IX - "Błękitna rękawiczka"

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Arena krwią spływająca...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
nundu
Gejsza



Dołączył: 14 Lis 2005
Posty: 2679
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: granica między szaleństwem a...

PostWysłany: Czw 17:28, 02 Lis 2006    Temat postu: IX - "Błękitna rękawiczka"

Dziewiąty raz. I choć zastój ogromny, pogoda taka, że nikt nie ma ochoty rekawiczki z dłoni ściągać, pojedynki starają sie jakoś dalej egzystować.

Zatem AtA i Angeligue bić się mają zamiar.

Temat: Błękitna rękawiczka.
Forma: na-po-waż-nie.
Długość: 2-8 stron A4 w Wordzie, Times New Roman 12.
Warunki dodatkowe: ma sie pojawić zdanie "każdy prędzej czy później trafi na swoje Waterloo", gorzka herbata, klaun z zielonymi włosami, uśmiechnięte dziecko. Ma być powiązane z HP.
Beta: Acia - Jupka; Angel - Jupka.

Termin walki: 2 listopad

GONG!



---___---____---___---___---___---


Podsumowanie

W związku z tym, iż Angeligue nie dostarczyła swojego tekstu, mam zaszczyt ogłosić, że zwycięzcą jest
AtA <fanfary>

GRATULACJE!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejtova
Sky



Dołączył: 03 Lis 2005
Posty: 4724
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z niebiańskiej plaży

PostWysłany: Czw 19:40, 02 Lis 2006    Temat postu:

Och, śliczne opowiadanie...
Takie nastrojowe. Ma klimat, trzeba przyznać. A najabradziej podobaly mi sie te zwroty 'śpiesz się Kopciuszku' oraz 'tik, tak, tik, tak'. I napiane spójnie, i wszystko ładnie ułożone. Fragmenty o Cho przeplatane fragmentami o Kopciuszku. Cudnie.
A najważniejszy jest ten klimat, umiesz świetnie dobierać słowa, tak by stworzyć odpowiednią atmosferę. I więcej nie mów, że pisać nie umiesz, no!

Pozdrawiam
Keja

[rada]Ja bym gdzieś to umieściła, a najlepiej na DK.[/rada]


Kajtek, a czemu nie poczekałaś na Atę, co? ;>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Czw 19:48, 02 Lis 2006    Temat postu:

Tik, tak, tik, tak... Zegar tyka, zbliża się siódma. Bal, już wkrótce rozpocznie się bal.
Pospiesz się, Kopciuszku.
Kap, kap, kap... Krople z zamkniętego przed momentem kranu wciąż uderzają o umywalkę. Kopciuszku?
Ach, racja. Musisz być piękna. Czysta twarz, delikatny makijaż, bladoniebieska suknia z głębokim dekoltem i rękawiczkami, sięgającymi po łokcie. Ale uważaj, by twój Książę nie uciekł. Książęta niestety tak mają – nie lubią długo czekać na swoich Kopciuszków. Mogą udawać, że im zależy, że będą szukać i nakładać zgubiony pantofelek każdej dziewczynie, byle tylko cię znaleźć. To bujda.
Zakładasz swoją piękną kreację. Matka, która przybyła specjalnie, by ci pomóc, dosznurowuje gorset – Kopciuszki zgadzają się w końcu na wszystko, by w ten jeden wieczór być piękne, prawda?
Bo Pięknym Kopciuszkiem można być tylko jeden wieczór, parę godzin. Od siódmej do dwunastej, od rozpoczęcia balu do tego głębokiego, ostatniego uderzenia, które przejmuje do szpiku kości i które sprawia, że karoca zamienia się w dynię, a suknia w łachmany, po których pozostaje tylko śliczny pantofelek.
Tik, tak, tik, tak... Zegar tyka. Pospiesz się, Kopciuszku.

~*~*~

Zwycięstwo nad Voldemortem. Nareszcie! Czekano na ten dzień od tylu lat... Wielu zginęło, o, tak, wielu ucierpiało, ale teraz, wreszcie, wreszcie, wreszcie można świętować! Fakt, jeszcze paru marnych niedobitków z armii Śmierciożerców ukrywało się w górach – ale cóż oni znaczą wobec potęgi Ministerstwa? Garstka oberwańców pod przywództwem Bellatriks Lestrange. Phi!
Cho wstała tego dnia wcześnie rano. Bal, już wkrótce bal! Spotka całą Gwardię Dumbledore’a, do której powróciła, gdy Harry zniknął gdzieś, poszukując horkruksów, a która stała się jednym z ważniejszych oddziałów Ministerstwa. Elitarnym oddziałem. Jedynie ci, którzy należeli do GD już w Hogwarcie, wyłączając Mariettę i Zachariasza Smitha, którzy nie chcieli ryzykować. GD zmieniła wprawdzie swój cel i formę, zachowało jedynie członków i nazwę – na cześć Dumbledore’a, oczywiście – ale i tak zdziałała wiele dobrego. Dziś, na balu, członkowie Gwardii mieli zostać odznaczeni.
Cho zamówiła suknię specjalnie na tę okazję – piękną, błękitną, wyszywaną złotymi i złoto-czarnymi nićmi, podkreślającymi kolor jej włosów i oczu, z błękitnymi rękawiczkami po ramiona, rozszerzaną ku dołowi i wąską w pasie. Czuła się w niej jak Kopciuszek, który właśnie dał Księciu włożyć sobie na nogę maleńki pantofelek. Jak Księżniczka.
Cały dzień przygotowywała się do balu. Nakładała maseczki na twarz i dekolt, brała odprężające kąpiele, smarowała twarz i dłonie – to nic, że będą zakryte, chodzi o samopoczucie – kremami. Gdy gdzieś koło wpół do piątej wpadła jej matka, by pomóc jej z makijażem, fryzurą i suknią – ciasność talii trzeba było przypłacić niewygodą gorsetu, niestety! – Cho wyszła na jej spotkanie w jedwabnym szlafroku koloru dojrzałego wina. O, tak – to był jej dzień!
– Witaj, mamo – roześmiała się perliście. – Dobrze, że już przyszłaś, mamy sporo pracy, chcę dziś pięknie wyglądać!
Zapewnienia matki, że zawsze pięknie wygląda, zbyła kolejnym śmiechem. Wszyscy wiedzą, że matki patrzą na swoje córki jak na ósme, albo i dziewiąte cuda świata!
Chii, matka Cho, nałożyła jej subtelny makijaż i ułożyła ciężkie, kruczoczarne włosy w kunsztowny kok. Pomogła włożyć suknię i dosznurować gorset. Ledwie zdążyły; gdy skończyły, rozległ się klakson czarnej limuzyny, którą przyjechał po Cho Jacob.
– A oto i mój książę na karym rumaku! Pa, mamuś, zobaczymy się jutro! – zawołała, wybiegając z domu. Mimo swych trzydziestu dwóch lat nie mogła się doczekać, jak dwunastolatka, która idzie na swój pierwszy szkolny bal. Zresztą... Na ten dzień cała zmieniła się w nastolatkę, wygładziły jej się nawet zmarszczki, które nabyła ze zmartwienia podczas wojny. Postanowiła, że na ten jeden wieczór zapomni o wszystkim, co przeżyła, i będzie bawić się jak osoba, która nie ma za sobą mrocznej przeszłości, naznaczonej śmiercią i cierpieniem.
Przywitała się z Jacobem i odjechali w stronę Ministerstwa, gdzie miała odbyć się impreza.

~*~*~

Tik, tak, tik, tak... Spiesz się, Kopciuszku, spiesz. Biegnij, ile masz sił. Uważaj tylko, by nie rozpadł ci się twój misternie ułożony kok, wtedy nie zrobisz już takiego wrażenia na balu.
Nadjeżdża twój Książę. Kopyta jego wierzchowców wzbijają kurz w powietrze. Stangret otwiera drzwi do karety – proszę wejść, madame – ty wchodzisz po dwóch małych stopniach i uśmiechasz się na widok miękkich ław wewnątrz. Podwijasz w odpowiedni sposób suknię i siadasz.
Naprzeciwko ciebie, udając nieśmiałego, siada Książę. To nic, że macie za sobą dużo pikantniejsze spotkania – to jest wyjątkowe. Nie można go zmącić byle słowem czy gestem. To twój dzień. Twój bal.
Tik, tak, tik, tak. Kareta szybko mknie po wyboistej drodze. Już niewiele czasu do rozpoczęcia balu, niewiele. Choć wiele razy mówiono ci, że wejście parę minut za późno jest dużo efektowniejsze. Nie trzeba zajeżdżać koni, upominasz stangreta.
Tik, tak, tik, tak... Powiedz, Kopciuszku, dużo czasu spędzasz ze swoją matką? Odeszłaś od niej, by spotkać się z Księciem, zbywając ją krótkim „jutro”. A co, jeśli tylko ów jeden, jedyny dzień jest tym twoim dniem? Jeśli wraz z nastaniem północy nie tylko karoca stanie się dynią, a suknia łachmanami, ale również matka zamieni się w zimny głaz czy szorstkie drewno? Co wtedy zrobisz, Kopciuszku?
Nie myślisz o tym. Masz przed sobą bursztynowe oczy Księcia. Kiedyś, wpatrując się w swojego Liptona, zdałaś sobie sprawę, że twój ukochany ma kolor oczu gorzkiej herbaty. Od tamtej pory nie dolewasz do herbaty soku malinowego, który łamie szlachetną bursztynową barwę napoju różem. Od tamtej pory wolisz pić gorzką. Przypomina ci ona Księcia.
Stuk, stuk, stuk... Kopyta koni uderzają miarowo, krajobraz za oknami powoli się zmienia. Przejeżdżacie przez rynek, mijacie jakiegoś klauna z zielonymi włosami, przekupki, sprzedające pamiątki, wyjeżdżacie za miasto. W oddali widać już zamek, w którym odbędzie się bal. Czyż to nie cudowne, Kopciuszku?
Tik, tak, tik, tak... Zegar na wieży wybija siódmą. Powoli dojeżdżacie. Wchodzisz na szerokie schody pod ramię z Księciem, witasz się z innymi uczestnikami balu. Twoje czarne oczy lśnią jak gwiazdy.
Tik, tak, tik, tak... Do północy zostało pięć godzin. Wykorzystaj je dobrze, Kopciuszku.

~*~*~

Wkroczyła na ministerialną Salę Balową ramię w ramię z Jacobem. Do stolika podprowadziło ich uśmiechnięte dziecko – doprawdy, nieźle to sobie wymyślili! Z miejsca zauważyła Hermionę Granger, grupkę Weasleyów – wśród nich Ginny, z którą szczerze się zaprzyjaźniła – chłopaków z dawnego Hufflepuffu. Nawet Luna Lovegood przywdziała na ten dzień niemal normalną suknię! Chciała od razu podbiec do nich, przywitać się – od jak dawna nie robiła tak wielu spontanicznych rzeczy? – ale niestety, najpierw wypadało przywitać się z ważniejszymi gośćmi, takim ministrem chociażby... Chociaż, z drugiej strony, kto może być ważniejszy od bohaterów wojny i tego dnia? A, niech to licho!
– Pan Bones!
Jednak najpierw podeszła do ministra.
– Panna Chang! Jak miło znów panią zobaczyć! – Muska wargami jedwabny materiał okrywający dłoń Cho. Cho uśmiecha się, błyskają białe zęby. Wszystko jest takie cudowne.
No... Może prawie. Żeby tak Jacob wreszcie się zdecydował... Ma trzydzieści dwa lata, do cholery, wojna się skończyła, a on nic! Miała nadzieję, że wypowiedziane przez ministra słowa, „panna Chang”, zwrócą mu na to uwagę. Jeśli tak się stało, nie dał tego po sobie poznać.
Kolejni ważni urzędnicy... Przywódca Kwatery Głównej Aurorów... Oddział, na który składają się dawni członkowie Zakonu Feniksa (matko, jak niewielu ich zostało, jak niewielu... Nie wszyscy mieli tyle szczęścia co my, z GD)...
– Ginny!
Spotkała wreszcie przyjaciółkę.
– Cho! – Padły sobie w ramiona.
Ginny, w cudnej sukni kolorze bladego złota, ze złotą przepaską, podtrzymującą długie włosy, wyglądała świeżo i młodzieńczo. Jak każda kobieta na tej sali, zresztą. Nie było żadnej, która nie postarałaby się i nie zadbała o siebie – to był w końcu ich dzień.
W kącie stały portrety najważniejszych zamordowanych podczas wojny, okryte czarnym kirem. Choć niejednej osobie zgasł uśmiech na ich widok, zabawa była wyśmienita. To był ich dzień.

~*~*~

Tik, tak, tik, tak... Minęły już dwie godziny balu. Świetnie się bawisz, prawda, Kopciuszku? Spotkałaś wszystkich starych znajomych, każdy podziwia blask twojej skóry, szczupłość talii i jedwabistość włosów. Nastrój zepsuła odrobinę mowa ministra – o drogich nieobecnych, o tym, że „każdy kiedyś trafi na swoje Waterloo”, tak, jak oni trafili na Blackwood, gdzie Śmierciożercy przygotowali akcję, w czasie której zginęło wielu naszych, o tym, że zawsze będą w naszych sercach – w końcu musiał ją wygłosić, ale, cóż, Jeremiasz Bones nigdy nie był dobrym mówcą. Jego niezbyt dobrze dobrane słowa nie dorastają do pięt płomieniom, które goreją w sercach tych, co zostali opuszczeni – również w twoim, prawda? Też tęsknisz za wszystkimi, którzy odeszli. Ale dziś... Dziś jest twój dzień. A więc – baw się!
Tik, tak, tik, tak... Zegar – antyk, jak chwali się dozorca – pokazuje dziewiątą.

~*~*~

Cho sama już nie wie, z iloma osobami witała się i rozmawiała, z iloma mężczyznami – oczywiście, najwięcej razy z Jacobem – tańczyła. Trwa trzecia godzina balu – orkiestra gra – rozdanie orderów zapowiedziano na minutę po północy – a przed chwilą, o, Boże, przed chwilą na balkonie Jacob jej się oświadczył. Oświadczył się. Oświadczył. Cho smakuje w myślach to słowo... Nareszcie! Właśnie dziś, w dniu, który jest dla niej najważniejszy od dobrych siedemnastu lat. To dopiero stuprocentowe zwycięstwo!
Policzki Cho pałają, przez co wygląda jeszcze piękniej. Jak Księżniczka. Jest gotowa bawić się do samego rana.
A więc – bawi się!

~*~*~

Tik, tak, tik, tak... Godzina do północy. Godzina do rozdania orderów. Za godzinę kończy się twój dzień, Kopciuszku. Kopciuszki znikają wraz z nastaniem północy. Baw się, baw.
Nie wiesz, że obserwują cię jej czujne oczy. Nie wiesz, że cała ochrona Ministerstwa Magii bawi się, jako ci zasłużeni, a na stanowiskach pozostali jedyni ci na tyle leniwi i niedoświadczeni, że nie przysługuje im ten zaszczyt.
Tik, tak, tik, tak... Pamiętaj, Kopciuszku. O północy kończy się zabawa, suknia rozpada się, błękitnej rękawiczce odpadają palce. O północy karoca zmienia się w dynie. Dobra wróżka znika. O północy Książę przestaje interesować się swoim Kopciuszkiem, czeka jedynie, aż zostawi on buta na schodach i sam bawi się dalej.
Tik, tak... Jeszcze godzina.

~*~*~

– Och, cholera!
Ten nieznośny kelner! Doprawdy, miała nadzieję, że skoro już ktoś organizuje tak ważną uroczystość, to zadba o to, by obsługa była naprawdę dobra. Cóż, mylić się jest rzeczą ludzką. Trzeba pójść do toalety, by jak najszybciej sprać plamę z czerwonego wina – zaklęcie czyszczące jest bardzo kapryśne, lepiej już skorzystać z mugolskiego kranu i zaklęcia suszącego.
Cho spieszy do łazienki, już za parę minut wręczanie orderów... Ale nie może przecież pokazać się z taką plamą na gorsecie!
W łazience wszystko robi niemalże mechanicznie, jej myśli są tak zaprzątnięte odznaczeniami i tym, o co niespełna godzinę temu zapytał Jacob. Odkręcania wody, zdjęcie delikatnych rękawiczek – lepiej ich nie moczyć – ułożenie ich na stoliku obok umywalki... Nabrać odrobinę wody w wypielęgnowane dłonie, potrzeć w miejscu, gdzie znajduje się wilgotna jeszcze plama po winie... Może jednak zaklęcie byłoby lepsze?
Bim-bom.
O, do cholery! Nie!
Bim-bom.
Nie, to nie może być prawda! Jeszcze chwila i spóźni się na najważniejszą uroczystość swojego życia!
Kolejne uderzenia zegara utonęły w głośnym huku, jakby ktoś wysadził za pomocą wyjątkowo silnego zaklęcia drzwi do Ministerstwa.

~*~*~

Tik, tak, tik... tak?
Koniec, Kopciuszku. Dwanaście uderzeń niczym dwanaście ciosów sprawia, że wszystko się skończyło. Przede wszystkim twój bal się skończył. Uciekaj, uciekaj, ile masz sił! Nie dbaj o pantofelek, w końcu to dzięki niemu Książę cię odnajdzie, nie dbaj o błękitną rękawiczkę pozostawioną na skraju umywalki. Uciekaj!

~*~*~

Wyjątek z artykułu opublikowanego nazajutrz w Proroku Codziennym.

Wczorajszy bal zakończył się tragicznie. Piętnastu pozostałych na wolności Śmierciożerców, skupionych wokół Bellatriks Lestrange, o północy włamało się do Ministerstwa Magii i obezwładniło ochronę, a następnie zaatakowało kompletnie na to nieprzygotowanych uczestników balu. (...) Wśród ofiar jest między innymi wielu bohaterów Drugiej Wojny: minister Jeremiasz Bones, Michael Corner (...), Hermiona Granger (...), Kingsley Shacklebolt, Jacob Tornblower, Ginevra Weasley, William Weasley (...). Części zwłok wciąż nie udało się zidentyfikować. Nieoficjalnie mówi się, że błękitna rękawiczka, znaleziona w łazience przy zmasakrowanym ciele czarnowłosej kobiety, należała do Cho Chang, jednej z członkiń grupy nazywanej Gwardią Dumbledore’a. (...)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Arena krwią spływająca... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin