[Z]Expecto...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 7:11, 02 Sty 2006    Temat postu: [Z]Expecto...

Witam!
Tak w zasadzie to bym chciała podziękować. I uchylić tiary przed Arienkiem. Żaden pojedynek nie dał mi do tej pory tyle radości. Dobrze jest pisać o swojej największej pasji ze świadomością, że Przeciwniczka również zajmowała się swoim konikiem. Wieszczu, jestem naprawdę dozgonnie wdzięczna.
Sem oczarowana Cyncynatem.


EXPECTO...

Dedykowane Czatownicom i Czatownikom z najlepszymi życzeniami świątecznymi.

Podobno przed wiekami magia była sprawą patrycjatu.
Trudno powiedzieć, w jaki sposób wytworzyła się stara rzymska arystokracja. Jedni mówią, że to warstwa, która w czasach tak zamierzchłych, że aż legendarnych otrzymała ziemię od królów, inni uważają ich za pierwotnych mieszkańców miasta na siedmiu wzgórzach, jeszcze inni przeciwnie – uznają ich za najeźdźców, którzy podbili plemię pasterzy i zbudowali swe bogactwo na jego pracy. Czarodzieje twierdzą, że rody patrycjuszowskie to te, które jako pierwsze nauczyły się używać niezwykłej sztuki, jaką jest magia.
Bali się o swoje talenty i za wszelką cenę chcieli je chronić. Nie wiedzieli początkowo, czy dziecko, którego jeden rodzic jest niemagiczny, będzie potrafiło czarować. Próbowali zabronić mieszanych małżeństw, ale prawo okazało się niemożliwe do utrzymania. Doszli w końcu do wniosku, że ich niecodzienne zdolności nie podlegają zwykłym prawom dziedziczenia. Pogodzili się z tym, porzucili próby sterowania doborem par. Nie wypuścili jednak z rąk władzy. Wielu lat potrzeba było, by dopuścili do swych elit nowobogackich, którzy zdobyli majątki dzięki podbojom wielkiej Republiki.
W piątym wieku przed naszą erą nie śniło się jednak nikomu o takiej emancypacji plebejuszy. To był czas znany dziś li tylko z legend. Przebiegły Brutus uratował Rzym z rąk złego króla Tarkwiniusza. Cnotliwy Cyncynat porzucił pracę na roli, by objąć dowództwo w walce z Ekwami, pokonał ich, po czym bez zwłoki złożył swą niemal absolutną władzę. Zrozpaczony Wirginiusz wbił nóż rzeźnicki w pierś swej jedynej córki, by ochronić ją przed gwałtem. Mężny Scewola włożył dłoń w ogień, by zademonstrować Etruskowi Porsennie determinację młodzieńców rzymskich. Mity. Równie odległe, jak bajania o Apollinie goniącym za Dafne, Prometeuszu kradnącym ogień i Deukalionie rzucającym kamienie po potopie.
Palatyn. Awentyn. Kwirynał. Wiminał. Celius. Ekswilin. Kapitol. Miasto na siedmiu wzgórzach, które miało kiedyś podbić niemal cały cywilizowany świat. Wówczas nic na to nie wskazywało. Wielkie rzeczy działy się poza Lacjum. Na dalekich Bałkanach szeregi hoplitów maszerowały sprężystym krokiem na równinę maratońską, formował się potężny Związek Morski, Leonidas stoczył pamiętną walkę o Termopile, Perykles tworzył najbardziej znaną do dziś demokrację. Państwo perskie, kolos na glinianych nóżkach, budowało most przez Hellespont i starało się opanować Jonię. Statki fenickie opływały ze swoimi towarami całe Morze Śródziemne. Na Sycylii rosły w siłę bogate i piękne Syrakuzy. Dwanaście miast etruskich kwitło w Italii. W odległej, nieznanej nawet żeglarzom z Tyru i Sydonu, Aten i Koryntu Brytanii czarodziej nieśmiało brał do ręki ułamaną przez przypadek gałąź świętego dębu, nieświadom, że uczynił właśnie pierwszy krok prowadzący do wynalezienia różdżki.
Rzymianie nawet wówczas nie myśleli, że mogłoby istnieć narzędzie, które pomogłoby im kontrolować własną magię. Nie potrzebowali go zresztą. Swoich talentów nie używali zbyt często. Nie byłoby to rozsądne. Nie panowali nad nimi w pełni, więc woleli uniknąć ryzyka pomyłki. Uczyli się przecież na własnym doświadczeniu, księgi dopiero powstawały. Nie znali czarów służących zabawie. Nie używali swej mocy, by kogoś sobie podporządkować. Mieli miecze, odwagę i prawo. Obce im były uroki służące do walki, nie potrafili rzucać straszliwych Zaklęć Niewybaczalnych. Okazało się jednak, że życie nie jest takie proste. Że niekiedy pomóc może tylko magia.

***

Marek Juliusz Mellis* wracał z forum do domu. Młody patrycjusz skończył już na ten dzień wypełnianie swych powinności kwestora. Szedł więc z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Ulice Rzymu przecinały się, zgodnie z etruskim zwyczajem, pod kątem prostym. W prawo, prosto, znów w prawo, potem w lewo... Nogi same niosły młodzieńca we właściwą stronę. Było już nieco pustawo, Marek widział tylko chłopca, który trzymał mocno w rękach niewielki pakunek i biegł najszybciej, jak umiał oraz starca stawiającego dzielnie czoła wyjątkowo krnąbrnemu osłu. Uparte zwierzę za nic nie chciało iść ani kroku dalej. Poganiacz przekonywał je, jak umiał, używając cienkiej witki jako głównego argumentu. Na próżno.
Nagle stworzenie nerwowo zastrzygło uszami, rozejrzał się, zrobił dwa kroki w tył. Wyglądało, jakby chciało przylgnąć do ściany najbliższego budynku, wtopić się w nią, zniknąć. Starzec patrzył na nie ze zdumieniem. Marek poczuł, że zerwał się zimny wiatr. W stronę osła szła wysoka postać w czarnych szatach, z zakrytą głową. Zwierzę wyglądało na śmiertelnie przerażone. Mellisa ni stąd ni z owąd zaczęła ogarniać panika. Usłyszał trzepot strzał, chrzęst mieczy i głośną komendę Cyncynata – dźwięki, które utkwiły mu w pamięci z czasów, kiedy jako zupełny dzieciak, ledwo parę miesięcy po przywdzianiu męskiej togi, walczył pod wodzą dyktatora w straszliwej bitwie z plemieniem Ekwów. Po chwili zgiełk i wrzaski zostały wyparte przez surowy głos ciężko chorego ojca, który z pełnym spokojem wydawał dyspozycje dotyczące losów majątku po jego śmierci. Na trzecią wizję nie czekał. Puścił się biegiem w stronę domu.

***

Marek chodził nerwowo po pokoju, próbując się uspokoić. Jego siostra, Julia Młodsza, obserwowała go uważnie i czekała, aż wreszcie zacznie mówić. Musiało się stać coś niezwykłego, skoro jej brat wyglądał na przestraszonego. Rzymianinowi nie godziło się okazywać lęku.
- Nie mam pojęcia, co to było, Julio. Zobaczyłem postać owiniętą w czarne chusty. Dziwnie się poczułem. Jakby... Sam nie wiem. Zacząłem sobie przypominać wiele rzeczy. To nie były dobre wspomnienia.
Dziewczyna zmierzyła młodzieńca zdziwionym wzrokiem. Czyżby bał się zwykłej imaginacji? Powstrzymała się jednak od pochopnej krytyki. Jeśli w grę wchodziły czynniki nadprzyrodzone, należało odróżnić brawurę od odwagi.
- Myślisz, że to mogła być jakaś istota wysłana przez bogów? Coś magicznego?
- Nie mam pojęcia. Ludzie nie znają takich czarów. Przynajmniej nigdy nie znali.
- Co się w ogóle stało? Zaatakował cię na środku Forum?
- Nie zaatakował, po prostu... podszedł do mnie. Nikt inny go nie widział, przynajmniej wszystko na to wskazywało. A potem zdecydował się iść za jakimś innym człowiekiem, nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił – skłamał bez mrugnięcia okiem. Nie mógł przyznać się Julii do swej ucieczki.
- Tylko ty go widziałeś? – upewniła się.
- Chyba tak.
Stanowczo nie podobało jej się to. Wszystko wskazywało na to, że Marek albo ma początki obłędu, albo jest zwykłym tchórzem. Trząsł się jak osika.
- Powinieneś pomówić z augurem** – orzekła chłodno. – Tylko najpierw doprowadź się do porządku.

***

- Co widziałeś, szlachetny Juliuszu? – zapytał augur, wysłuchawszy opowieści.
- Ty mi powiedz.
- To stworzenie nie ma nazwy w naszym języku.
- Wiesz coś o nim?
- Niewiele. Etruskowie twierdzą, że bogini Vanth*** sprowadziła na świat demony, które wysysają z ludzi szczęście. Tylko najpotężniejsi potrafią z nimi walczyć.
- Co taki stwór robiłby w Rzymie?
- Bogowie milczą.

***

Dobrze wychowana rzymska panna nie wchodzi pod żadnym pozorem do cubiculum****, w którym przebywa mężczyzna – nawet jeśli jest on jej młodszym bratem. Julia Starsza***** nie zwykła przejmować się podobnymi konwenansami we własnym domu. Mellis nie wyglądał po przeżyciach tego dnia najlepiej. Należał mu się z całą pewnością kubek wina do snu. Nie mówiąc o życzliwej osobie, która mu ten kubek poda.
- Co ci powiedział augur?
- Będzie wypatrywał znaków na niebie, a ja powinienem porozmawiać ze jakimś starym Etruskiem, bo taki potwór to ponoć ich wymysł... Słowem: nic konkretnego mi nie powiedział.
- Żadnego obrzędu do dopełnienia?
- Nic z tych rzeczy. Wyglądał na zaniepokojonego. Zupełnie jakbym to nie ja pierwszy przyszedł do niego z takim pytaniem.
- Nikt nic nie mówił, Marku.
- A znasz kogoś, kto by się opowiadał, że uciekał z ulicy, bo zobaczył postać w czarnych szatach i przypomniała mu się bitwa z Ekwami?
- Julia nie mówiła, że uciekałeś.
- Nie przyznałem się jej. Ty byś się przyznała?
- Julii? Mój drogi, prędzej Jowisz przestałby uwodzić ziemianki.
- Takie słowa w ustach panny? Matka byłaby zgorszona.
- Matka byłaby zgorszona faktem, że nie wyszłam za mąż. I że już mi to chyba nie grozi. Mówisz, że przypomniała ci się bitwa z Ekwami?
- Jakbym ją przeżywał jeszcze raz. A potem ojciec rozdysponywujący majątek. Pamiętasz ten jego spokój? Do tej pory ciarki mi przechodzą po plecach.To były najgorsze wspomnienia, jakie tylko mogły przyjść mi do głowy.
- Nic z tego nie rozumiem, Marku. Skąd może się brać taki stwór?
- Nie wiem. Ale czułem się, jakbym już nigdy nie miał być szczęśliwy.
Julię Starszą zastanowiły słowa brata. Może mężczyźni grali w tym mieście bohaterów, ale kobiety doskonale wiedziały, co o tym myśleć. Przypomniała sobie opowieści przyjaciółek, których mężowie w ostatnich dniach wbiegali do domu z przerażeniem widocznym w oczach i nie chcieli powiedzieć, co się stało. Dziwnym trafem żadna z pań rzymskich nigdy nie została zaatakowana. Rzadko wychodziły na ulicę, zaś domy były chronione ich własną magią. Już ich przodkowie zauważyli, że żaden zły duch nie ma wstępu do miejsca zamieszkania czarodzieja. Nie i już. Jakby każdy z nich miał wyjątkowo silnego geniusza.
Siostra Mellisa koniecznie musiała porozmawiać o tajemniczym stworze ze swoją przyjaciółką, Kornelią. Nie dalej jak w idy kwietniowe wysłuchała przecież mrożącej krew w żyłach opowieści o Kwintusie Fabiuszu, mężu owej damy, który wrócił z forum śmiertelnie blady, mówił drżącym głosem o postaci w czarnych szatach, napomykając enigmatycznie o starym Werginiuszu wbijającym nóż rzeźnicki w pierś jedynej córki, by uchronić ją od hańby ze strony Klaudiusza. Kornelia niewiele z tego pojęła. Owszem, jej małżonek był świadkiem zamordowania Werginii i niewątpliwie był to przerażający widok, ale po co tak nagle do tego wracać? Julia nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie przyjaciółki, ale wiedziała z pewnością, że jest to mniej więcej tak sensowne, jak napływ wspomnień Marka o Cyncynacie.

***

Wracała z domu Kornelii niezadowolona. Nic nie wymyśliły. Julia dowiedziała się jedynie, że etruska niańka opowiadała jej przyjaciółce bajki o potworze, który krąży między ludźmi, widziany jest tylko przez tych, którzy posiadają magię, zabiera szczęście zewsząd, a gdy przyjdzie mu taki kaprys, podchodzi do dowolnego człowieka i wysysa mu duszę przez usta. Banialuki. Kto by wierzył w historyjki etruskiej niańki?
Skręciła, by pójść skrótem. Za zakrętem stała wysoka postać obleczona w czarne szaty.
Śmierć ojca. Łzy matki. Zmieniona twarz brata po powrocie z walk z Ekwami. Sceny przebiegające przed oczami, szlochy, krzyki i szepty w uszach. Najgorsze wspomnienia. Najgłębsze lęki.
Nie. Stop. Nie wolno tak. To jest jej umysł. Jej pamięć. Nie będzie myśleć o tym, co dyktuje jej obca, ciemna postać. Nie będzie rozkazywał Rzymiance. Skupiła się na szczęściu, które spotkało ją w życiu. Na wieczornych rozmowach z Markiem. Na silnej, dumnej postawie Julii Młodszej. Na płomieniu domowego ogniska, który będzie na nią czekał, gdy wróci.
- Expecto******! – warknęła do zjawy.
Srebrzysty pies pojawił się ni stąd ni z owąd między kobietą a potworem...

***

Poszukiwanie sposobu na dementora utknęło w martwym punkcie. Stary mag florencki już od miesięcy grzebał w woluminach, próbując odnaleźć jakąkolwiek wskazówkę przekazaną przez starożytnych. Był przecież dzieckiem piętnastego wieku – wieku, który odkrył mądrość Greków i Rzymian.
Gdy odnalazł historię spisaną ponoć ręką samej Julii Starszej, zawył z radości. Więc tak przegoniła potwora? Prostym okrzykiem „expecto!”? Trzeba będzie o tym pomyśleć. To może być jakaś poszlaka, punkt wyjścia. Jakże przydatne potrafią być dawne legendy...


*Historycy twierdzą, że w początkach Republiki Rzymskiej istniało ok. trzystu rodów patrycjuszowskich, z czego znamy dziś nazwiska sześćdziesięciu. Pozwoliłam więc sobie na samodzielne wymyślenie miana bohatera. „Mellis” oznacza po łacinie „miód”.
**Kapłan wróżący z lotów ptaków.
***Etruska bogini śmierci.
****Pomieszczenie służące Rzymianom za sypialnię.
*****Córki jednego mężczyzny zawsze nazywały się tak samo, taka była rzymska tradycja. Gdyby więc drogi Mellis był w posiadaniu trzech sióstr, trzecia nazywałaby się Julia Tertia. Wiem, że w opowiadaniu to mylące, ale w czasach republiki ów zwyczaj był ściśle przestrzegany i nie miałam innego wyjścia.
******łac. „spodziewać się czegoś”, ale także „odrzucić coś od siebie”.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pon 16:35, 02 Sty 2006    Temat postu:

Semele, ty nas po prostu rozpieszczasz i zasypujesz wspaniałymi fickami. buzi :*.

interesujący, choć historyczny, oryginalny, wiele na swój sposób wyjaśniajacy. na przykłąd to, czemu wększość zakleć jest w języku rzymskim, a nie dajmy na to greckim (wiem, że łacina była bardzo powszechna w Średniowieczu, ale czemu na przykłąd zaklęcia nie są w lingua pura - angielskim?). albo to, w jaki sposób tworzą się nowe zaklęcia - one po prostu są, trzeba tylko na nie wpaść.

plus wspomnienie wielu legend/historii rzymskich - jak chocby ta znana wielbicielom Jeżycjady (Ignacy o niej wspomina :P), o Scewoli.

cudeńko (;. lubię Rzym (;.

a ów rzymski zwyczaj strasznie mi się podoba :P. nazywałabym się Anna Młodsza - lepiej, niz tak jak jest etraz (;...

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Darkness_
Samuraj



Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 371
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pią 22:46, 20 Sty 2006    Temat postu:

<b>Cytat:</b>
To był czas znany dziś <b>li</b> tylko z legend.
Eee... Chyba jedno "i".

Semele, twoje opowiadania są fantastyczne i myślę, że powinnaś robić coś w tym kierunku w przyszłości...
To opowiadanie również jest bardzo dobrej jakości. Jest historyczne, pojawia się Prometeusz i inni. Opowiadanie pisane z punktu widzenia kilku osób, a to lubię.
Pozdrawiam!
Darkness_


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin