[Z] Ceterum censeo Carthaginem esse delendam

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 1:38, 25 Sie 2005    Temat postu: [Z] Ceterum censeo Carthaginem esse delendam

Poniższy tekst napisałam na pojedynek - przegrany zresztą - z Arien Halfelven (starcie odbyło się na forum Mirriel). Chociaż konkurencji z Wieszczem nie wytrzymał, to sądzę, że warto go opublikować i usłyszeć o nim jakąś opinię. Pozdrawiam i życzę miłej lektury
Semele


Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.*

Małej Joannie Małgorzacie, która przyszła na świat 3 sierpnia 2005. Niech Jej życie będzie magiczne i pogodne.

Słychać w pałacu, co się święci
Próżno się Piłat usnąć stara
Bezładnie tańczą mu w pamięci
Słowa: polityka, tłum i wiara

Jacek Kaczmarski, Kara Barabasza



W Nowej Sali Tronowej Zamku Królewskiego w Warszawie, na gzymsach kominków stoją cztery niewielkie rzeźby – podobizny słynnych wodzów czasów starożytnych. Dwie z jednej strony pomieszczenia, dwie z drugiej. Gajusz Juliusz Cezar symbolizuje mądrość. Gnejusz Pompejusz Magnus sybolizuje sprawiedliwość. Publiusz Korneliusz Scypion Africanus symbolizuje wspaniałomyślność. Hannibal symbolizuje odwagę. Gdy monarcha siedział na tronie, po prawej ręce miał dwóch wielkich przeciwników czasów wojny domowej, po lewej zaś – Rzymianina i Punijczyka. Zwycięzcę i Pokonanego – obu nieruchomych, spokojnych, milczących. Teraz już nie walczą, stoją tylko i przypominają, że ich cnoty są warte naśladowania. Ich świat przeminął. Legioniści defilują tylko na (często wątpliwej jakości) filmach historycznych. Łacinę znają jedynie niepoprawni pasjonaci. Kartagina musiała zostać zniszczona.

***

Takie same cztery rzeźby stały w gabinecie Barty’ego Croucha. Odziedziczył je po dziadku, zapalonym kolekcjonerze i surowym, statecznym czarodzieju, który uwielbiał otaczać się przedmiotami o wzniosłej symbolice. Nigdy się nad nimi specjalnie nie zastanawiał. Były nieodłączną częścią gabinetu – zawsze tak samo białe i chłodne, zawsze na tych samych miejscach. Cezar na niskiej komódce z książkami. Pompejusz na kominku. Hannibal na małym stoliku, tuż obok zegara. Scypion na biurku. Takie ustawienie Crouch pamiętał jeszcze z dzieciństwa i nie zamierzał robić jakichkolwiek przemeblowań – nawet tych najmniejszych. Przywiązywał się do miejsc i do przedmiotów. Właśnie dzięki swojej niezmienności gabinet wydawał mu się zawsze bezpieczny i oswojony. Mężczyzna traktował to miejsce jak azyl. Jego żona i syn wchodzili tu nader rzadko, a już na pewno nigdy niczego nie dotykali. Łagodna, dyskretna Mrużka sprzątała wtedy, gdy jej pan był w pracy i, chociaż wracał o różnych porach, nigdy nie zastał jej w swym szczególnym pokoju. Zawsze był tu sam. Rozmyślał, pracował, odpoczywał. Nawet kominek nie był podłączony do sieciu Fiuu – Crouch nie chciał być niepokojony. Praca w Departamencie Przestrzegania Prawa była bardzo stresująca. Barty’emu potrzebne było miejsce, w którym nikt by od niego niczego nie chciał.
Tego dnia prześlizgnął się do gabinetu wczesnym rankiem.. Bezszelestnie zamknął za sobą drzwi i ciężko opadł na wygodny fotel stojący przy biurku. Nie mógł spać. Nie miał ochoty na rozmowę z żoną. Dość już sobie powiedzieli. Nie chciał więcej słyszeć tego jej histerycznego szlochu. Próśb wygłaszanych żałosnym, drżącym głosem. Bezcelowych prób ubłagania go.
„On jest twoim synem!” – brzmiał mu w uszach piskliwy okrzyk. Betty zawsze posługiwała się formułkami i wytrychami. Wielkie słowa są pożyteczne, bo większość ludzi nie oczekuje już argumentów, gdy je słyszy. Honor, rodzina, moralność, wspaniałomyślność, mądrość, odwaga, sprawiedliwość... Wartości same w sobie. Barty’ego to nie przekonywało. Brzmiało zbyt szumnie, było zbyt oczywiste. Umowne. Od dziecka wpajano mu, że właśnie to jest ważne, że z założenia jest pozytywne. Nie miał żadnej możliwości weryfikacji. Crouch nie lubił niczego przyjmować na wiarę. Owszem, dbał o pozory. Wiedział, że są ważne, gdy chce się być kimś, zachować stanowisko. Podobała mu się praca w ministerstwie, więc musiał troszczyć się o swój wizerunek.
Tylko że teraz nie chodziło o prosty gest czy gładką wypowiedź. Tym razem oczekiwano od niego, że pójdzie na tę przeklętą salę rozpraw jeszcze raz i osądzi własnego syna. Torturowanie i wpędzenie w obłęd Longbottomów wstrząsnęło opinią publiczną. Powszechnie domagano się dla winnych kary. Surowej.
Crouch wstał z fotela i zaczął się przechadzać po pokoju. Liczył, że to go choć trochę rozbudzi i rozrusza. Był bardzo niewyspany i zmęczony, od aresztowania młodego Barty’ego nie miał chwili spokoju. Nawet w domu rzadko kiedy udawało mu się zdobyć moment wytchnienia – wszystko przez nieustające szlochy i błagania Betty. Ale to już koniec. Dziś wszystko miało się skończyć. Czekało go już tylko ostatni wysiłek.
Na początku był zaskoczony. Potem zagubiony i oszołomiony. Następnie wściekły. Teraz – już tylko zdeterminowany. Niestety, nie udało się wszystkiego załatwić po cichu. Wszystko wskazywało na to, że złapano właśnie ostatnich śmierciożerców i trzeba było im zrobić proces. Pokazowy. Crouchowi skóra cierpła na samą myśl o skandalu, który wybuchł. Całe życie starał się unikać takich sytuacji, teraz młody Barty zapewnił mu solidne nadrobienie zaległości.
Bellatrix, Rudolf i Rabastan Lestrange. Cała trójka się przyznała. A dzieciak się zapierał. Uparcie, nieustannie, niemal histerycznie. Stary Crouch poszedł na jedno przesłuchanie. Potem kazał sobie już tylko przesyłać sprawozdania.
Barty przerwał krążenie po gabinecie. W żaden sposób go to nie rozbudzało, myśli nadal stanowiły niemożliwy do ogarnięcia chaos, fragmenty snów z ostatniej nocy mieszały się ze wspomnieniami. Dementorzy, zapłakana Betty, puste oczy widzianej pierwszy raz w życiu Alicji Longbottom, bezczelna twarz Belli Lestrange, jasnowłosy chłopiec wrzeszczący w brudnej, maleńkiej celi, której ściany zdają się zbliżać do siebie, a dzieciak krzyczy i krzyczy coś zupełnie absurdalnego...
Potrząsnął głową, by pozbyć się natrętnych obrazów i podszedł do dużego, starego biurka. Na jego brzegu stał niewielki ekspres do kawy i gustowna, delikatna filiżanka. Crouch nie chciał, by Mrużka przeszkadzała mu w gabinecie, więc sam zapewniał sobie ów napój będący podstawą egzystencji każdego urzędnika Ministerstwa. Chwila, szybkie zaklęcie i sączył już czarny, gorzki płyn**. Myśli porządkowały się powoli, obraz krzyczącego chłopca zniknął tak, jak znika większość snów, gdy człowiek się rozbudzi. Spojrzał na zegar i stwierdził ze zdumieniem, że rozprawa zaczyna się już za godzinę. Następnie wzrok Barty’ego spoczął na stojącej obok czasomierza rzeźbie przedstawiającej Hannibala. Odwaga... Jaka odwaga, skoro jego zaczyna powoli ogarniać panika? Tam, na sali, nie będzie wolno się załamać. Trzeba będzie stawić czoła zapłakanej Betty, która uparła się, że tam pójdzie, i temu przerażonemu, błagającemu szczeniakowi.
Oczywiście, teoretycznie mogli uniewinnić dzieciaka, ale Crouch nie brał pod uwagę takiej ewentualności. Dowody, postawa Bellatrix, powszechne potępienie, sympatia, którą cieszyli się Longbottomowie... Wyrok musiał zapaść. Dożywocie w Azkabanie. Barty nie miał złudzeń, to i tak nie uratuje jego kariery. Ale nie miał wyjścia. Smarkacza nie można było uratować. Może i by się dało, ale on nie miał na to ani siły, ani determinacji, ani odwagi.
Dopił kawę i znów usiadł na fotelu. Oparł łokcie na blacie, schował twarz w dłoniach. Spróbował zebrać myśli, pozbyć się uczucia paniki. Na rozprawie powinien się pojawić z jasnym umysłem. W końcu uspokoił się, odetchnął głęboko, ręce złożył na biurku, jego wzrok błądził po pokoju, nie zatrzymując się na niczym na dłużej. Po chwili jednak coś przykuło uwagę mężczyzny. Niewielka, biała figura stojąca tuż przed nim, na drewnianym blacie biurka. Sylwetka w todze i podpis na cokole: „Publius Cornelius Scipio Africanus - Magnificentia”***.
Crouch uśmiechnął się gorzko. Aby okazać się wspaniałomyślnym, musiałby poświęcić wszystko: pracę, pozycję, przyjaciół, dumę, powszechne uznanie, może nawet więcej... Na taki heroizm nie było go stać. Nie mógł się zdobyć nawet na to, by współczuć szczeniakowi, który wpędził się w to wszystko na własne żądanie, z własnej głupoty. Czemu miałby płacić za jego błędy? Za jego zbrodnie?
Magiczny zegar zabrzęczał cicho. To znak, że czas już iść do pracy. Crouch podniósł się z fotela, wyczyścił filiżankę zaklęciem i odłożył ją na miejsce. Betty na pewno siedzi już w Ministerstwie, skoro nie próbowała mu w żaden sposób zakłócić poranka swoimi prośbami, to musiała się udać pod salę rozpraw, kiedy tylko wstała. Nim czasomierz zdążył mu po raz drugi dać sygnał do wyjścia, Barty zdeportował się z cichym pyknięciem.


*łac. „Ponadto uważam, że Kartagina powinna zostać zniszczona.” Zdanie to wypowiadał z upodobaniem niejaki Marek Porcjusz Katon. Niektórzy wierzą, że jego obsesja na punkcie Kartaginy walnie przyczyniła się do wybuchu trzeciej wojny punickiej (149-146 r. pne), w wyniku której owo afrykańskie miasto rzeczywiście zostało zrównane z ziemią. Uważa się, że było to niepotrzebne okrucieństwo, że słaba i wycieńczona konfliktami zbrojnymi Kartagina nie mogła już zagrażać Rzymowi. Mimo to zburzono ją. Była symbolem niebezpieczeństwa. Musiała zostać zniszczona.
**Ową morderczą substancję zwie się w niektórych kręgach „Kawą Po Migdałowemu”.
***łac. „Publiusz Korneliusz Scypion Afrykański – Wspaniałomyślność”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Czw 20:09, 25 Sie 2005    Temat postu:

Bardzo lubie ficki Semele. Wszystkie zzawsze są dopracowane, zapięte na ostatni guzik. Czyta się miło. A ten jest bardzo ładny. Crauch, wręcz idealnie Crauchowaty. Taki, co dla kariery poświęci wszystko. Podoba mi sie początek z tymi figurkami. Dzięki klubowi pojedynków, tyle ciekawych ff powstało!
Madlen Mała Złośnica
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Czw 20:18, 25 Sie 2005    Temat postu:

No nie! PRzecież się logowałam! Dlaczego pojawiam sie jako gość? No, ale ten post na górze jest mój. Zresztą łatwo sie domysśleć po podpisie. I przepraszam, ze wkleiło sie dwa razy. Może ktoś usunąć jeden?
M.M.Z.

Pousuwałam, bo oba posty wkleiły ci się podwójnie. Mówisz, że się logowałaś? Napisz w problemach, że ci coś nie chodzi, niech sprawdzą to Arti albo Rissi. Nel
Powrót do góry
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Sob 20:42, 03 Wrz 2005    Temat postu:

Ładne, ale przyznam, że opowiadanie, które czytałam przed chwilą (Bellum omnium contra omnes) bardziej mi się spodobało. Tu i styl ładny, i pomysł... zasadniczo nieczego nie brakuje, ale jakoś tak nie zapada w pamięć. I nie piszę tego dlatego, że wiem, iż Ceterum censeo Carthaginem esse delendam przegrało pojedynek - nie mam zwyczaju sugerować się czymś podobnym.
Nie tu zdecydowanie niczego nie brakuje, ale jakoś... nie wywołuje aż takiego wrażenia.
A mimo to zgadzam się, że wciąż zasługuje na uwagę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin