[Z] Czy masz pomysł na swoje życie?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Spod pióra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Medea
Elf



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zabrze

PostWysłany: Sob 16:50, 03 Wrz 2005    Temat postu: [Z] Czy masz pomysł na swoje życie?

Opowiadanie napisane w ramach zadania domowego z języka polskiego.
OSTRZEGAM! Zawiera w sobie kilka przekleństw, by dodać postaci autentyzmu! Skoro moja polonistka jakoś je przeżyła, wy też dacie radę...

Ostry dźwięk budzika zmusił ją do otworzenia oczu. Zrzuciła nieznośne urządzenie na ziemię, co jednak wcale nie sprawiło, że ów natręt umilkł. Dziewczyna zmusiła swoje ciało do wykonania kilku skomplikowanych ruchów, takich jak wychylenie się, podniesienie budzika, wyłączenie go i ponowne opadnięcie na poduszki. Wbrew pozorom nie należało to do najłatwiejszych, zwłaszcza dla osoby, która całą sobotę spędziła na osiemnastce kolegi koleżanki jej kuzynki (jak to zwykle na takich zabawach bywa, połowa ludzi nie była nawet zaproszona…), a potem całą niedzielę na leczeniu ciężkiego kaca (przy czym przekonała się, że szeroko reklamowany na tę przypadłość lek Alcacośtam jest równie skuteczny, jak wypicie szklanki wody).
Tymczasem nadszedł poniedziałek i dziewczyna znów musiała zapakować się w jakieś względnie czyste ubrania, żeby nie dawać nauczycielom pretekstu do wyżywania się na niej. Podniosła się więc z łóżka, stękając przy tym jak osiemdziesięcioletnia babcia, która tradycyjnie już narzeka na wszystko, co jeszcze wyczuwa swoimi sfatygowanymi zmysłami. Dała sobie chwilkę czasu na oswojenie się z nową dla niej tego dnia pozycją siedzącą, po czym wstała. Ledwo przytomna rozejrzała się po pomieszczeniu. Jeden z jej kapci leżał tuż obok łóżka, ale drugi najprawdopodobniej zdążył już wyemigrować z pokoju dzięki jej psu, który z dziką satysfakcją każdej nocy wynosił go do kuchni. Nie przejęła się tym, wsuwając nogę w pozostały jej kapeć i zarzucając na siebie szlafrok, który upstrzony był interesującą mozaiką różnych potraw, gdyż zwykle towarzyszył jej przy śniadaniu. Dziewczyna weszła do łazienki i przepłukała twarz wodą. Dopiero wtedy odzyskała jako—taką przytomność i zaczęła wreszcie odbierać jakieś bodźce z otoczenia. Po wykonaniu kilku czynności ściśle powiązanych z fizjologią i higieną osobistą, wróciła do swojego pokoju. Jak się wkrótce okazało, odnalezienie jej ulubionej bluzki w pomieszczeniu cztery na cztery wcale nie było takie łatwe, zważywszy na fakt, że wokół znajdowały się stosy gazet, książek, brudnych ubrań i naczyń, a także kilka niedojedzonych posiłków. Na szczęście niemalże archeologiczne wykopaliska zakończyły się sukcesem i po paru chwilach dziewczyna była ubrana. Teraz stanęła przed kolejnym zadaniem — odnalezieniem planu lekcji i podręczników. Udało jej się wykonać misję w stosunkowo krótkim czasie. Rzuciła okiem na plan zajęć.
— O, [bluzg]! — zaklęła szpetnie na widok dwóch lekcji polskiego na samym początku. — Sprawdzian!
Jeśli ktokolwiek pomyślał, że dziewczyna wpadnie z tego powodu w panikę, bardzo się pomylił.
— Ech… — westchnęła, napychając chaotycznie swoją znoszoną kostkę. — Jest na to rada.
Zeszła po schodach, założyła glany i otworzyła drzwi.
— Wychodzę, mamo! — zawołała od progu i puściła się biegiem przez ogródek aż do furtki. Wyszła na ulicę i podążyła w stronę przeciwną do przystanku autobusowego.
Gdy już upewniła się, że wyszła poza zasięg wzroku swoich natrętnych sąsiadek, wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Sprawnie zapaliła papierosa i zaciągnęła się.
— O tak, tego mi było trzeba — mruknęła z zadowoleniem.
Nie musiała nawet koncentrować się na celu swojej podróży. Tak często wagarowała, że nogi same niosły ją na polanę za lasem. Po drodze spotkała dwóch kolegów, których tak samo jak ją perspektywa sprawdzianu z polskiego nie napawała optymizmem, więc razem skierowali się w stronę lasu po uprzednim zaopatrzeniu się w butelkę „wina marki wino” (popularnie zwanego jabolem).
— To się nazywa życie! — westchnęła, kładąc się na skąpanej w słońcu trawie.
— Golnij sobie łyk tego, to dopiero poczujesz, co to jest życie — powiedział jeden z chłopców, podając jej butelkę. Dziewczyna chwyciła ją do ręki i bezceremonialnie wypiła parę łyków.
— Ej, oddawaj to! Przyssałaś się czy jak?! — wykrzyknął drugi chłopak przerażony szybkością, z jaką ubywało trunku.
— Taa… To jest naprawdę dobre — oznajmiła, odrywając usta od butelki i przecierając je rękawem. — I pomyśleć, że teraz te głupie pawiany siedzą tam i użerają się z jakąś chorą filozofią…
— No tak… Ale co my będziemy kiedyś robić? Na piciu taniego wina to raczej nie zbijemy fortuny.
— Przejmujesz się? Kurcze, stary, nie gadaj, że ci się gorzej zrobiło! Po diabła się tym teraz przejmować?!
— Wiesz, byłam chyba na jednej lekcji z tej całej filozofii. „Carpe diem” czy jakoś tak, stary. Czyli żyj chwilą! A my tak właśnie żyjemy! Skoro ci wszyscy starożytni ludkowie tak uważali, to coś w tym musi być, no nie? Po co się przejmować, co będzie kiedyś, skoro to kiedyś może nigdy nie nadejść?!
— Dobrze powiedziane! — zgodził się drugi chłopak. — No to może jeszcze po rundce winka?
O odmierzonej z nienaturalną wręcz precyzją godzinie dziewczyna wróciła do domu.
— Już jestem! — wykrzyknęła, wchodząc. — Ale ciężki dzień — westchnęła na widok mamy wynurzającej się z kuchni ze ścierką i talerzem w dłoni.
— Naprawdę? — zapytała mama z troską. — Umyj ręce i siadaj do stołu. Zaraz podam ci obiad — powiedziała, wracając do zmywania.
Dziewczyna szybko wykonała polecenie matki, jako że była bardzo głodna (doszukiwała się w tym zasługi alkoholu). Gdy weszła do kuchni, na stole czekała już jej ulubiona zupa pomidorowa. Po ekspresowej konsumpcji wróciła do swojego pokoju.
Zastanawiała się chwilę, jak może spędzić popołudnie. Szybko zdecydowała, że szlajanie się po mieście w towarzystwie paczki znajomych to najlepszy sposób na zabicie czasu. Po błyskawicznym zorganizowaniu ekipy, wyszła z domu. Spotkała się z kumplami przed centrum handlowym. I na tym można w sumie zakończyć opis dnia, zważywszy na fakt, że jego resztę spędziła na bezcelowym łażeniu po mieście.
Następny ranek zaczął się łudząco podobnie do poprzedniego. Niechętne wstawanie, poszukiwanie kapcia, którego i tak nie spodziewała się znaleźć w pokoju, krótka wizyta w łazience i wyjście z domu.
— Dzisiaj muszę… — stwierdziła sama do siebie, kierując się w stronę przystanku. — A jak zapyta, czemu mnie nie było na sprawdzianie?
Krótka burza mózgów i szybka decyzja — wagary.
„Przecież we wtorek i środę nie ma polskiego, nauczycielka zapomni o tym do piątku. Tak, to dobry pomysł” — myślała, zawracając i idąc w stronę tej samej, co wczoraj polany.
Jak na razie rozkład jej dnia wyglądał jak ksero poprzedniego.
Wróciła do domu.
— Cześć! Już jestem! — zawołała od progu.
— Jak było? — zapytała jej mama, wychodząc z pokoju.
— Ech, znowu nam sporo zadali… — westchnęła, ściągając glany.
— Dostałaś jakąś ocenę?
— Nie, nie pytali dzisiaj.
— A jak było na polskim?
— W porządku. Mówiliśmy o mitologii. Straszne nudy…
— Kłamiesz…
— Co? — zdziwiła się dziewczyna, spoglądając na matkę.
— Kłamiesz. — Kobieta lekko drżała. — Nie byłaś dziś w szkole.
— Jak to?
— Przed chwilą dzwoniła twoja nauczycielka. Wczoraj też cię nie było — powiedziała nieco załamującym się głosem.
W głowie dziewczyny działo się teraz naprawdę wiele. Tysiące niezwiązanych ze sobą myśli przemykało między setkami wymówek, które wcześniej przygotowała sobie na tą ewentualność, jednak żadna z nich nie zatrzymywała się na tak długo, by mogła ją pochwycić.
— Nie muszę ci się tłumaczyć z moich decyzji — stwierdziła w końcu, trzęsąc się ze wstydu i złości. Czuła, że zrobiła się czerwona, ręce zaczęły jej się pocić, a serce kołatało, jakby tańczyło wokół płuc breakdance’a.
— Oczywiście, że musisz! Jestem twoją matką!
— I co z tego?!
— Jestem za ciebie odpowiedzialna!
— I co mnie to [bluzg] obchodzi?! — zaklęła. — Mam to gdzieś! Jaka z ciebie matka, skoro nawet nie wiesz, co się dzieje z twoim dzieckiem?!
— Robię, co mogę! Zajmuję się domem, a po nocach jeszcze pracuję, żeby zapewnić ci wszystko, czego potrzebujesz! I tak mi się za to odwdzięczasz?!
— Mam cię w dupie, wiesz?!
— Odwołaj to… Natychmiast! — wykrzyknęła kobieta, chwytając córkę za ramię i potrząsając nią.
— Puść mnie! — Dziewczyna wyrwała się. — Jesteś dla mnie nikim! Nikim, słyszysz?!
— Jestem twoją matką!
— Jesteś tylko suką, która mnie urodziła!
Chlast! Dziewczyna poczuła na policzku piekący ból, gdy jej matka nie wytrzymała.
Przez chwilę patrzyły na siebie w milczeniu, jakby powstała między nimi próżnia.
— Wynoś się. Wynoś się do swojego pokoju.
Pognała do siebie i zatrzasnęła drzwi z taką siłą, że niemalże wyleciały z futryny. Usiadła przy biurku.
Nie płakała. Obiecała sobie, że nigdy nie uroni nawet jednej łzy — uznawała to za oznakę słabości, a ona przecież nie mogła być słaba.
Jedna, słona kropla spłynęła po policzku, jednak dziewczyna szybko ją otarła.
Czuła ból. Ale nie chodziło tu o piekący policzek. Bolało ją to, że nikt jej nie rozumiał. Że nie miała żadnego wsparcia. Że wszystko sprzysięgło się przeciwko niej.
Podniosła kostkę. Chciała wypróżnić nos, więc zaczęła przegrzebywać ją w poszukiwaniu chusteczek. Wtedy natrafiła na coś metalowego. Wyciągnęła to. Był to scyzoryk, prezent od ojca, gdy ten wyprowadzał się z domu. Rozłożyła go. Odbijające się od niego promienie oślepiły ją na chwilę, gdy bawiła się nim w dłoniach.
— To jest to... — szepnęła, przykładając zimny metal do wierzchu ręki. Szybkim ruchem przecięła skórę. Syknęła, gdy krew wąskim strumyczkiem spłynęła na blat biurka. Zrobiła jeszcze dwie szramy i odłożyła nóż. Czuła ból fizyczny, ale przynajmniej był on bardziej znośny od tego, który odczuwała wcześniej.
Kilka minut wpatrywała się w krew kapiącą z jej ran na biurko. Gdy powoli zaczęła krzepnąć, dziewczyna zawinęła rękę w chusteczkę i wyszła z pokoju. Cicho przemknęła do łazienki. Przemyła ranę wodą i zrobiła sobie opatrunek. Potem zsunęła rękaw bluzki tak, żeby nic nie było widać i wróciła do swojego pokoju. Przetarła biurko i położyła się na łóżku, rozmyślając...
Następnego dnia poszła normalnie do szkoły. Do końca tygodnia sprawowała się co najmniej dobrze, raz nawet dostała 4+ z matematyki. Nie mogła jednak zapomnieć o tym, co się stało. Codziennie się cięła. To sprawiało jej ulgę. Było jej łatwiej, gdy mogła nieomylnie wskazać źródło swojego bólu. Na krótki czas zapominała o tym wewnętrznym, znacznie bardziej nieznośnym.
Zaczął się weekend. I zapowiadała się niezła impreza.
— Nie…
— Ale dlaczego?!
— Nie i koniec! — wykrzyknęła jej mama tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Dziewczyna weszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i z wściekłości zaczęła krzyczeć w poduszkę. Jednak szybko zdała sobie sprawę, że nie wszystko stracone. Przecież jej mama idzie dziś w nocy do pracy!
Gdy tylko za matką dziewczyny zatrzasnęły się drzwi, ta wymknęła się z domu. Impreza dopiero się rozkręcała. Ludzie byli tacy fajni, tacy życzliwi i uśmiechnięci. Zupełnie zapomniała o problemach, zatracając się w litrach alkoholu i gęstych oparach papierosowego dymu. Z czasem zaczęło się robić coraz tłoczniej, dochodziły coraz to nowe osoby i zrobiło się też weselej (alkohol robił swoje). W pewnym memencie ktoś zaproponował prochy. Dziewczyna zgodziła się. Jednak, gdy zobaczyła, że jej znajomy daje sobie w żyłę, zdecydowała, że to da jej większy odlot. Znajomy z początku odradzał jej to, ale ona się uparła. W końcu przystał na jej prośby. Zaledwie kilka chwil minęło, gdy poczuła się tak błogo, jak nie czuła się nawet będąc niemowlakiem. Świat stał się piękny, wesoły, szczęśliwy… Przez pewien czas czuła się naprawdę wspaniale. Ale po chwili przestała czuć cokolwiek…
***
W miejscowości XYZ doszło do tragicznego wypadku. Na zabawie odbywającej się u Marka K. kilka osób struło się alkoholem i narkotykami. Dwie osoby przebywają w stanie ciężkim w szpitalu, cztery następne wróciły już do domu. Jedna osoba, szesnastolatka z miasta ABC, umarła, zanim dotarła pomoc. Była pod wpływem alkoholu i silnych narkotyków zaaplikowanych dożylnie. Policja przesłuchuje już świadków zdarzenia, starając się określić, kto przyniósł i podał narkotyki.
A teraz przejdźmy do wiadomości gospodarczych. Duże opady spowodują znaczne straty w tegorocznych plonach…
***
— Koniec — powiedziałam, siadając w ławce.
— Dziękuję. Bardzo ładnie — pochwaliła mnie nauczycielka, niewysoka starsza pani z okularami w dłoniach.
W klasie było wyjątkowo cicho, co bardzo mnie zdziwiło. Taka cisza pojawiała się tylko wtedy, gdy wchodził dyrektor.
— Zanim wystawię ocenę, chcę, żebyś wyjaśniła klasie, w jaki sposób twoje opowiadanie odnosi się do tematu wypracowania „Mam pomysł na swoje życie” — oświadczyła pani profesor.
Wstałam.
— Chciałam pokazać jak kończą ludzie, którzy nie mają pomysłu na swoje życie, których interesuje jedynie chwila obecna, a nie to, co będzie w przyszłości. Bohaterka jest niemalże zupełnie anonimowa. Każdy z nas może się z nią identyfikować. I każdy z nas może sobie zadać pytanie jak niewiele mu brakuje, by ta historia mogła się stać jego nieco podkoloryzowaną biografią.
W klasie do końca lekcji panował spokój…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Sob 17:04, 03 Wrz 2005    Temat postu:

te "najgorsze" przekleństwa i tak są automatycznie cenzurowane ;).

ładne opowiadanie. puenta co prawda odrobinę jak dla, za przeproszeniem, idiotów, ale cóż, no ;)... nie jest zła ;). podoba mi się ogółem pomysł - wypracowanie napisane jako wypracowanie.

obraz życia owej "anonimoej nastplatki" byłby przejmujący, gdyby... gdyby nie to, ze często słyszy się o wykolejonej młodzieży, narkotykach na imprezach, cięciu się i tym podobnych rzeczach. mówiąc inaczej, nie jest to zbyt oryginalne, jestem już do tego przyzwyczajona. ale styl, ujęcie, pomysł - naprawdę ładne.

Atuś

Puenta łopatologiczna, bo i nauczycielka takiego kalibru, że bez niej nie zrozumiałaby, jak opowiadanie odnosi się do tematu.
I fakt, tekst oryginalnością nie grzeszy, ale i tak zarobił piątkę.
Med


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Artemida
Tennyo



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z najgłębszych pokładów ludzkiej podświadomości

PostWysłany: Sob 18:48, 03 Wrz 2005    Temat postu:

Cytat:
Jedna osoba, szesnastolatka z miasta ABC, umarła, zanim dotarła pomoc.
lepiej pasowałoby "zmarła". Zmarła, nie 'umarła'.

Co do tekstu:

Z początku nie wiedziałam, do czego ta historia zmierza. Zrozumiałam to dopiero później. Spodbało mi się, i to bardzo. Cała ta historia wydaje się taka prawdopodobna, ma sie wrażenie, ze stoi się obok dziewczyny i śledzi jej poczynania. Razem z nią wpatruje się w chmury, popijając winko i tnie się. Naprawdę. Masz talent dziewczyno:*

[offtop] Masz fajną nauczycielkę:) Wiesz, znam multum takich, które zaraz by powiedziały, że nie na temat, i groziły Świetą Inkwizycją za użycie w wypracowaniu przekleństw. Chociaż... skoro moja nauczycielka przeżyła moją pracę klasową, w której pisałam o świecie bez facetów, spermie i partogenezie, to moja chyba ma coś wspólnego z Twoją;) [/offtop] [/quote]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Nie 23:08, 04 Wrz 2005    Temat postu:

Średnio mi się podobało. Powiedziałabym - po prostu wypracowanie, poruszające trudne sprawy. Ale stylem napisane czytelnym, prostym - ogólem piątka ci się należała :D

A co do przekleństw - raptem 'sukę' kojarzę... reszta chyba ocenzurowana?

Pozdrawiam,
Cora


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alexis
Charłak



Dołączył: 28 Sie 2005
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Gdyni

PostWysłany: Pon 21:01, 05 Gru 2005    Temat postu:

Fajne, choć... poprawne. Takie wzorcowe opowiadanie (o ile opowiadanie można nazwać wzorcowym), miłe, czyta się przyjemnie, ale nie wywołuje ogromu uczuć. Zmiany światopoglądu również we mnie nie spowodował (ale to może dlatego, że mój światopogląd jest tak bardzo różny od światopoglądu "anonimowej nastolatki". Choć, jeśli by się tak zastanowić... ). Na początku nie bardzo wiedziałam, o co chodzi, trochę za rozwlekły ten wstęp. No, i tekst o polonistce bym wywaliła. Moim zdaniem jest niepotrzebny, opowiadanie, na mnie przynajmniej by zrobiło lepsze wrażenie, gdyby się skończyło na wiadomościach gospodarczych... (a, właśnie, to mi się bardzo spodobało). No i masz miły styl, mało błędów, więc się "gładko" czyta.

Dziwnie się komentuje dobre opowiadania... człowiek się stara coś przekazać, jakieś swoje odczucia, i choć opowiadanie mu się podoba, post sprawia wrażenie, jakby się wogóle nie spodobało...

Pozdrawiam
Alex


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Spod pióra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin