Nibylandia [S][Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:50, 21 Lis 2005    Temat postu: Nibylandia [S][Z]

Witam!
Tekst powstał jako prezent dla Mithiany oraz po przedawkowaniu jednocześnie Jej twórczości i pewnej lubianej przez Nią piosenki. Z góry przepraszam, jeśli ktoś się poczuje rozczarowany.
Dziękuję, Miciu. Sto lat.
Semele


NIBYLANDIA
korekta: Susie

Mithianie z okazji urodzin. Wypijmy za idyllę i za idealizm.

Somewhere there's another land different from this world below.
Far more mercifully planned than the cruel place we know.
Innocence and peace are there. All is good that is desired.
Faces there are always fair. Love grows never old nor tired.

We shall never find that lovely land of Might-Have-Been.
I can never be your king nor you can be my queen.
Days may pass and years may pass and seas may lie between.
We shall never find that lovely land of Might-Have-Been.

Sometimes on the rarest nights comes the vision calm and clear,
Gleaming with unearthly lights on my path of doubt and fear.
Winds from that far land are blown, whispering with secret breath.
Hope that plays her tune alone. Love that conquers pain and death.

Shall we ever find that lovely land of Might-Have-Been?
Will I ever be your king or you at last my queen?
Days may pass and years may pass, and seas may lie between.
Shall we ever find that lovely land of Might-Have-Been?

Ivor Novello, „The Land of Might-Have-Been”


Wbrew pozorom nawet Severus Snape spędzał czasem samotne wieczory, wpatrując się w ogień w kominku. Działo się tak zazwyczaj wtedy, gdy brakowało mu wypracowań do sprawdzania czy ciekawych książek do czytania. Nie przepadał za rozmyślaniem ze wzrokiem wbitym w płomienie, czasem jednak miał na nie ochotę. Tak właśnie było tego jesiennego dnia. Mistrz Eliksirów siedział, pogrążony w myślach, na biurku piętrzył się stos wypracowań, „Trucizny starożytnej Asyrii” leżały na komodzie. Nie mógł się skoncentrować na niczym poza migoczącymi iskrami. Zbyt wiele problemów miał do rozwiązania.
Skrzypienie drzwi. Cichutkie, niemal szemrzące, słyszalne tylko dla niego, który gabinet znał jak własną kieszeń. Wysoka, smukła postać w powłóczystych szatach. Nie obrócił nawet głowy, nie było potrzeby. Rytmu jej kroków nie sposób było pomylić z chodem kogokolwiek innego.
Miała buty na niewielkim obcasie, który stukał w kamienną posadzkę przy drzwiach. Minerwę oficjalną poznawało się po szybkich, miarowych dźwiękach kroków niosących się echem po korytarzu. Gdy wchodziła do jego kwatery, nadal brzmiała oficjalnie. Dopiero po chwili, gdy obcasy zaczęły uderzać o dywan, dźwięk się zmienił. Podeszła do szafy, otworzyła ją. Miała tam swoje kapcie – proste, czarne pantofle. Miękkie. Gdy je wkładała, stawała się Minerwą codzienną. Minerwa codzienna poruszała się lekko, zwinnie, bez pośpiechu. Jak kot.
Zbliżyła się do niego bezgłośnie, położyła mu dłoń na ramieniu. Podniósł się z fotela, rzucił jej swój zwykły, kpiący uśmieszek, po czym pochylił głowę i pocałował ją w rękę. Skrzywiła się nieznacznie. Ceremonie i ceregiele wolała zostawiać za drzwiami. Wiedział o tym doskonale, ale nie mógł sobie odmówić tej drobnej złośliwości. Kpiący ukłon w stronę konwenansu miał nadać ton rozmowie. Nie chciał mówić z nią o tym, co usłyszał właśnie od dyrektora. Wystarczyło, że on się martwił.
- Dobry wieczór, Minerwo.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Herbaty?
- Jeśli byłbyś tak miły.
Usiadła na fotelu i patrzyła, jak podgrzewa zaklęciem wodę w czajniczku, sypie trzy łyżeczki suszonych liści do niewielkiego dzbanka, zalewa wrzątkiem, przelewa parujący napój do dwóch prostych, białych filiżanek.
- Znowu Earl grey? Czy ty nigdy nie nauczysz się pić porządnej senchy?
- Sama nie wiesz, co mówisz. Sencha jest gorzka.
- Nie jest gorzka, tylko ma zdecydowany smak. Co ty widzisz w Earl greyu?
- Bergamotka wygląda jak pomarańcza, a smakuje cytryną.
Nie mogła się nie uśmiechnąć. Rzucił jej tajemnicze spojrzenie znad jasnego naczynia. Lubiła jego żarty, aluzyjki, zgryźliwość. Tego wieczoru był zbyt wesoły, zupełnie jakby coś ukrywał. Nie zamierzała go wypytywać. I tak nic nie powie.
Miała dość sekretów, ale nie mogła na nie nic poradzić. Przymknęła oczy, filiżanka przyjemnie grzała jej dłonie. Zrobiło się błogo, bezpiecznie. Ot, moment w prywatnym raju.
- Nie przesadzasz z wydumaną metaforyką?
- Abstrakcyjne myślenie jest charakterystyczne dla Ślizgonów, moja droga.
- Szkoda mi was, skoro nawet herbaty nie potraficie się napić tak po prostu.
Wzniósł oczy ku niebu, jakby dziwił się, że jeszcze nie padł z niego grom, po czym rzucił jej jedno ze swoich słynnych spojrzeń: „Milcz, nieszczęsna, albowiem nie wiesz, kogo drażnisz!”. Wzruszyła ramionami i wstała, by odstawić filiżankę na stół. Spokojne, niesłyszalne kroki. Stuk porcelany o drewno. Powrót tą samą drogą przez miękki dywan. Gdy szła, była wyprostowana jak świeca. Żadnych zbędnych ruchów. Wcielona Mądrość, ostoja. Dobrze się z nią czuł. Zapominał o swoich dylematach, odsuwał je na później. Szpiegowi też należy się chwila wytchnienia. Nie musiał z nią mówić o swoim problemie. Wystarczyło, że była.
Nie mógł jej powtórzyć tego, co powiedział mu dyrektor, ale udawanie, że nic się nie stało było bez sensu. Musiała zauważyć. Doskonale wiedziała, że gdyby nie jej wizyta, zapijałby swój problem whisky, nie herbatą. To bzdura, że picie do lustra nic nie rozwiązuje. Rozwiązuje wszystko, bo człowiek w końcu zasypia. Na to nie mógł liczyć. Zamiast tego miał towarzystwo. Towarzystwo błyskotliwej, mądrej kobiety, która umiała zrozumieć tak wiele, że wprawiała go tym w zdumienie.
Złapał ją za rękę, gdy przechodziła. Odstawił swoją filiżankę na podłogę, a potem objął czarownicę mocno w pasie i przytulił głowę do jej brzucha. Nawet nie zdziwił jej tak nagły gest. Człowiek żyjący w strachu robi rzeczy nieprzewidziane. Chłodno precyzyjne dłonie szpiega szukają ciepła tylko tam, gdzie są pewne, że je znajdą. Pocałowała go w sam czubek głowy. Raz jeszcze postanowiła nie zadawać pytań.
- Wy, Ślizgoni, gubicie się we własnej metaforyce.
- Co w tym złego?
- Absolutnie nic. Po prostu czasem wyglądacie jak dzieci przytrzaśnięte w spiętrzonych kręgach pojęciowych.
- I to niby my mamy absurdalną metaforykę?
Puścił ją. Wróciła na swój fotel. Spojrzała na niego życzliwie.
- Ten twój stoicki spokój jest zadziwiający.
- Nie jesteś w stanie już niczym mnie zadziwić, Severusie.
- Skąd wiedziałem, że to powiesz?
Nie miał ochoty wyobrażać sobie jej twarzy wykrzywionej wstrętem, szokiem, strachem, rozczarowaniem i bólem. „Nie jesteś w stanie już niczym mnie zadziwić.” Oby to, co mówią o kobiecej intuicji, okazało się prawdą.
Trudno było nie zauważyć, że jej słowa wywołały u niego jakąś gorzką refleksję. Skrzywił się, zamyślił, jakby skurczył w sobie. Stwierdziła, że sprawa naprawdę jest poważna i postanowiła dać mu szansę powiedzieć tak wiele, jak tylko będzie mógł. Skoro nie dbał o utrzymanie kamiennego oblicza, najwyraźniej krył się z narzuconej odgórnie konieczności. Kazano mu zachować tajemnicę, a on się na to nie zgadzał. Posłuchać musiał.
- Zmieniłeś się na twarzy.
- Wydaje ci się.
- Nie baw się ze mną w taką gierkę, to poniżej twoich możliwości intelektualnych.
- Nic się nie stało, Minerwo. Po prostu zszedłem na moment na ziemię.
- Rozumiem. Znowu jakieś problemy w Zakonie?
- Tak. Sytuacja się komplikuje.
- Wojna trwa. Musimy się przygotować na to, że będzie coraz ciężej.
- Naprawdę jesteś na to gotowa?
- Zapytaj mnie, jak stanie się nieszczęście.
- Na nic nie jesteśmy gotowi.
Spokojny, obojętny ton. Wzrok wbity w płomienie. Ogień ratował przed rozbieganiem spojrzenia, pozwalał się skupić na jednym punkcie. Skupienie wzroku sprzyja skupieniu myśli.
- Mylisz się. Człowiek może wiele znieść. Dopóki ma się na czym oprzeć, może znieść bardzo wiele.
- A jak straci oparcie? Zdajesz sobie sprawę, że to, że my tu teraz siedzimy, to jest jakaś pokręcona idylla? Złudzenie?
- Iluzja spokoju i bezpieczeństwa?
- Dokładnie.
- Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę.
Spojrzał na nią z osłupieniem.
- Severusie, musiałabym być naiwna, żeby myśleć inaczej. Chyba nie podejrzewasz mnie o aż taki idealizm. Muszę zdawać sobie sprawę z tego, że ten nasz dzisiejszy spokój to tylko taki teatrzyk. Tylko powiedz mi: co z tego?
- A nie uważasz, że przydałoby się jednak mieć coś prawdziwego?
- Miło by było. Proponuję na początek zlikwidować Voldemorta. Co ty na to?
- Według ciebie wojna jest wytłumaczeniem wszystkich problemów?
- Nie przesadzajmy, że wszystkich. Niemniej jednak gdyby nie wojna, to nie wyglądałbyś teraz jak wampir o wschodzie słońca.
- Dziękuję za urocze porównanie. Naprawdę uważasz, że z końcem wojny nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znikną wszystkie kłopoty? A gdybym zrobił podczas tej wojny coś potwornego? Przeszłabyś z tym spokojnie do porządku dziennego?
- Nie mam pojęcia.
- Więc co? Siedzisz i po prostu pijesz herbatkę z przyszłym mordercą?
- Jeśli sądzisz, że udało mi się przewalczyć dwie wojny i nigdy nikogo nie zabić, to jesteś naiwny.
- Mówię o morderstwie, nie o zabójstwie.
- Nie jesteś zdolny do bezmyślnego morderstwa.
- Masz rację. Już zaczynam o nim myśleć.
- Sama w obronie dziecka zabiłabym z zimną krwią.
- A w imię wyższych celów?
- Zamierzasz zostać fanatykiem?
- Widziałaś kiedyś śmierciożercę, który nim nie jest?
- Z cynika nigdy nie będzie fanatyka.
- Mój cynizm poszedł w cholerę, taki wieczór rozkłada go na łopatki.
- Wróci do rana, zostaw mu mleko pod drzwiami.
Parsknął śmiechem.
- No co? Severusie, trzeba więcej, niż idylla z herbatką, żeby twój cynizm poszedł w cholerę.
- Od kiedy pani używa takich słów, pani profesor?
- Dłużej, niż ty żyjesz na tym pięknym świecie.
- Ja wiem, czy takim pięknym? Przydałoby się wreszcie znaleźć miejsce, w którym będzie spokojnie. Tak naprawdę.
- Wybierasz się na lepszy świat?
- Sugerujesz, że tylko tam będzie względny spokój?
- Jeszcze ewentualnie może być Nibylandia. To taka wyspa z mugolskiej bajki.
- Wiem, że na to nie wyglądam, ale swego czasu czytałem Piotrusia Pana.
- Skoro czytałeś, to po co szukasz dziury w całym? Zaprzyj się w sobie i spróbuj nie dorastać, nie szukać fałszu w tej chwili bezpieczeństwa. Wmów sobie, że ten pokój to Nibylandia. Korzystaj, że ją masz. Jutro mogą ci ją zburzyć.
- A co z gryfońskim zamiłowaniem do prawdy i prostolinijności?
- Pasie się na łączce wraz ze ślizgońskim zmysłem praktycznym.
Spojrzał na nią, uśmiechając się porozumiewawczo. Człowiek narażający życie ma wielką wolę życia. Bez słowa wstał i postawił między nimi niewielki stolik, a na nim rozłożył szachownicę. Przyjęła nieme zaproszenie. Postawiła obok planszy dzbanek ze świeżą herbatą i dwie filiżanki. Rozstawili figury. Stary, rzeźbiony komplet, pamiątka po Prince’ach – jedna z niewielu luksusowych rzeczy, jakie posiadał. Grał białymi, ona czarnymi. Tak wylosowali przed laty i nie próbowali nawet zmieniać. Minerwa polubiła roztrajkotane pionki, małomównego króla, gońca z pomyślunkiem na miarę szachowego Bismarcka. Severus znał na wylot dostojną królową, wysmukłą wieżę, odważnego laufra. Pierwszy ruch należał do niego. Nie rozmawiali już o wojnie. Gdy człowiek długo walczy, uczy się, że wszelkie konflikty zbrojne toczą się tak samo, bez względu na to, czy o nich nieustannie myślimy, czy nie. Szkoda było życia na rozpacz. Carpe diem.
- Mówiłam, żebyś się zdecydował na senchę. Ona przynajmniej wyostrza umysł. Szach.
- Wspomagacze są poniżej mojej godności. Zwłaszcza tak mało subtelne wspomagacze. Zabieram wieżę.
- Subtelność powoli urasta u ciebie do rangi obsesji. Mógłbyś czasem powiedzieć coś wprost.
- Gdybym nie dbał o niuanse, to już bym nie żył.
- Co to za życie, skoro we wszystkim dopatrujesz się podtekstu? Od tego można zwariować.
- A jaki szpieg jest normalny? Szach – mat.
Druga rozgrywka. Siedzą w milczeniu, skoncentrowani. Ona chce się odegrać. On chce utrzymać prymat. To już tradycja – dwie partie w jeden wieczór, zawsze dokładnie tyle. Gra i rewanż. Raz w tygodniu, dwa razy, czasem trzy – jak wypadło. Regularnie wznawiany pojedynek na umysły i umiejętności taktyczne. Aż dziw, że nie wkradła się w to rutyna.
- Szach – mat.
- To nie miało prawa ci się udać!
- Nie doceniasz potęgi intelektu wiedźmy.
- Gdzieżbym śmiał!
- Chcę wam pomóc.
- Słucham?
Zdziwione spojrzenie. Był zupełnie wybity z rytmu, zaskoczyła go kompletnie. Warknął w myślach na samego siebie. Nie powinien był doprowadzić się do takiego rozkojarzenia, odprężenia. Nibylandia Nibylandią, a szpieg zawsze jest w pracy. Tymczasem dał się złapać na najprostszą z dziecinnych zagrywek. Chyba nie przewidział, że Minerwa może zagrać taką kartą.
- Jestem w Zakonie. Powinniście mnie dopuścić do współpracy. Niby wszystko wiem, ale idiota by zauważył, że macie z Albusem jakieś sekrety, że coś knujecie. Chcę wam pomóc.
- Nie ma mowy.
- Słucham?
- Nie będziesz się nurzać w naszych ciemnych sprawkach. Wystarczy, że ja muszę. Wierz mi, nic przyjemnego.
- Gdybym była wulgarna, to bym powiedziała po prostu: „Nie ucz ojca dzieci robić!”. A że jestem damą, to powiem: „Nie bądź śmieszny, przecież zdaję sobie sprawę z tego, że to nie festyn.”.
- I w związku z tym rzucasz się do romantycznego zrywu jako ta bohaterska niewiasta?
- Severusie Snape, nie obrażaj mnie!
- To wygląda na zwyczajną egzaltację!
- Jaka egzaltacja, człowieku? Chcę wam pomóc! Jakbyście sobie sami radzili, to byś dzisiaj nie wyglądał jak na pogrzebie!
- I sądzisz, że wyglądałbym lepiej, gdybym musiał w dodatku martwić się o to, że ty się narażasz?
- Nie potrzebuję niańki!
- Tak, wiem. Co z tego? I tak bym cię niańczył.
- I kto tu jest egzaltowany?
- A czy to ważne? Ważne, że od moich brudnych sprawek powinnaś się trzymać z daleka.
- Robisz błąd.
- Ratuję resztkę Nibylandii.
Zamilkła i wbiła w niego wzrok. Nie zrozumiał, nie chce zrozumieć. Nic nie powie, niczym się nie podzieli, ot, tu i ówdzie rzuci jakąś aluzję. Jakiś ochłap. A ty się martw, kobieto. Płacz, bój się, chodź po ścianach. Ważne, że jesteś bezpieczna, a on ma spokojne sumienie. Gdy będzie po wszystkim, przyjdzie i powie ci prawdę. Albo nie powie, bo nie zdąży. Procedura wybierania mniejszego zła szwankuje w narodzie. Nie można za kogoś decydować, o tym, co będzie dla niego lepsze. Dobre chęci są czasem bardziej okrutne od krzywdzenia z rozmysłem.
Tymczasem mogła się tylko uśmiechać. Skoro przeznaczają jej rolę Panny Machającej Z Brzegu Chusteczką W Stronę Dzielnych Żołnierzyków, to musi tę rolę utrzymać. Mają dość problemów z Voldemortem, żeby im jeszcze teraz dokładać uczenie się życia. Później się nauczą. Oby mieli szansę. Teraz musi dalej stwarzać iluzję. Kolejna rola. Do udawania, że o niczym nie wie, doszło udawanie, że się podporządkowuje. W zamian za tę farsę Severus zafunduje jej po fakcie dramatyczną scenę pojednania połączoną z możliwością dania mu po mordzie. Jeśli o nią chodziło, wolałaby to zrobić już teraz, ale nie wypadało.
Starannie składał szachownicę, porządkował misternie rzeźbione figury. Zaproponował kolejną herbatę. Odmówiła.
- Masz tutaj dobrą namiastkę raju, brakuje ci tylko senchy. Dziękuję za Earl grey’a.
Łobuzerski błysk w oku. Nawet ponury morderca niewinnych Gryfonów lubi się czasem poprzekomarzać. Natomiast zimnokrwista Panna Regulamin doskonale wie, jak się zachować w takiej sytuacji.
- Raj? Tutaj? Idealistka.
- Gdybym nie była idealistką, to już bym oszalała.
- To jednak wierzysz, że będzie lepiej?
- Nie do końca, ale od czego wiedźmie autosugestia?
Było już późno, gdy wychodziła. Pocałował ją w rękę na pożegnanie. Była damą. Damom należą się względy. Był jej wdzięczny za czas i za iluzję. Może kiedyś podziękuje jej za prawdziwy spokój? Ale na pewno nie dziś. Już była gotowa, czarne kapcie znów znalazły się w szafie, na nogach miała buty, zdążyła nawet przejść przez miękki dywan. Obcasy zastukały na posadzce przed drzwiami. Znów była oficjalna.
- Dobranoc, Severusie. Przyjdź do mnie w sobotę, napijemy się wreszcie porządnej herbaty.
- To znaczy, że mam przyjść z własną?
Dźwięk zamykających się drzwi był ledwo słyszalny. Gdy umilkły kroki na korytarzu, cisza stała się przytłaczająca. Dzięki jej wizycie wieczór po prośbie dyrektora był zwykłym wieczorem. Teraz pustka, którą zostawiła Minerwa, została błyskawicznie zapełniona przez natłok myśli. Uśmiechnął się gorzko. Coś dziwnie krucha była ta ich namiastka raju.
Nie masz racji, Minerwo McGonagall. Przecież w końcu musi stać się coś, co zburzy iluzję i pozwoli im wreszcie żyć w realnym bezpieczeństwie. Musi. Bo gdyby tak nie było, to cały ich obecny trud byłby pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Poświęcał tak wiele, że miał prawo domagać się od rzeczywistości sensu.

***

Już wiedzieli, że nastąpi atak. Z powodzeniem mógł przestać się łudzić, że tamtej stronie coś się nie uda i nie będzie musiał stawać przed wyborem. Był tak bardzo realny, bliski, ciężki.
Cisza w kwaterze nie dała się zagłuszyć. Usiadł w fotelu, wbijając wzrok w wygaszony kominek. Latem płomienie nie buzują wesoło w palenisku, po cóż miałyby? Wstał, podszedł do szafki i wyciągnął z niej szachownicę. Z biurka wziął kartkę, pióro, kałamarz. Wrócił na swoje siedzisko, położył sobie drewnianą planszę na kolanach, na niej oparł świeży zwój. Z namysłem zamoczył stalówkę w atramencie. Litery pojawiały się powoli.
„Cokolwiek się stanie, nie myśl o mnie źle...”*

*Cytat z opowiadania Mithiany: [link widoczny dla zalogowanych]

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Wto 17:57, 22 Lis 2005    Temat postu:

a więc kolejna zwolenniczka teorii Seva-dobrego-człowieka-podporządkowanego-woli-Dumbledore'a... ja też w nią wierzę xD.

ładne opowiadanie. przekomarzania Snape'a i Minervy bardzo realistyczne, chociaż zastanawiam się, czy McGonagall nie jest odrobinę zbyt sztywna... z pewnością jest wystarczająco inteligentna, by umieć odgryźć sie Snape'owi. ale inteligencja nie zawsze wystarcza (;.

jakoś ciężko mi napisać o czymś więcej, bo jeśli mam napisać o czymś jeszcze, to o tej poważniejszej części opowiadania... szkoda Severusa, nie znalazł swojej Nibylandii. gdyby nie to, co musiał zrobić, moze i by się udało - ale tak?
Nibylandią mogły być dla niego rozmowy z Minervą, prawdziwą przyjaciółką... to by wystarczyło. cóż z tego, skoro musi odejść... musi, w gruncie rzeczy, zostać odrzucony... szkoda mi go.

Atuś P.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin