie chciała mówić jej tego tuż po tym, jak rozwścieczona kazała mu się wynosić. Będzie jednak musiała najpierw porozmawiać z Naną.

- Ptysiu, co powiesz na to, aby wujek Harry pobawił się z tobą? – Spojrzała na Zoe, która właśnie uczyła nurkować zieloną kaczuszkę.

- Taaak! – krzyknęła uradowana dziewczynka. – Wujek jest śmieszny!

Harry chyba nigdy nie dorośnie, westchnęła dziewczyna w duchu, po czym podniosła się z kolan.

- Poczekaj chwilę, zawołam wujka.

***

- I co ja mam teraz zrobić? – Hermiona zakończyła swoją relację pytaniem i spojrzała bezradnie na Nanę. – Nie mam pojęcia, o czym on chce rozmawiać. Dumbledore obiecał, że wyjaśni mu wszystko – westchnęła. – I czeka mnie jeszcze rozmowa z Zoe, nie chcę jej okłamywać.

Starsza kobieta poklepała miejsce obok siebie.

- Usiądź, moje dziecko. – Uśmiechnęła się lekko. – Pamiętasz, jak mówiłaś mi, że to trudny człowiek? – Postanowiła, że sprawą Zoe zajmą się później. Może nawet po tej rozmowie Hermiona będzie wiedziała, co powiedzieć córce.

Dziewczyna usiadła obok przyszywanej matki i wzruszyła ramionami.

- Nie uświadamiałam sobie tylko jak bardzo trudny. – Była wyraźnie rozgoryczona. – Zarzucił mi nieodpowiedzialność! Kim on jest, żeby wtrącać się w moje życie?

- Ojcem Zoe – przypomniała jej Nana. – I nic na to nie poradzisz. – Pogłaskała „córkę” po gęstych lokach. – A sądząc po tym, co mówił, obchodzi go los własnego dziecka.

Hermiona gwałtownie uniosła głowę.

- Nano! Nie znasz go! To niemożliwe! Mówił o niej jak o jakieś rzeczy! On nie posiada uczuć!

Australijka westchnęła ciężko.

- Posłuchaj mnie przez chwilę. – Dobrze znała Hermionę, wiedziała, że to rozsądna dziewczyna, tylko czasem zbyt zapamiętała w swojej złości. – Nie znam tego człowieka osobiście, ale ostatnimi czasy sporo się o nim i o was – położyła nacisk na to słowo – dowiedziałam.

- O nas? Nie ma żadnych nas! – żachnęła się dziewczyna.

- Chodziło mi o Złotą Trójcę. – Nana mrugnęła żartobliwie. Chciała rozluźnić atmosferę.

- O nie! – usłyszała jęk w odpowiedzi.

- No właśnie. Zastanawiałaś się, czemu tyle razy ratował wasze niesforne tyłki?

Hermiona zrobiła sceptyczną minę. W tej chwili była jak najdalej od tego, aby przypisać temu człowiekowi jakiekolwiek pozytywne uczucia.

- Dumbledore mu kazał.

- Owszem – przytaknęła Nana – ale pomyśl, czy takiemu człowiekowi jak pan Snape można cokolwiek kazać?

- Ale Dumbledore...

- Hermiona! Rozumiem, że jesteś rozgoryczona, ale zachowujesz się nieco irracjonalnie. Pomyśl trochę! – stanowczo przywołała „córkę” do porządku. – A to, że chciał cię wyrwać z łap Toma, o niczym nie świadczy? Albus kazał mu tylko dowiedzieć się, czy jeszcze żyjesz i gdzie cię przetrzymują! Ale to on się uparł, aby cię jak najszybciej ratować! Kłócił się z Albusem. Wrzeszczał podobno, że cię zniszczą i trzeba reagować błyskawicznie.

- Co? – Dziewczyna była zszokowana. – Skąd wiesz?

- No cóż – Nana wzruszyła ramionami – porozmawiałyśmy sobie z Molly. Podobno niemal siłą wyciągnęła to ze swojego męża, który był świadkiem kłótni Albusa i pana Snape’a. – Spojrzała uważnie na Hermionę. – Albus kategorycznie zabronił mu cokolwiek robić, ale pan Snape stwierdził, że doskonale wie, co robi, i niech dyrektor nie próbuje go powstrzymać. – Nana uśmiechała się w duchu, widząc pełną niedowierzania minę „córki”. Może to da jej do myślenia. – A i przypomniał jeszcze, że to Albus zawsze powtarzał, iż tacy czarodzieje jak Granger są nadzieją na lepszą przyszłość czarodziejskiego świata.

- Nie wierzę! Nie wierzę! – Hermiona w trakcie przemowy Nany, wstała i zaczęła chodzić po salonie. – Molly z pewnością coś pokręciła. Snape by tak nie powiedział!

- Hermiono, myślę, że nigdy nie zadałaś sobie trudu, aby go poznać.

- Szanowałam go! – obruszyła się – Wiedziałam, ile ryzykuje i szanowałam go za to!

- Owszem – przytaknęła starsza kobieta. – Ale znałaś go tylko jako nauczyciela i szpiega. A co możesz powiedzieć o nim jako człowieku? – zapytała.

Hermiona przygarbiła się lekko.

- Nic – stwierdziła cicho.

- No właśnie. Nic – zgodziła się Nana. – A może należało dowiedzieć się czegoś więcej? – Wstała z kanapy i podeszła do dziewczyny. – Zawsze jednak możesz to nadrobić – powiedziała spokojnie, po czym poklepała ją pieszczotliwie po policzku i wyszła.

Jej córka miała parę rzeczy do przemyślenia. Ona sama dopiero dzisiaj u Molly dowiedziała się wszystkiego o Hemionie, Harrym i ich nieżyjących przyjaciołach – dzieciach Molly – oraz o Severusie Snapie. A to, czego się dowiedziała, dawało nadzieję na lepsze życie Hermiony i Zoe. Niczym spiskowcy, razem z Molly snuły plany...

Należało jeszcze tylko powiadomić o nich Albusa, ale tym zajmie się nieoceniona pani Weasley. Zgodnie stwierdziły, że Zoe powinna mieć oboje rodziców, a ci dwoje mają ze sobą wiele wspólnego. Trzeba im tylko to uświadomić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Belistra
Mugol



Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 21:08, 19 Lut 2006    Temat postu:

Witaj Annie.

Pierwszy raz z Twoją twórczością i tłumaczeniami spotkałam się przypadkiem w Dziurawym Kotle. To była "Zastępcza Matka". Od tamtej pory w Dziurawym Kotle, Mirriel, a od wczoraj również na Forum Krukonów wyszukuję Twoich opowiadań i muszę powiedzieć, że należysz do moich ulubionych autorek.
Teraz czekam z niecierpliwością by poznać szczegóły intrygi Nany i Molly.

ps.1 Dalszego ciągu "Rozmów Barowych" również nie mogę się doczekać i zazdroszcze ci talentu pisarskiego.

ps.2 Pozdrawiam Annie i wszystkich wielbicieli jej twórczości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin