[R] [Z] Może tak, może nie, może tak (SPOILER)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:31, 18 Paź 2005    Temat postu: [R] [Z] Może tak, może nie, może tak (SPOILER)

W podziękowaniu dla Susie za cudowny szablon blogowy z Upupą. Ta zaraza zawsze sobie czegoś dziwnego zażyczy. Ukłon w stronę Susie, Tanger, Mithiany i Akzseingi. Te Panie cierpliwie znosiły me twórcze cierpienia. Życzę miłej lektury
Semele


Może tak, może nie, może tak
korekta: Susie, Tanger

Nie przyznasz, że mnie kochasz
I skąd to wiedzieć mam?
Bo ty wciąż
Powtarzasz tylko:
"Może tak, może nie, może tak"

Pytałam razy sto już i dziś,
Gdy spytam znowu
Ty znów
Tak mi odpowiesz:
"Może tak, może nie, może tak"

Gdy się nie zdecydujesz
To nic się nie uda
Czas tylko tu marnujesz
Bo ja już nie wierzę w cuda.

Więc jeśli tylko kochasz
Pocałuj,
A jeśli nic nie czujesz
To daruj,
I przestań bredzić
"Może tak, może nie, może tak"
"Może tak, może nie, może tak"

„Perhaps, perhaps, perhaps”, tłum. Mithiana
Tekst oryginalny: [link widoczny dla zalogowanych]


"Muszę zrobić coś z włosami" - mawiała w ciężkich chwilach Andromeda Black. Niedługo po wygłoszeniu takiego dictum zwykła zamykać się na godzinę lub dwie w łazience. Wychodziła stamtąd z nową fryzurą, delikatnym uśmiechem i świeżą energią do walki. Od tego momentu to kryzys powinien zaczynać się bać.
Nimfadora Tonks tkwiła przed lustrem już od dłuższego czasu i próbowała zmienić coś w swoim uczesaniu. Na przemian wydłużała i skracała swe mysie włosy, wypróbowując różne cięcia. Długi, ciężki warkocz, paź, ciasny kok, proste do łopatek, falowane do pasa, kręcone do ramion, na zapałkę, kucyki... Nic nie pasowało. A to za poważne, a to zbyt dziecinne, inne znowu nietwarzowe. Próbowała dalej. Sterczące warkoczyki w ciągu sekundy zamieniły się w wojowniczego jeżyka, który, rad nierad, musiał ustąpić miejsca związanym luźno w koński ogon lokom. Wstążka przytrzymująca fryzurę znikła jednak w mgnieniu oka, a burza kędziorów uległa znacznemu skróceniu. Nie, to jeszcze nie było to. Tonks od niechcenia wyprostowała włosy, chcąc je następnie ułożyć w misterną plecionkę drobnych warkoczyków. Gdy jednak zobaczyła się w lustrze, uśmiechnęła się szeroko i zrezygnowała z tego pomysłu. Klasyczne, eleganckie uczesanie. Trzeba było tylko lekko wycieniować. Kolor miała już obmyślony. Chwila skupienia i gotowe. Ciemnorude, proste włosy sięgające do linii twarzy. Spokojnie i poważnie. Aurorka z aprobatą oglądała swoje dzieło. Gdy jednak obróciła głowę, by obejrzeć się i z boku, niesforny kosmyk wydostał się z szykownej fryzury i opadł na policzek. Założyła go za ucho. Po chwili wymknął jej się znowu. Zrezygnowała z pomysłu opanowania go przy pomocy magii. Ostatecznie mogła wyglądać trochę bardziej dziewczęco.
- Kogo niesie? – mruknęła pod nosem.
Kroki na korytarzu. No tak, jak człowiek mizdrzy się przed lustrem w Tymczasowej Kwaterze Głównej, to musi liczyć się z tym, że zostanie od tego oderwany w najmniej odpowiednim momencie. Zwłaszcza, jeśli robi to w tym wariackim czasie niedługo po śmierci Dyrektora, kiedy Zakon nie ma ściśle ustalonego dowództwa, wszyscy chodzą jak błędni, składają meldunki w sposób cokolwiek chaotyczny i nie do końca wiedzą, co ze sobą zrobić.
- Tonks?
- Jeśli spodziewałeś się królowej Wiktorii, to wybacz, że cię rozczarowałam.
Remus Lupin. Akurat on. Tego dnia stanowczo nie miała ochoty go widzieć. Nie teraz, nie w czasie, w którym próbowała jakoś się poskładać i przejść do porządku dziennego z tym, że w skrzydle szpitalnym zachowała się jak histeryczka, gdy szarpała go za szaty i krzyczała. Nie powinna była tego robić. Była na siebie zła. Na niego była nieziemsko wściekła.
Pozwolił jej na to. Doprowadził ją do tego. Do wybuchu, do krzyku, do teatralnych, rozpaczliwych gestów. Sama nie wiedziała, czego jej bardziej wstyd: aktu histerii czy bezsilnego poczucia osamotnienia, które leżało u jego podłoża. Bardzo wtedy potrzebowała bycia blisko kogoś, wsparcia, pomocy, ulgi. Tymczasem on stwierdził, że to go przerasta i postanowił do końca grać szlachetnego dżentelmena, który nie chce wikłać „biednej dziewczyny” w „związek bez perspektyw”. Tchórz.
Zbyt stary, zbyt biedny, zbyt niebezpieczny. Słowa – wytrychy. Same w sobie znaczą tyle, co nic, ale ludzie ustawili je na absurdalnym piedestale i zaczęli uważać za rozstrzygające. Używają ich mężczyźni, którzy nie potrafią, bądź nie chcą, odważyć się na relację wiążącą się z większą niż zwykle odpowiedzialnością. Zawiera się w nich w zasadzie odpowiedź na pytanie najmądrzejszego Osła świata: „Powiedzmy, że ona coś ten tego, ale ty nic. Jak jej to dać do zrozumienia, ale delikatnie, bo cię przysmaży i zje?”. Gorzej, że są używane także wtedy, gdy irracjonalny lęk przed ryzykiem przesłania osobę i uczucia drugiego człowieka.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj – udał, że nie słyszał jej zgryźliwej riposty.
- To Kwatera Główna, a ja jestem członkiem Zakonu, więc w sumie dość logiczne, że czasem tu jestem, nie sądzisz?
- Mam złożyć meldunek o ostatnich działaniach wilkołaków.
- No to do rzeczy.
- Greyback zaczyna budować coraz bardziej stabilną strukturę organizacyjną.
- To było do przewidzenia.
- Pewna grupa wilkołaków ma wątpliwości, nie chcą współdziałać ściśle z Voldemortem, ale boją się Greybacka, więc siedzą cicho.
- Szczegóły taktyczne omawiaj z McGonagall.
- To w takim razie, jaka jest twoja rola tutaj?
- Jak widzisz, aktualnie układam sobie fryzurę.
Nareszcie zaniemówił. Dopiero po chwili zdobył się na kontynuowanie rozmowy.
- No, to dlaczego kazałaś mi składać meldunek?
- A widzisz tu kogoś innego? Przekażę McGonagall, że byłeś.
- Skrzynka kontaktowa?
- „Skrzynka kontaktowa” brzmi jeszcze gorzej, niż „Nimfadora”, opanuj się – rzuciła zgryźliwie.
- Pracowałaś ostatnio ze Snape’em? – nie wytrzymał Lupin.
- Nie, odtrąconym kobietom w naturalny sposób wyostrza się dowcip – warknęła pod nosem.
Chciała go widzieć. Nie chciała go widzieć. Chciała go uderzyć. Chciała się przytulić. Chciała, żeby zdobył się na poważną deklarację. Chciała, żeby wyszedł i więcej nie wracał.
Wiedziała, czego chce. Problem polegał na tym, że nie wiedziała, czego chce bardziej.
Spokój, takt, opanowanie, powaga, melancholia. Rozumiała, że dużo przeszedł. Że wiele wycierpiał, że było mu trudno, że każda decyzja w jego przypadku wiązała się z dużym ryzykiem. Ale ile można czekać? Ile można znosić trwanie w zawieszeniu? Brak zdecydowania doprowadzał ją do furii. Idealny Dżentelmen z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wierny Przyjaciel zawsze na posterunku. Niezawodni Powiernik, który zawsze wszystko rozumiał. [bluzg] Kunktator, który nie umiał wziąć własnego życia w swoje ręce.
Nie da mu tej satysfakcji. Nie straci kontroli, nie zacznie krzyczeć, płakać, histeryzować. W idealnym, chłodnym stylu nakłoni go do wyjścia za drzwi. Ewentualnie potem pozwoli wrócić. Pod warunkiem, że wreszcie z jakąś konkretną decyzją, bo jak nie, to ona ją podejmie za niego.
W końcu, do ciężkiej cholery, była kobietą.
- Słucham?
- Och, czyżby?
- O co ci chodzi?
- O to, żebyś się wreszcie zdecydował! „Chciałabym a boję się.” Ile można?
- Skąd ci to tak nagle przyszło do głowy?
- Nagle? – powiedziała podniesionym głosem. – Z tego, co pamiętam, próbuję z tobą o tym porozmawiać od kilku miesięcy. Bez skutku! Zacznij wreszcie coś robić, do jasnej i cięż...
- Uspokój się, kobieto! – Remus zaczynał tracić cierpliwość. Od kiedy tylko przyszedł, był nieustannie atakowany przez rozdrażnioną i złośliwą aurorkę. Są pewne granice tego, co może znieść mężczyzna.
- Jestem niesłychanie spokojna – Tonks cedziła słowa, mówiła z nieprzyjemnym sykiem, jakby bardzo starała się powstrzymać od krzyku. – I niesłychanie spokojnie mówię ci, kochanie: spieprzaj.
- Słucham?
- Wyjdź stąd i wróć, jak wreszcie dotrze do ciebie, że „kocham cię zbyt mocno, żeby cię narażać na swoje towarzystwo” to wykręt poniżej mojej godności. Albo się wreszcie zdobądź na odwagę, albo wymyśl coś lepszego.
Wyszedł. Odgłos kroków wybijany wyraźnie na drewnianej podłodze. Cicho zamknięte drzwi. Brak pożegnania. Remus był w pełni opanowany, chłodny, obojętny. Jedynie nieco przyspieszony chód mógł zdradzać, jak bardzo był wściekły.
Znowu się uniosła. Znowu zachowała się nie do końca tak, jak by chciała. Ale, do wszystkich rogatych diabłów, dobrze mu tak! Uparty brak decyzji w końcu też jest jakąś decyzją, a za decyzje się płaci. Tylko czułaby się zdecydowanie lepiej, gdyby on też okazał, że trafia go jasny szlag. Niechby trzasnął drzwiami, wykonał jakiś zbędny ruch, cokolwiek! Ale nie, bo skądże? Pan Nieskazitelny i Niewzruszony Przyjaciel Ludzi, Zwierząt i Bestii Wszelakich nigdy nie traci nad sobą panowania. Mór i zaraza na niego do czwartego pokolenia. O ile kiedykolwiek szlachetne skrupuły pozwolą mu na należyte rozmnożenie się.
Musiał przyjść z powrotem. Nie było się co oszukiwać – nie miał nikogo bliskiego. Samotne siedzenie w czterech ścianach musiało się w końcu okazać nie do wytrzymania. Pytanie brzmiało: Czy ona chce widzieć Lupina, który przyjdzie tylko dlatego, że poczuł się samotny?
Nawet gumochłon wpadłby na to, że nie chce. A skoro wpadłby gumochłon, to Remus też musiał. Nie przyjdzie, jeśli miałoby to być tylko zagłuszeniem lęku przed pustym pokojem. Nie przyjdzie, jeśli nie będzie absolutnie pewny, że to dobra decyzja. Nie przyjdzie, jeśli nie uzna, że w żaden sposób jej nie uszczęśliwi.
Jeśli przyjdzie, to można to uznać za deklarację na całe życie.

***

Przyszedł.
Pewnie, sto razy bardziej romantycznie byłoby, gdyby pojawił się wśród burzliwej nocy, oświetlony li tylko błyskawicami zza okna, ociekający deszczem, błagający, skomlący i wpatrzony w nią cielęcym wzrokiem. Niestety, wszelki dramatyzm był obcy Nimfadorze Tonks, więc i teraz musiała się bez niego obejść.
Przyszedł po paru dniach. Przyszedł po prostu. Przyszedł spokojny, opanowany. Przyszedł, doskonale maskując lekkie onieśmielenie. Zadbał nawet o to, by wmówić sobie, że ona na pewno będzie chciała z nim rozmawiać.
- Tym razem wysłuchasz mnie do końca, zanim zaczniesz krzyczeć i wyrzucisz mnie za drzwi? – zakpił.
- A tym razem będziesz mówił z sensem?
- Kocham cię.
- Zważywszy na to, że myślałeś nad tym wyznaniem pół roku...
- Znowu zaczynasz?
- Mnie też się coś od życia należy.
- Mam wyjść?
- Ani mi się waż.
- To czego ty ode mnie chcesz?
- Przejdźże wreszcie do rzeczy.
Wyglądał na lekko zdezorientowanego. Podeszła do niego, stanęła na palcach i pocałowała go w usta. Zaskoczony, oddał pocałunek. Objęła go za szyję, zmusiła do schylenia się.
- Żadnego chrzanienia o biedzie, wieku, wilkołakach, powinnościach i przyzwoitości – wyszeptała mu do ucha.
- Tonks, to jest poważna sprawa.
- Toteż ja jestem niezmiernie poważna – stwierdziła dobitnie, nadal go obejmując i powoli kierując się w stronę łóżka.
W takiej sytuacji tylko Nimfadora Tonks mogła się potknąć o nogi swego totalnie niezdecydowanego absztyfikanta.
Remus w jednej chwili znalazł się na podłodze, by pomóc jej się podnieść. Jednak, gdy tylko się tam znalazł, sam nie miał zbytniej ochoty wstawać. Wsunął dłoń w ciemnorude włosy czarownicy, delikatnie przysunął do siebie jej twarz i pocałował Tonks w usta. Zaśmiała się cichutko. Najwyraźniej uznała, że w koszuli mu nie do twarzy i postanowiła temu jak najszybciej zaradzić.
- Chyba powinienem zanieść cię na łóżko.
- Tradycjonalista.
Jednak pozwoliła się przenieść na nieduży tapczan zaścielony skromną, granatową narzutą.
- Musisz rozpinać każdy guzik? Ten twój perfekcjonizm...
- Brak ci subtelności, moja droga. O wyrafinowaniu nie wspomnę. Co ty robisz z tymi rękami?
- Coś ci nie odpowiada?
- Wręcz przeciwnie.
Jej żywiołowość. Jego opanowanie. Figlarnie łaskotała jego plecy. Długo i spokojnie całował jej szyję. Śmiała się. Błyszczały mu oczy. Przylgnęła do niego mocno. Zanurzył twarz w jej włosach. Historia stara jak świat. Jak to się dzieje, że nikt nie opowiada jej tak samo?
- Remus, to co z twoimi zasadami?
- Bądź tak dobra i sprawdź, czy nie ma ich pod poduszką.

***

Leżała z głową na jego piersi. Oddychał miarowo. Chyba spał. Ona jakoś nie miała na to ochoty. Czyżby rzeczywiście stał się cud i Lupin podjął decyzję? Co go do tego skłoniło?
Uniosła się lekko na łokciach. Rzeczywiście drzemał. Pierwszy raz od bardzo dawna wyglądał na szczęśliwego, nie na zmęczonego. Zadziwiająca zmiana w fizjonomii. Teraz można go było nawet uznać za przystojnego. Przy odrobinie dobrych chęci.
- Nie śpisz? – wyglądało na to, że miał płytki, czujny sen.
- A jak ci się wydaje?
- Po kim ty jesteś taka złośliwa?
- Po ciotce Aramincie Meliflui.
- Po kim?
- Posłuchaj mojej rady i ciesz się, że nic ci to nie mówi.
- Z chęcią.
- Co ty robisz z tymi rękami?
- Coś ci nie odpowiada?
- Wręcz przeciwnie.
A podobno noce czerwcowe są krótkie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pią 17:31, 21 Paź 2005    Temat postu:

hyh, opowiadanie całkiem, całkiem (;. że bezbłędne, to nawet nie chce mi się pisać xD. dzieki Suski, za to, że zażyczyła sobie takiego odwdzięczenia (;. ah, ten opow jest świetny (;.

humorystyczne teksty podobają mi się najbardziej (;... nie do końca pasują mi do Tonks, no, ale skoro to odtrącona kobieta, a na dodatek potomkini (w nie-do-końa-prostej-linii) sławetnej Araminty xD... eh, to była wredna kobieta xD...

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Pią 13:57, 16 Gru 2005    Temat postu:

Hmmm... Podoba mi się średnio. Po prostu wydaje mi się to nieco za słodkie.
Ale dało się przeczytać, więc źle nie jest (;

A tak przy okazji - kim była ta Araminta... bo chyba mi umknęło.
A może to postać fikcyjna, wprowadzona tylko przez Semele?

Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pią 15:44, 16 Gru 2005    Temat postu:

mi się wydaje, że byłą oina wspomniana przy okazji omawiania przez Syriusza i Harry'ego drzewa rodowego Blacków... ale mogę się mylić. może to być i postać fikcyjna :P.

Semele, kiedy dasz nam do przeczytania jakiś twoje kolejne opowiadanie :P?

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Pią 16:08, 16 Gru 2005    Temat postu:

No może. tam było tyle osób, że szkoda gadać. Sama już ich nie kojarzę, a czytałam to kilkakrotnie:P

Właśnie, Semele, kiedy znów będziemy mogli sie cieszyć twoim kolejnym fickiem? <maślane oczęta>

Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:57, 17 Gru 2005    Temat postu:

AtA napisał:
mi się wydaje, że byłą oina wspomniana przy okazji omawiania przez Syriusza i Harry'ego drzewa rodowego Blacków... ale mogę się mylić. może to być i postać fikcyjna :P.

To jest człowiek, który pomógł Syriuszowi, kiedy ten uciekł z domu. Odsyłam do początkowych rozdziałów "Zakonu Feniksa".
Po przeczytaniu Waszych postów odkryłam, że mam na dysku jeszcze dwa teksty, których tu nie ma, toteż umieściłam. Oba zdecydowanie komediowe. Pozdrawiam
Sem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Sob 12:26, 17 Gru 2005    Temat postu:

khem. chyba chciałaś to tak skomentować przy okazji "Zwisu", Semele (;. bo tu rozmawiamy o Ciotce Aramincie, nie o Alfardzie... to nie jest czasem ta, któa zapoczątkowała rodzinną tradycję ścinania głów skrzatom domowym?

aha, to ja już lecę je czytać (drugi raz, a co tam :P...) (;.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:29, 17 Gru 2005    Temat postu:

Ekhem... No nic, Wiedźma chora, Wiedźma dziwaczeje... Tak, to któraś z miłych cioteczek Syriusza, ale, bij zabij, nie pamiętam, czy ta od ścinania głów czy od polowań na mugoli. A teraz idę się powiesić, bo najwyraźniej ten wredny Niemiec na A zaczyna za mną chodzić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katie Blackss
Kappa



Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pon 12:30, 23 Sty 2006    Temat postu:

Dobre. Może troche przesłodzone ale dało się przeczytać.
Podobało mi się:
- Kocham cię.
- Zważywszy na to, że myślałeś nad tym wyznaniem pół roku...
- Znowu zaczynasz?
- Mnie też się coś od życia należy.
oraz to :
- „Skrzynka kontaktowa” brzmi jeszcze gorzej, niż „Nimfadora”, opanuj się – rzuciła zgryźliwie.
- Pracowałaś ostatnio ze Snape’em? – nie wytrzymał Lupin.
- Nie, odtrąconym kobietom w naturalny sposób wyostrza się dowcip – warknęła pod nosem.

Błędów nie znalazłam. Czekam na więcej :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin