Felietony

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Spod pióra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Nie 15:24, 08 Kwi 2007    Temat postu: Felietony

Wiecie co ;P? Ja chwalipieta jestem, chwalić się lubię, meczyć ludzi też - więc rzucę wam tutaj dwa mooje wyróznione felietony ^^. Nie, zebym się spodziewała jakichkolwiek komentarzy, czasy, gdy ktoś zagladał do tego działu daaawno minęły, ale co tam - pokaże i już ^^.
Wszystkich czterech napisanych na konkurs nie, bo i po co (;. Tamte dwa w końcu słabsze były, nie (;? Ale tymi dwoma lepszymi sie pochwalę, polecam zwłaszcza ten drugi, bo jakiś taki oryginalniejszy chyba ;P.

Indżoj, jeśli juz czytasz ^^.

Niełatwo być herosem...

Być może Perseuszowi nie było łatwo zabić Meduzy. Może i Herakles musiał namęczyć się ze swoimi dwunastoma pracami. Tezeusz prawdopodobnie chętnie zdobyłby sławę w jakiś inny sposób niż pokonując Minotaura. Jedno jest pewne – żaden z nich nie musiał stawić czoła zadaniu, jakim jest napisanie próbnych testów gimnazjalisty.
Zapewniam: ani grecki heros, ni starożytni helleńscy wodzowie czy twarde Amazonki nigdy nie poznały stresu, jaki towarzyszy temu przeżyciu. Czy można wymagać, by młody, biedny gimnazjalista, niewinne dziecię, których tyle kręci się po szkolnych korytarzach, mógł sobie z nim poradzić?
Wpierw musi skompletować przybory, czarne długopisy, różne linijki, ekierki, cyrkle, co już samo w sobie jest skomplikowanym zadaniem. To nie to samo, co tarcza ofiarowana przez bogów czy miecz wykuty w ogniu Etny przez Hefajstosa! Choć zdaje się, że jest to nie tylko równie ważne, ale i waży tyle samo – w efekcie nasz biedny gimnazjalista ugina się pod ciężarem plecaka, wyładowanego przeróżnej maści sprzętem jak Syzyf, zmuszony do toczenia ciężkiego głazu. Bo i racja, bycie gimnazjalistą to syzyfowe, wręcz piekielnie trudne zadanie.
Gdy gimnazjalista ma już swój oręż, może przystąpić do pisania testu. Ba, może... Ale czy chce? Niestety, nie jego chęć się liczy, ale wyrok okrutnej Tyche.
Teksty do przeczytania równie skomplikowane jak przepowiednie Pytii, zrozumieć je można dopiero, gdy nadejdą wyniki testu. Zadania z fizyki czy chemii całkowicie nieżyciowe – czy heros musiał się przejmować tym, ile kroków wykona, zanim będzie mógł zatopić miecz w potworze, biegnąc z prędkością 5 metrów na sekundę po śliskim pagórku z wiatrem od przodu, długością kroku 80 centymetrów i odległością od monstrum 25 metrów? Albo czy gęsto zdobiąca posiłki sól ma wzór NaCl czy ClNa? Na dodatek, gdy już się skończy pisać, nie tak łatwo wydostać się z tego labiryntu ławek, wszakże naszego biednego gimnazjalistę pilnuje nauczyciel, omiatając klasę swoim wzrokiem niczym Charon, broniący wejścia (nie wypada przecież belfra przyrównać do Cerbera, chyba że tych belfrów jest trzech). A tutaj ani obola w kieszeni czy pod językiem – wszystkie miejsca przydatne do schowania czegokolwiek zajęły ściągi.
Wreszcie, po wydostaniu się z sali, trzeba czekać na wyniki. Będą oznaczać Tartar czy Pola Elizejskie? Jeśli nie Pola, to może chociaż naszemu biednemu gimnazjaliście uda się dostać do Erebu? Zdruzgotany, oczekujący na rezultaty gimnazjalista nie może jeść, pić ani spać, zupełnie jak Tantal, a przecież jego zbrodnia była do czynów mitycznego okrutnika nieporównywalna! Czy można zestawić lenistwo z synobójstwem?
W Helladzie z pewnością niełatwo było być herosem. Ja jednak mam wrażenie, że my, Wasi biedni gimnazjaliści, mamy o wiele gorzej. A przecież... jesteśmy tylko zwyczajnymi ludźmi, nie bohaterami.


Trzy dni rodem z praepoki

Dzień: 19 stycznia 2007 roku. Godzina: 17.24.
Miejsce: mała, anonimowa wieś niedaleko Zielonej Góry, mogąca się poszczycić aż stu pięćdziesięcioma dwoma mieszkańcami, jednym sklepem spożywczym oraz krzyżem na drodze, bardzo starającym się udawać kościół. I nawet prawie mu się to udaje.
W rzeczonej wsi, rzeczonego dnia o rzeczonej godzinie, stała się rzecz straszna.
Zabrakło prądu.
I to nie przez atak ewentualnych zdradzieckich przyjaciół zza którejś granicy, rozdających bomby jak Święty Mikołaj cukierki! Nie przez nalot dzikiego ptactwa, zakażonego jakimiś egzotycznymi chorobami, które wybiły całą ekipę zajmującą się dostarczaniem prądu! Więcej powiem – nie przyczynił się do tego żaden zielony ludek, nadlatujący w gigantycznej wielkości kartonowych podstawkach pod herbatki! A nawet – nie zawinili tu komuniści!
Przykre, lecz prawdziwe – człowiek, wraz ze swoją armią transformatorów, linii wysokiego napięcia i kabli, dał się pokonać zwykłej Matuli Naturze. Konkretniej, wiatrowi. I jak tu wierzyć w zwycięstwo techniki?

Dzień: 20 stycznia 2007 roku. Godzina: 16.36.
Nie ma ogrzewania, nie ma światła, nie ma wody, dostarczanej zazwyczaj przez elektryczne pompy. Nie ma niczego, jakby spełnił się sen znanego skądinąd Kononowicza. Mieszkańcy jednego z domów w małej, anonimowej wsi tłoczą się wokół kominka. Mimo pomocnych dezodorantów, antyperspirantów i zapasu czystych ubrań, wytwarzają własny mikroklimat. Jest szansa, że paprotki się dostosują i przeżyją w tym mikroklimacie mimo braku wody.
Sąsiedzi poznanych przed chwilą mieszkańców klną, na czym świat stoi na swoje gazowe kuchenki… do których włączenia również potrzebny jest prąd. Można by rzec, że cofnęliśmy się do epoki kamienia łupanego. Problem w tym, że przygotowane na czarną godzinę narzędzia do łupania kamienia znajdują się w elektrycznie zamykanym garażu.

Dzień: 21 stycznia 2007 roku. Godzina: 18.57.
Po blisko pięćdziesięciu godzinach bezprądzia, bezwodzia i beznadziei żarówka mruga figlarnie… i gaśnie. Mruga drugi raz, jakby dłużej… i znów gaśnie. Stłoczona przy kominku rodzina, wyczekująca choćby najmniejszego znaku, zastyga w bezruchu – i nie ma to związku z oplatającymi ją pnączami zmutowanej paprotki. Wreszcie… Tak! Nareszcie! Cytując za powszechnie znanym autorytetem – yes, yes, yes! Powrócił prąd, powróciła woda – choć nie jest jeszcze nagrzana, rodzina i tak pędzi pod prysznic – powróciła nadzieja! Przy drzwiach łazienki kolejka jak za kiełbasą w czasach PRL-u, łokcie w użyciu, rozgrywają się dantejskie sceny. W oczach kręci się łezka – nie wygrała li jednak technika z naturą?

Na to pytanie niech każdy już sobie sam odpowie.



Ta dam ^^.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Spod pióra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin