Panna w niebieskim

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:04, 06 Lut 2006    Temat postu: Panna w niebieskim

Witam!
Od dłuższego czasu chodzi za mną i tupie mi pewna Pani. Jest ona bardzo natrętna w tym swoim tupaniu. Nie dałam rady się od niej opędzić - zaczęłam o niej pisać. I mam nadzieję tym razem doprowadzić opowieść do końca.
W zasadzie to wszystko przez Kubisia. Pewnego pięknego wieczoru zaczęła ze mną od tej Pani rozmawiać. A potem to już poszło... Dziękuję, Gryfonku.
Życzę miłej lektury
Semele


Panna w niebieskim

korekta: Susie

1. Coś się kończy, coś się zaczyna.

Hogwart - Hogsmeade, 19 grudnia 1942r.

Gdy Antiope Barkwith się śmiała, dostojny nos Artemizji Lufkin, której portret wisiał w Pokoju Wspólnym Ravenclawu, marszczył się z niesmakiem. Pierwsza kobieta na stanowisku ministra magii nie mogła zrozumieć tak żywiołowego wybuchu wesołości u kogoś, kogo (według jej mniemania) własne krukoństwo zobowiązywało do filozoficznej zadumy nad życiem. Antiope tylko wzruszała ramionami i śmiała się nadal. Taki jest przywilej siedemnastolatki.
Obwijała akurat szyję niebieskim szalikiem. Poprawiła tiarę na głowie, strzepnęła niewidzialny pyłek z niewielkiego kruka wyszytego na przodzie peleryny. Konwersowała przy tym z siedzącym nad esejem na numerologię Billem Ogdenem, rzucając co rusz krótkie, cięte uwagi lub wybuchając perlistym śmiechem. Kolega dzielnie jej sekundował. Najwyraźniej nie czuł zbyt wielkiego sentymentu do analizy liczb.
- Mary, jesteś gotowa?
- Idę, idę!
Pierwszego imienia używała rzadko. Otrzymała je po babce, żywiołowej, bystrej wiedźmie, która nie mogła się za nic przyzwyczaić do nazywania spoczywającego w kołysce szkraba swoim własnym mianem. To ona pierwsza zaczęła wołać na dziewczynę „Mary”, czym zaskarbiła sobie po latach jej dozgonną wdzięczność. Młoda Krukonka rozumiała się z babcią świetnie, może nawet lepiej, niż z matką. Starsza Antiope Barkwith była silną, dowcipną kobietą, która w wysokich sferach świata magii znana była z tego, że miała w życiu trzech mężów i każdego trzymała pod pantoflem. Nie sposób było jej nie lubić.
- Szybciej, nie mamy całego dnia!
- No idę przecież! – odkrzyknęła. – Wybacz, Bill – zwróciła się do kolegi. – Baw się dobrze ze swoją numerologią.
Mary zamierzała dobrze zmarnować piękne, sobotnie popołudnie. Wraz z Elisabeth McClaggan wybierały się do Hogsmeade. Będą musiały wprawdzie spędzić wieczór nad podręcznikami do transmutacji, ale cóż. Owutemy owutemami, nawet Krukon musi czasem odpocząć. W przeciwnym razie z potężnego umysłu zostałby li tylko ulotny, niebieski dymek okalający z wdziękiem metaforyczną lampę wiedzy.
Otwarty na kilka lat przed wybuchem wojny pub „Trzy Miotły” zdawał się witać je z radością. Weszły zmarznięte, usiadły przy stoliku i zamówiły gorącą herbatę. Kremowego piwa damom się nie godziło. A już na pewno nie w miejscu publicznym.
Atmosfera była spokojna i świąteczna. Już od wielu lat społeczeństwo czarodziejów izolowało się od reszty Brytyjczyków, z roku na rok staranniej strzegąc zasad tajności. Kiedy wybuchła druga wojna światowa, odmówili wszelkiej pomocy. Zdawało się, że nie chcą mieć z niemagicznymi nic wspólnego. Już tylko niektórzy przyznawali się do tego, że pamiętają psychozę strachu sprzed dwóch lat, kiedy rozpoczęła się bitwa o Anglię, na którą nie byli przygotowani. Wtedy szybko opanowano sytuację. Czarodzieje zamknęli się pod własną barierą przeciwlotniczą stworzoną z najpotężniejszych zaklęć i postanowili zostawić mugoli samym sobie. Możliwe, że minister i jego ludzie interesowali się sytuacją na kontynencie, ale szary obywatel w grudniu roku tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego cieszył się Bożym Narodzeniem i pragnął tylko, by wielki świat pozostawił go w świętym spokoju.
- Nadal mam wrażenie, że to nie było mądre i nie wyrobimy się potem z transmutacją.
- Lizzy, spokojnie. Mamy jutro cały dzień. Należy nam się odpoczynek po całym tygodniu.
- Odpoczynek? – wycedziła Elisabeth, parodiując nadęty głos Artemizji Lufkin. – To niegodne mieszkańca szlachetnego domu Ravenclaw!
- Myślisz, że nasza droga pani minister naprawdę była taka... zasadnicza?
- Mantykora ją wie. Ale po owutemach nie wyjdę z biblioteki, dopóki nie znajdę o niej jakiejś naprawdę skandalicznej historyjki.
Uradowane wizją odgrzebywania pikantnych szczegółów z życia szlachetnej Artemizji zabrały się za spożywanie gorącej herbaty. Kto jak kto, ale właściciel Trzech Mioteł, Merkury Wilkins, znał się na Earl Grey’u jak Ignacja Wildsmith na proszku Fiuu.
Pub powoli zapełniał się uczniami Hogwartu. Jak widać, mało kto miał ochotę spędzać ostatni weekend przed feriami pracowicie. Nawet niektórzy Krukoni wyrwali się ze swej twierdzy wiedzy i postanowili wzmocnić ciało i umysł rześkim, mroźnym powietrzem oraz delikatnym, rozgrzewającym piwem kremowym. Panny McClaggan i Barkwith co chwila musiały przerywać swą konwersację, by odpowiedzieć na uprzejme ukłony ze strony znajomych. Robiło się gwarno i swojsko, tu i ówdzie rozbrzmiewał raz po raz śmiech, wybuchały płomienne dyskusje, niektórzy przechodzili od stolika do stolika albo, idąc do baru, zatrzymywali się obok przyjaciół i rozpoczynali rozmowę. Jedni wchodzili, by się zagrzać, inni zakładali peleryny i wyruszali na poszukiwania ostatnich prezentów gwiazdkowych. Przez jedno popołudnie Trzy Miotły przypominały wielki Pokój Wspólny.
Gdy dziewczęta wróciły do szkoły, było już ciemno. Grudniowe dni są stanowczo za krótkie. Zachód słońca jeszcze przed porą podwieczorku potrafi skutecznie zepsuć humor nawet największemu optymiście. Niekiedy jednak pojawia się w człowieku magia tak silna, że nawet na pełne dezaprobaty spojrzenie Artemizji Lufkin reaguje uśmiechem od ucha do ucha.

Hogwart, 18 maja 1943r.

- Historie nieznane wieku XVIII... Mary, może tu będzie?
- Szukaj, szukaj! Ja mam Wielkie afery Ministerstwa Magii.
Nie odmówiły sobie tej przyjemności. Od dwóch dni – czyli od końca owutemów – Mary Barkwith i Liz McClaggan pracowicie przekopywały księgi, broszurki i stare roczniki czasopism w poszukiwaniu najdrobniejszego choćby skandalu z życia czcigodnej pani minister. Cały Ravenclaw kibicował im dzielnie, co rusz ktoś przychodził, by wesprzeć je w wysiłku. Portret Artemizji był jedną z tych żywych legend Hogwartu, w które człowiek ma dziką ochotę rzucić jajkiem, wychodząc z Pokoju Wspólnego na ucztę kończącą siódmy rok nauki.
Niestety, albo Lufkin była tak nieskazitelna, albo tak dobrze się maskowała. Niczego nie dało się na nią znaleźć. Skoro czambuł Krukonów przez dwa tygodnie nie jest w stanie wyszperać czegoś w bibliotece, to znaczy, że tego tam nie ma. Sprawdzone doświadczalnie.
Wszystko, co dobre, ma swój kres. Przed kolacją opiekunka skarbca ksiąg grzecznie acz stanowczo wyprosiła ich ze swojego królestwa. Cóż było robić? Radzi nieradzi wyszli.
- Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka... Już po owutemach, a wy nadal siedzicie w bibliotece? – rzucił czarnowłosy chłopak, który przechodził akurat z kolegami korytarzem.
- To jest sprawa honorowa, Potter – odpowiedziała ze śmiechem Mary.
- Honorowa?
- Przysięgliśmy sobie znaleźć haka na Artemizję Lufkin.
- Na kogo?
- Na wredną babę, której portret wisi w naszym Pokoju Wspólnym.
- I to jest warte siedzenia w bibliotece dwa dni po egzaminach?
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo warte.

Hogwart, 7 czerwca 1943r.

Niestety, niekiedy hogwarcki księgozbiór zawodzi. W takiej sytuacji nie ma wyjścia – trzeba odroczyć sprawę na czas nieokreślony. Nawet Krukoni nie zostają w szkole po zakończeniu roku, by jeszcze sprawdzić coś w bibliotece.
Wielka Sala była ustrojona w barwy Hufflepuffu, a Puchoni szczerzyli radośnie zęby przy swoim stole. Mało kto zazdrościł im triumfu, byli lubiani i szanowani. Wśród mieszkańców Ravenclawu niewiele się mówiło o Pucharze Domów. Przynajmniej nie między siódmoklasistami. Nawet przebrzydła pani minister poszła w niepamięć. Tego ranka dotarło do Krukonów, że naprawdę kończą Hogwart.
Wcześniej, zaaferowani egzaminami i nadzieją spłatania figla szlachetnej Artemizji, zdawali się tego w ogóle nie zauważać. Niby wiedzieli, ale wydawało im się to nieprawdopodobne. Jednak uczta pożegnalna, jako akt stuprocentowo realny, rozwiała wszelkie wątpliwości.
Wiedzieli już, co będą robić po otrzymaniu wyników owutemów, wybrali wymarzone miejsca pracy, porobili dalekosiężne plany. Książki mieli w kufrach, wiedzę w głowach, różdżki w rękach. Byli gotowi, by wyjść w życie. Pozostawało tylko pożegnać się.
W zasadzie zabrakło im słów. Chyba każdy z osobna stwierdził, że lepiej odwlec tę chwilę, to może nie nadejdzie. A w razie czego, zgodnie z niepisaną tradycją, pochlipią na widok znikającego za horyzontem zamku i zrobią rozdzierającą scenę na dworcu. O tym, że przez lata obiecywali sami sobie, że wzniosą się ponad to, należało taktownie zapomnieć. Jest się młodym, jest się głupim.
- Będziesz tęsknić, Mary? – zapytał serdecznie Gryfon Colin Darcy, gdy opuszczali Wielką Salę.
- A jak myślisz?
- Wy, kobiety, jesteście strasznie sentymentalne.
- Nie, Colin – wtrąciła się ze śmiechem idąca obok Minerwa McGonagall. – My się po prostu do tego częściej przyznajemy.
Darcy uniósł ręce na znak, że się poddaje.
Podróż minęła dziwnie szybko. Jak to Londyn? Już Londyn? Trzeba było zabrać kufry i wyjść na peron.
- Higgins, pamiętaj, w sierpniu na Mistrzostwach Wysp Brytyjskich!
- Lizzy, mam twoją wstążkę! Wyślę ci sową, jak dotrę do domu, dobrze?
- Nick, masz niedomknięty kufer, uważaj!
- Do zobaczenia, Andy!
- Potter, do cholery, zostaw ten pakunek!
- Trzymajcie się!
Wymieniając pożegnania, obietnice, uściski i ukłony, Mary zdołała przebić się przez tłum, by dojść do wysokiego, szpakowatego czarodzieja, który czekał na nią blisko przejścia na mugolski dworzec.
- Dzień dobry, tato.
- Witaj, kochanie.
Honoriusz Barkwith uściskał córkę, skłonił się jeszcze stojącej obok pani Prince i złapał za jeden z uchwytów szkolnego kufra. Młoda Krukonka chwyciła za drugi i zamknęła oczy. Z cichym pyknięciem teleportowali się do domu.
Czas zacząć dorosłe życie, Antiope.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Darkness_
Samuraj



Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 371
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Wto 14:43, 07 Lut 2006    Temat postu:

Semele, lubię twoje opowiadania - są bardzo ciekawe, a twoją mocną stroną są opisy (?). Przykładem tego może być chociażby to opowiadanie...
Jak już wspomniałem, opowiadanie jest bardzo ciekawe, lecz zauważyłem błąd.
Skoro w piątym tomie Pottera, przy wizytacji Umbridge w sali od transmutacji, McGonagall wspomniała, że naucza od prawie osiemdziesięciu lat...
W twoim opowiadaniu, Minerva miała już 17 lat.
Sądząc, że powróciła do Hogwartu jako nauczycielka po pięciu latach to nie zgadzałoby się, że mogłaby nauczać prawie 80 lat.
To był taki mały błąd, ale gdybym go nie wytknął, akcja 5 tomu działa by się po 2020 roku.

Pozdrawiam,
Darkness_


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Wto 16:18, 07 Lut 2006    Temat postu:

Mam jedno zastrzeżenie... czy aby "Minister Magii" nie pisze się z wielkich liter? Nie ejstem pewna, ale wydaje mi się, ze tak...

Cieszę sie, że i tu wkleiłaś tego ficzka. Szczerze mówiąc, czekałam na to (;. W końcu jest on o Krukonce, gdzie będzie pasować lepiej (;?

Opowiadanie jak wsyztskie twoje - czyta sie przyjemnie, błędów nie ma, styl bardzo dobry, ilość faktów historycznych (no, tu jesczez nie ma ich wielu, ale spodziewam sie, ze będą) wzbudza podziw. Postacie są żywe i świetnie nakreślone.
Mówiąc inaczej: Semele, kiedy można liczyć na następną część (;?

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:54, 07 Lut 2006    Temat postu:

"-Jak długo pani naucza w Hogwarcie? - zapytała profesor Umbridge.
- W grudniu minie trzydzieści dziewięć lat - odpowiedziała szorstko profesor McGonagall, zatrzaskując torbę." HP i ZF, str. 359


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Darkness_
Samuraj



Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 371
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Śro 13:02, 08 Lut 2006    Temat postu:

O Boże, moje najszczersze przeprosiny, Semele!
Wybacz mi moją głupotę, ale nie miałem w tedy przy sobie Zakonu.
Na prawdę, przepraszam!

Pozdrawiam,
Darkness_ zawstydzony


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AshTray
Charłak



Dołączył: 21 Lip 2006
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: skądkolwiek

PostWysłany: Śro 14:23, 26 Lip 2006    Temat postu:

Nienajgorsze...takie...hmmm...krukońskie.
Będzie coś więcej?
Semele,lubię Twój styl w pisaniu .No tak po prostu lubię.
I będę czytać Twoje ficki póki starczy sił:)
Pozdrawiam:*
P.S. Jeśli były błędy,to (głupio się przyznać) nie zauważyłam ich:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin