Inna Strona Mocy <może być trochę slashy>

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
inno0
Gość






PostWysłany: Śro 13:54, 19 Kwi 2006    Temat postu: Inna Strona Mocy <może być trochę slashy>

Inna Strona Mocy <może być trochę slashy>
Disclaimer: Draco's ass is so not mine. But then, I'm not Harry Potter. Disclaimer by Reena

Inna Strona Mocy

Odsłona 1
Kraj nad Wisłą

Tytuł w witrynie kiosku krzyczał: Przybędę w czerwcu. Zaraz obok widniało zdjęcie, od którego wszyscy odwracali oczy. Był to stosunkowo mały, nieruchomy portrecik wyłupiastookiego czarodzieja*. Ale nie to było najdziwniejsze. Przechodnie krzyczeli, bo jeszcze kilka sekund wcześniej na tej samej okładce widniała podobizna nowego ministra magii z ramienia PiS, a nagłówek na okładce Daily Prophet Polska oznajmiał podwyżkę akcyzy na różdżki.

Polska słynęła z niedouczonych czarodzieji i w dowcipach znana była bardziej pod nazwą Charłakoland (eng. Squibland). Polscy czarodzieje nigdy jednak się tą opinią zbytnio nie przejmowali i podawali historyczne przykłady obecności polskiej magii w dorobku magii światowej. Bo przeca Kopernik nie dość, że była kobietą i z zadziwiającą jak na one czasy skutecznością ukrywała ten fakt przed społecznością magiczną, to jeszcze była w stanie w pewnych kwestiach mugoli uświadomić nie mówiąc już o odkryciu podstwowych własności czarnych dziur. Polacy z resztą mieli szczęście do czarownic: wystarczy wymienić chociażby Marysieńkę, co to króla omotała i z tylnego siedzenia Rzplitą kierowała czy senator Szyszkowską, która przeforsowała w Czarodziejach Zjednoczonych** kilka rezolucji potępiających ataki na niemagicznych i przyczyniła się do powstania Międzynarodowej Organizacji d/s Walki z Dyskryminacją Wilkołaków. Ale wbrew obiegowym opiniom i w tajemnicy przed społecznością magiczną polska miała duże osiągnięcia w dziedzinie magii.

Mirosława od dzieciństwa nie znosiła gdy, ktoś przeszkadzał jej w czytaniu, a już szczególnie nie cierpiała krzyków swojego czwartego męża podczas kontemplacji dzieł Llosy.
-- Co się drzesz kreaturo głupia! -- bardziej stwierdziła niż zapytała i spróbowała jeszcze raz zagłębić się w lekturze, ale wrzask męża przekształcił się w nieokreślony chichot. Nie mylić z Cziczot, bo to jest Indianin, a ten pierwszy to przerywany śmiech. Chichot w jego wykonaniu może oznaczać tylko jedno - zobaczył jakąś scenę śmierci sfilmowaną przez islamistów w mugolskim internecie - perwert. Zaraz - przecież oni nie ścinają od kilku miesięcy, a nie uwierze, że on nie widział wszystkich egzekucji. Z resztą nigdy napady chichrania nie trwały u niego tak długo. Mirosława postanowiła zejść do biblioteki i zobaczyć co jej wspaniały mąż wyprawia. Poza tym i tak miała ochotę na jabłecznik.

Widok na jaki była narażona żona pracownika Magicznego Urzędu Podatkowego przedstawiał się nie tyle śmiesznie co żałośnie. Jej mąż dygotał z miną w najwyższym stopniu przerażoną jednocześnie histerycznie się śmiejąc, co w jego przypadku nie było niczym niezwykłym. Ten zimny i cichy urzędnik, gdy tylko opuszczał swój gabinet na trzecim piętrze szarego od wewnątrz jak i od zewnątrz biurowca stawał się lalusiem jakich mało. I gdyby nie to, iż był nieugiętym urzędnikiem i zapłakanym niedorajdą jednocześnie nigdy nie zostałby mężczyzną życia tak temperamentnej baby jak Mirosława Bakalarz. I gdyby pominąć fakt, że z dnia na dzień ona miała go coraz bardziej dosyć to tworzyliby idealną parę.

Fantazy Ostafijak nie byłby sobą gdyby nie kupił najbardziej plotkarskiej i zarazem najpopularniejszej gazety w kraju i właśnie był w trakcie pobieżnego czytania pierwszej strony, siadania na fotelu i zagłębiania się w jakże pouczającej lekturze gdy na jego oczach, w momencie gdy trzymał ją w rękach zmieniła wygląd. I żeby jeszcze tego było mało na pierwszej stronie widniał On. Czarny Pan. Emocje, które wstrząsnęły Fantazym nie dałyby się opisać. Przynajmniej on nie byłby w stanie tego zrobić, a ja nie mam zamiaru go wyręczać.

Gdy spojrzenie jego pierwszej żony i drugiej kobiety w życiu Fantazego, swoją drogą Mirosława nigdy nie dowiedziała się czy pierwszą była jego matka, bo fakt ten wydawał jej się zbyt obrzydliwy aby wypytywać,*** straciło swój niezmiernie zaskoczony wyraz Fantazy jako tako się otzrąsnął i ozwał w te słowa:
-- To nie może być. -- po tym enigmatycznym, ale charakterystycznym stwierdzeniu męża Mirosława wypaliła.
-- Szybciej dziadku, bo do ciebie cierpliwości ostatnio nie mam. -- W każdym kolejnym ruchu widać było brak cierpliwości do "dziadka". Mirosława była słownie samą niecierpliwośćią, ale jej mina zmieniła się diametralnie gdy wyzięła gazetę w swoje ręce odpychając Fantazego i przeczytła nagłówek. Po kilku sekundach milczenia i przebiegania tekstu wzrokiem wyrwało jej się:
-- No to się qrva będzie działo! Wiwatujące tłumy na ulicach i bunt wśród młodzieży.




*Pomysł na tą okładkę (jak i ficka) wzięłem z okładki Faktu, którą zaoczyłem 17 oktobra 2005 w kiosku. Było tam zdjącie podróbki Toady'ego ( tego z Gumisi ) i info o planowanym nawiedzeni Katolandu

**Czarodzieje Zjednoczeni coś jak UNICEF - organizacja związana z NZ

***Tylko sobie wyobraźcie czterdziestoletni prawiczek

Odsłona 2*
Cmentarz.fora.pl**

Jak to zwykle w przypadkach awaryjnych Mirosława zdecydowała się skontaktować z grupą przyjaciółek. Kumpele jeszcze z czasów studiów i szkoły średniej były chyba jednymi z najlepiej poinformowanych czarownic na wschód od Renu. I nawet nie musiała słać im SMSów już w kilka minut wszystie użytkowniczki Demonicznago Forum Internetowego były zalogowane i dyskutowały o możliwym wybuchu w świecie nadwiślańskich czarodzieji.

Ogólnie znanym faktem było to iż od wieków w Polsce tylko czarodzieje czystej krwi mają prawo uprawiać magię i mimo reform, kampanii informacyjnych i innych wysiłków Ministerstwa, i z prawie jawną aprobatą tegoż, tylko oni odbierali magiczne wykształcenie. W gruncie rzeczy Ministerstwo zajmowało się tylko zbieraniem podatków i nakładaniem na czarodzieji bzdurnych obowiązków. Ale wszystko powoli się zmieniało. Mirosława pracowała w jedynym w Charłakolandzie (pozwolicie drodzy czytelnicy, że w taki właśnie sposób będę się wyrażać na temat Polski choć śmiem twierdzić, iż ta nazwa z rzeczywistością ma niewiele wspólnego) gimnazjum przyjmującym mugolaki i chociaż nie przyznałaby się nigdy do tego to właśnie dlatego tam pracowała. Nigdy nie planowała zmieniać świata, ale jeśli ktoś zaproponował jej udział w zmieniającym świat przedsięwzięciu to nie zwykła odmawiała.

Historia Pottera i Riddle'a wstrząsnęła czarodziejami do głębi, ale te wydzarzenia miały miejsce dawno, bo już parę lat temu, a wszyscy wiemy jak to jest z ludzką pamięcią. Najdziwniejsze jednak było to iż obaj żyli. Nikt nie wiedział gdzie i jak, ale nigdy nie znaleziono ciał lub dowodów śmierci któregoś z nich. Obie strony nie straciły ani nie zyskały na pojedynku Bezczelnego Bachora i Tego-Którego-Imienia-Nie Zwykło-Się-Wymawiać. Zwolennicy odtransportowali Voldemorta do jednej z kryjówek i odtąd dochodziły o nim różne, często sprzeczne wieści. Faktem jest, iż już po kilku tygodniach świat usłyszał o Paniczu Voldemorcie - rzekomym synu i następcy ojca-psychopaty. Co do Pottera to o jego dzieciach na razie nikt nie słyszał, a o niektórych rzeczach jeszcze nie pora mówić, bo mnie do Zakazanego Lasu czy innego przybytku rozkoszy wyślą.

Btw zastanawiam się czy powinienem już nt. miejsca pobytu Tego-Co-To-Znowu-Przyżył napisać. Chyba na razie na czynnościach Mirosławy przed komputerem się skupię, bo pozostawanie zbyt długo w pozycji siedzącej grozi utratą zdrowia, a ona i tak jako tłumaczka tekstów magicznych godziny w onej spędza (pozycji znaczy się).

Koleżanki nie były pewne czy rzeczywiście z Miri mają do czynienia bo tak ostro i zdecydowanie raczej prawie na pewno nigdy się nie wypowiadała. Jeśli się wypowiadała. Wypowiadała ostro. Rzadko i wcale nie zdecydowanie. Ogólnie to była zwolenniczką poglądu Cromwella, iż ona nie wie czego chce, ale wie czego nie chce.

Erudytą nigdy nie byłem i podejrzewam u siebie problem podobny do opisywanego przez Cervantesa na początku książki o walce z wiatrakami (Właśnie przykład na nie bycie erudytą i nieznajomość z literaturą zbyt głęboką macie, moi drodzy czytelnicy, bo ni chuja+ nie przypomnę sobie jak się ta kniga zwała) otóż nie umiem rzucać cytatami z pamięci i pięknych nawiązań do literatury światowej powplątywać. Za to jeden z ulubionych mych cytatów trochę bez związku wydawać by się mogło wpiszę, ale jego pojawienie się zaraz potem wplączę. "Who is who? Jesteśmy chmurkami. Byliśmy i już nas nie ma."***

Użytkowniczki Cmentarz.fora.pl były jednymi z tych niewielu osób, które wiedziały o tragedii Mirosławy. A dokładnie o śmierci jej trzeciego męża. Myślały nawet, że ona nigdy sobie z tym nie poradzi i jakie było ich zdziwienie gdy podczas cotygodniowego spotkania na necie Miri poinformowała je o ślubie mającym się odbyć w zaledwie pół roku po śmierci Dumbledore'a. Tak tego Dumbledore'a, drodzy czytelnicy. Ich związek był najpilniejszą tajemnicą nie tylko ze względów bezpieczeństwa, ale również aby nikt nie oskarżył starego czarodzieja o absolutną demencję starczą i wybujały erotyzm. Pisałem już, że Mirosława może się podobać. Nie, to piszę. I to jeszcze jak. Znaczy nie że ja tak piszę tylko że ona podobać się ... No wiecie. Lat trzydzieści kilka. Wszystko na swoim miejscu, w ilościach w sam raz plus charakterek nieustępliwej suki. Cud-miód-i-orzeszki.

Ale dosyć o mnie. Debata była owocna. Aby nie wywoływać histerii przyjazdem Młodego Riddle'a do Charłakolandu trzeba go namierzyć, zmusić do gadania i humanitarnie zgładzić. Chociaż to humanitarnie to już nie tak koniecznie. A potem wytrzasnąć skądś Pottera i na podstawie uzysknych informacji doprowadzić go do Voldiego-ojca. Proste prawda?




*ten rozdział dedykuję pamięci Lawrence Sterne'a i część trochę na podobieństwo "Tristama Shandy'ego" postaram się napisać chociaż mistrzowi chyba nigdy nie dorównam

**takowa strona istnieje, ale jej wykorzystanie jest cokolwiek inne

***Anatolij Pristawkin a tytułu powieści, z której to jest jak zwykle nie pamiętam

+o krytykach wypowiedzieć się muszę. A właściwie pozwolę sobie za Asimovem zacytować Bysse lorda Byrona "Lepiej/Szukaj róż zimą lub śniegu w lecie/Ziarna w plewach lub stałości w wietrze /Uwierz epitafiom lub nawet kobiecie/Albo wszelkiej rzeczy, która fałszem jest, nim/Zaufasz krytykom". I tak raczej nie ufam ludziom, ale w drodze wyjątku pozwolę sobie po polsku pisać czyli tzw. wulgaryzmy bez cenzury będą.

Odsłona 3
Szansa na Normalność

Odkąd McGonnagall objęła urząd dyrektora Hogwartu ani razu nie zdarzyło jej się spędzać Halloween w zamku. Był to jeden z niewielu dni, które spędzała w rodzinnych stronach. Była zbyt "odpowiedzialna" by narażać uczniów na ataki pod swoją nieobecność, dlatego tak irracjonalne zachowanie wydawało jej się uzasadnione. W czasie Wakacji opuszczała Szkołę tylko na miesiąc. A po przybyciu nie kładła się spać dopóki nie zbadała wszystkich wejść, zabezpieczeń i mniej używanych pomieszczeń. Ale ten dzień i ta noc zarezerwowane były na coś innego. Wtedy właśnie spotykała się ze swoją matką. Duch Roszpunki McGonnagall nigdy niebył zadowolony z jednej z najlepszych nauczycielek transmutacji w historii Wielkiej Brytanii i znakomitej dyrektor Hogwartu.

Roszpunka była prawdziwą duszą towarzystwa i niektórzy twierdzili, iż od jej śmierci nie odbył się żaden godny wspomnienia bal. Jej córka od najmłodszych lat wydawała się za wszelką cenę realizować jakże odległe dla dzieci znaczenie swego imienia. Była mądra i sprawiedliwa, a jej dorosłość była podziwiana przez starszych. Nigdy jednak nie zdołała spełnić oczekiwań pokładanych w niej przez matkę. Uśmiech rzadko rozpromieniał twarz Minerwy, tak za młodu jak i podczas tej jesiennej wizyty w domu, a ostatnia z pań McGonnagall nie miała w zwyczaju okazywać emocji. Jej "kocia natura" jak zwykła to określać matka doprowadziła w jej przekonaniu Minerwę do staropanieństwa i pracoholizmu.

Kryptonimem "Spisek Ryczącego Smoka"* nazwano operację rozwiązania problemu obu Voldemortów. Mirosława spędziła wiele nocy planując i przekonując do swych pomysłów, ale wysiłek się opłaciłił i już w pół miesiąca po prasowej deklaracji Śmierciożerców przygotowania szły pełną parą. Jednak pewne części planu nie zostały wyjawione nikomu, bo Miri chciała zająć się nimi osobiście.

Dom na wzgórzu był jedyną siedzibą ludzką w okolicy. Otoczony polami uprawianymi przez niemagicznych, zaniedbany, ale niezwykle dostojny porażał przepychem. Zbliżały się do niego dwie postacie. Minerwa ze spuszczoną głową i myślami przepełnionymi wspomnieniami o bracie i ojcu brnęła przez pola potykając się o miedze i głeboko pooraną ziemię. Nie była świadoma obecności drugiej postaci w czarnym płaszczu i niezwykle obfitym kapturze. Głośne kichnięcie wyrwało ją z zamyślenia i pani dyrektor momentalnie przywarła do ziemi.

Matka Minerwy nigdy nie była zainteresowana polityką więc gdy ta oświadczła jej, że rozmowa ma toczyć się właśnie o potyczkach Śmierciożerców i następców Dumbledore'a szybko wycofała się do innych pomieszczeń dopilowywać skrzatów. Natomiast dwie przybyłe kobiety jeszcze raz zmierzyły się wzrokiem i skupiły się na kawie.

Miri nie była zaskoczona reakcjami profesor McGonnagall. Czuła, że ta stara kobieta miała jej za złe związek z Albusem. W końcu Minerwa była mu na swój sposób wierna przez lata, wykonywała jego polecenia i doradzała kiedy tylko mogła. Oczywiście McGonnagall nigdy nie myślała o Dumbledorze w kategoriach mężczyzna czy też kochanek, albo przynajmniej nie tak do końca świadomie, i również nie powiedziałaby otwarcie, iż jej wieloletni współpracownik ją zranił, ale napięcie wyindukowane między kobietami było przeogromne.

Nieufność Minerwy osiągnęła apogeum, gdy po kilku minutach padło pytanie o miejsce pobytu Pottera. Starająć się zachować niewzruszoną minę członkini Zakonu Feniksa dociekała przyczyn ciekawości swojej interlokutorki. Mirosława była i na to przygotowana. Przewidziała trudnośći w porozumieniu ze starą panną i w tym przypadku ratowąła ją tylko empatia i szybkie reakcje, a wyłożenie Minerwie założeń "Spisku Ryczącego Smoka" miało być prostym i efektywnym środkiem na zdobycie adresu Pottera. I wszystko szło zgodnie z myślą pani od zaklęć aż do momentu gdy powiedziała, że w pewnym momencie Ten-Który-Przeżył będzie musiał samodzilnie pokonać Lorda Voldemorta. Stwierdzenie, iż to niemożliwe nie tyle zaskoczyło co zbiło z tropu Mirosławę. Była zupełnie przekonana, że plan nie tylko podoba się starszej czarownicy, ale również ma jej pełną akceptację.

Po kilkudziesięciu sekundach ciszy i badawczych spojrzeń na twarzy Minerwy pojawiły się oznaki powzięcia decyzji. Utkwiła wzrok w gwiazdach widocznych za oknem i cichym głosem opowidziała o ostatnim pojedynku Wybrańca i jego kalectwie. Paraliż z kolei spowodował zgorzknienie i głeboką depresję u Pottera. Z grupy wtajemniczonych tylko Draco Malfoy okazał się być zdolny do przebywania w towarzystwie Pottera. I od kilku lat tylko on z nim rozmawiał, a miejsce ich przebywania nie było znane. Jedynym sposobem kontaktu była Hedwiga. Sowa Pottera zawsze umiała odnaleść żyjących jak Nomadowie chłopców.

Mimo późniejszego niż zwykle powrotu Minerwę jak zwykle powitał mocno zmęczony Percival Weasley. Po latach niezbyt owocnej kariery w Ministerstwie uznał, że mimo licznych talentów w niczym nie sprawdzi się lepiej niż jako hogwardzki profesor eliksirów. Szybko stał się chodzącą legendą dorównując niemalże Severusowi Snape'owi. McGonnagall zdecydowała się jak najszybciej pozbyć się jego towarzystwa i dwoma krótkimi, ale grzecznymi zdaniami wysłała go na obchód, a sama udała się do łózka skonana po podróży do kwatery Zakonu.
Powrót do góry
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Sob 17:26, 22 Kwi 2006    Temat postu:

Hmm... Krytkom możesz nie ufać, czytelnikom - powinienieś.

Oj, przydałaby się beta. W gruncie rtzeczy - to jeden z tych ficków, gdzie jest ona niezbędna. Pomysł moze i miałeś, ale...
Raz, że przekleństwa. Czego byś nie sądził, one bardzo obniżaja wartość opowiadnaia, chyba że są umiejętnie wplecione w dialogi. Bardzo umiejetnie.
Dwa, że wyrazenia typu "qrva" i "btw". To opowiadanie czy blog?
Trzy, że jakis kompletny bezład. Przechodzisz do jednej mysli do drugiej bez zwiazku. Uporządkuj trochę tego ficka, będxzie lepiej.
Cztery, ze interpunkcja. Ona również powoduje taki burdel, no.
Pięć, że czasem się zdarzają błędy normalnie rozbrajające o_O. Odnaleść, czarodzieji... Brrr.

Pomysł miałeś dobry, mimo że akcja dzieje się w Polsce, chociaż z tą żoną Dumbledore'a to przesada lekka jest. Ale co tam. Fajny styl też byś miał, no, gdybyś umiał się trochę uporządkować i zatrudnił betę.

Bądzia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
inno0
Gość






PostWysłany: Pon 13:39, 24 Kwi 2006    Temat postu:

Beta: Nymphetamine (jeszcze raz dziękuję)

Odsłona 4
Pożegnanie z Afryką

– James, przestań ciągnąć brata za uszy!*
– Ale to Syriusz zaczął!
– Powiedziałem żebyś przestał. Masz już przecież sześć lat!
– Tato! A dlaczego my nie mamy mamy!
– Nie pytaj Siri. I tak ci nie odpowie.
– Mamy już sześć lat! Powiedz!
– Dobra! Poddaje się, siadajcie, ale macie być cicho.
– Na pewno coś kręci. Jak to mówi tata "gryfon... i wiadomo kiedy kłamie".
– Poznałem Draco na Pokątnej w Londynie. W sklepie z ciuchami, kiedy kupowałem strój do szkoły i od pierwszego momentu...
– Jasne, miłość od pierwszego wejrzenia.
– Właśnie, że nie. Nienawiść. I to wzajemna.
– No nie!
– Przez lata kłóciliśmy się i rzucaliśmy na siebie nieprzyjemne zaklęcia.
– Na pewno.
– To proste do wytłumaczenia. Malfoy'owie od pokoleń mieli obsesje na punkcie czystości krwi i Draco, jako wyniosły arystokrata obrażał moich przyjaciół i mnie. Ale pod koniec siódmej klasy, kiedy nie mógł znieść poczucia winy za śmierć dyrektora i zdał sobie sprawę, że nie nadaje się na Śmierciożercę i nie ma żadnych wartościowych i szczerych przyjaciół, przystąpił do Zakonu Feniksa. Na początek nikt mu nie ufał i mało, kto wierzył, ale po kilku akcjach zdaliśmy sobie sprawę, jak ten smutas jest oddany sprawie.
– Tato był smutasem?
– Tak, James. A ponieważ zdradził swoją rodzinę i przyjaciół, nikt w
Zakonie go tak na prawdę nie akceptował. Mi też trudno było z tymi ludźmi, którzy tyle ode mnie wymagali, ale bali się szczerze porozmawiać. Nie do końca wiem, dlaczego. W każdym razie zaczęliśmy razem się bawić i pracować we dwójkę. I kiedy stoczyłem ostatnią walkę z Voldemortem, Draco Malfoy okazał się jedyną osobą, z którą mogłem rozmawiać bez kłótni.
– Ale co z naszą mamą?
– Nie bądź taki niecierpliwy, Siri.
– Znowu nas zwodzisz, tato.
– Jimmy, jeszcze raz mi przerwiecie a przestanę opowiadać.
– Dobrze, tato.
– Ale powiedz nam wreszcie.
– Musieliśmy się ukrywać i przenosić z miejsca na miejsce, a po pewnym czasie przestaliśmy kogokolwiek informować o miejscu pobytu. Hedwiga jest jedyną sową, która może nas znaleźć. A wy byliście moim prezentem z okazji naszej pierwszej rocznicy. Draco znalazł przepis na eliksir, dzięki któremu mógł zajść w ciążę. I urodziliście się wy. Nie spodziewaliśmy się bliźniaków.
– Zaraz. Czyli nie było mamy?
– Nie było.
– Ale jazda.
– Tato, czy ty płaczesz?
– Nie. Po prostu wspomnienia... Nieważne.
– Tato idzie!
– Cześć dzieciaki! Harry! Dostałem list od McGonnagall... Chce żebyś wrócił, bo pojawił się plan zgładzenia Voldemorta... Ale ona nic nie wie**.




* pomysł na imiona i postaci młodych Pottero-Malfoy'ów ściągnąłem z
angielsko-języcznego fica, którego można odnaleźć pod nazwą:
How Will I live Without You by imlovingdan


** w tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że zdaję sobie sprawę z niedoskonałości przyjętej w tym rozdziale formy narracji, szczególnie ostatnia wypowiedź Dracusia mi nie wyszła no, ale nagłe pojawienie się wszechwiedzącego czy jakiejś innej cholery efekt by chyba zburzyło

W ostatinm poście zdaje się przypis do Odsłony 3 mi zjadło. Dodaję. Acha i to jest najbardziej przeze mnie akceptowana wersja z myślnikami zamiast łączników i wogle.

* zaczerpnięte z Usagi Yojimbo ( komiks Stana Sakai)
Powrót do góry
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pon 15:10, 24 Kwi 2006    Temat postu:

o_O. Na takie cos to bym w życiu nie wpadła XD. Czyli nie było mamy XD?

Ojć, ojć, ojć. Beta przewaliła, za przeproszeniem. Kwiatki typu "Malfoy'a", "gryfon",tu brak przecinka, tu zjedzona literka, zła odmiana imienia "Draco"... Aj, aj, aj, jak na taki krótki tekst naprawdę jest tu zbyt wiele błędów. Ale cóż.

Szczwane maluchy. Ja w wieku 6 lat chyba jeszcez nie wiedziałam, co to jest ciąża.

Daloej kompletnie nie wiem, o co właściwie chodzi. To źle, tekst powinien być przystępny. Ale ogółem - jest już chyba lepiej... Chociaż moze to tylko dlatego, ze ten rozdzial składa się z samych dialogów i nie ejst zbyt obszerny.

Bądzia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Wto 17:25, 09 Maj 2006    Temat postu:

Cóż mamy jednego czytelnika więc wklejamy dalej Exclamation

Co do "Malfoy'a" to nie wiem jaka jest zasada, bo samogłoska w j. polskim w zapisie, ale czytana jako vocoid (o ile sie nie mylę - dwa lata już prawie minęły odkąd sie tego uczyłem). Co do odmiany "Draco" nie szukałem gdzie i o co może chodzić.

Odsłona 5
Słabości Panicza Voldemorta

Na Wyspach Brytyjskich przemysł rozrywkowy w wydaniu społeczności magicznej nigdy nie był zbyt bogaty, ale za to ma długie tradycje. Zawirowania w świecie mugoli związane z religią i moralnością, na szczęście, nigdy nie miały większego wpływu na mój wielowiekowy interes. Jeśli uprawiałam najstarszy zawód świata, to mój przybytek można spokojnie nazwać najstarszą działającą firmą. Upadały rządy, umierali królowie, były wielkie recesje i pomniejsze bankructwa, ale Dom dla Panów istniał zawsze i trzymał się dobrze.


Nigdy nie rozumiałam jak to możliwe, że akurat mój portret nigdy nie wyblakł i nie trafił do śmieci. Może zawdzięczam to ciemnościom, które zawsze panują w domach publicznych, jak to się ładnie określa, a może miłości mojego portrecisty, który zawsze wydawał mi się bardziej uzdolniony niż się do tego przyznawał.


To znowu on, "Niezaspokojony", przerywa moje wspomnienia (powinnam chyba zmusić, którąś z dziewczyn do ich spisania). Fascynujący, ponoć nieugięty brutal i fanatyk, ale to chyba nie może być prawda…

Kiedy pojawił się tu pierwszy raz był strasznie onieśmielony, a Ginger wiedziała kim jest i strasznie się bała. To było wręcz przeurocze! Gdybym nie była w burdelu powiedziałabym nawet niewinne. On, syn budzącego grozę ojca starający się pokonać przytłaczającą niepewność, a jednocześnie niemogący odwrócić oczu od niebiańskiego dekoltu Ginger i ona jedna z luksusowych kurtyzan, z jedynego wysokiej klasy domu schadzek w stanie, przejmującego, pełnego przerażenia i napięcia. Nie spodziewała się, ale i on chyba się nie spodziewał, iż to, czego potrzebował, to życzliwy uśmiech i głębokie zainteresowanie.

Przychodził wiele razy, w ciągu tygodnia z pięć. Zawsze do apartamentu. I co najmniej raz w tygodniu Ginger. Traktował ją jak przyjaciółkę, poza pierwszym spotkaniem nigdy nie było seksu. Ona miała z nim rozmawiać, śmiać się z jego dowcipów i pomagać przetrwać w sytuacjach, w jakich stawiał go ojciec.

A potem stary Voldemort zniknął. Widziałam go tylko raz, lata temu, jak przybył ukarać jednego ze swoich sług. Mało brakowało, a aurorzy zlikwidowaliby mój interes. A po tej walce to chyba połowa aurorów świętowała u nas. Gajusz był akurat w apartamencie z Ginger. Jak zwykle nic nie wiedział. Niewtajemniczony w szczegóły pracy ojca wykonywał dla niego zadania pomocnicze i zdobywał zwolenników na całym świecie. Przerażony wieścią chwycił dziewczynę za rękę i deportował się.

Ginger wróciła cztery dni później, niewyspana, zmęczona i przygnębiona. A
Gajusz jakby nigdy nic, odwiedził ją dwa dni później. Wyglądał, jakby był całkiem odmieniony. Miał problemy ze Śmierciożercami. Nie chcieli zaakceptować jego władzy, a on nie wiedział nic o ich misjach, przeszłości i umiejętnościach. Dopiero po miesiącu naprawdę przejął władzę. Gdy jego terror zelżał dowiedzieliśmy się, że niektórzy wyśmiewają Gajusza za uczynienie Domu dla Panów swoją rezydencją... Biedny chłopiec... Najbardziej boi się, że gdy jego ojciec umrze, on zginie.

"Nieugięty brutal i fanatyk" - to mi wcale nie pasuje. Od wieków nie mylę się, co do ludzi. On jest zdolny do miłości i przyjaźni, ale chyba nigdy tego tak naprawdę nie doświadczy.

Odsłona 6

Kolejny rodzinny obiad. Dlaczego aż tak ich nie cierpię? Pewnie chodzi o to, że wypadają w najmniej pożądanych momentach. Powinnam teraz przygotować się do spotkania z tą dziewczyną, która tyle wiedziała o Gajuszu Voldemorcie, ale nieste...
– Ciociu, czy będę mógł u Ciebie nocować podczas wizyty Czarnego Pana? Chciałbym przyje... – Tego się nie spodziewałam.
– Sambor! – Przerwałam mu najspokojniej jak umiem – Czy Ci się wydaje, że gryf, który jest symbolem twojego rodu daje Ci prawo, do czucia się lepszym niż inni? Gryf symbolizuje opiekę nad skarbami kultury i tradycji.* Jednak nie jest symbolem brutalności i dominacji. Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, co tak naprawdę robią Śmierciożercy? Czy wiesz ile katastrof swoim istnieniem spowodowali Voldemortowie? Jeśli jeszcze raz usłyszę z Twoich ust to służalcze "Czarny Pan" lub, jeśli zaczniesz z podziwem mówić o ich pseudo filozofii to nie ręczę za siebie! – Wyraz zaskoczenia na twarzach jego rodziców zaczął w końcu ustępować, a Sambor zdecydował się popatrzeć mi w oczy z czymś, co miało być rzuconym mi wyzwaniem, ale szybko zmieniło się w wyraz zagubienia. – Mój mąż zginął, bo stanowił zagrożenie dla Voldemorta, ale nie pozwolę by mój siostrzeniec został pachołkiem takich ludzi i takich idei. – Głos mi zadrżał i wstałam.

Nie zdążyłam zauważyć, kiedy dotarłam do lasu. Usiadłam na kłodzie nad jeziorkiem. Dlaczego rodzina musi zawsze sprawić największą przykrość i pojawić się w nieodpowiednim momencie?




* moja beta wypowiedziała się w tej kwestii, a więc ktoś tu się chyba myli

Gryf był symbolem przebiegłości i podstępu, a także zręczności oraz siły. Połączenie cech niebiańskich i ziemskich, poświęcony słońcu, pogromca mocy piekielnych a jednocześnie przez Biblię określany jako zwierzę nieczyste. W chrześcijaństwie, jako połączenie cech boskich i ludzkich, uznawany za symbol Chrystusa. Jako połączenie symboli siły wśród ptaków i zwierząt lądowych - symbol dzielności rycerskiej.

Tako rzecze Nymphetamine
Powrót do góry
inno0
Gość






PostWysłany: Nie 15:59, 14 Maj 2006    Temat postu:

Odsłona 7
Listy i przemyślenia



Droga Matko! Hogwart, 2 czerwiec 1998

Wiem, że moja decyzja może się wydawać nagła i nieprzemyślana, ale ja nie pasuję do Waszej wizji idealnego syna. Nigdy nie godziłem się na to, czym byłem karmiony od kołyski. Nie magiczni nigdy nie wydawali mi się w mniejszym stopniu ludźmi, a czystość krwi to nic innego jak tradycja, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Nigdy nie byłem szczęśliwy. Czerpałem radość z przemocy i cierpienia innych.
Uważałem, że nikt nie ma prawa być szczęśliwy, bo ja nie jestem. Być może jestem egoistą, ale nie pozwolę, żeby ktoś kierował moim życiem. Nie chcę być narzędziem w rękach nieszczęśliwego szaleńca. Voldemort jest niezrównoważony, mści się na całym świecie, bo nie jest idealny. Ale świat wcale nie staje się lepszy.
Znęcałem się nad innymi i nie przynosiło mi to ulgi, ale było jak narkotyk.
Zawsze chciałem więcej. Siła nie daje szczęścia. Władza nie daje szczęścia.
Może wolność i samotność spełni moje oczekiwania?
Nie szukajcie mnie. Nie zostanę Śmierciożercą. Nie chcę pieniędzy.

Może kiedyś napiszę,
Draco

Jaką byłam matką skoro nie wiedziałam, co trapi moje dziecko? Dlaczego nie umiałam mu wyjaśnić, czym jest oddanie i rodzina? Dlaczego właśnie on musiał okazać się takim odszczepieńcem i dziwadłem? Wydawał się taki silny, a był taki słaby. Przeszedł na stronę wroga. Lucjusz nigdy mu tego nie wybaczy, szukali go Śmierciożercy i najemnicy. Lucjusz twierdzi, iż to wstyd, żeby Malfoy'owie musieli wynajmować najemników. Uważa, że trzeba zmyć plamę na honorze. Tylko, dlaczego Draco? Z resztą, co to pomoże?!?

Pani i Panie Malfoy! 12 listopad 1999

Nigdy nie myślałem*, że przyjdzie mi pisać do Państwa w imieniu Dracona, ale uważam to za konieczne. Prosiłem go, by poinformował państwa o swojej sytuacji, ale odmówił, jednak uważam, że muszę to zrobić.
Nigdy nie miałem dużej, kochającej się rodziny i prawdopodobnie mój list wzbudzi u państwa mieszane uczucia, bo nie mam doświadczenia w pisaniu takich listów. Z resztą wątpię czy ktokolwiek ma. Więc może przejdę do rzeczy…
Draco i ja od roku jesteśmy ze sobą i dwa dni temu urodziły nam się bliźniaki. Państwa syn urodził dwóch zdrowych chłopców. Cieszę się z tego niezmiernie. Mój ukochany nazwał ich James i Syriusz, po dwóch najważniejszych osobach w mym życiu: Jamesie Potterze i Syriuszu Blacku.
Nie wiem, co jeszcze mógłbym państwu napisać poza tym, że Draco jest szczęśliwy i kochany.

Z życzeniami zdrowia,
Harry Potter

Zawsze zastanawiam się czy nie powinnam tego listu pokazać Lucjuszowi. Jednak czy taka prawda nie byłaby dla niego za ciężka do zniesienia? No i najgorszy w tym wszystkim jest ten Potter. Może gdyby to był ktoś inny. Jakiś Weasley nawet!
Och Bella! Czy ty nadal wierzysz, że Czarny Pan cię skrycie kocha?! Tracę przez to całe wieczory odpisując na te niedorzeczne listy! Ciekawe, co tym razem? Panicz ukrywa swego ojca przed tobą, bo nie może znieść miłości jego ojca do innej kobiety! A może...
To przecież nie jest sowa Lestrange! Tak wyglądał ptak... Nie, to...
A jednak. Potter. To jego pismo...

Pani i Panie Malfoy

Nim przeczytacie ten list pojawię się pod Waszymi drzwiami z Waszymi wnukami. Nasza wizyta będzie...

Dzwonek. To oni... Draco! Dlaczego ten dom ma tyle pięter?! Lucjusz otworzy... Na gulgające gargulce!


Lucjusz był zaskoczony dźwiękiem dzwonka u drzwi. Większość, żeby nie powiedzieć prawie wszyscy, którzy odwiedzali Malfoy’s Manor używali tego przy bramie. Dostanie się do drzwi dla osoby nienależącej do rodu Malfoy'ów, lub niebędącej czarodziejem największego kalibru było równie prawdopodobne jak boom gospodarczy w Albanii. Pan domu był owym głosem tak zszokowany, iż osobiście pośpieszył do drzwi. O ile to było niespodziewane dla pana Malfoy'a tak to, co zobaczył otwierając drzwi nie mieściło się w skali. Potter na jego widok zareagował iście Malfoy'owskim uśmiechem. I nie czekając na pozwolenie pchnął drzwi wpuszczając przed sobą dwójkę dzieci, a następnie sam poszedł w ich ślady.
Pierwszy krok „Bezczelnego Bachora” wyrwał głowę rodu ze stanu otępienia.
Różdżka Lucjusza wystrzeliła w kierunku serca Pottera, a spojrzenie odzyskało swój pełen samozadowolenia spokój tylko po to, by zaraz znów go stracić. Jednym powodem jest różdżka Wielkiego Wybawcy, a drugim własna żona na linii ognia.
- Lucjuszu! Przestań! To twoje wnuki! Chcesz na ich oczach odebrać im ojca?
- Narcy... Co...? - W głosie patriarchy rodu znajdowały się nuty, których nie było dane słuchać nikomu od jego czasów szkolnych, jak nie dalej. Głowa Lucjusza również odstawiała nieczęsty taniec, biegając od Narcyzy i Harry'ego na górze i kłaniając się Jamesowi i Syriuszowi na dole. - Jak...?
Nim Narcyza zdołała na tyle się opanować, by cokolwiek powiedzieć Syriusz zdążył zareagować. Reakcja tak nieprzystająca do rezydencji Malfoy'ów, jak niemal wszystkie wydarzenia ostatnich minut! Jego płacz został szybko stłumiony przez brata mocno przyciskającego go do siebie i szepcącego coś Syriuszowi do ucha.
- Nic z tego nie rozumiem. Gdzie jest Draco? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Obawiam się, że nie mamy zbyt wiele czasu na wyjaśnienia, panie Malfoy. - Rzucił Potter i zastanawiając się czy jego odczucia w tym momencie były podobne do tego, co czuł Dumbledore odbierając go od Dursley'ów w czasie wakacji przed szóstym rokiem nauki w Hogwarcie.
- Skoro zdecydował się pan wreszcie opuścić różdżkę, to pozwolę sobie przedstawić państwu wasze wnuki, Syriusza i Jamesa. - Na dźwięk swojego imienia Siri drgnął i podniósł wzrok na Lucjusza patrząc mu głęboko w oczy.
Fala ciepła przeszła przez ciało starszego mężczyzny, gdy jego wzrok utonął w szarości oczu, które lata temu tak często wpatrywały się w niego z podziwem.
James, z kolei, tylko omiótł wzrokiem postacie swoich praszczurów by znów skupić wzrok na podbródku brata, który powoli przestawał drżeć. Zarówno babcia, jak i dziadek nie mogli przestać przypatrywać się dokładnej kopii swego syna. Zielonooki James tymczasem skupił się na postaci ojca niewzruszenie kontynuującego spokojnym głosem. - Mimo protestów Draco uznałem, że dzieci mają prawo poznać swoją rodzinę. Niestety, aby nie narażać się na ewentualne trudności związane z rozniesieniem się wieści o naszym powrocie na Wyspy postanowiłem, że nastąpi to dopiero w dniu naszego wyjazdu. - Po krótkiej pauzie Harry dodał - Siri, Jay musimy już iść.
- A gdzie jest Draco? - Narcyza powtórzyła pytanie męża.
- Co mu zrobiłeś, szlamolubie?
- O ile mi wiadomo - odpowiedział tak jakby nie dosłyszał słów Lucjusza - nie byłby zadowolony słysząc, że przyprowadziłem tutaj naszych synów. Nawet mu o tym nie wspominałem. Z resztą, to sprawa pomiędzy wami, a nim. Więcej nie mogłem zrobić. - Otworzywszy drzwi spojrzał jeszcze raz na swoich teściów i rzucił ciche pożegnanie.
W Malfoy’s Manor znowu zawrzało w kilkanaście sekund po wyjściu Harry'ego
Pottera ze swoimi młodymi. Tym razem sprawczynią zamieszania była Narcyza.
- Mógłbyś okazać, chociaż trochę szacunku wybrańcowi twojego syna!
Przestraszyłeś dzieci. Syriuszek przez ciebie płakał!
- Chcesz mi powiedzieć, że to moja wina?! Skąd wiedziałaś o wszystkim? Nic mi nie mówisz a później masz pretensje!
- Nic nie mówię, bo stałbyś się jeszcze bardziej nieznośny!
- Nieznośny! A kto przesiaduje całymi dniami w pokoju i wiecznie nie ma ochoty do życia?
- Zastanów się, co mówisz! Przez ciebie straciłam syna, a gdyby nie Potter, to nigdy nie dowiedziałabym się, że Draco urodził nam wnuki!
- Może lepiej zacznij winić Pottera, to on pewnie zawróci... Skąd wiesz, że to Draco ich urodził? - Twarz pana Malfoy'a po raz kolejny tego wieczoru przybrała wyraz tak w jego wykonaniu egzotyczny, że jego żona nie wytrzymała i głośno się zaśmiała. On jednak niewzruszony tą, równie rzadką emocją żony powrócił do wściekłego ataku. Różnica polegała na tym, że jego głos był cichy, ale pełen zimnej furii.
- Kontaktujesz się z nimi. Przecież nigdy o tej porze nie pojawiasz się na parterze. Szukam ich od lat, a ty nic mi nie mówisz.
- Wydaje ci się, że wiem wszystko. To sobie poczytaj. Tylko tyle! – Z kieszeni wyciągnęła trzy arkusze pergaminu i wepchnęła je w ręce męża niemalże go przewracając. - Przez siedem lat! - Wypowiadając ostatnie słowa odwróciła się do Lucjusza plecami i ruszyła w stronę schodów. Jego wzrok powędrował od kartek w jej stronę i na powrót do listów. Starając się je wyprostować i ułożyć upuścił jeden i podnosząc go odczytał passus.

...wizyta będzie niestety krótka. Bardzo mi przykro, ale Draco nie będzie z nami.

Z życzeniami zdrowia,
Harry Potter

Mimo wysiłku z oczu Lucjusza Malfoy'a popłynęły łzy, a piętro wyżej łkała
Narcyza.



* Potter pisząc ten list prawdopodobnie posłużyłby się angielskim i ze względu na brak końcówek osobowych prawdopodobnie inaczej by ten list był odbierany przez czytelników
_________________
Powrót do góry
Michelle
Charłak



Dołączył: 23 Kwi 2007
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:06, 25 Kwi 2007    Temat postu:

Mój komentarz może być trochę niesprawiedliwy, gdyż nie dałam rady przeczytać całości. Skomentuję więc tylko początek. Po pierwsze odrzucił mnie już sam tytuł pierwszej części, ale mężnie postanowiłam spróbować przebrnąć. Dalej było już tylko gorzej. Aby pokazać Ci błędy musiałabym zacytować cały tekst, a żaby go poprawić należałoby go po prostu napisać od nowa. Przykro mi. Moje zarzuty postaram się ująć w rzeczowych, zrozumiałych punktach.

1. Literówki i jeszcze raz literówki. Najczęściej głoski nosowe
np.:
Cytat:
uwierze
- uwierzę
2. Interpunkcja (Leży i wykazuje brak czynności życiowych)
np.:
Cytat:
nie znosiła gdy, ktoś przeszkadzał jej
- przecinek powinien być przed gdy, a nie po
3. Słownictwo. Nie wiem, czy miało być śmieszne lub zabawne, ale okazało się żałosne.
4. Logika - jej brak. Drugi akapit. Najpierw podajesz, jakie to wielkie, "historyczne zasługi" mieli polscy czarodzieje, a potem podsumowujesz, że wbrew opiniom (czyli temu co wyżej, jak rozumiem) polska miała duże osiągnięcia. Masło maślane, albo ja czegoś nie zrozumiałam.

Wygląda to tak, jakby tekst został wrzucony na forum natychmiast po napisaniu, a autor nie zastanowił się czy to, co publikuje można w ogóle pokazać na forum. Mam dla Ciebie jedną radę: Bardzo dużo czytaj. Dlaczego? Ponieważ, kiedy będziesz dużo czytać nie będziesz mieć czasu, aby cokolwiek napisać. Przy okazji nauczysz się również jak przelewać swoje myśli i wyobrażenia na papier (lub ekran komputera, jak kto woli).
Jeśli to opowiadanie miało być humorystyczne... Cóż mamy zdecydowanie inne poczucie humoru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin