Co nieco o Huncwotach i ich znajomych...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ines
Charłak



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Haczów

PostWysłany: Sob 12:38, 02 Gru 2006    Temat postu: Co nieco o Huncwotach i ich znajomych...

Kiedyś (a long time ago…) pisałam z przyjaciółką bloga o Lily Evans. Chcę zamieścić na forum niektóre kawałki mojej pisaniny… Zapraszam:

"Kartki z pamiętnika Łapy..."

22 lipiec – wtorek

To było niesamowite zdarzenie… Spotkałem ją na mugolskiej ulicy w centrum Londynu. Oglądała wystawę w jakimś mugolskim sklepie z ciuchami… Była piękna… Długie jasnobrązowe włosy łagodnie opadały jej na ramiona, a krótka niebiesko-zielona sukienka, na cieniutkich ramiączkach delikatnie zakrywała, ale też podkreślała krągłe biodra i wydatny biust. Zawsze myślałem, że oczy koloru szaro – niebiesko – zielonego obrazują chłód i zły charakter (w końcu pół mojej rodziny ma takie oczy…), dziś dowiedziałem się, że to nie jest prawda… Oczy tej dziewczyny, duże, okrągłe i przenikliwe, ukazywały całe jej piękno osobiste… Znalazłem w nich miłość do świata i uśmiech, którym z całą pewnością zjednywała sobie przyjaciół… Nasze spojrzenia skrzyżowały się na krótką chwilę. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i szybko się odwróciła… Tak gwałtownie, że wytrąciła dziewczynie stojącej obok kubek z sokiem i oblała sobie sukienkę. „To jest moja jedyna szansa…” pomyślałem i podszedłem do dziewczyn podając Jej chusteczkę...
- Dzięki...- powiedziała zmieszana, wycierając sobie przód sukienki.
- Nie ma za co… Jestem Syriusz… A Ty?
- Megan… A to jest Eva… Moja przyjaciółka...
- Miło mi… - powiedziałem i przejechałem ręką po włosach zachowując się tak jak Rogacz przy Evans (pomyślałem „co Ty robisz głupku???”) i szybko schowałem rękę do kieszeni (żeby mnie nie kusiło…)
- Może wybrałybyście się ze mną do kawiarni??? Tutaj niedaleko jest taka jedna… hmm… chyba „Siódme niebo” czy jakoś tak…

Na początku nie chciały się zgodzić, ale wreszcie je namówiłem… Ta Eva prawie się nie odzywała… Siedziała tylko i patrzyła się tak na mnie, że aż mi się głupio zrobiło… I wtedy pewna myśl przyszła mi do głowy… Aż się uśmiechnąłem… Przypomniałem sobie jak Lunio powiedział mi kiedyś (jak zapytałem się dlaczego te wszystkie dziewczyny się na mnie gapią…) „No tak tępaku… Pomyślmy… Może dlatego, że jesteś najprzystojniejszym facetem w Hogwarcie???” Nigdy nie zapomnę miny Rogacza, jak usłyszał tą odpowiedź… Pomyślał, że Remus jest pedałem i stąd o tym wie, ale Luniaczek wyprowadził go z błędu… Ann mu kiedyś powiedziała, że połowa naszej szkoły ugania się za mną, reszta za Rogaczem… No ale wróćmy do Megan… Przesiedzieliśmy w kawiarni dwie godziny… Dowiedziałem się, że mieszka na Roosvelta i ma dzisiaj imieniny. Zajadaliśmy się lodami czekoladowymi (jej ulubione), a Meg opowiadała mi o tym, jak ona i Eva uciekały przed tutajszą policją, bo uznano je za złodziejki.
- Przepraszam, nudzę cię...- powiedziała nagle Meg, uśmiechając się przepraszająco.
- Ależ skąd... To co mówisz, jest bardzo ciekawe...- powiedziałem.
Nie ma co, kobita miała niezłe wyposażenie... Umówiliśmy się na jutro, na spacer. Nie mogę się już doczekać podziwiania tego wdzięcznego ciałka...

18 wrzesień – poniedziałek

Kiedy dziś wspominam dzień 22 lipca szczery uśmiech wstępuje na moją twarz. Od tego dnia codziennie, do końca wakacji, spotykałem się z Meg. Nikt nie wiedział o mojej wakacyjnej przyjaciółce. Spotkania z nią uwalniały mnie od trudności mojego życia, od rodziny i świata magii. Myślałem wtedy, że Megie jest jedyną mugolką, którą tak bardzo lubiłem… I myślałem tak aż do dzisiaj.

Po wysłuchaniu wspomnień „naćpanego” Petera, ja, Rogacz i Lunio poszliśmy do kuchni. Właśnie miałem połaskotać gruszkę na obrazie strzegącym wejścia do kuchni, kiedy usłyszeliśmy ciche chichoty i zza rogu wyszły dwie dziewczyny. Gdybym trzymał coś w rękach, na pewno bym to upuścił. W naszą stronę zmierzała Meg ze swoją przyjaciółką Evą. Kiedy nas zobaczyły przestały się uśmiechać, a Megie wypuściła (co za zbieg okoliczności) swoją torbę, a pęk pergaminów, ksiąg z zaklęciami i pióra rozsypały się po posadzce. Nie mogłem w to uwierzyć!!! A ja myślałem, że Meg jest mugolką!!! Kiedy tak stałem i patrzyłem się, jak na jej twarzy zadowolenie i piękny uśmiech zmienia się na smutek. Nie widziałem już w jej oczach szczęśliwego błysku a wzrok proszący o przebaczenie. Zupełnie nie przejmowałem się chłopakami i Evą… Istniała tylko Megie i ja… Nie zniosłem tego widoku… W mojej głowie eksplodowało tysiące pytań… Odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem odszedłem w stronę wieży Gryffindoru. Słyszałem jak Meg prosi, żebym się zatrzymał, jak mnie rozpaczliwie nawołuje…
- Syriusz… Syriuszu proszę… zatrzymaj się wszystko Ci wyjaśnię… Proszę…
Oglądnąłem się przez ramię, ale nie zamierzałem się zatrzymać. W tym momencie Meg osunęła się na kolana i ukryła twarz w dłoniach, na które skapywały potężne krople łez. Miałem ochotę uklęknąć przy niej i pogładzić ją po włosach, otrzeć jej łzy i powiedzieć „Nic się nie stało…”, „Nie płacz…” itp. Lecz nie mogłem… Nie potrafiłem się odwrócić i stanąć przy niej… Nie po tym co zrobiła… Zakamuflowałem się pod kołdrą w dormitorium i piszę tę notkę… Moje dwukierunkowe lusterko odzywa się średnio 3 razy na minutę… Kiedy miałem już skutecznie spławić Rogacza, do okna zapukała ogromna śnieżna sowa. Wpuściłem ją do dormitorium, a ta wypuściła list na baldachim mojego łóżka (chyba tylko po to, żebym nie mógł go dosięgnąć…) i wyleciała w ciemną noc… List przywołałem zaklęciem przywołującym…


Kochana Łapko.

Przepraszam, że tak wyszło. Nie powiedziałam Ci prawdy na wakacjach, bo pomyślałam, że skoro jestem ze Slytherinu, to nie zamieniłbyś ze mną ani słowa. Pamiętasz dzień 22 lipca? Nie podałam Ci mojego nazwiska… Pomyślałam, że gdybyś je usłyszał, odwróciłbyś się i odszedł, a tego nie chciałam… Naprawdę przepraszam. Teraz już mogę Ci je podać… Megan Thomson. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to co zrobiłam… Przepraszam

Megie

PS. Przepraszam
PS2. Możemy spotkać się dziś nad jeziorem o 21?
PS3. Mówiłam już, że Cię przepraszam???
PS4. Jeśli nie to: przepraszam… A jeśli tak, to też przepraszam…


Zdruzgotana Meg…

Thomson??? O matko… nie dziwię się, że mi nie powiedziała… Jej rodzina jest taka jak moja… Cały czas tylko Czarny Pan to, Czarny Pan tamto… Nienawidzę Voldemorta i całej mojej rodziny. Dziwię się, że jeszcze nie są śmierciożercami… Pewnie się boją wyzwania… Ale popierają Voldemorta we wszystkim. Chcą, żeby Regulus został śmierciożercą (a swoją drogą głupią mają tą nazwę…), bo „to Twoja jedyna szansa. Musisz pomóc oczyścić świat z mugoli i szlam… Będziesz wielki, nie to co ten… ten zdrajca mojego łona”. Biedna Meg… Ale ona nie jest taka jak jej rodzina… przecież ją znam… Pójdę nad jezioro… Wyjaśnimy sobie wszystko…

19 września – wtorek

Wczoraj wróciłem bardzo późno… Przypuszczam, że tak koło 3 nad ranem… Wszystko się wyjaśniło. Ale zacznijmy od początku. Kiedy stanąłem naprzeciw niej przy jeziorze, zobaczyłem smutną dziewczynę, wyglądającą jak stado nieszczęść, normalnie jakby stał obok niej dementor. W powietrzu czuć było napięcie. Nad nami zgromadziły się chmury i zaczął padać deszcz. Meg nawet nie drgnęła jak potężne krople deszczu spływały po jej ciele, łącząc się z jej łzami. Wyglądała tak pięknie. Wytłumaczyła mi całe zajście. Powiedziała, że bardzo zależy jej na tej na znajomości ze mną i nie chciała tego psuć swoją znienawidzoną rodziną. Dowiedziałem się, że kiedy nasze rodziny się spotykały (najczęściej na niedzielnych obiadkach) Meg miała zostać w swoim pokoju i nosa poza nim nie wychylać… Co za zbieg okoliczności? Moja matka też zamykała mnie w pokoju kidy ktoś przychodził… W końcu „Zakała jej łona nie może pokazywać się szanowanym obywatelom… Co by powiedzieli???”. Po wysłuchaniu całej opowieści Megie (a była dłuuuga) nie chciało mi się wracać do dormitorium, więc spacerowaliśmy z Meg po błoniach. Opowiadałem jej ciekawe historię z moim udziałem jak i Rogacza, Lunia i Glizdka. Kiedy wróciłem do dormitorium obsiedli mnie James i Remus (oczywiście Peter już spał) i wypytywali o Meg… No i byłem zmuszony im powiedzieć… Ale zataiłem jeden szczegół. Najważniejszy. Nie przyznałem się, że Meg mi się podoba. Tylko ja o tym wiem i nikt się nie dowie. Mam Dorcas, kocham ją i nie chcę, żeby to się zepsuło. Meg jest moją przyjaciółką i nią pozostanie. A teraz mykam na lekcje...

"Niespodziewany szlaban"

Ann obudziła się dziś pierwsza. Kiedy schodziła do WS na śniadanie była w wyśmienitym humorze. Zaplanowała spędzić dzisiejsze popołudnie z Remusem. „Zaraz po lekcjach pójdziemy na błonia, potem spacerek i kolacyjka w Pokoju Życzeń…” pomyślała… Ale coś spowodowało, że zapomniała o tych planach. Stanęła jak wryta na progu WS. Przy stole Gryffindoru ktoś już siedział… Para bliźniaczek, które miał nauczać Remus przykleiły się do czegoś, a raczej kogoś. Na początku Ann nie widziała do kogo, gdyż osoba ta była „ukrya” za burzą blond loczków skręconych dzięki magicznemu płynowi „Kręcona jak baranek”… Lecz w tej chwili głowa tego osobnika wychyliła się zza jasnych włosów dziewczyn z szerokim uśmiechem… Remus Lupin nie zauważył swojej dziewczyny i dalej śmiał się z opowieści wychowanek. Jedna z sióstr Mortimer (Ann dokładnie nie wiedziała która, gdyż one są identyczne) złapała Remusa za rękę… A ON JEJ NIE COFNĄŁ!!! Tego Anne już nie wytrzymała… wyciągnęła różdżkę i wylewitowała stojący obok rozchichotanej trójki dzban z mlekiem, lecz strzepnęła różdżką za mocno i zawartość dzbanka zamiast wylądować na Patience i Prucence, wylądowała na ciasnym, bułeczkowatym koku Profesor McGonagall…
- Patil!!! – na dźwięk tego nazwiska Remus wstał odpychając od siebie bliźniaczki - Co Ty sobie wyobrażasz? Ty? Prefekt? Takie numery? Do mojego gabinetu! Już!!!
- Ale Pani Pro…
- Lupin!!! Czy ja Ci kazałam się odezwać? Siadaj! A Ty smarkulo do mojego gabinetu!
Ann popatrzyła się na Lunatyka jak na oślizgłego gumochłona i poszła do gabinetu Nerwy.
- Co Ty sobie wyobrażasz? Jak mogłaś oblać mnie mlekiem?!
- Ppp… Pani Profesor… Ja nie chciałam…
- Co to znaczy, że nie chciałaś?
- Tak wyszło… Za mocno strzepnęłam różdżką…
- Co? Co to za żarty? Czegoś takiego to jeszcze nie widziałam! Najlepsza uczennica robi takie coś! Czyn godny Pottera czy Blacka! Teraz zastanowimy się nad jakąś stosowną ka…
Resztę słów zagłuszyło donośne stukanie w drzwi. Do gabinetu wpadł zdyszany Filch…
- Pani Profesor! Szybko… Jeden z uczniów… Tt… ten mały… z tej całej bandy!!! Wysadził toaletę w powietrze! – wysapał woźny.
- Pettigriew… - powiedziała z dezaprobatą Minerwa - Zostań tu Patil… muszę się tym zająć… - Po tych słowach Profesor McGonagall i Filch wyszli z pokoju.
Ann siedziała jak na szpilkach. Wsłuchiwała się w odgłosy wskazówek z potężnego zegara wahadłowego. Dręczyło ją jedno pytanie: „Jak mogłam stracić nad sobą panowanie? Przecież jestem prefektem… Ale to nie moja wina! To te dwie małe france! Chcą mi odebrać Remusa!”… Lecz nie było jej dane rozmyślać nad tym dłużej… Z lekko uchylonej szafki w rogu gabinetu, padała na podłogę jasna smuga świetlistego światła. Zaintrygowana tym widokiem Ann otworzyła szafkę. „To myślodsiewnia! Zawsze chciałam ją zobaczyć!” - pomyślała i zbliżyła się do srebrnej mgiełki, wydostającej się z kamiennej misy. Kiedy niechcący dotknęła nosem tej intrygującej mgiełki, poczuła szarpnięcie w okolicy pępka. Zamknęła oczy… „Przecież to niemożliwe! To nie może być świstoklik!”… Uderzyła o ziemię… Przestraszona otworzyła najpierw jedno oko, potem drugie… To co zobaczyła szczerze nią wstrząsnęło.
Była w klasie transmutacji. Za biurkiem siedział PROFESOR DUMBLEDORE!!! Wyglądał jak by miał 25 lat!!! Nie miał siwej brody, siwych włosów… Jedynie okulary połówki i błękitne oczy były takie same jak w teraźniejszości. Ann rozejrzała się po klasie. Na samym końcu zobaczyła Nerwę! ”Nie… to niemożliwe!!! To nie może być McGonagall!!! Ale to ona!!!”. Minerwa McGonagall siedziała w ostatniej ławce… Jej lampa naftowa, którą klasa miała przetransmutować w tchórzofretkę (przynajmniej tak pisało na tablicy) stała na krańcu ławki, a Nerwa nie zwracając na nią uwagi romansowała z pyzatym chłopcem o mysich włosach i szarawych oczach, który mocno trzymał ją za rękę.
Obraz zawirował i Ann przeniosła się na błonia Hogwartu. Grupka rozchichotanych dziewczyn wędrowała do Zakazanego Lasu. Wśród nich Ann zauważyła Minerwę. Pobiegła szybko za nimi. Okazało się, że Profesor McGonagall zawsze interesowały dzieje średniowiecznych czarownic i procesy wykonywane na nich i właśnie w tej chwili zorganizowała Sabat Czarownic! Dziewczyny najpierw rozpaliły ognisko a potem ściągnęły czarne płaszcze. Pod pelerynami nie miały nic ubranego. Zaczęły śpiewać dziwne pieśni i tańczyć wkoło ogniska. Widok był przerażający. Następnie wystąpiła Minerwa… Na drewnianym „ruszcie”, który stał niedaleko ogniska, Nerwa położyła spętanego małego króliczka… Podniosła srebrny sztylet i rozcięła delikatną skórę zwierzęcia wypowiadając przy tym jakąś formułkę w nieznanym Ann języku. Po białym futerku zaczęła skapywać jaskrawo czerwona krew, trafiając do rozpalonego ogniska.
Obraz znów zawirował i tym razem Ann zobaczyła scenę, którą odegrała McGonagall wraz ze swoimi przyjaciółmi. Chcieli sprawdzić jak to było w średniowieczu… Ubrali jedną z koleżanek Nerwy w bambosze i tuzin szmat (czyt. Sukienki) i wrzucili ją do jeziora. Całe to przedstawienie było „wyreżyserowane” przez Profesor McGonagall. Dziewczyna, którą wrzucono do jeziora, wynurzyła się na chwilę nad powierzchnię wody i krzyknęła krótkie „RATUNKU!!!” i znikła pod taflą wody. Zgromadzeni przy jeziorze uczniowie roześmiali się i zaczęli gromko klaskać. Ann pomyślała, że dziewczyna tak dobrze gra swoją rolę, lecz już po chwili zauważyła, że koleżanka Minerwy nie wynurzyła się już z pod wody… Ktoś krzyknął, dziewczyny zakryły twarz rękami a Minerwa zemdlała… Wyciągnięto dziewczynę, ale nie miała już szans na przeżycie… Była blada, a przesiąknięte wodą ubrania przykleiły się do jej wiotkiego ciała.
Obraz znów się zmienił i Ann znalazła się w Skrzydle Szpitalnym. Na łóżku leżała McGonagall… Zakrywała twarz rękoma a duże perliste łzy spływały po jej dłonich. Anne poczuła, że zdarzenie przy jeziorze całkowicie odmieniło życie Minerwy McGonagall. Ann nigdy nie przypuszczałaby, że jej profesorka, uważana za „największą sztywniarę” w Hogwarcie, spowodowała śmierć swojej koleżanki… To było przerażające. Ann na początku swojej „podróży” we wspomnieniach McGonagall poczuła głęboką odrazę do Profesorki, ale po zobaczeniu dalszej części wspomnień Nerwy poczuła łzy pod oczami, uświadamiając sobie, że każdy może doprowadzić do głupstwa. Pomyślała, że każda nocna wyprawa, na którą wyprawiają się Huncwocie może skończyć się tragicznie. Na samą myśl o tym poczuła ukłucie w żołądku. Postanowiła wrócić do realnego świata.
Ledwo usiadła na krześle w gabinecie Profesor McGonagall, drzwi się otworzyły i do pokoju weszła rozeźlona Nerwa.
- A… To Ty… No dobrze, Gryffindor traci za Twój wybryk 20 punktów, a Ty będziesz wypasać magiczne owce. Staw się jutro o 17.00 u Hagrida. Możesz już iść. Do widzenia. I żeby mi się to więcej nie powtórzyło!
- Do widzenia Pani Profesor.
Ann postanowiła, że zachowa dla siebie to, co zobaczyła w myślodsiewni Profesorki. Są sprawy, które odkryte przypadkowo powinny zostać zatuszowane w głębi ludzkiej duszy.

"Wielki, tłusty i paskudny..."

Obudziłam się jak zwykle pierwsza. Jest prawie 6. Nie będę budzić dziewczyn, bo by mnie pozabijały. Weszłam do łazienki, wzięłam prysznic, ubrałam się, uczesałam i pomalowałam (ale nie aż tak przesadnie jak Einar…). Wychodząc z łazienki zauważyłam, że kotara łóżka Vicky jest rozsunięta. Pomyślałam, że się obudziła. Podeszłam do jej łóżka… i co widzę??? Vicky śpi jak zabita, a na poduszce obok jej głowy spoczywa wielki, tłusty i paskudny szczur! Vicky panicznie boi się szczurów… dobrze, że jeszcze śpi. Pomyślałam sobie, że przyniosę Pafnucego (swoją drogą to nie wiem kto wymyśla takie beznadziejne imiona zwierzętom w domu Ann… Wiem, że ma też chomika Filemonka…). Ale oczywiście nie było go w dormitorium… Wyszłam więc poszukać go w PW. Nie spodziewałam się tam nikogo o tej porze. A jednak w PW siedzieli Huncwoci… Ale bez Petera. Hmm… czy nie mógł to być ktoś inny???
- O… Wiewióreczko… Nie śpisz???
- Bujaj się Potter!!! Remi… nie widziałeś gdzieś Pafnucego???
- Nie… A po co Ci on???
- Bo na poduszce Vicky śpi wielki, tłusty i paskudny szczur… I pomyślałam sobie, że Pafnucy będzie miał śniadanko…
Chłopcy wymienili zaniepokojone spojrzenia. Zastanawiam się, o co chodzi…
- Ale to jest mój szczur!!! – zawołał nagle Remus
- Tak? A skąd wiesz, skoro go nawet nie widziałeś? – zapytałam podchwytliwie…
- No… bo… on… yyy… lubi dziewczyny… Nie mogę go czasem od Ann odciągnąć – odparł lekko zmieszany Lunatyk.
- A to w porządku… Zaraz Ci go przyniosę… - powiedziałam i poszłam po szczura. Złapałam go za różowy ogon… I zaniosłam go jego właścicielowi.
- Ok, masz, tylko go pilnuj!!! Ja lecę obudzić dziewczyny… Jak pomyślałam tak też zrobiłam…
- Dori… skarbie… wstawaj!
- Spadaj!!! Ja chcę spać!!! – odparła zaspanym głosem moja psiapsiółka i zakryła głowę poduszką…
- Ale Dori… już 7! Spóźnisz się!
W odpowiedzi dostałam jej „kochaną poduszką” (kochana, dlatego, że zamieniła się z Blackiem…) w nos…
- Nie to nie… Będę musiała powiedzieć Syriuszowi, żeby nie czekał na swoją królewnę, a bardzo się już niecierpliwi…
- Co? Syriusz czeka? Aaa…!!! I „wleciała” do łazienki. Hihihi… ale ze mnie franca. Dori swoim krzykiem obudziła Ann i Vicky… Dzięki Bogu, przynajmniej nie musiałam się męczyć… Kiedy wszystkie były już wyszykowane (a Dorcas wściekła na mnie za to, że ją okłamałam…) poszłyśmy do WS na śniadanie. Usiadłyśmy na swoich miejscach i zajęłyśmy się jedzeniem. W WS nie było Huncwotów. Pewnie obmyślają kolejny kawał… Już mi się nie dobrze robi jak sobie o tym pomyślę… Popatrzyłam na plan lekcji…
- O nie! Dwie godziny eliksirów, historia magii, ONMS (Opieka nad Magicznymi Stworzeniami) i wróżbiarstwo! Najgorszy zestaw poniedziałkowy, jaki kiedykolwiek wymyślili! – jęknęła Dorcas
- No, w dodatku eliksiry ze ślizgonami… ble.. i , a niech to dunder świśnie… albo nawet i dwa! ONMS też! – szepnęła Vicky…
- Skoro pierwsze mamy eliksiry, to chodźmy już, bo nie chcę się spóźnić… Toke byłby w pełni szczęścia, kiedy mógłby odjąć nam punkty!- powiedziałam, zabrałam swoje rzeczy i razem z dziewczynami udałyśmy się na lekcje. Do połowy lekcji eliksirów było wszystko okey… Właśnie byłam już na finiszu ważenia mojego eliksiru na szybki porost włosów, kiedy Peter (idąc w kierunku swojej szafki po ostatni składnik) potknął się o kociołek Syriusza. Gotowy eliksir Łapy rozlał się po całej podłodze. Kilkoro uczniów (m.in. i ja) zdążyło wskoczyć na swoje stołki, co uratowało ich (no i na szczęście mnie) od zamoczenia swoich stóp w zielonym wywarze „włosowym”. Nawet profesor Toke znalazł się w promieniu „rażenia”… Wszystkim nieszczęśnikom natychmiast wyrosły okropnie długie czarne włosy na całych stopach. Był to niesamowicie śmieszny widok: niektórym włosy tylko wyrosły wokół kostek a innym włosy przebiły buty i wyglądali jakby mieli nogi Yeti… Ale najgorzej przeżył to Syriusz. Niestety, (a może na szczęście) kiedy jego kociołek znalazł się w fazie „lotu”, stał centralnie przed nim i większość wywaru oblała go od klatki piersiowej w dół. Wyglądał jak Maniek (Manfred – mamut z mugolskiej bajki „Epoka lodowcowa”, nawiasem mówiąc ulubiona bajka Petunii…). Cała klasa wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Profesor Toke natychmiast doprowadził wszystkich do porządku:
- Pettigriew!!! Ty największa na świecie ofiaro losu!!! Gdybyś już nie był tak obrośnięty tymi kłakami, kazałbym Ci w tej chwili wytarzać się w tym, co właśnie raczyłeś rozlać po całej MOJEJ podłodze…Masz szlaban!!! Przez cały tydzień będziesz zmywać podłogę w mojej klasie. Dwa razy dziennie!!!
Po tym jakże zgryźliwym monologu, profesor wysłał wszystkich poszkodowanych do skrzydła szpitalnego (sam też się tam udał) w celu usunięcia zbędnego owłosienia. Reszta udała się pod klasę profesora Binnsa. Ja wolałam dotrzymać towarzystwa moim psiapsiółkom, które niestety nie były tak zwinne jak ja. Wszyscy wrócili już na historię magii i reszta lekcji upłynęła w błogim spokoju. Przed kolacją, kiedy wszyscy Gryfoni odpoczywali w PW jak burza wpadła do niego McGonagall i od drzwi (czyt. portretu) wrzasnęła:
- Co za pajac rzucił czar "Hovding Winlandu" w Pokoju Wspólnym Ślizgonów?
W WP zapanowała głucha cisza. Wszyscy porozglądali się po sobie z miną niewiniątek szukając podejrzanego. Dopiero Vestar Agnar (z siódmej klasy) drżącym głosem odezwał się do Profesorki:
- Pppani ppproffesssor… może tto ktoś z innego domu??
- Przecież większość tych dowcipów wykonana jest przez „świętą” trójcę z ogonkiem*!!!!!! Dlatego mogę się tylko domyślać, kto jest winny i dlatego NA RAZIE po prostu pytam dając im szansę na przyznanie się!!!
Niestety Pani Profesor nie doczekała się potwierdzenia swojej teorii. Oświadczyła, że winowajcy zostanie odebrane 100pkt. 50 za sam „dowcip” i 50 za brak odwagi by się przyznać, oraz miesięczny szlaban i zakaz „opuszczania koszar” (czyli nie może wyjść do Hogsmeade przez cały rok)!!! Czerwona ze wściekłości opuściła nasz pokój wspólny… Kiedy Portret Grubej Damy zamknął się z hukiem za McGonagall, usłyszałam cichy szept Petera skierowany do Vicky:
- To mysmy się psedalli do bazy wloga…
Vicky z odrazą wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni szaty chusteczkę i otarła nią twarz, gdyż „największa ciamajda Hogwartu” opluła ją śliną, która (jak właśnie zauważyłam) przedostała się przez ogromną lukę między zębami, co było wynikiem i szczególnego rodzaju „pamiątką” po ostatniej lekcji eliksirów (brakowało mu górnej jedynki w uzębieniu). Szybko okazało się jak działa zaklęcie "Hovding Winlandu", kiedy weszliśmy do WS na kolację. Wszyscy Ślizgoni bardzo wyróżniali się spośród tłumu uczniów. Każdy z nich miał głowę wielkości pomarańczy. Kiedy już wszyscy zajęli swoje miejsca i kiedy ucichły już śmiechy, wstał Dumbledore (cały czas uśmiechając się do siebie) i powiedział:
- Moi drodzy, widzę, że humor jak zawsze wam dopisuje… Chciałem Was tylko prosić, alby w czasie jutrzejszych zajęć powstrzymać się od złośliwych komentarzy względem Ślizgonów, gdyż eliksir cofający zaklęcie zacznie działać dopiero po 24 godzinach. Smacznego.
- Nareszcie ich głowy są proporcjonalne do wielkości ich mózgów… - skwitował całe zajście Syriusz.
- Mozes podać mi tales s gzankami? – zapytał Glizdek Lunatyka.
- Ales ocywiscie – odparł, przedrzeźniając go Remus, na co wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- To najwspanialszy dzień mojego życia - powiedziała Dori.
- Masz rację, ja też się cieszę – poparła ją Vicky - ale chciałabym zjeść wreszcie kolację. Smacnego wsystkim… (rozległ się cichy chichot).
Po kolacji wstała Profesor McGonagall i zakomunikowała:
- Czekam dzisiaj do godziny 21:00 w swoim gabinecie na osobę odpowiedzialną za całe zajście w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Jeżeli nikt nie będzie miał odwagi się przyznać, wszyscy mieszkańcy Gryffindoru, Hufflepuffu oraz Ravenclawu dostaną zakaz wychodzenia do Hogsmeade do końca roku szkolnego. Ślizgonów nie podejrzewam, ponieważ każdy z nich przysięgał na czystość swojej krwi, że nie ma z tym nic wspólnego. Dziękuję za uwagę i dobranoc wszystkim.
W milczeniu udaliśmy się do pokoju wspólnego. Zajęłyśmy swoje ulubione miejsca przy kominku. Dopiero po 10 minutach zjawili się James, Syriusz i Remus i usiedli obok nas.
- A gdzie się podział Wasz cień? – zapytała Ann
- Miał do załatwienia pewna sprawę… - odparł James. Nastała chwila ciszy, którą przerwał mój wrzask:
- Zabieraj to wstrętne łapsko z mojego kolana, Ty trollu!!!!
- Nie tak głośno, Wiewióreczko, nie wszyscy muszą wiedzieć o naszych intymnych sprawach…
- Bujaj się Potter, my nie mieliśmy, nie mamy i NIGDY nie będziemy mieć wspólnych spraw intymnych!!!!! Zrozumiano?!?!
Wściekła na cały świat Poszłam do dormitorium, wzięłam piżamę i weszłam do łazienki wziąć gorącą, uspokajającą kąpiel. Wychodząc już z łazienki zobaczyłam coś cudownego… Na całej podłodze w naszym pokoju rozsypane były płatki moich ukochanych zielonych margaretek. Na łóżku leżał bukiet tychże kwiatów z malutka karteczką, na której było jedno słowo: PRZEPRASZAM. (Swoją drogą, to skąd Potter wiedział, że to moje ulubione kwiaty…? Hmmmmmm… Zabiję Dorcas!!!) Kładąc się do łóżka pomyślałam, że może ten Potter nie jest taki zły, po czym odpłynęłam w krainę snów.

* „świeta” trójca z ogonkiem – James, Syriusz i Remus + ogonek (czyt. Peter)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Sob 15:36, 02 Gru 2006    Temat postu:

O, borze zielony i iglasty.

Nigdy więcej tego nie rób. Blogowe opowiadania pasują tylko na blogi, nigdzie więcej. Blogowe opowaidanie i fora to nie są rzeczy, które powinno się łączyć. Oj, nie. Przeczytałam tylko pierwszą notkę, więcej nie dalam rady.

Raz, cierpisz na, jak to by powiedziała Pika, trzykropkozę. Na kij ci tyle wielokropków?
Dwa, fabuła banalna jak zagadki zadawane przez córkę mojej kuzynki. On ją spotyka, zakochuje się, ona ma krągłe biodra, wydatny biust i cudowne oczy, zupełnie jak sławna skądiną Maryśka Zuza, a on, jak to Syriusz, też jest w końcu ideałem. A co. Zajadają sie lodami, a ona go nie nudzi, bo jak taka cuowna istota moze kogokolwiek znudzić? A, i ma niezłe wyposażenie. Cokolwiek to nie oznacza.
Trzy, choć nie ma tylu błędów, co na zwykłych blogoach, to jednak braki przecinków są.
Cztery, to nie list. "Ty", "twoje", inne zaimki piszemy z małej litery.

Gdybym przeczytała pozostałe notki pewnie znalazłabym wiecej uchybień, ale oszczędzę tobie i sobie nieprzyjemności.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pikanderka
Pika Dobra & Miła



Dołączył: 26 Cze 2006
Posty: 397
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:22, 04 Gru 2006    Temat postu:

Przeczytałam. Przeczytałam, ale chyba lepszym określeniem by tu było słowo "przmęczyłam". Droga Autorko, powiedz mi proszę jakie w życiu czytałaś fanficki. Słynny "HP i płomień milości" nie jest wystarczającą podstwą do pisania czegoś własnego. Równie słynna i równie beznadziejna w odbiorze onetowa seria "Rowling" też nie.

Po pierwsze forma. Czy kanoniczny Syriusz zdaniem Autorki napisałby COŚ takiego? Mówimy o tym samym Syriuszu? Syriuszu Blacku? Niemożliwe. Syriusz Łapa Black nie mógłby prowadzić pamiętnika. Prędzej zacząłby się siłować z wierzbą bijącą. Syriusz Black nie mógłby prowadzić TAKIEGO pamiętnika. Nie w latach siedemdziesiątych XX wieku. Słowa których używa, to małe piwo przy tym jakie ma refleksje. Wyposażenie?! Ach, tak, rozumiem. Biedny Syriusz jest przecież gnębiony przez rodzinę! Czyli ze odcięli mu kieszonkowe. Jaki wniosek? Syriusz leci na kasę, czyli na wyposażenie! Człowiek się namęczy zanim zrozumie, naprawdę.

To nie jest fick. To jest odwłok. Wielki i paskudny, który zatruwa otoczenie. Jeśli sie pisze to trzeba wiedzieć o czym.

Najpierw mamy Syriusza nie-Blacka który Syriuszem pozostaje tylko z imienia i nazwiska. Potem mamy nieznajomą Ann. Moment, moment... ona ma na nazwisko Patil! Och, Borze, widzisz i nie szeleścisz? Moje dwie biedne bliźniaczki Patil, hinduskie perełki tak zbeszczeszczone przez jakąś Ann! Hinduski, droga Autorko. Co potem? Myślodsiewnia! I scena z oryginału ze zmienionym tylko bohaterem. Ach, pomysłów własnych nie mieć i cudzymi się karmić. Tak, tak, jakież to słodkie. Jeszcze słodsze jest zrobienie z McGonagall ponad stuletniej wiedźmy. Ba! Prawie stupięćdziesięcioletniej!

Ałtorka napisał:
Pod pelerynami nie miały nic ubranego.

Nie, miały tylko coś rozebranego.

Borze Iglasty. Co to ma być? Minerwa McGonagall która składa ofiary z króliczka? Kwiiiik! Toż to satanizmy jakieś są! A potem dziw bierze kiedy HP o wiarę w Zło posądzają.

Dalej nie czytam. Nie ma mowy. Nic mnie do tego nie zmusi. Ani nikt.

Wstyd i hańba takie dzieuo wstawiać. Kanon leży i kwiczy, a nawet o woła o pomstę do nieba. Kicz, banał, brak oryginalności i totalne DNO. Mary Sue, absrud, pełno nieznanych bohaterów, satanizmy, Minerwa McGonagall która jest zua, zamieszania w narracji, trzykropkoza, stylu całkowity brak.

Autorka chyba pomyliła sobie drzwi. Albo i całe piętra. Takie historyjki i wymysłu nastolatek "koffających" HP to nie tutaj. Prosze szukać pod [link widoczny dla zalogowanych] - tam dopiero roi się od takich tfurczości.

Muszę się teraz odstresować czytając słownik poprawnej polszczyzny na zmianę z jakimś dobrym fickiem. Albo od razu z "Harrym Potterem".

Kończ waść, wstydu oszczędź. I niech Bór ma Ałtorkę w swojej opiece.

PS
Cytat:
Kiedyś (a long time ago…)

Czy Ałtorka móc mówić w moja języka? Być ja bardzo wdzieczny.

Cytat:
pisałam z przyjaciółką bloga o Lily Evans. Chcę zamieścić na forum niektóre kawałki mojej pisaniny…

Z bloga powstałeś w blog się obrócisz! A poza tym chcieć, to Ałtorka mogła najwyżej tę pisaninę użyć jako broń zabójczą. Dla nas, nieświadomych użytkowników.

Pika


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pomyLUNA LOVEgood
Kappa



Dołączył: 25 Paź 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z domu

PostWysłany: Czw 15:33, 15 Lut 2007    Temat postu:

Na dropsy Dumbla! Ojciec-Dyrektor górą! Wszyscy zmawiamy różaniec przy odsłuchu Radio-Ma-Ryja O czym to właściwie jest? Nunia Przeleciałam tylko tekst, przyznaję sie bez bicia. Ata ma rację. Wiem, że cięzko się przestawić z blogowego bazgrania w pół godziny, ale trzeba to zrobic dla dobra publicznego.



Ale i tak wielkie brawa należą się za:

"„świeta” trójca z ogonkiem – James, Syriusz i Remus + ogonek (czyt. Peter"

pozdrawiam i życze postępów- pomyLUNA


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin