Anioł Wiecznego Szeptu - opowiadanie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Spod pióra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Etencja
Mugol



Dołączył: 24 Lis 2006
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:00, 25 Lis 2006    Temat postu: Anioł Wiecznego Szeptu - opowiadanie

Prolog

~~*--X--*~~

W ciasnym, ubogim pokoju panował półmrok. Zabrudzoną, drewnianą podłogę zdobił tylko wyliniały dywan, a pod oknem stało dokładnie zaścielone łóżko. W kącie cisnęła się odrapana szafa. Gołe mury, niegdyś śnieżnobiałe, z biegiem lat zszarzały, a tynk z nierównego sufitu powoli zaczynał odpadać.
Chudy, niepozorny anioł klęczał na zwiniętej szmacie, prowizorycznym klęczniku i ze spuszczoną głową szeptał cicho w przestrzeń słowa modlitwy. Jego cienkie usta niemal się nie poruszały.
Szare, matowe skrzydła, sprawiające wrażenie nieco brudnych u dołu, zlewały się z otaczającym je burym światem. Dzieła maskowania dopełniała skromna tunika, przewiązana w pasie i ciemne włosy, które pod wpływem nielicznych promieni słonecznych, jakie wpadały przez małe, nieczyste okno, odbijały się zduszonym blaskiem.
Cienkie szyby podstępnie przepuściły zniekształcone odległością, jednak nadal rozpoznawalne, głuche jęki zniecierpliwionego żelaza.
Czy to już? , zapytał bezbarwnie w myślach. Nikt mu nie odpowiedział
Jego chude dłonie o nieprawdopodobnie długich palcach splotły się ze sobą mocniej, powieki zacisnęły jeszcze bardziej, a usta szybciej, jakby desperacko zaczęły szeptać pacierz. Bo tylko w nim był ratunek. Prawda?
W powietrzu czuło się atmosferę grozy. Coś przenikało się przez ściany, chytrze wdzierało się wraz z oddechem do ciała, wnikało w krew, otępiało umysł, zalewało zdolność racjonalnego myślenia i ściskało za serce.
Czy to naprawdę możliwe? W Niebie?
Chyba tak.
Czy więc w ogóle istnieje miejsce nieskończenie bezpieczne? Gdzie można odczuć pełnię słowa bezpieczeństwo? Czy coś takiego ma prawo bytu, czy może bezpieczeństwo jest tylko synonimem nieświadomości zagrożenia?...
Do ubogiego pomieszczenia wpadł jak burza Luvart, trzaskając brutalnie drzwiami. Łoskot przerwał na chwilę koszmarną atmosferę, odpychając ją gwałtownie, zmuszając do cofnięcia się, oddania połowy pomieszczenia.
Na chwilę. Tylko na chwilę.
Niewidzialna Makabra ze zdwojoną siłą naparła falą bezmiernego okrucieństwa na oczyszczoną przestrzeń, połykając swobodę, tłamsząc spokój. Depcząc bezlitośnie nadzieję.
Desmond wykrzywił się z bólem. Głucho dudniło mu w głowie, jakby ktoś uderzał z mocą w ogromny bęben w rytm jego serca.
Przybysz, wysoki Anioł o cwanym obliczu, utkwił swój podekscytowany wzrok błękitnych, przekrwionych oczu w kanciastej, kurczącej się sylwetce Desmonda.
Sprawiał wrażenie szalonego.
Był szalony.
- Co robisz? – Zdziwił się niepomiernie, uświadamiając sobie, że szaroskrzydły nie zwrócił na niego uwagi. Kiedy gruba ściana szaleństwa dopuściła do jego mózgu obraz klęczącego i, co ważniejsze, modlącego się przyjaciela, zamarł w bezruchu. Nie wierzył, po prostu nie wierzył – po tym wszystkim Desmond dalej się modlił. Wychwalał, dziękował. Prosił.
Cienkie usta Luvarta samoistnie, choć bez sprzeciwu właściciela, wykrzywiły się z obrzydzeniem, jakby te duże, niegdyś łagodne, a teraz chytre, przebiegłe i kłamliwe oczy zobaczyły największą i najbardziej nieprawdopodobną masakrę jaka miała prawo zaistnieć w dzisiejszym świecie.
- Desmond? – zapytał, a wbrew pogardzie i odrazie, która wypełniała go aż po brzegi, jego głos brzmiał dobrodusznie. Trochę tak, jak zwraca się do szaleńca, bojąc się obudzić w nim to, co najgorsze.
Ciemnowłosy drgnął. Zatopił swoje długie, przeraźliwie chude palce we włosach. Zacisnął je desperacko, kołtuniąc i bezlitośnie splatając ze sobą pojedyncze, matowe kosmyki. Trwał tak chwilę w rozpaczliwej pozie, nie dopuszczając do siebie rzeczywistości. Luvart wpatrywał się w niego. Trochę ze strachem. Ale tylko trochę…
Upłynęła dłuższa chwila wypełniona ciszą. Rozdzierały ją tylko pojedyncze, nieprzyjemne odgłosy dobiegające gdzieś z oddali. Jakby nie istniały w tym Świecie, uciekły z innego i przedarły się do tego. Ale to było tylko złudzenie.
Luvart zamrugał. Oblizał spierzchnięte usta, prześlizgując wzrokiem po burych ścianach. Usilnie starał się wydusić z siebie chociaż jedno słowo, które wyrwałoby przyjaciela z letargu, a które nie wywołałoby jakiejś niepożądanej reakcji.
Nie musiał, bo Desmond niespodziewanie poderwał się z ziemi. Odwrócił się gwałtownie i spojrzał Aniołowi w oczy.
Jego duże, morskie oczy były pełne jakiejś niestosownej nadziei, tak wielkiej i tak niedorzecznej, że Luvart cofnął się o krok. Na jego usta powrócił grymas obrzydzenia, nieładnie wykrzywiając mu twarz.
Zapadło ciężkie, nieprzyjemne milczenie.
- Musimy iść – rzucił Luvart w przestrzeń, patrząc gdzieś w bok, byle tylko nie spotkać tego niewinnego cyjanu. Byle tylko nie spojrzeć przyjacielowi w oczy. Doskoczył szybko do niego i pociągnął go za rękaw burej tuniki. – Chodź.
- Ja zostaję – szepnął ciemnowłosy z niepojętą radością. Luvart zatrzymał się w pół kroku i odwrócił się z niedowierzaniem.
Nie wierzył, po prostu nie wierzył… ale głęboko osadzone oczy przyjaciela podpowiedziały mu, że to nie jest jakiś kiepski, makabryczny żart, że to wszystko to cholerna, najprawdziwsza prawda.
Desmond miał nieprzytomny wzrok i nieobecny wyraz twarzy. Uśmiechał się niedorzecznie.
Oszalał, przemknęło jasnowłosemu Aniołowi przez myśl, kiedy przyglądał się ze strachem przyjacielowi.
- Jak to zostajesz?... – zapytał z niedowierzaniem, wpatrując się tępo w morskie tęczówki Anioła.
- Pan nas nie zostawi – wyszeptał z ufnością Desmond, zbliżając swoją twarz do jego twarzy. Oczy rozbłysły mu z dziecinną radością. Mało brakowało, a zacząłby tańczyć z radości na środku pokoju. – Pan nas kocha. – Potem się roześmiał. Ze szczęścia, którego Luvart nie pojmował i którego z pewnością nie chciał rozumieć.
- Przestań bredzić – warknął dobitnie, z trudem opanowując drżący głos. – On już to zrobił. Nie widzisz tego, Desmond? – zapytał cicho, próbując dotrzeć do otępiałego przyjaciela.
- Wydaje ci się. – Zachichotał jak opętany.
Luvart spojrzał na niego zdruzgotany. A potem przyszła złość. Szarpnął nim brutalnie i siłą zaciągnął pod okno.
- Patrz, głupcu. Czy jednej trzeciej zastępów Pańskich też się wydaje?! – krzyknął mu do ucha, targając zaciśnięty w garści szorstki materiał.
Wszystko było tylko rozmazaną plamą barw. Może była to wina szczęścia, które go przyćmiło, a może łez radości, które bez wyczucia zwilżyły jego oczy.
Ciemna plama zafalowała, popędziła do przodu. Szybko i gwałtownie, jak czarna rzeka, którą nagle tama przestała ograniczać. Białe morze stało niewzruszone, wydawać by się mogło, że ze spokojem przyjęło atak czarnej fali.
Potem się zakotłowało. Zgrzytnęło żelazo, które spotkało swojego brata w walce i trysnęła krew, plamiąc na czerwono tuniki. Promienie słońca tańczyły na wypolerowanych ostrzach mieczy.
Wszystko przybrudził kurz wznoszący się tumanami ku górze.
- Pan nas zostawił. Wybrał ludzi – szepnął mu Luvart prosto do ucha. – Czy teraz rozumiesz, że nie mamy innego wyjścia? – zapytał z naciskiem, cicho cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
Z nijakim zainteresowaniem obserwował zmiany na bladej twarzy przyjaciela. Coś na kształt grymasu obrzydzenia zastąpiło niedorzeczny uśmiech. I coś, co do przesady przypominało rozczarowanie i złość zapanowało nad naiwnym cyjanem oczu Desmonda, które dawno obeschły z łez szczęścia.
- Rozumiem – odpowiedział powoli, wyraźnie i dobitnie, nie odrywając wzroku od masakry za oknem.
I wtedy wszystko się zmieniło. Wszystko.

~~*--X--*~~

Byłabym wdzięczna za opinie. Krytyki sie nie boję i płakać nie będę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Spod pióra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin