[Z] O Tiarze Przydziału słów kilka...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Śro 12:58, 01 Lis 2006    Temat postu: [Z] O Tiarze Przydziału słów kilka...

Betowała jak zwykle Jupcia :**.

Wydarzenia, o których traktuje to opowiadanie, zdarzyły się w czasach sprzed wynalezienia Zaklęcia Zmrażającego Płomienie.

O Tiarze Przydziału słów kilka, czyli jak to było na początku

– Ech! Czy ty myślisz, że ja śpię na pieniądzach? Że skupują ode mnie sami bogacze? Czemu właśnie mnie trafiła się taka nieudacznica na pomocnicę?
Lady Gladys Gryffindor, pani na znajdującym się nieopodal zamku, nieczęsto zdarzało się przechodzić przez rynek. No, przez rynek jak przez rynek, ale przez część dla pospólstwa...? Nic, tylko brud, nędza, krzyki... O, właśnie, krzyki! Podobne na przykład do tego, jaki przed chwilą wydała z siebie jedna z przekupek, najwidoczniej rozeźlona przez coś na swoją asystentkę.
– Dziewczyno, oddasz mi ze swojej pensji każdą monetę, jaką wydałaś na zakup tak drogiego materiału! Myślisz, że jakiemuś kmiotkowi będzie potrzebna mocna, ale kosztowna tiara, bezmyślna nieudacznico? Kiedy kazałam ci rozejrzeć się za czymś, z czego mogłabym wyrobić nowe tiary, nie chodziło mi o najmocniejszą i najdroższą tkaninę na rynku! – Przekupka, mimo całkiem nienajgorszego jak na jej stan sposobu wyrażania się, maniery miała cokolwiek kiepskie; właśnie zamachnęła się na kulącą się ze strachu – i pewnie też z przyzwyczajenia – dziewczynę.
Gladys Gryffindor, mimo szlachetnego pochodzenia i ogólnej niechęci do chłopów, nie była całkiem pozbawiona uczuć, jak większość z jej przyjaciół. Często żałowała losu podobnych biedaczek, bitych i wyzywanych, żal ten starała się też zaszczepić swojemu synowi. Teraz również nie mogła znieść widoku okładanej młódki – postanowiła wkroczyć do akcji.
– Dobra kobieto – rozległ się jej słodki głos. – Dobra kobieto, może ty będziesz mogła mi pomóc? Szukam kogoś, kto uszyłby dla mego syna jakąś wytrzymałą, ładną tiarę. Hojnie wynagrodzę krawcową, która podejmie się tego zadania.
Przekupka najwyraźniej była zbita z tropu. Cóż to za młoda, pięknie wystrojona dama zjawiła się akurat przy jej stoisku? Wspaniałe zrządzenie losu!
– Oczywiście, pani. – Przekupka zastygła w ukłonie, który chyba tylko w jej mniemaniu był dworski. – Akurat dostałam przecudnej urody materiał, zapewniam, wytrzyma z tysiąc lat...
– Och, wątpię, by mój syn zamierzał tyle żyć. – Gladys była w duchu bardzo rozbawiona tym, jak przekupka stara się udawać dobrze wychowaną białogłowę. – Przyślę więc kogoś po tiarę za trzy dni. Sądzę, iż tyle czasu wystarczy?
– Oczywiście, pani. – O ile to możliwe, ukłon jeszcze się pogłębił. – Trzy dni.
Gladys położyła na stole przekupki kilka monet „na zachętę”, po czym oddaliła się wraz ze swymi służącymi w stronę zamku.
Słońce zamigotało w materiale, który już wkrótce miał stać się tiarą.

~*~*~

– Godryku, chodź do matki!
Mały, może sześcioletni chłopczyk o brązowych włosach, lśniących, piwnych oczach i wesołym uśmiechu podbiegł do matki tak szybko, jak tylko pozwalały mu na to jego krótkie, pulchne nóżki.
– O co chodzi, mamuś?
Lady Gladys uśmiechnęła się. Jej mąż wciąż próbował wbić malcowi zasady dobrego wychowania, ale jak zmusić takiego berbecia, by mówił do rodzicielki „pani matko”? Na dodatek zdawało się, że Godryk nigdy nie opanuje do końca etykiety, zbyt wiele przejął po całkiem frywolnych jak na swoje pochodzenie przodkach matki. Może to i lepiej...? Wystarczająco wielu dobrze wychowanych ponuraków kręciło się po dworach. Nie, akurat nie brak ogłady – który nie był znowu tak wielki – niepokoił Lady Gryffindor. Bardziej ten jego talent... Godryk, w przeciwieństwie do starszego syna Gryffindorów, odziedziczył również zdolność czarowania.
Lady Gladys westchnęła w duchu. Jej samej wystarczająco trudno było panować nad swoją mocą – pani na zamku czy nie, i tak musiała wystrzegać się stosu, fanatycy czaili się wszędzie – a jeszcze ukrywać to, że Godryk ma podobne zdolności... Zadrżała i otrząsnęła się z myśli.
– Godryku, kochanie, mam dla ciebie nową tiarę. Jest wyjątkowo wytrzymała, może nie zniszczysz jej tak szybko, jak poprzedniej – roześmiała się perliście. – Doprawdy, Godryku, masz do tego talent, co tydzień, to potrzebne nowe nakrycie głowy. No, ale tym razem krawcowa naprawdę się postarała, a... – ściszyła głos – a ja ze swojej strony również postaram się ją trochę wzmocnić, dobrze?
Godryk również się roześmiał. Wiedział, o co chodzi. Uwielbiał, gdy mama to robiła, zawsze chciał ją wtedy obserwować, a w jego dziecinnej jeszcze główce rodziły się marzenia, że może i on będzie tak umieć.
Tiara uroczo pasowała do jasnobrązowej grzywki chłopca.

~*~*~

– Nie do wiary, Godryku, że wciąż nosisz tę samą, starą tiarę! – Poważna, wiotka brunetka szła obok roześmianego dwudziestolatka.
– Tak, ma już piętnaście lat. Wszystko dzięki, wiesz, moja matka...
Przez twarz dziewczyny przemknął się cień uśmiechu. Oboje wiedzieli o tajemnicy matki Godryka; byli w końcu tacy sami. Samotni w świecie zwykłych ludzi, którzy nie mają takich mocy, jak oni.
Zeszli akurat ze ścieżki na piękną łąkę, zieloną i pełną kwiatów. Trawa jeszcze nie zwilgotniała; były dopiero wczesne godziny popołudniowe.
– Widzisz, Roweno, zastanawiałem się, czy nie dałoby się znaleźć więcej osób takich jak my. Znaczy się... Jednego nawet znalazłem, pamiętasz, jak opowiadałem ci o Salazarze? W jego rodzinie od wielu pokoleń byli magowie i czarownice! To niesamowite, ilu ich ma wśród swoich przodków, i to z obu stron! Rozmawialiśmy trochę o tym, że warto by było nauczać przyszłe pokolenia... Rozumiesz, ani on, ani ja nie dziedziczymy, musimy się zająć czymś innym...
– Ja też znalazłam jeszcze jedną czarownicę! Ma na imię Helga, pochodzi z ludu, ale jest naprawdę uroczą osobą. Poznałam ją, gdy zwiedzałam dolinę Hufflepuff...
Godryk zamyślił się. Była ich z jego matką tylko piątka... A może aż piątka? Nie, nie, czarodziejów wokół musiało być wielu więcej!
– Roweno... A gdybyśmy tak założyli jakąś szkołę? Póki co nic wielkiego... Nie spodziewam się, byśmy znaleźli wiele osób, ale te osoby, które znajdziemy mogłyby uczyć następne, a te jeszcze następne, i...
Tym razem Rowena naprawdę się uśmiechnęła. – Mój ty geniuszu – szepnęła Godrykowi do ucha.
Przyciągnął ją ramionami.
Tiara upadła na trawę.

~*~*~

Rowena otarła ukradkiem łzę z oka. Helga kołysała się na krześle w kącie, patrząc przed siebie pustym wzrokiem; ona też bardzo polubiła Lady Gryffindor.
Usłyszały trzask zamykanych drzwi.
– Godryku... – wyszeptała.
Do komnaty wszedł trzydziestokilkuletni mężczyzna, który wyglądał, jakby bardzo schudł w krótkim czasie. Niegdyś wesołe iskierki w jego oczach zgasły, tiara na głowie była krzywo nałożona. Na policzkach miał ślady łez.
– Godryku... Nie chcę, żebyś tam szedł. I ona też by na pewno nie chciała. Ona... będzie wtedy cierpieć jeszcze bardziej, wiedząc, że ty to wszystko zobaczysz. Że zobaczysz ją złamaną, prawdopodobnie błagającą, pło... – głos jej się załamał – płonącą...
– Roweno... Ja muszę tam pójść. Mogę zadbać, by mnie nie zobaczyła, skoro twierdzisz, że tak będzie lepiej, ale po prostu muszę... Nie wiem, może jednak będzie mnie potrzebować, może będę mógł jakoś jej pomóc – mówił jak w malignie, niemal nie robiąc przerw miedzy słowami.
Rowena spuściła głowę i wycofała się.
– Cholerny Kościół... – rzucił jeszcze Godryk przed wyjściem i podążył na miejsce kaźni.
Nasunął tiarę na oczy, by nikt nie mógł zobaczyć jego łez.

~*~*~

– Nareszcie! – rozległ się śmiech Godryka. Tak, on znów zaczął się śmiać, choć wiele czasu minęło, nim mógł się otrząsnąć ze stanu, w jakim znajdował się po skazaniu jego matki na stos. Zresztą, zawsze już miało czegoś w tym śmiechu brakować... Za to coś się w nim czaiło. Może jakaś zdradliwa nuta, może wrażenie to sprawiał nowy rys wokół ust... Nie wiadomo. W każdym razie Godryk nigdy już nie stał się znów tym radosnym mężczyzną sprzed osierocenia.
Minęło dwadzieścia lat. Godryk, Rowena, Salazar i Helga – która, jako jedyna z nich, pochodziła z ludu, więc postanowiła nagiąć odrobinę prawo i przybrać nazwisko od nazwy doliny, z której pochodziła – wspólnymi siłami zdołali wiele zdziałać. Głównie dzięki pomocy Salazara, który miał wiele wpływów, więcej nawet, niż Godryk i Rowena, zdołali znaleźć odpowiednie miejsce na zamek, w którym chcieli nauczać i, używając magii, wybudować go. Potem obłożyli go wieloma zaklęciami ochronnymi – po tym, co stało się z matką Godryka, którą wciąż żywo pamiętali, woleli się zabezpieczyć. Później musieli jeszcze tylko omówić to, czego będą nauczać i w jaki sposób.
Mimo uporu Helgi, która stanowczo nalegała na wybudowanie kaplicy czy jakiegoś innego miejsca, w którym pobożni czarodzieje mogliby się modlić, Godryk stanowczo odmówił.
To Kościół zamordował moją matkę – rzekł. Jeśli Bóg jest taki, jak jego przedstawiciele, to nie chcę go w szkole, w której mam uczyć. Czarodzieje nigdy nie będą żyć w zgodzie z religią.
Teraz mógł wreszcie wejść do swojego gabinetu, już ukończonego, całkowicie umeblowanego, głównie sprzętami z jego dawnego zamku, których odstąpił mu starszy brat. Zasiadł w wygodnym fotelu, rozejrzał się po swoim małym królestwie. Jasne drewno i czerwono–złote dodatki – czerwień i złoto to jego ulubione kolory, podobnie zresztą jak niegdyś jego matki.
Matka... Ciekawe, co by powiedziała, gdyby zobaczyła, do czego doszli. Oczywiście, jeszcze wiele pracy przed nimi, ale mieli już na oku paru młodych utalentowanych, zamek został wykończony...
Ech... Czas się zbierać, zaraz kolejna narada. Doprawdy, nie mogli dojść do zgody! Po tych dwudziestu latach, zaprzyjaźnieniu się na śmierć i życie, wspólnych trudach, płaczach i śmiechach, kłócili się o takie pierdoły, jak to, jakie zwierzę powinno być w ich herbie – już dawno ustalili, że będzie to zwierzę – czy kto będzie czego nauczać! Te ostatnie problemy już rozwiązali, ale został jeszcze jeden – kogo nauczać? Salazar upierał się przy sprytnych, lojalnych i czystokrwistych – jakby nie wiedział, że takich trudno znaleźć! – Rowena przy wyjątkowo inteligentnych i lotnych umysłowo, a on sam, Godryk, przy tych odważnych – nie chciał jakichś tchórzy, którzy uciekaliby na najmniejszą wzmiankę o stosie. Jeśli jego matka miała odwagę, by parać się magią, to jego uczniowie też powinni. Jedynie Helga chciała nauczać wszystkich... Cóż, podziwiał ją, ale sam nie miał ochoty nauczać bojących się trzęsiportków.
A zresztą... Jakoś sobie poradzą, jak zwykle zresztą. Czas już iść.
Zerknął na tiarę leżącą na półce. Prezent od matki. Miała już prawie pięćdziesiąt lat, podobnie jak Godryk, a mimo to dalej wyglądała niemalże jak nowa. Fakt, rzadko ją ostatnio nosił – to była jedna z najbliższych serca pamiątek, kapelusz kupiony przez matkę, wzmocniony przez nią jej własną magią... Nie chciał, żeby się zniszczyła. Ale skoro przez tyle czasu tak dobrze się trzyma...
Godryk wyszedł ze swojego gabinetu i poszedł na spotkanie.
Na jego włosach – w których uważnemu widzowi mogłoby mignąć parę siwych kosmyków – po raz kolejny pyszniła się tiara od matki.

~*~*~

– Godryku, herbata! – W drzwiach stanęła Rowena.
Ona jedna wyglądała jeszcze całkiem młodzieńczo. Uczniowie żartowali nawet, że, jako najbardziej obeznana w czarodziejskich nowinkach z czwórki założycieli, zamyka się wieczorami na wieży i warzy eliksir z krwi dziewic, pozwalający jej zachować wieczną młodość. Ona tylko wszystkie takie uwagi kwitowała śmiechem. Faktem było, że jej włosy wciąż zachowały ten smoliście czarny kolor, między którym chowało się zaledwie kilka siwych, dodających uroku pasem, a twarzy nie pokryło jeszcze zbyt wiele zmarszczek. W przeciwieństwie do niej, Helga, Godryk i Salazar znacznie się postarzeli... Ale też nic dziwnego, minęło już ponad pół wieku!
Pół wieku... Pół wieku nauki, wyszukiwania młodych czarodziejów i wiedźm. Pół wieku płaczu i śmiechu, rozlegającego się pośród hogwardzkich murów. Pół wieku rywalizacji między czterema domami, których nazwy pochodziły od nazwisk założycieli – Gryffindora, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherina. Pół wieku...
Godryk oderwał wzrok od ognia i spojrzał na kobietę, z którą niegdyś miał romans, a która teraz była jego najlepszą przyjaciółką. Z Salazarem ostatnio nie mógł rozmawiać o wszystkim, zbyt często się kłócili, z Helgą nigdy nie miał jakichś wyjątkowo dobrych stosunków, natomiast Rowena... Rowena była Roweną. Oboje podjęli decyzję o rozstaniu, początkowo trudno im było na siebie patrzeć, ale mieli przecież wspólny cel. Teraz, po siedemdziesięciu latach, gdy oboje mieli już swoje rodziny, dzieci i wnuki, ta miłostka była zaledwie słodkim wspomnieniem.
– Dziękuję, Roweno. – Upił łyk życiodajnego płynu. – Pyszna jak zawsze.
Rowena uśmiechnęła się. Robiła to teraz dużo chętniej, niż gdy była nastolatką, życie otworzyło jej oczy na swoje humorystyczne aspekty.
– Wiesz... – podjął Godryk po chwili ciszy. – Starzejemy się. Ty też, nawet jeśli tak dobrze to ukrywasz.
– Zauważyłam – zgodziła się odrobinę oschle Rowena. Żadna kobieta nie lubi w końcu, gdy przypomina się jej o wieku.
– Zastanawiałaś się kiedyś, co będzie, gdy... Gdy odejdziemy? Kto będzie rozdzielał uczniów do ich domów? Przecież nasi wychowankowie, mimo całej swojej wiedzy i tak dalej, nie pojmują, w jaki sposób tak naprawdę ich rozdzielamy... Oni... Oni po prostu nie są nami!
Rowena patrzyła przez chwilę w ogień.
– To też zauważyłam... I również się nad tym zastanawiałam. Wiesz, słyszałam kiedyś o zaklęciu Fidiasza, pozwalającym zawrzeć czarodziejowi – lub paru czarodziejom – zakląć cząstkę swoich myśli w jakimś ważnym dla niego przedmiocie... – mówiła podekscytowanym głosem, jak zawsze, gdy rozprawiała o jakichś zaklęciach. – Gdyby dodać jeszcze Zaklęcie Mowy i jakieś mocny Czar Trwałości...
– Rozumiem, o co ci chodzi. – Przez twarz Godryka przemknął cień uśmiechu. – Całkiem inteligentne...
– Całkiem? Ty chyba mnie obrażasz! To jest bardzo inteligentne! Trzeba tylko znaleźć jakiś odpowiedni obiekt magiczny, trwały i mocny, a równocześnie odpowiednio wyglądający, rzucić zaklęcia połączone z Urokiem Opóźniającym, tak, by wszystko zaczęło działać dopiero po naszym odejściu, wytłumaczyć wszystko naszym następcom i już!
– Tak, tylko który to mógłby być obiekt...
Wzrok Godryka padł na tiarę, stojącą na półce.

~*~*~

– Mam tego dość!
Jeszcze nigdy nie widzieli Salazara tak rozwścieczonego. Owszem, zdarzało się, że wpadał w gniew – był cholerykiem, podczas kłótni często się złościł, ale jeszcze nigdy na policzkach nie wykwitały mu takie czerwone plamy, nigdy jego oczy nie ciskały takich gromów, nigdy nie wyglądał tak... nieludzko.
– To miała być elitarna szkoła! Szkoła dla najlepszych, dla tych najbardziej utalentowanych! Dla wybranych! A my tu przyjmujemy jakieś barachło, szlamiastych wyrzutków, jeśli tylko są wystarczająco mądrzy, by umieć drapać się po tyłku i pluć równocześnie! Połowa z nich nie ma wśród swoich przodków nawet jednego czarodzieja, zanim ich nie znaleźliśmy nie wiedziała, że umie czarować! I to ma być magiczna elita Wielkiej Brytanii? Ta hołota?!
Helga chlipała cicho w kącie – zawsze reagowała płaczem na podniesiony głos – Roweny nie było z nimi w pokoju, rozmawiała ze swoimi uczennicami. Godryk westchnął i odpowiedział przyjacielowi zmęczonym głosem:
– Salazarze, Salazarze... To ty chciałeś, by ta szkoła była elitarna. Rowena, Helga i ja chcieliśmy po prostu nauczać pokolenia przyszłych czarodziejów. Po to, by mieli swoje miejsce, do którego mogą powrócić, kiedy będą prześladowani. Po to, by mogli rozwijać swoje zdolności w bezpieczny sposób. By mieli jakichś doradców. Nie chcieliśmy tworzyć jakiejś elity!
Slytherin splunął mu pod nogi.
– Kochasie brudnej krwi, wszyscy troje... Doradców? Tych niedoświadczonych młokosów? Wolne żarty! I jeszcze do rozdzielania na domy ten kapelusz, brudne ścierwo po twojej brudnej mamuśce...
Tego Godryk już nie wytrzymał. Nie bawił się w sięganie po różdżkę, w finezję. Mocno i po mugolsku uderzył Salazara w szczękę. Odwrócił się, oparł rękoma o fotel i wyszeptał:
– Moja matka była czystej krwi, jeśli tak cię to interesuje, Salazarze... A teraz wynoś się stąd. Nie chcę cię tu więcej widzieć.
Mężczyzna otarł zielonym rękawem krew z wargi.
– Ani ja nie chcę już tu nauczać. Ale, zobaczycie... Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa... Wrócę i się zemszczę. Jeśli nie ja, to mój potomek... Hogwart jeszcze zadrży, gdy obudzi się potwór Slytherina, wy głupcy!
Wybiegł, spakował kilkoma ruchami różdżki wszystkie swoje rzeczy i opuścił zamek. Nigdy więcej nie wrócił.
Tiara Przydziału otrzymała swe pierwsze zadanie – miała rozpoznawać uczniów, z których Slytherin byłby dumny.

~*~*~

– Ojcze, ojcze!
Gladys Gryffindor czuwała przy łóżku swego konającego ojca. Godryk miał już dobre sto pięćdziesiąt lat; kaszel raz po raz wstrząsał jego chudym, wymizerowanym ciałem. Starość... Nie ma na nią żadnego lekarstwa.
Odchodził ostatni z Założycieli.
Salazara nie widzieli od tamtej pamiętnej nocy, gdy wybiegł, miotając przekleństwa na wszystko, co znajdowało się na terenie zamku. Nie widzieli go od ponad trzydziestu lat... Prawdopodobnie już nie żył.
Rowena, ku wielkiej rozpaczy Godryka – wciąż była przecież jego najlepszą przyjaciółką, i na dodatek tak dobrze się trzymała! – zmarła w parę miesięcy po odejściu Slytherina. Cóż... Zawsze lubiła czarodziejskie nowinki, czyż nie? Lot na miotle – niewygodnym kiju z wiechciem, chciałoby się raczej rzec – skończył się dla niej tragicznie. Straciła nad nią kontrolę i wylądowała na drzewie. Została znaleziona przez swojego syna i zaniesiona do zamku, gdzie po kilku dniach zmarła w wyniku odniesionych obrażeń. Pochowano ją na błoniach, tak, jak chciała.
Potem zamkiem władali już tylko on i Helga. Gdy Godryk nie chciał przyjąć jakiegoś ucznia, nakładali mu tiarę na głowę, a ona decydowała, czy delikwent nadaje się do Ravenclawu, czy do Slytherinu. Jeśli do żadnego z tych dwóch domów – przyjmowała go Helga, jak zwykle zresztą. I tak żyli, we dwójkę, razem ze swoimi rodzinami i uczniami.
W końcu i na Helgę nadszedł czas. Zawsze miała najsłabszy organizm z nich czworga. Zachorowała. Ostatnie dni życia spędziła wpatrując się w sklepienie pustym wzrokiem i nie rozumiejąc, co się do niej mówi...
Godryk bardzo podupadł na zdrowiu po jej śmierci. Była ostatnią z osób, z którymi zakładał Hogwart. Mimo że nie porozumiewali się ze sobą zbyt dobrze – konflikt trwał właściwie od czasu, gdy Helga nalegała na zamkową kaplicę, a Godryk odmówił – to jednak byli złączeni wspólną sprawą. A teraz... Godryk pozostał sam.
Przez te ostatnie piętnaście lat coraz częściej pragnął śmierci. Owszem, dalej zajmował się przydzielaniem uczniów, wyszukiwaniem talentów i tak dalej, jednak coraz więcej obowiązków składał na barki swoich następców. Cóż, starość! Starość i samotność – tak, samotność, mimo tych wszystkich ludzi, w tym jego potomków, którzy kręcili się po zamku. Przed nimi dwiema nie da się uciec.
Aż wreszcie nadszedł ten dzień. Nikt nie miał wątpliwości, a już najmniej Gladys – jej ojciec odchodził. Odchodził do swojej matki, do swych przyjaciół.
Zamknął oczy wraz z zachodem słońca.
Gladys wstała od jego łóżka i wyszła na korytarz. Nie odezwała się do nikogo. Poszła jednym z rzadziej uczęszczanych przejść do gabinetu ojca, który znajdował się dość daleko od jego kwater. Wbiegła truchcikiem po schodach i otworzyła ciężkie drzwi.
Ojciec już jakiś czas temu powiedział jej, co ma zrobić po jego śmierci.
Podeszła do półki, na której leżała przeszło stuletnia, odrobinę zakurzona tiara. Gladys dmuchnęła delikatnie, wzbijając w powietrze chmurę pyłu.
– Nadszedł twój czas... Tiaro Przydziału. Nie ma już żadnego z Założycieli.
Na stary kapelusz spadła jedna łza.

Koniec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pikanderka
Pika Dobra & Miła



Dołączył: 26 Cze 2006
Posty: 397
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:05, 19 Mar 2007    Temat postu:

Zrobiło mi się żal tego ficka, który tak tu wisi, bez żadnego komentarza. Szczególnie, że na komentarze zasługuje.

Z pewnym sentymentem przeczytałam to jeszcze raz. Ten fick ma w sobie to coś, co - mówię całkiem poważnie - mnie do niego przyciąga. Mówi się, że teksty posiane na pojedynki są raczej słabe, w czym oczywiście jest trochę racji. Ale zdarzają się też takie, które się wyłamują.

Nie lubię poważnych tekstów, bo: po pierwsze na ogól mnie one przygnębiają, a po drugie wymagają myślenia. Poza tym mają to do siebie, że ich czytanie męczy.

Ten tekst mnei nie zmęczył. To znaczy - całość mnie nie zmęczyła, choć momentami było nużące, zazwyczaj w chwili gdy opisy robiły się taaakie długie. A poza tym było takie jakby... banalne? Proste. O, np. scena śmierci Godryka. Trochę jak z baśni, albo legendy, gdzie istenija dobre wróżki i takie tam. Ale pewnie się czepiam, przecież magia sama w sobie jest dużo bardziej baśniowa niż dobre wróżki.

Ogólnie mi się podobało, a zdanie na temat zwycięstwa mam sama-wiesz-jakie. A! Tylko Helga jest mi nie w smak - tzn. to jej pochlipiwanie i cała postawa takiej trzpioteczki-dzieweczki-laleczki. Słaba beksa - naprawdę myślisz, że ktoś taki móglby pomóc założyć tak potęzną szkołę jak Hogwart?

Gratuluję, Atko! :*

Pika


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia
Elf



Dołączył: 17 Paź 2006
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:11, 21 Mar 2007    Temat postu:

Pikanderko, dziękuję za odkopanie tego tekstu! Smile

Cytat:
Przez twarz dziewczyny przemknął się cień uśmiechu.

Wydaje mi się, że "się" jest zbędne.
Cytat:
pozwalającym zawrzeć czarodziejowi – lub paru czarodziejom – zakląć

Wydaje mi się, że jeden czasownik jest zbędny.
Tyle jeśli chodzi o drobne błędy.

Treść jest przecudna. Oryginalny temat; tak mało jest tekstów z czasów Założycieli... A dobre teksty o takiej tematyce to pewnie dałoby się policzyć na palcach...
Masz świetny styl i pewnie o tym wiesz, ale co szkodzi jeszcze powtórzyć, prawda?
Tekst mi się nie dłużył, mimo dużej ilości opisów; niezawodny znak, że napisane jest naprawdę wciągająco. Smile

Gratuluję cudnej miniaturki.
Kasia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin