Rozmowy Barowe -SPOJLER
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 9:04, 24 Paź 2005    Temat postu: Rozmowy Barowe -SPOJLER

Pomysł chodził za mną ładne parę tygodni zanim siegnęłam po "pióro" i z pewną nieśmiałością zaczęłam przelewać na papier.
Jest to mój debiut w czymś dłuższym niż miniaturka i tłumaczenia. Czy przypadnie Wam do gustu? Zobaczymy. Tak czy inaczej mam zamiar go skończyć.
Fik dedykowany Feniksowej i Ing z DK Tej pierwszej za wiarę we mnie, drugiej za betowanie i dyskusje.
Ing, Twoje słowa: "Błagam nie spieprz tego" mnie motywują i przypominają o odpowiedzialności za jakość tekstu. Dziękuję!

Kończę zanim przedmowa będzie dłuższa niż pierwszy rozdział.

Rozdział pierwszy.

Wpatrywał się w bursztynowy płyn w szklance. Jeszcze ze dwie takie porcje i osiągnie błogosławiony stan zobojętnienia. Rzadko używał alkoholu jako środka znieczulającego, ale dziś miał ochotę się napić. Wszedł do pierwszej lepszej knajpy, zamówił whisky i usiadł w najciemniejszym kącie sali. Pogrążony w myślach, od czasu do czasu podnosił wzrok i obrzucał nielicznych gości ponurym spojrzeniem.

Życie cuchnie, nie pamiętał gdzie to słyszał, ale trafnie oddawało sytuację, w której się znalazł. Jego życie cuchnęło na kilometr. Od ostatniego starcia ukrywał się w mugolskim świecie. Jak nisko upadłem. Przeklęty Dumbledore i ten genialny plan. Tym rozmyślaniom towarzyszył szmer przyciszonych rozmów i sącząca się z głośników cicha muzyka. Nie przeszkadzało mu to.

Wzrokiem bez wyrazu przyglądał się kobiecie, która właśnie weszła. Ruchy jakby znajome. Kiedy zamawiała drinka, usłyszał jej głos… Głos z przeszłości – denerwujący, natrętny. Granger. Ze wszystkich miejsc na ziemi musiała trafić właśnie tutaj. Diabli nadali, zarejestrowała trzeźwa część jego umysłu.

Wsunął się głębiej w kąt swojego boksu. Nie chciał, aby go zauważyła. Dostrzegł, że wybrała jakiegoś idiotycznego kobiecego drinka. Odprężył się lekko, kiedy omiotła salę spojrzeniem i skierowała do stolika. Po chwili znowu zesztywniał. Wybrała najbliższy wolny stolik i wbiła w niego wzrok. Niech to szlag!

Zerkał na nią ukradkiem, zastanawiając się, co u diabła robiła w mugolskim Londynie w podrzędnej knajpie. Najbystrzejszy umysł Hogwartu. To, że jej nie znosił nie przeszkadzało mu doceniać jej inteligencji. Przymrużonymi oczami patrzył jak wstaje i kieruje się w jego stronę. Psiakrew, trzeba się jej pozbyć.

***
Hermiona wracała z pracy. Była rozgoryczona. Ten stan utrzymywał się już od prawie roku. Dokładnie od zakończenia wojny z Voldemortem. I na dodatek zaczyna padać. Jak pech, to pech, pomyślała zrezygnowana. Weszła do najbliższej knajpy i zdecydowała się napić czegoś mocniejszego. Posiedzi, przeczeka deszcz i pomyśli. Chwila refleksji dobrze jej zrobi.

Rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego stolika. Na ułamek sekundy zatrzymała wzrok na wtapiającym się w panujący w pomieszczeniu półmrok mężczyźnie. Zajmował boks w najciemniejszym kącie sali i przyglądał się jej. Ta sylwetka wyglądała znajomo. Odebrała od barmana zamówionego drinka i skierowała się do stolika, z którego miała najlepszy widok na ciemną postać.

Powoli popijała swoją margeritę i usiłowała przypisać sylwetkę do twarzy. Gesty, ten ruch głową, profil! Snape. Nie, to nie możliwe. On nie żyje. Potrząsnęła głową. Ale… nigdy nie znaleziono ciała, tylko połamaną różdżkę i zakrwawione szaty. Ukrywa się. Dlaczego? Przecież… Przed oczyma stanęła jej jedna scena.

***

- To pismo Severusa – mówiła do niej i do Remusa profesor McGonnagall. Trzymała w ręku krótką notkę informującą o najbliższych planach Voldemorta. Chwilę wcześniej poprosiła ich, by po zebraniu Zakonu pozostali dłużej. Chciała im coś pokazać. Wojna z Tym - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać trwała już dwa lata i właśnie wchodziła w decydującą fazę, kiedy sowy zaczęły przynosić Minerwie anonimowe listy, zawierające informacje o planowanych akcjach Voldemorta.

Wyjaśniła, że z początku nie brała ich poważnie. Już nie ufała Snape’owi. Podejrzewała podstęp, ale dotychczas wszystko się zgadzało. Wybrała więc dwie osoby, które, jak wiedziała, były w stanie zaakceptować prawdę. Ta wiadomość wstrząsnęła nimi. Przecież Harry opowiedział im ze szczegółami, co zdarzyło się tamtej nocy, kiedy zginął Dumbledore. Tak jak wszyscy, uważali, że Snape to zdrajca.

Tego wieczoru długo debatowali, czy ujawniać źródło informacji. Hermiona była temu przeciwna. Uważała, że bezpieczniej będzie zachować tożsamość informatora w tajemnicy. Były mistrz eliksirów wśród członków zakonu był równie znienawidzoną osobą jak Voldemort – gorzej – myśleli, że jest zdrajcą.

Notki przychodziły regularnie do końca wojny i to między innymi dzięki nim zdołali pokonać Voldemorta. Zawsze wyprzedzali go o krok. A potem okazało się, że Snape zginął…

***

Nie, nie zginął, otrząsnęła się ze wspomnień, chyba, że po dwóch drinkach mam halucynacje.
Ponownie utkwiła oczy w czarnowłosym mężczyźnie. Zastanawiała się, czy do niego nie podejść, ale nie wiedziała jak on zareaguje. Z pewnością mnie rozpoznał. Zaczęły pocić się jej dłonie, a przecież nigdy nie była tchórzem. Jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, po czym zabrała swoją szklankę i podeszła do boksu, w którym siedział Snape.

- Profesorze?

- Odejdź, Granger.

Postawiła drinka na stole i usiadła naprzeciw byłego nauczyciela.

- Nie boisz się, Granger? – usłyszała zachrypnięty od alkoholu i nadmiernej ilości papierosów głos. Pominęła to milczeniem i tylko obrzuciła Snape’a ironicznym spojrzeniem. Prychnął zniecierpliwiony – Jestem mordercą, śmierciojadem, zapomniałaś? – uniósł szklankę w geście toastu – Twoje zdrowie, szlamo!

Zabolało, szczególnie, że padło z ust szanowanego niegdyś profesora – Nie zmienił się pan – skomentowała. Była pewna, ze chciał się jej pozbyć. – Myśleliśmy, że pan nie żyje.

Wykrzywił się szyderczo – Ja nie żyję, Granger. Dotarło? Chyba, że gryfońska Wiem –To- Wszystko wie lepiej – zasyczał.

Słysząc te słowa, dziewczyna zamilkła. Kolejnego drinka wypili w kompletnym milczeniu. Ciszę między nimi przerywał tylko szczęk zapalniczki, kiedy przypalał jednego papierosa za drugim.

Snape przypatrywał się dziewczynie poprzez siwy dym. Również na niej wojna odcisnęła swoje piętno. Zewnętrznie w ogóle się nie zmieniła, ale twarz miała tę prawie niezauważalną dojrzałość, którą mają tylko osoby znające smak ludzkich tragedii. W oczach czaił się cień, charakterystyczny dla tych, co za dużo widzieli i przeżyli. Jeszcze nie nauczyła się tego ukrywać.

– Mugolski Londyn, Granger? A co ze wspaniałym czarodziejskim światem? - zdecydował się przerwać tę wygodną ciszę.

Nie wyczuła w jego głosie zainteresowania, tylko obojętność. Ciekawe ile zdążył już wypić, zastanowiła się. Wzruszyła ramionami – Z wielu powodów, profesorze – nie miała ochoty rozmawiać z nim akurat na ten temat – A pan? – w chwili wypowiadania tych słów, wiedziała, że to najgłupsze z możliwych pytań. Przygotowała się na zjadliwy komentarz.

Snape obrzucił ją tylko pustym spojrzeniem – Z wielu powodów, Granger.

Znowu zapadła cisza. Rozmowa najwyraźniej im nie wychodziła. Wyglądało na to, że dobrze im się razem milczy. Pogrążeni, każde w swoich myślach, powoli popijali swoje drinki.
Po jakiejś godzinie, Snape stwierdził, że ma już dość. Jest wystarczająco zalany by zasnąć bez problemu, a jednocześnie na tyle trzeźwy, aby dotrzeć do mieszkania. Podnieśli się równocześnie. Widocznie ona też ma już dość.

- Panie przodem – przesadnie szyderczym gestem przepuścił ją przed sobą. Nie zwróciła na niego uwagi i po prostu podeszła do baru. Zapłaciła za swoje koktajle i nie oglądając się na niego wyszła na zewnątrz. Zdążyła zrobić trzy kroki, kiedy poczuła na ramieniu ciężką dłoń.

- Tylko pamiętaj, Granger, nie widziałaś mnie. Umarłem, zrozumiałaś? – owionął ją oddech o zapachu whisky.

Wzruszyła ramionami i tylko kiwnęła głową, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego mieszkania. Obróciła się tylko raz. Nadal stał przed pubem i patrzył jak odchodzi.
Wtopiona w noc sylwetka szpiega.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vilandra
Elf



Dołączył: 24 Sie 2005
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 14:15, 24 Paź 2005    Temat postu:

Pomysł ma duży potencjał. Pierwsza część napisana sprawnie, nie ujawnia zbyt wiele, rzuca tylko słaby, chybotliwy jak światło świec blask na pewne wydarzenia, zachęcając do dalszej lektury. Czy Snape jednak nie zdradził i zabił dyrektora na jego polecenie? Jeśli tak, to na czym polegał plan Dumbledore'a? Czy zdradził, ale w potem znów zmienił front? Jeśli tak, to dlaczego? Jak teraz żyje? No i jak sobie radzi Hermiona?
Dużo pytań. I bardzo dobrze. Naprawdę chce się czekać na odpowiedzi.

W każdym razie z prawdziwym zaciekawieniem będę wypatrywać dalszego ciągu. Życzę weny.
Vil.

PS Przepraszam, że tak leniwie przeklejam swój komentarz z DK, ale po prostu nie wiem, co innego mogłabym napisać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pon 15:44, 24 Paź 2005    Temat postu:

Snape wspominał o przeklętym Dumbledorze, czyli raczej zabił dyrektora na jego zlecenie... i takie teorie krążą po necie (;. do mnie to raczej nie przemawia... Snape is very, very bad boy xD. i taki ma być (;.

ale fanfik, jakby nie spojrzeć, całkiem dobry (;. zainteresował mnie, nie ma zadnych literówek/interpunktów/innych tego typu błędów (chyba, albo już ślepnę na starość (: ). jest dobrze (;. kontynuuj (;.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 7:54, 27 Paź 2005    Temat postu:

Rozdział drugi.

Cały następny tydzień Hermiona zastanawiała się, czy tamten wieczór nie był snem. Wydawał się taki nierealny. Przypadkowe spotkanie z umarłym przy drinku. Rozmyślając nad tym, ani przez chwilę nie pomyślała, aby komuś opowiedzieć o tej dziwnej rozmowie – nie rozmowie. Pod tym względem doskonale rozumiała byłego mistrza eliksirów.

Sama coraz bardziej oddalała się od angielskiego czarodziejskiego świata. Powojenna rzeczywistość ją rozczarowała. Voldemort zginął z ręki Harry’ego, ale nic ponadto się nie zmieniło. Pozostały stare układy, waśnie, kumoterstwo i potęga galeonów. Dla co poniektórych nadal pozostanie nic nie wartą szlamą. A może oczekiwała zbyt wiele? Teraz mieszkała w mugolskim Londynie, studiowała transmutację oraz eliksiry poprzez sowią pocztę i starała się ułożyć sobie życie na nowo. Zastanawiała się nad wyjazdem z kraju.

Utrzymywała jeszcze tylko sporadyczne kontakty z Remusem i Minerwą. Złota Trójca odeszła w niebyt. Wzajemny widok sprawiał im ból. Przypominał o każdej niepotrzebnej śmierci. Szczególnie Harry’emu. Ginny zginęła, broniąc Hermiony. Dziewczyna wiedziała, że przyjaciel tak naprawdę nigdy jej tego nie wybaczył. Jeden głupi błąd i jedno życie mniej. Podejrzewała, że wyrośli już z wiary w idealną przyjaźń. Rzeczywistość okazała się zbyt brutalna. To bolało. Wołała leczyć swoje rany w samotności. Skupiła się na nauce.

Była świadoma tego, że wojna bardzo ją zmieniła. Kiedyś miała książki i przyjaciół, swój mały zamknięty świat, teraz pozostały jej tylko książki. Świat zamienił się w mikrokosmos. Nigdy łatwo nie nawiązywała przyjaźni, a wojna jeszcze bardziej ją do tego zniechęciła. To było zbyt ryzykowne. Jednego dnia miało się przyjaciela, drugiego uczestniczyło w jego pogrzebie. Zbyt dużo widziała takich sytuacji.

Do dziś pamięta pogrzeb Ginny i wyrzut w oczach Harry’ego. Skierowany w jej stronę. To jej wina, że przyjaciółka zginęła. Gdyby była bardziej uważna. Gdyby…
Nigdy nie była wylewną osobą, a po tym jeszcze bardziej zamknęła się w sobie.

Ron… nie mogła nazwać go największą pomyłką życia, bo nią nie był. Spędzili ze sobą wiele przyjemnych chwil zanim to wszystko się posypało. Ron zawsze był Ronem. Ciepłym, nieporadnym na pozór, wiernym przyjacielem. U niego zawsze to, co w sercu, to na języku. Tak emocjonalny jak ona chłodna. Dopóki byli nastolatkami nie zwracali na to uwagi. Dopiero później Ronowi zaczął przeszkadzać jej dystans.

W miarę jak wkraczali w wiek dorosły, coraz mniej ją rozumiał. W końcu dotarło do niej, że żyją w dwóch różnych wszechświatach. Jej był wyciszony, pełen skupienia i ostrożności, jego barwny, żywiołowy, nawet po wojnie. W ten sposób radził sobie z bólem, Hermiona tak nie potrafiła. Rozstali się wśród wzajemnych wyrzutów. Dla nich pod tym względem nie było kompromisów. Od tego czasu z nikim się nie związała, uważała, że jest zbyt zimna i nie ma nic do zaoferowania. Jakby jej pozytywne emocje zostały wyparte przez gorycz.

Długo trwało, zanim wrócili do w miarę normalnych rozmów. Jednak to już nie było to samo. Cała trójka stała się bardzo ostrożna we wzajemnych kontaktach. Za wiele ich łączyło i to, paradoksalnie, sprawiało, że oddalali się od siebie. Między nimi było zbyt dużo bólu i tragedii. Nie byli już beztroskimi dziećmi. Zresztą, nigdy nimi nie byli, ale wcześniej mieli to złudne poczucie względnego bezpieczeństwa i całe pokłady zaufania.

Wtedy chyba tylko do Harry’ego docierało w pełni, że to wszystko było jak domek z kart. Dmuchniesz i się rozsypie.

Świadomie odizolowała się od wszystkich. Angielski czarodziejski świat nie miał jej już nic do zaoferowania. Kiedy opadły powojenne emocje na wierzch wypłynęła cała hipokryzja. Mimo iż Czarnego Pana już nie było, jego idee żyły nadal. Nic nie znaczyły jej wyniki w nauce, jej inteligencja, a nawet to, że przyczyniła się do pokonania potwora. Subtelnie dawano jej do zrozumienia, że nadal, dla co poniektórych jest szlamą. O dobrej pracy mogła zapomnieć. Wszystkie stanowiska zajęte przez „pełnowartościowych” czarodziei.

Potrząsnęła głową, aby odpędzić smutne wspomnienia. Wróciła myślami do profesora. Kiedy tak siedzieli w milczeniu, zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć. Jedyną zewnętrzną oznaką przeżyć była niewielka blizna po lewej stronie szczęki i przyprószone siwizną skronie. Wewnętrznych blizn mogła się tylko domyślać. W oczach przeważała pustka. Czasem mignął cień jakiegoś niezidentyfikowanego uczucia.

Ten człowiek zawsze doskonale ukrywał swoje emocje. A choć na potrzeby wojny opanowała Legilimencję i Oklumencję, to nie chciała stosować ich na nim. Był mistrzem. Wolała nie ryzykować. Szkoda, że nie umiałam z nim porozmawiać. Tyle pytań. To najbardziej inteligentny człowiek, jakiego kiedykolwiek znałam. Prawdopodobnie już nigdy nie będę miała okazji.

***

Severus Snape przez większość życia był szpiegiem. Opanował tę sztukę do perfekcji. Nawet w stanie mocno chwiejnym był skuteczny. Granger nie miała pojęcia, że kryjąc się w cieniu, odprowadził ją pod same drzwi. Nie mógł jej pozwolić tak po prostu odejść. Był już zmęczony ciągłymi przeprowadzkami i musiał się upewnić, że ta głupia dziewczyna nie poleci z donosem.

Już widział reakcję Pottera - zbawcy. Ten szczeniak go nienawidził, zresztą z wzajemnością, a Snape nie miał zamiaru jeszcze umierać. Bezczelny gówniarz – przyznawał to niechętnie – był potężnym czarodziejem. Od lat nadstawiał za niego karku, a ten nawet o tym nie wiedział. Poświęcił wszystko i nic nie otrzymał w zamian. Nawet wolności. Kiedyś jeszcze go to obchodziło. Teraz nie miało znaczenia.

Szpiegując Czarnego Pana i wysyłając te notki, ryzykował. Ale wtedy nie czuł przypływu adrenaliny, czy strachu, już nie. Miał wrażenie, że stał się ludzkim automatem. Szpiegiem doskonałym. Pod koniec wojny nie czuł już nawet bólu, który innych mógł doprowadzić do utraty świadomości. Istniał i nic więcej. Wygrali tę przeklętą wojnę – oni. On nie. Nadal tylko istniał. Blokował tę resztkę uczuć, która mu pozostała, pozwalał sobie tylko na gorycz. Nie czuł, chyba że na granicy snu, kiedy człowiek budzi się z koszmaru. Wpół świadomy nie panował nad myślami. Same wślizgiwały się do umysłu.

Nie chciał pamiętać, nie chciał czuć. Stłamsił swój gniew, swoją rozpacz; szyderczo przypominały mu, że jeszcze nie wszystko się w nim wypaliło. Chciał mieć tylko święty spokój. Odciął się od świata, całkowicie. Spłacił już swój dług. Może kiedyś znowu nauczy się żyć. Tylko że nie pamiętał jak się żyje.

Będzie więc obserwować Granger. To potrafi. Jeden najmniejszy sygnał, że wypaplała, a gorzko tego pożałuje.

Obserwował ją przez miesiąc. Zdążył dokładnie poznać jej zwyczaje. Nic szczególnego, szczerze mówiąc. Dowiedział się, że studiowała transmutację i eliksiry – co dziwne, sowią pocztą – oraz dorabiała jako kelnerka w kafejce mugolskiego uniwersytetu. Uderzyło go to, iż nie utrzymywała żadnych kontaktów z przyjaciółmi. Mugolski Londyn nawet był w stanie zrozumieć, wiedząc, co dzieje się w czarodziejskim świecie, ale odcięła się także od przyjaciół.

Przechwytywał jej sowy i otwierał listy. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Przecież go nie miał. Ani jednej, nawet krótkiej notki. Raz od McGonnagall, w którym namawiała dziewczynę do powrotu, i same materiały do nauki. Jeden jedyny raz odwiedził ją ten przeklęty wilkołak. Czyżby z niedorajdy Weasleya przerzuciła się na zwierzęta? Po raz pierwszy od dawna coś go zaintrygowało. Dlaczego jest sama? Istniał tylko jeden sposób, aby się dowiedzieć.

***

Hermiona zdążyła już zapomnieć o spotkaniu z byłym nauczycielem. Miała ważniejsze sprawy niż snucie domysłów. Ostatnio sowy dolatywały do niej z opóźnieniem. Musiała więc wybrać się na uniwersytet i dowiedzieć się, co jest grane. Niestety, nie potrafili udzielić jej konkretnej odpowiedzi. Sami nie mieli pojęcia, dlaczego.

Któregoś dnia, kiedy otwierała listy ze skryptami, z jednego podręcznika wypadła pojedyncza kartka. Znajomym pismem napisane na niej było tylko jedno zdanie: „ Dziś, ten sam bar o tej samej porze” Brzmiało to jak rozkaz. Snape. Ale… ale jak… skąd? Przez głowę dziewczyny przelatywały bezwładne myśli. Weź się w garść, Hermiona. To szpieg i na dodatek doskonały w tym, co robił, opamiętała się.

Jeszcze raz spojrzała na notkę i nagle do niej dotarło. Otwierał moje listy! Zatrzęsła się z wściekłości. To dlatego sowy się spóźniały! Szpiegował mnie. Jak śmiał! Potrzebowała dłuższej chwili, aby się opanować. Zdecydowała, że pójdzie na to spotkanie tylko po to, aby wygarnąć mu, co o nim sądzi. Były nauczyciel czy nie, nie miał prawa. Zastanawiało ją też, czego może od niej chcieć. Jeżeli mnie obserwował to wie, że nikomu o nim nie powiedziałam.

***

Wchodząc do pubu od razu go zauważyła, siedział w tym samym miejscu, w którym spotkała go pierwszy raz. Nie spiesząc się podeszła do baru i zamówiła drinka. Przyda jej się dziś wieczorem. Na to, co chciała powiedzieć Snape’owi, potrzebowała dodatkowej odwagi. Nawet tej sztucznie wykreowanej.

- Siadaj, Granger.

- Też się cieszę, że pana widzę, profesorze – odcięła się zgryźliwie i usiadła. – Przyszłam tu tylko po to, aby powiedzieć, co o panu myślę!

- Nie rozpędzaj się tak, Granger – przerwał jej szyderczo. – Nie interesuje mnie twoje zdanie. Naprawdę myślałaś, że to tak zostawię? Musiałem być pewny, że będziesz trzymała buzię na kłódkę.

Czemu mi to mówi? Przecież nigdy nikomu się tłumaczył. – To nie usprawiedliwia grzebania w cudzych listach i prywatnym życiu! Wystarczyło zapytać!

- Jak zapewne dobrze wiesz, Granger, bezgranicznie ufam ludziom – odparł ironicznie i przypalił papierosa.

No tak, cały Snape. Postanowiła chwilowo zostawić ten temat. Była też ciekawa, czego od niej chciał – Co jest powodem tego, jakże uprzejmego zaproszenia? – spytała z przekąsem. Nie czuła się w obowiązku być grzeczna i zwracać się do niego z szacunkiem. Nie była już małą pannicą Wiem –To- Wszystko, czującą trwożny szacunek do mistrza eliksirów. Była dorosłą kobietą, która zbyt wiele przeżyła, aby się go bać.

- Powód? Najbanalniejszy na świecie, Granger, ciekawość. – Znowu ta obojętność w głosie. – Jak każdy człowiek jestem ciekawy, a moja dodatkowa… profesja tylko ją podsyciła.

Niezwykłe, właśnie przyznał się, że w ogóle ma ludzkie uczucia. To na pewno Snape? – Emocje i pan? Te pojęcia wzajemnie się wykluczają – wymknęło jej się zanim zdążyła ugryźć się w język.

Uniósł brew. – Nie wierz plotkom, jestem tylko człowiekiem.

Coś tu wyraźnie było nie tak. Spojrzała na profesora ze zdziwieniem. W końcu znała go tylko jako budzącego strach nauczyciela i doskonałego szpiega. A tacy muszą posiadać zdolność ukrywania emocji. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się, jaki był jako Severus Snape – człowiek. A może należało?, przemknęło jej przez myśl.

- Cóż więc w moim, życiu pana tak zaciekawiło? – zaczęła ostrożnie i uniosła szklaneczkę do ust.

- Miesiąc wcześniej nie udzieliłaś właściwej odpowiedzi na moje pytanie. Chcę ją usłyszeć teraz. Czemu jedna trzecia Złotej Trójcy opuściła czarodziejski świat? – W jego głosie pobrzmiewała kpina. – Czyżby zmęczyły cię, Granger, hołdy składane twojej osobie? Przyjęcia na cześć zwycięzców nie dawały się wyspać?

Zamurowało ją na chwilę. Przyjęcia, hołdy? – Ośmielę się zauważyć, że minął już prawie rok od zakończenia wojny. Poza tym, nie walczyłam dla sławy i zaszczytów. Są o wiele ważniejsze rzeczy, niż nikomu nie potrzebne przyjęcia i idiotyczne ceremonie. Pan powinien wiedzieć to najlepiej – mówiła coraz bardziej gorączkowo. – W tej wojnie zginęło wielu wartościowych ludzi, a inni nie docenili ich ofiary. Czarodziejski świat niczego się nie nauczył. Pozostały te same uprzedzenia. – Zamilkła w obawie, że powiedziała zbyt wiele.

Kiedy mówiła, przyglądał się jej znad szklanki whisky. – Rozgoryczona, jak widzę. Taki bystry umysł, a nie domyślił się, że niektóre rzeczy się nie zmieniają. Bez względu na wszystko. Nie tłumaczy cię, Granger, nawet twój młody wiek. Przecież po pierwszej wojnie z Voldemortem byłaś już czarownicą. Nic do ciebie nie dotarło? – charakterystyczny uśmieszek.

Po tych słowach odstawiła drinka na stolik, wstała i nachyliła się nad nim – Może dla pana to było oczywiste, ale niektórzy posiadali jeszcze coś takiego, jak wiara w ideały. Wasz świat skutecznie mnie z tego wyleczył. Po pana pierwszych słowach myślałam, że da się z panem normalnie porozmawiać. Myślałam, że wojna zmienia ludzi, niestety, zapomniałam, z kim rozmawiam. Zawsze pozostanie pan zgryźliwym dupkiem. Żegnam! - Odwróciła się i prawie wybiegła z knajpy.

Nazwała go dupkiem! Ma dziewczyna odwagę, zresztą tej nigdy jej nie brakowało. Niektórzy umierali za te słowa. Snape jeszcze przez chwilę siedział nieruchomo, wpatrując się w drzwi pubu.


Ufff, poprawiłam. Rzeczywiście, trochę tego jest, ale: errare humanun est, prawda? Grunt to bystre oko i chęci do wyłapywania. Dzięki!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez annie dnia Nie 15:57, 30 Paź 2005, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vilandra
Elf



Dołączył: 24 Sie 2005
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 21:38, 29 Paź 2005    Temat postu:

Te błędy, które pokazałam na DK, zostały poprawione, i to się chwali. Ale na tamtym forum zaczęła się dyskusja o błędach interpunkcyjnych. No faktycznie, są. Nie chciałam ich wypisywać w poprzednich komentarzach, jednak teraz postanowiłam się trochę pobawić w ich wyszukanie, coby nie być gołosłowną.
Na razie zrobię przegląd tylko drugiej części, jak znajdę więcej czasu to "przelecę" też pierwszą.
Cytat:
Ginny zginęła, broniąc Hermiony.

Ten przecinek powinien być, a go nie ma.
Cytat:
Była świadoma tego, ze wojna bardzo ją zmieniła.

Tu jeszcze znalazłam jedną literówkę - jest "ze" zamiast "że".
Cytat:
Za wiele ich łączyło, i to, paradoksalnie sprawiało, że oddalali się od siebie.

Bez przecinka przed "i", za to powinien być przecinek po "paradoksalnie".
Cytat:
Mimo, iż Czarnego Pana już nie było, jego idee żyły nadal.

Bez tego przecinka przed "iż". To jest tak: w takich zwrotach jak "mimo że, mimo iż, jako że, chyba że, tylko że" itp. nie stawia się tego przecinka przed "że" lub "iż". Przecinek powinien być tylko przed całym zwrotem, czyli: "Bla bla bla, chyba że bla bla...".
Cytat:
Granger nie miała pojęcia, że kryjąc się w cieniu odprowadził ją pod same drzwi.

Powinien być przecinek po "cieniu".
Cytat:
Nie czuł, chyba, że na granicy snu, kiedy człowiek budzi się z koszmaru.

Tak jak wyżej - bez tego przecinka przed "że".
Cytat:
Tylko, że nie pamiętał jak się żyje.

Jak wyżej.
Cytat:
Raz od McGonnagall, w którym namawiała dziewczynę do powrotu i same materiały do nauki.

Tutaj powinien być przecinek przed "i".
Cytat:
Ale…ale jak…skąd?

Brak spacji po wielokropkach.
Cytat:
Na to, co chciała powiedzieć Snape’owi potrzebowała dodatkowej odwagi.

Przecinek po "Snape'owi".
I tu już pojadę dłuższymi fragmentami, bo budowa dialogów niestety leży. To, co zaznaczyłam na czerwono, trzeba by poprawić.
Cytat:
- Siadaj, Granger.

- Też się cieszę, że pana widzę, profesorze – odcięła się zgryźliwie i usiadła. Przyszłam tu tylko po to, aby powiedzieć, co o panu myślę!

- Nie rozpędzaj się tak, Granger – przerwał jej szyderczo. Nie interesuje mnie twoje zdanie. Naprawdę myślałaś, że to tak zostawię? Musiałem być pewny, że będziesz trzymała buzię na kłódkę.

Czemu mi to mówi? Przecież nigdy nikomu się tłumaczył?[bez tego znaku zapytania. Może być np. kropka] – To nie usprawiedliwia grzebania w cudzych listach i prywatnym życiu! Wystarczyło zapytać!

- Jak zapewne dobrze wiesz, Granger, bezgranicznie ufam ludziom – odparł ironicznie i przypalił papierosa.

No tak, cały Snape. Postanowiła chwilowo zostawić ten temat. Była też ciekawa, czego od niej chciał. – Co jest powodem tego, jakże uprzejmego zaproszenia? – spytała z przekąsem. Nie czuła się w obowiązku być grzeczna i zwracać się do niego z szacunkiem. Nie była już małą pannicą Wiem –To- Wszystko, czującą trwożny szacunek do mistrza eliksirów. Była dorosłą kobietą, która zbyt wiele przeżyła, aby się go bać.

- Powód? Najbanalniejszy na świecie, Granger, ciekawość. – Znowu ta obojętność w głosie. Jak każdy człowiek jestem ciekawy, a moja dodatkowa… profesja tylko ją podsyciła.

Niezwykłe, właśnie przyznał się, że w ogóle ma ludzkie uczucia. To na pewno Snape? – Emocje i pan? Te pojęcia wzajemnie się wykluczają – wymknęło jej się zanim zdążyła ugryźć się w język.

Uniósł brew. – Nie wierz plotkom, jestem tylko człowiekiem.

Cytat:
- Miesiąc wcześniej nie udzieliłaś właściwej odpowiedzi na moje pytanie. Chcę ją usłyszeć teraz. Czemu jedna trzecia Złotej Trójcy opuściła czarodziejski świat? – W jego głosie pobrzmiewała kpina. – Czyżby zmęczyły cię, Granger, hołdy składane twojej osobie? Przyjęcia na cześć zwycięzców nie dawały się wyspać?

Zamurowało ją na chwilę. Przyjęcia, hołdy? – Ośmielę się zauważyć, że minął już prawie rok od zakończenia wojny. Poza tym, nie walczyłam dla sławy i zaszczytów. Są o wiele ważniejsze rzeczy, niż nikomu nie potrzebne przyjęcia i idiotyczne ceremonie. Pan powinien wiedzieć to najlepiej – mówiła coraz bardziej gorączkowo. – W tej wojnie zginęło wielu wartościowych ludzi, a inni nie docenili ich ofiary. Czarodziejski świat niczego się nie nauczył. Pozostały te same uprzedzenia. Zamilkła w obawie, że powiedziała zbyt wiele.

Cytat:
Kiedy mówiła przyglądał się jej znad szklanki whisky.

Przecinek po "mówiła".
Cytat:
Przecież, po pierwszej wojnie z Voldemortem, byłaś już czarownicą i nic do ciebie nie dotarło? – charakterystyczny uśmieszek.

Dwa zbędne przecinki. Proponowałabym to nieco przeredagować i zrobić z tego dwa zdania. Czyli: "Przecież po pierwszej wojnie z Voldemortem byłaś już czarownicą. Nic do ciebie nie dotarło? – Charakterystyczny uśmieszek."

Uff, trochę tego jest. Nie wiem, czy wyłapałam wszystko, ale...
Komentarz odnośnie treści jest już na DK, więc tutaj wkleję tylko tę minisekcję, żeby post nie był tak baaardzo obszerny.

Pozdrawiam serdecznie,
Vil namolna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:52, 11 Lis 2005    Temat postu:

Uroczyście oświadczam: Vil zgodziła się zostać betą tego fika. Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i sugestie - przydały się.
A.




Rozdział trzeci.

Wracając do domu, Hermiona zżymała się w duchu. Co ja sobie myślałam? To jest Snape! Z nim nie da się porozmawiać bez ochronnej tarczy. Co ciekawe, z początku wydawało jej się, że w jego zgryźliwości dostrzegła szczeliny. Przyznał się do typowo ludzkiej słabości - ciekawości. Zwolniła krok. Sama zareagowała chyba zbyt gwałtownie, kiedyś potrafiła się lepiej kontrolować. I nazwałam go dupkiem! Przesadziła, krótko mówiąc.

Przez kilka następnych dni dziewczyna myślała nad słowami profesora. Miał rację, pozostała naiwna nawet po tym, czego była świadkiem. Nie musiał tylko tak brutalnie jej tego uświadamiać. Z drugiej strony jednak, nie podała mu wszystkich powodów swojej decyzji. Prześlizgnęła się po temacie. A te, które mu prawie wykrzyczała, nawet teraz w jej uszach brzmiały głupio.

Postanowiła, że znowu pójdzie do tego pubu, w ten sam dzień i o tej samej porze, ale tym razem nie da się wyprowadzić z równowagi. Jeżeli się dobrze domyślała, to Snape nadal ją obserwował. Zrozumie jej wiadomość.

***
Co ona wyprawia? - myślał Snape, patrząc jak wchodzi do tej knajpy, zamawia drinka i siada w jego boksie. Ewidentne zaproszenie. Tylko czego chce? Po tej ostatniej parodii rozmowy wybiegła wściekła. Przecież powiedział jej tylko prawdę. A że zrobił to w taki, a nie inny sposób… Uczył ją na tyle długo, że powinna wiedzieć, jak zareaguje na tak idiotyczną argumentację.

Stał w bramie po drugiej stronie ulicy i zastanawiał się, czy wejść do środka. Nie miał ochoty użerać się z rozhisteryzowaną pannicą. Nigdy taka nie była, uświadomił sobie po chwili. Po paru minutach podjął decyzję.

- Znowu zamierzasz się na mnie wydzierać, Granger - Hermiona, pogrążona w myślach, nie zauważyła jak wszedł, dopóki nie usłyszała przy uchu jego jedwabistego szeptu - a po usłyszeniu paru słów prawdy obrazić i wybiec w pośpiechu?

Wzdrygnęła się. - Witam, profesorze i przepraszam za wcześniejsze zachowanie. Miał pan rację.

- Powinnaś się do tego przyzwyczaić - sarknął i usiadł. - Zawsze ją mam.

Spojrzała na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedziała.

- Co tu robisz, Granger?

Wzruszyła ramionami. - Chciałam porozmawiać. Mam tyle pytań.

- Dlaczego sądzisz, że właśnie tobie udzielę odpowiedzi?

- A komu innemu, profesorze? Tylko ja wiem, że pan żyje. Sam pan powiedział, że jest tylko człowiekiem, a ludzie potrzebują rozmowy. Nawet tacy jak pan.

Zaskoczyła go tym stwierdzeniem. Nie zastanawiał się nad tym, ale słowa dziewczyny pomogły mu coś zrozumieć. Podświadomość zdecydowała za niego. Zamiast zmienić miejsce pobytu, jak byłoby najprościej, zaczął ją szpiegować. No cóż, nigdy nie lubiłem łatwych rozwiązań. Rozmowa; Tak długo z nikim nie rozmawiał, że prawie nie pamiętał, jak się to robi. Granger nie jest głupia, przypomniał sobie.

- Co chcesz wiedzieć? - spytał dziwnym tonem. - Zapamiętaj jednak, że odpowiem tylko na te pytania, na które ja będę chciał.

W oczach Hermiony pojawiło się zaskoczenie, jakby oczekiwała, że po tej przeciągającej się ciszy raczej wstanie i wyjdzie, niż coś powie. - Jak udało się panu przeżyć? Znaleźliśmy tylko zniszczoną różdżkę i szaty.

Zanim odpowiedział, przypalił papierosa. - Czystym przypadkiem. W jednym z ostatnich starć jakiś świeżo upieczony auror miał szczęście. Źle rzucone zaklęcie uderzyło mnie zamiast Rookwooda i straciłem przytomność. Spadłem do pobliskiego rowu. Kiedy się ocknąłem, było już po wszystkim. Zdecydowałem, że będzie lepiej, jeśli wszyscy uznają mnie za zmarłego. - Wzruszył ramionami.

- To dość lakoniczny opis.

- A czego się spodziewałaś, Granger? Melodramatycznych opisów, fruwających zaklęć? - rzucił zimnym tonem. - Byłaś tam, widziałaś, co się działo.

Sięgnęła po drinka. - Tak - przez twarz dziewczyny przemknął cień - widziałam.

- Teraz podaj mi prawdziwy powód, dlaczego żyjesz tutaj. Moje powody znasz, nie muszę ich wyjaśniać.

Westchnęła. - Dzieci nie powinny brać udziału w wojnach. Okazałam się zbyt słaba psychicznie, to wszystko. Niektóre rany są zbyt głębokie.

- Bzdury, Granger.

- Dlaczego, profesorze? To, że pan jest pozbawiony głębszych uczuć, nie znaczy, że inni też - podniosła głos i zaraz się zreflektowała. - Przepraszam, to było niepotrzebne.

- Gryfoni nigdy nie wiedzieli, kiedy ugryźć się w język - stwierdził sucho. - Więc?

W powietrzu między nimi znowu unosił się siwy dym. Przyglądał się dziewczynie uważnie i czekał na odpowiedź. Stanowczo za dużo pali, pomyślała.

- Profesorze, a czy to ważne? - Czuła się nieswojo patrząc w czarne, przypominające niekończące się tunele oczy. Były jak lustro, tylko odbijały, nie wpuszczając do środka. – Pan ma swoje powody, ja swoje. Rozgrzebywanie tego nic nam nie da.

Miała wrażenie, że przenika ją na wskroś intensywnym spojrzeniem, i czuje jej strach. Strach przed odsłonięciem.

Bała się! Zdradziła ją niepewność w oczach i lekkie drżenie dłoni, kiedy sięgała po szklankę. Zawsze umiał z ledwo uchwytnych sygnałów odczytać ludzkie emocje. Mógł ją zastraszyć i wyciągnąć z niej wszystko. Nadal był w tym mistrzem.

- Profesorze Snape? - spytała ostrożnie po przeciągającej się ciszy.

Zastanowił się nad odpowiedzią. Siedziała sztywno i wyraźnie czekała na jakiś komentarz z jego strony. Grzebanie w uczuciach. Zawsze się tego brzydził. Interesowały go fakty, a nie emocje. A u niej fakty powiązane są z emocjami. Zdecydował się odłożyć tę kwestię na bliżej nieokreśloną przyszłość. Wiedział, że to nie będzie ich ostatnie spotkanie.

- Kolejne pytanie, Granger.

Zszokowany wyraz jej twarzy sprawił mu satysfakcję. Po chwili opanowała się i odkaszlnęła.

- Czy profesor Dumbledore…

- Nie - przerwał jej zimnym tonem.

- Ale profesorze…

- Przypomnij sobie, Granger, co powiedziałem na początku tej jakże pasjonującej rozmowy. To ja wybieram pytania, na które odpowiem.

Pat. Siedzieli naprzeciw siebie i mierzyli się wzrokiem. W spojrzeniu Hermiony rozczarowanie walczyło z gniewem. Czarne oczy mężczyzny patrzyły obojętnie. Jak wtedy, gdy sięgał po drinka, czy zapalał papierosa. Po chwili Hermiona spuściła wzrok na swoje dłonie oplatające szklankę. Westchnęła i wzruszyła ramionami.

- Pana wybór.

Zaśmiał się chrapliwie. - To nigdy nie był mój wybór, Granger.

Zdumiona, gwałtownie poderwała głowę. To wyglądało prawie jak odpowiedź na jej pytanie. Może nie do końca, ale jednak. Intensywnie wpatrywała się w bezdenne oczy, szukając choćby najmniejszego cienia emocji. Nic. Jak on to robi? Zniechęcona, zdusiła pragnienie, aby nim potrząsnąć. To nie ma sensu. Cała ta rozmowa nie ma sensu. Pytania bez odpowiedzi.

Milczeli, oboje świadomi niechęci drugiego. Hermiona spokojnie dopiła swojego drinka i podniosła się. - Do widzenia, profesorze.

Powoli, bez słowa kiwnął głową.

***

Kolejna rozmowa i kolejne fiasko. Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Co z tą dziewczyną? Gryfoni zawsze mieli uczucia na wierzchu, a ona jest jak jeż. Tylko ją dotknij, a wystawi kolce. Zmieniła się z przemądrzałej Wiem - To - Wszystko w ostrożną kobietę. Widział jej zaskoczenie, kiedy odmówił odpowiedzi. Czekał, na jakąś reakcję z jej strony. Nie doczekał się. Szybko zrezygnowała, zbyt szybko. To do niej niepodobne. W szkole, kiedy coś ją interesowało, to nie ustąpiła, dopóki się nie dowiedziała. Teraz już wie, że prawda nie zawsze jest najlepsza. Wypił ostatniego drinka i wrócił do mieszkania.

Ludzie potrafią nas zaskoczyć jeśli im na to pozwolimy. A on wolał być przygotowany. Będzie musiał znowu wybrać się na Pokątną i powęszyć wokół jej przyjaciół. Dobrze, że zostało mi jeszcze trochę włosów do eliksiru wielosokowego, ale trzeba będzie uzupełnić zapasy.

***

Cały następny miesiąc Hermiona zastanawiała się, gdzie podział się czas. Zbliżały się egzaminy semestralne, więc większość dnia spędzała nad książkami. Na domiar złego jedna z kelnerek zachorowała i ktoś musiał ją zastąpić. Tym kimś była oczywiście Hermiona.

Dni zlewały jej się w jedno; do południa nauka, potem do północy praca. Wracała do domu wykończona, z myślą by jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Właściwie cieszyła ją ta sytuacja - nie miała czasu myśleć o sprawach, o których nie chciała. Była na to zbyt zmęczona.

Zaczynała przypominać własny cień. Podkrążone z niewyspania oczy, blada cera. Zawsze, kiedy przygotowywała się do egzaminów, zapominała o jedzeniu; stres wiązał jej żołądek w supeł. Funkcjonowała na hektolitrach kawy i pospiesznie nadgryzionych hamburgerach w pracy. Zmizerniała.

To tylko ten miesiąc, powtarzała w duchu, spoglądając rano w lustro i krzywiąc się na widok swojego odbicia. Wiedziała, że po sesji wszystko wróci do normy. Odetchnie.

Siedziała na zapleczu kafejki i masowała obolałe łydki. Jeszcze tylko godzina i fajrant, westchnęła i wróciła na salę. Bolące łydki czy nie, klient nasz pan. Albo raczej jego pieniądze, pomyślała z goryczą.

Nienawidziła być uzależniona od czegokolwiek, ale po śmierci rodziców musiała sobie jakoś radzić. Oszczędności, które jej zostawili, starczyły na opłacenie studiów i zakup skromnego mieszkania, o resztę musiała starać się sama.

Automatycznie, z obowiązkowym uśmiechem przyklejonym do twarzy, wykonywała swoje czynności. Podeszła do stolika w kącie sali, aby przyjąć zamówienie, i zamarła. Snape. Co on tu robi?

Zmierzył wzrokiem jej sylwetkę wciśniętą w obowiązujący w pracy strój - dość ciasną bluzeczkę oraz prostą spódniczkę przed kolana - i uniósł ironicznie brew. Obróciła się na pięcie i wyszła na zaplecze. Po kiego diabła tu przyszedł? Opanowała zdenerwowanie. Muszę tam wrócić. Zrobiłam z siebie idiotkę! Odetchnęła głęboko, wytarła o fartuszek spocone dłonie i weszła na salę. Zniknął. Na brodę Dumbledore’a, o co tu chodzi?

Wracając do domu rozglądała się na boki w nadziei, że dostrzeże profesora. Bez rezultatu. Raz wydawało się jej… nie, to tylko cień. Otwierając drzwi mieszkania, czuła na plecach jego wzrok. Nie oglądając się, weszła do środka. Zanim położyła się spać, postanowiła, że pomyśli o tym jutro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Princess
Charłak



Dołączył: 19 Lis 2005
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z ciemnej strony miasta

PostWysłany: Śro 20:42, 23 Lis 2005    Temat postu:

Annie, musisz wiedzieć, że wprost uwielbiam twoją twórczość. Od tłumaczeń po własne, jak mniemam dotychczas krótkie przedsięwzięcia. Cieszę się, że znalazłam kolejną części "Rozmów".

Bardzo podoba mi się to opowiadanie, nie tylko ze względu na mój ulubiony paring, ale także na autora. Kiedy tylko widzę tój nick, łapczywie klikam na temat i od deski do deski czytam.

Podobało mi się, nie powiem. Opowiadanie jest dość ciekawe i chociaż parę razy zderzyłam się z Hermioną, która po wojnie spotyka Snape'a i... to ten fick, moim skromnym zdaniem, jest ciekawszy i o wiele lepiej zapowiadający się.

Szablonowo, jak to bywa na końcu: życzę weny i nie zaniedbuj reszty opowiadań :)
Pozdrawiam, Dark.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:36, 06 Gru 2005    Temat postu:

Serdecznie dziękuję Vil za korektę i sugestie <ta moja składnia Embarassed>.
Dziewczyna rzetelnie podchodzi do powierzonych jej "dzieł". Dziękuję!
Dziękuję również tym co czytają i pozostawiają po sobie ślad. Wszelkie uwagi są cenne.
Jeżeli "wkradną" się jakieś błędy to tylko moje wskutek niezrozumienia sugestii Vil.

Na potrzeby fika pozwoliłam sobie zrobić Snape’a „odkrywcą” Wywaru tojadowego.


Rozdział czwarty.

Snape nienawidził tam wracać. Zwykle szybko załatwiał zakupy, których nie mógł dokonać w mugolskim świecie, i opuszczał Pokątną. Nie tym razem. Potrzebował informacji. Zaopatrzył się w piersiówkę z Eliksirem Wielosokowym i nastawił na nudę. To zajęcie nigdy nie było ciekawe.

Przezornie po składniki do eliksiru wybierał się do Irlandii; wtedy miał pewność, że nikt go nie zaczepi. Parę godzin kręcił się po centrum magicznego świata. Teraz, kiedy Czarny Pan został pokonany, czarodzieje stali się zadziwiająco niefrasobliwi. Uśmiechnął się szyderczo w duchu. Podsłuchując, dowiedział się wszystkiego o zwyczajach Pottera. Jeszcze trochę i będzie mógł napisać o nim książkę. Stał się samotnikiem? Nie wierzę, ten gówniarz zawsze uwielbiał być w centrum uwagi.

Koncentrował się na pubach, gdzie zawsze huczało od plotek. Pottera wielbiono, chwalono Weasleya, a o Granger mówiono półgębkiem. Udało mu się usłyszeć końcówkę zdania: „…to podobno jej wina” Co było jej winą? Czyżby to, że żyła w izolacji traktowała jako karę.

Stwierdził, że dobrze będzie wybrać się na uniwersytet, na którym studiowała i rozejrzeć się na miejscu. Może wykładowcy będą mieli coś do powiedzenia na jej temat.

Przedstawił się jako właściciel niezależnej firmy z Dublina produkującej eliksiry. Twierdził, że poszukuje talentów w tej dziedzinie i poprosił o rekomendacje. Tak jak przypuszczał, jedną z najwybitniejszych studentek była Granger. Nawet nie musiał się natrętnie dopytywać. Profesor rozpływał się nad zachwycającym umysłem panny Granger. Po paru minutach Snape’a zemdliło. Tak, jest wspaniała: Ten idiota nie znał jej jako niemożliwej nastolatki.

Bezceremonialnie przerwał monolog profesora i zapytał o plotki krążące na jej temat. W końcu nazwiska sławnej trójcy były znane i poza granicami Zjednoczonego Królestwa. Na te słowa wykładowca nieco przystopował. Bąkał coś niewyraźnie, potem dodał, że nigdy w to nie wierzył, w walce różnie bywa. „Wie pan, Avada nie wybiera.”

Z jego mętnych wyjaśnień zdołał wywnioskować, że Potter i jego samotność ma coś wspólnego z Granger. Co, u diabła, rzuciła go? Jak pamiętał, Potter spotykał się z Weasleyówną.

Wracał do mugolskiego Londynu i analizował w myślach to, czego się dowiedział. Brakowało mu paru szczegółów, a te znała tylko Granger.

Czas przypomnieć jej o sobie.

***

Hermiona powtarzała materiał z eliksirów. Eliksiry. Snape.
Kiedyś był dla niej nie lubianym profesorem, nietoperzem z lochów, potem najbardziej znienawidzonym człowiekiem na świecie – wliczając Voldemorta. I nagle nienawiść się skończyła. Kiedy zrozumiała… zaczęła czuć do niego ostrożny szacunek.

Niewielu ludzi na świecie podjęłoby taką decyzję, znając jej konsekwencje. Bo tego, że zdawał sobie sprawę, jak będzie wyglądać jego przyszłość, była pewna. Zawsze kalkulował wszystko na zimno, nie przewidział tylko Dumbledore’a. Podejrzewała, że śmierć dyrektora była przedstawieniem dokładnie wyreżyserowanym na użytek Voldemorta. To musiało być ukartowane. Niewiarygodnie, to właśnie Snape okazał się tym najwierniejszym. Pokręciła głową z niedowierzaniem.

A teraz? Czego od niej chciał? Rozmowy? Parsknęła szyderczo. Nie potrafili ze sobą rozmawiać. Oboje zbyt ostrożni, rozgoryczeni i zamknięci na normalny dialog. We wzajemnym towarzystwie wychodziło im tylko milczenie.

Wiedziała, że wizyta u niej w pracy była wiadomością. Kolejne spotkanie. Tylko po co? Nie miała zamiaru rozmawiać z nim na temat swojego życia, a czegóż innego chciałby się dowiedzieć? Co mogło interesować takiego człowieka jak profesor Snape?

Ona prawdopodobnie też nigdy nie uzyska bardziej konkretnej odpowiedzi na TO pytanie. Zdawała sobie z tego sprawę. „To nigdy nie był mój wybór.” Mogła się tylko domyślać prawdziwego znaczenia tych słów. Miała jeszcze dwa dni do spotkania. Musiała się zastanowić, czy pójść. W tej chwili uważała to za bezcelowe.

***

Snape świadomie przyszedł wcześniej. Musiał pomyśleć, jak dokładnie rozegrać dzisiejsze spotkanie. Parę dni temu poszedł do tej podrzędnej kafejki, w której pracowała. Przez chwilę miał możliwość obserwowania jej przy pracy. Mimo zmęczenia malującego się na jej twarzy, z wdziękiem poruszała się między stolikami i uśmiechała się do klientów. Dopiero wtedy dokładnie się jej przyjrzał. To dorosła kobieta, uświadomił sobie z zaskoczeniem.

Dotychczas postrzegał ją przez pryzmat nastolatki. Wiecznie irytującej, tryskającej najbardziej niedorzecznym entuzjazmem. Drażniło go to wtedy. Teraz była wyciszona wewnętrznie, jeżeli zostało w niej jeszcze choć trochę dawnej Granger, to trzymała ją pod żelazną kontrolą.

Przedwczoraj ją zaskoczył. Podeszła do stolika, przy którym siedział, zamarła na sekundę, odwróciła się i wyszła na zaplecze. Rzucił pieniądze na blat i opuścił lokal. Przyjście tam było niepotrzebne, równie dobrze mógł wsunąć notkę w podręcznik. Nadal przechwytywał jej sowy. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak paranoik; przecież nim był.

Trzeba będzie zmienić taktykę. Bezpośrednio od niej niczego się nie dowie, a w podstępach był mistrzem. Musi sprawić, aby przestała się tak kontrolować w jego towarzystwie. I nie może zmusić jej do tego szyderstwem czy gniewem. Nie będzie to łatwe, bo nie miał do tego cierpliwości.

Zapytał sam siebie po co to wszystko. Mógł spokojnie wrócić do swojego mieszkania i zapomnieć o całej sprawie. Przecież chciał od życia już tylko świętego spokoju. A wygląda na to, że znowu je sobie komplikuje. Widocznie nie potrafię żyć bez problemów.

Weszła. Przyglądał się jej, kiedy szła w kierunku ich boksu. Ma w ruchach jakiś nieuchwytny wdzięk, w jego głowie pojawiła się nieproszona myśl. Severusie, nie pij więcej, bredzisz. To jest Granger, nieznośna Wiem-To-Wszystko! Zastanowił się chwilę i wzruszył ramionami. Był tylko mężczyzną i pozostały mu odruchy bezwarunkowe właściwe dla jego płci. To nic nie znaczy.

- Granger – kiedy podeszła, uniósł szklankę – drinka?

Szok odebrał Hermionie mowę. Spodziewała się typowego „Siadaj, Granger” wypowiedzianego zimnym tonem, a nie tej rozszalałej, jak na tego człowieka, uprzejmości. Usiadła bez słowa i tylko skinęła głową. Drink, tak, zdecydowanie tego potrzebuję! Zdumiona patrzyła jak wstaje i podchodzi do baru. Po chwili wrócił z margaritą w ręce i postawił przed dziewczyną.

Niepewnie sięgnęła po szklankę i upiła łyk. – Dziękuję. – Chyba nie zamierza mnie otruć? Odepchnęła tę myśl jako niedorzeczną. Mógł to zrobić już trzy miesiące temu. Miał dość czasu.

- Podobno pracujesz nad udoskonaleniem Wywaru Tojadowego? – Z satysfakcją patrzył jak krztusi się swoją margaritą.

Sięgnęła po serwetkę i wytarła usta. – Tak. – Spojrzała podejrzliwie na profesora. – Skąd…

- Nie zapominaj, Granger, że to mój… zawód. Wiedzieć.

- Dlaczego to pana interesuje? – Zdecydowała się nie dociekać, jak się dowiedział. Wyglądało na to, że mają szansę na normalną rozmowę i postanowiła utrzymać ten stan. Może uda mi się w końcu przebić przez ten mur i wydobyć z niego jakieś informacje. Parsknęła w duchu. Tak, jasne, życia może mi nie starczyć.

- Ten wywar to moje odkrycie, to chyba naturalne, że interesują mnie wszelkie modyfikacje. – Rzucił dziewczynie uśmieszek i pstryknął zapalniczką. Zaciągnął się papierosem i dodał: – Co zamierzasz uzyskać, Granger?

Chwilę trwało zanim odpowiedziała. – To nie do końca tak, profesorze – zaczęła ostrożnie. Zastanawiała się, do czego on zmierza. – Sam wywar pozostanie bez zmian. Chcę w oparciu o jego składniki stworzyć eliksir uzupełniający, który w połączeniu z pana eliksirem pozwoli wilkołakowi zachować ludzką postać podczas przemiany.

Czekała na komentarz mężczyzny. Podczas mówienia przemknęło jej przez myśl, czy nie poprosić, Snape’a o pomoc. Był Mistrzem Eliksirów, i to najlepszym. Miała okazję poszperać w archiwum uniwersytetu. Studiowała na jego Alma Mater. Wszystko zależy od jego reakcji.

- Od czego zaczęłaś?

- Profesorze, jestem już w połowie i…

- I nie umiesz ruszyć dalej, nieprawdaż? – bardziej stwierdził niż zapytał. Z jego tonu przebijało szyderstwo.

Skąd, u diabła, on to wszystko wie?

Jakby w odpowiedzi na jej nie zadane pytanie, spojrzał na dziewczynę zniecierpliwionym wzrokiem. – Jeżeli, jak się domyślam, chcesz, abym ci pomógł, to muszę znać twoje czynności od początku, Granger.

Hermiona przez chwilę przyglądała się siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie. Jedną dłonią obejmował szklankę whisky, w drugiej trzymał zapalonego papierosa i patrzył na nią. Na twarzy miał ten swój uśmieszek i wyraźnie czekał na odpowiedź.

Jeżeli przyjmę jego pomoc to będzie oznaczało kolejne spotkanie. Zastanawiała się, czy jest w stanie przetrwać następne. Profesor Snape to trudny człowiek. Mało powiedziane. Nie była pewna, czy zniesie jego szydercze uwagi. Zawsze wiedział, co powiedzieć, aby najbardziej bolało. A ona miała dość bólu.

„Niemal wszystko zło na świecie ma swoje źródło w tym, że ktoś się czegoś boi. Nie ma nic okropniejszego ani poniżającego niż żyć w bojaźni”*, przypomniały jej się słowa wyczytane w jakiejś książce. Odetchnęła i podjęła decyzję. Potrzebowała jego umiejętności, a sam Snape ją intrygował. Strach ma tylko wielkie oczy.

- Dobrze, profesorze, ale zdaje pan sobie sprawę, że to nie jest rozmowa tylko na jedno spotkanie?

Jednym szybkim ruchem zdusił niedopałek papierosa w popielniczce. W czarnych oczach pojawiła się irytacja. Na końcu języka miał zjadliwą uwagę na temat jej inteligencji, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Ona ma poczuć się bezpiecznie, wtedy człowiek mniej się kontroluje i łatwiej popełnia błędy. Zamiast tego stwierdził z ledwie wyczuwalną ironią: – Twoja wiara w moją inteligencję, Granger, mnie rozczula.

Powinna była się tego spodziewać. Profesor Snape nigdy nie pozostawia niczego przypadkowi.

- Zaczęłam od zmiany proporcji mniej ważnych składników i dodania w minimalnych ilościach tych, które mają być podstawą mojego eliksiru. – Stwierdziła, że najlepiej od razu przejść do rzeczy. – Lepiej, żeby w ogóle nie zadziałało, niż kogoś otruło!

Ciekawe, czy tym kimś jest Lupin? Ciągle zastanawiało go, jaki rodzaj związku łączył tych dwoje. Wilkołak odwiedzał ją średnio raz na tydzień. Siedział do późnego wieczoru i wychodził. Jest psidwakiem doświadczalnym czy może kimś więcej? Nie wiedzieć czemu, przeszkadzała mu ta myśl.

- Jakie dokładnie składniki? – W czarnych oczach pojawił się błysk zainteresowania.

Resztę wieczoru spędzili na w miarę normalnej rozmowie. Tylko dwa razy Hermiona miała ochotę wstać i wyjść. Zawsze łatwiej dostrzec cudze błędy, a on bezlitośnie wykorzystywał to przeciwko niej. Za każdym razem jednak Snape zamawiał kolejnego drinka i gładko przechodził do kolejnego zagadnienia.

Chyba nie zamierza mnie spić? Wątpiła w to, ale w trzecim drinku tylko maczała usta, świadoma przeszywającego ją ironicznego spojrzenia czarnych oczu.

Tego wieczoru skupili się tylko na zmianie proporcji, a już dostrzegł nieścisłości w jej rozumowaniu. Hermiona stwierdziła w duchu, że warto znosić uwagi profesora. Teraz posunie się naprzód w swoim projekcie.

Po paru godzinach poczuła się wyczerpana. Ta dyskusja nie była łatwa. Zastanawiała się, jak umówić się na następne spotkanie tak, aby nie uznał, że się narzuca.

- Zmęczona? – spytał z wszechwiedzącym uśmieszkiem. Dopił drinka. – Dam znać o następnym terminie.

- Dziękuję, profesorze, doceniam pańską pomoc – uśmiechnęła się do mężczyzny – tym bardziej, że nie przepada pan za moim towarzystwem.

- Nie łudź się, Granger – jedwabisty głos brzmiał zimno – nie pomagam tobie. Chcę tylko, aby te zwierzęta nie zagrażały ludziom.

Uśmiech dziewczyny umarł śmiercią naturalną. Zawsze, kiedy zaczynała mieć nadzieję, że tli się w nim jeszcze trochę ludzkich uczuć, bezlitośnie ściągał ją na ziemię. Pożegnała się chłodno i po chwili już jej nie było.

***

Następnego dnia ogarnęły ją wątpliwości. Profesor Snape to kolejna nitka łącząca ją z przeszłością. Czy naprawdę tego chcę? Jednak z drugiej strony on tak jak ona żył wśród mugoli i był tej samej sytuacji. Sama przypominała mu o życiu, które stracił.

Wiedziała, że tak naprawdę nigdy nie ucieknie wystarczająco daleko. Wspomnienia zabierze ze sobą i byle drobiazg będzie jej o nich przypominał. A teraz w dalszym ciągu będzie miała wybór. Może w każdej chwili powiedzieć: nie – koniec z tym. Ale najwyższy czas skończyć z użalaniem się nad sobą. Miałaś rok na zrobienie porządku w swoim życiu.

Skulona pod kocem, siedziała na kanapie i wpatrywała się w ogień płonący w kominku. Obok, na stoliku stał kubek gorącej herbaty – zawsze pomagała jej w takie dni. Szare, listopadowe, otulone mgłą, wpędzały ją w melancholijny nastrój. Myślała wtedy nad sobą i zawsze dochodziła do jednego wniosku, aż do dzisiaj. Teraz było inaczej; zrobiła pierwszy krok na drodze do wyjścia z rozgoryczenia. Utwierdziła się w podjętej decyzji i zamierzała wytrwać.

Jej myśli skierowały się ku najbardziej nieprzeniknionemu człowiekowi, jakiego kiedykolwiek znała. Severus Snape. Ostatnio miała wrażenie, że jej życie kręci wokół niego. Absorbował cały jej wolny czas. Zamiast skupić się na sobie, usiłowała przeniknąć zamiary swojego byłego nauczyciela.

Ich ostatnia rozmowa… Starannie omijane prywatne tematy. Nieufnie podchodziła do tej nagłej zmiany frontu z jego strony. Mistrz Eliksirów nigdy nie działał bez ukrytych motywów. Tym razem również musiał mieć jakiś cel. Podejrzewała, że przynajmniej częściowo chodziło o wilkołaki. Zresztą jego ostatnie zdanie tego wieczoru utwierdziło ją w tym przekonaniu.

Po namyśle stwierdziła, iż musiał złożyć wizytę na uniwersytecie. Tylko jej promotor wiedział o projekcie eliksiru przemiany – tak nazwała swój pomysł.

Jeszcze przez chwilę zastanawiała się nad wydarzeniami ostatnich miesięcy. Trochę się zmieniło w jej życiu. Stało się coś, co wprowadzało chaos w jej uczucia. Musi znaleźć odpowiednią chwilę i odpowiedzieć sobie na parę pytań. Dziś była już zbyt zmęczona. Odrzuciła koc, dopiła herbatę i ruszyła do łazienki. Czas spać.

* Cytat pochodzi z książki L.M. Montgomery " Błękitny Zamek"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Nie 13:37, 08 Sty 2006    Temat postu:

Annie, ja zakochałam się w tym opowiadaniu! Fantastyczne po prostu. Snape - snape'owaty, Hermiona - hermionowata, ogółem wszystko fantastyczne. No i można by rzec, że mam tu ciąg dlaszy teorii, którą ja osobiście podzielam - ukartowane przez Dumbledore'a przedstawienie, ot co. "The show must go on..."

Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;)

Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Nie 14:03, 08 Sty 2006    Temat postu:

cóż, znowu zabrakło mi paru przecinków - ale to niewielu, Vil sie spisała.

jak to się stało, że nie przeczytałąm poprzedniej części? kurcze, no, nie wiem. obie są bardzo dobre i tajemnicze - a tajemnica to podstawa dobrego ficka... zastanawiam się, czemu Hermiona odeszła i nie chce zdradzić powodów. jedyne, co mi przychodzi do głowy to to, że przez przypadek zabiła Ginny - ale to jest mało prawdopodobne i takie zbyt... telenowelaste (:P...). znaczy, wiesz, nie bardzo mi pasuje.

ogółem, podobało mi się. i ejszcze cytacik z "Zamku" - zawsze lubiłam Montgomery (;. plusik za to (;.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:08, 13 Sty 2006    Temat postu:

Szczere podziękowania dla Vil. To się nazywa porządna beta!
Jak się to mówi WEN ma czasem chimery, niestety.

Rozdział piąty.

Marzł w bramie i wpatrywał się w ciemne okna Granger. W mroku nocy widać było tylko rozżarzony koniuszek papierosa. Zaciągnął się mocno. Papierosy to była jedyna rzecz, której nie potrafił sobie odmówić. Pomagały zabić czas.

Myślał nad ostatnią rozmową. W pewnym momencie Granger wyglądała, jakby podjęła jakąś decyzję. Czyżby dotyczyła jego? Wątpił w to. Dla niej był tylko dawnym nauczycielem. Po swoim małym wywiadzie na uniwersytecie domyślił się, że dziewczyna nie oprze się pokusie wykorzystania jego wiedzy na temat eliksirów. Dlatego rozpoczął ten temat. Jak zwykle miałem rację, uśmiechnął się ironicznie pod nosem.

Miał głęboko gdzieś wilkołaki z Lupinem na czele; potrafił się przed nimi obronić, a reszta niech radzi sobie sama. Jeśli jednak to pomoże mu w osiągnięciu celu, to tylko dodatkowa korzyść. Będzie się miał czym zająć w pustym mieszkaniu. Odświeży swoją wiedzę.

Stwierdził, że Granger wiedziała, co robi, i miała całkiem konkretne pomysły. Przy jej uporze odniesie sukces. Szkoda tylko, że za dużo marnowała go na upieranie się przy swoim – błędnym zresztą, co jej udowodnił i wytknął – zdaniu.

Przyglądał się dziewczynie uważnie, kiedy zawzięcie broniła swoich pomysłów. Lekko rozgorączkowana, ale nadal uważająca na to, co mówi. Nie wymknęła się jej żadna uszczypliwa uwaga. Choć mógł się założyć, że niejedną miała na końcu języka. Niedobrze, nadal jest ostrożna.

A czego się spodziewałeś? To jest błyskotliwa kobieta; myślałeś, że po jednej – powiedzmy, że normalnej rozmowie – olśniona twoją wiedzą, padnie przed tobą na kolana? - gdzieś z zakamarków umysłu dobiegł dziwny, zjadliwy komentarz. Wyrzucił niedopałek i aportował się.

Wrócił do pustego mieszkania i nalał sobie jeszcze jednego drinka. Usiadł w fotelu i wpatrywał się w brudny, obdrapany mur widoczny z okna. W głowie miał lekki zamęt. Nie był do tego przyzwyczajony. Przypomniał sobie, jak czuje się człowiek sfrustrowany. Nie miał tylko pojęcia, dlaczego tak się czuje. I musiał się tego dowiedzieć.

Rozmowa, a raczej dyskusja… Nie mógł - i co ważniejsze - nie chciał zachowywać się uprzejmie. Ona się na to nie nabierze. Nigdy nie miał do czynienia z tak inteligentną i jednocześnie tak ostrożną oraz niechętną kobietą.

Innym wystarczyło parę odpowiednich słów, wymruczanych do ucha jedwabistym szeptem i mógł wyciągnąć z nich wszystko, co chciał, a czasami nawet więcej. Często pod nosem nic nie podejrzewających małżonków. Ta sytuacja była o wiele bardziej skomplikowana.

Znała go jako nauczyciela, potem szpiega, następnie zdrajcę, a teraz…? Minerwa musiała jej powiedzieć, kto wysyłał te informacje, zdawał sobie z tego sprawę. Inaczej nigdy by do niego nie podeszła. Jako kogo widziała go teraz, poza człowiekiem, którego może wykorzystać, oczywiście? Coraz więcej pytań, a każde rodziło następne.

Rozmowa z nią przypomina lawirowanie między łajnobombami Weasleyów, trzeba w odpowiednim momencie gryźć się w język. Jak on tego nie znosił.

Jednak dzięki niej znowu poczuł, że żyje. Miał cel. Tego mu brakowało. Miał dużo czasu na rozgryzienie tej dziewczyny, która - odnosił wrażenie - przypominała mu kogoś, kogo dawno temu dobrze znał.

***

Hermiona moczyła się w wannie. Potrzebowała chwili odprężenia, aby zastanowić się nad emocjonalnym chaosem, jaki odczuwała. Przez ostatni rok była znużona swoim życiem, ostatnio jednak ogarniało ją lekkie podekscytowanie. Musiała uporządkować swoje uczucia, wtedy zrozumie, co się zmieniło.

Od czasu, kiedy rozgoryczona opuściła czarodziejski świat, istniała dla niej tylko nauka i praca. Kochała się uczyć, a pracować musiała. Dlaczego wybrała akurat męczącą robotę kelnerki i to w podrzędnej kafejce na terenie mugolskiego uniwersytetu? Z różnych powodów. Brak mugolskiego wykształcenia – najważniejszy – oraz w miarę dogodne godziny pracy i, co dotarło do niej po czasie; otoczona ludźmi w zbliżonym wieku nie miała poczucia, że jest samotna.

Parsknęła nad swoją niekonsekwencją. Odcięła się od wszystkich znajomych i przyjaciół z własnej woli, a bała się samotności. Jesteś żałosna. Upiła łyk wina, którego lampkę postawiła na brzegu wanny. Miało lekko gorzki smak. Jak moje życie.

Ciężko było jej przełknąć fakt, iż potrzebowała czyjejś obecności, aby wypełnić pustkę. Owszem, dość często odwiedzał ją Remus, niestety przyjaciel nie był w stanie wypełnić tej luki. Ostatnimi czasy jednak w jej życiu pojawił się element obcy.

Odczuwała coś, czego, jak myślała, nigdy już nie doświadczy. Podekscytowanie. Jak wtedy, kiedy dostawała od życia kolejne wyzwanie, zmuszające ją do wytężenia całej swojej inteligencji.

Wyzwanie.

Wpatrywała się w światło odbijające się od ciemniej powierzchni wina i przed oczyma stanęła jej sylwetka Mistrza Eliksirów.

Dziwne było to, że pomimo fiaska, jakim kończyły się poprzednie, zażądał – nie mogła tego inaczej nazwać – kolejnego spotkania. A potem jego zachowanie. Zbiło ją z tropu. W pewnym momencie, zaraz na początku, wydawało się jej, że wyraźnie ugryzł się w język.

Była pewna, że miał zamiar powiedzieć coś wyjątkowo zjadliwego. Ten człowiek, Snape, wredny nietoperz lochów, świadomie powściągnął język wobec uczennicy, której nie znosił. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo irytowała go w Hogwarcie.

Co nie znaczy, że był uprzejmy. Był taki, jakiego zdążyła poznać podczas nauki, z małą tylko różnicą. Miała wrażenie, że… zmienił swoje nastawienie do niej?

Nie wiedziała, na czym opiera swoje odczucia. Zachowywał się tak jak zawsze, a jednak jakoś inaczej. Może to wina spojrzenia, jakim ją czasem obrzucał. Szczególnie wtedy, kiedy wyjątkowo uparcie broniła swojego zdania. Będzie musiała lepiej przygotować się do ponownego spotkania.

Rozmowa z nim przypomina spacer po polu minowym; trzeba uważać, co się mówi, inaczej jest się narażonym na kpinę i szyderstwo.

Nie mogła jednak twierdzić, że jej nie pomógł. Jedna dyskusja, a tyle nowych możliwości. Muszę omówić poprawki jakie zaproponował, z Remusem, w końcu to on najbardziej ryzykuje. Postanowiła, że poczeka z informowaniem przyjaciela do chwili bardziej znaczących zmian. Może za jakieś dwa miesiące, kiedy prace posuną się bardziej do przodu.

***

Minął miesiąc i żadnej wiadomości od Snape’a. Hermiona robiła się coraz bardziej niespokojna. Czyżby się rozmyślił? Uspokój się, strofowała samą siebie. Od czasu pierwszego spotkania minęły cztery miesiące, a spotkali się cztery razy, wychodzi jedno spotkanie na miesiąc. Z niezwykłą jak na siebie niecierpliwością sprawdzała skrypty w poszukiwaniu wiadomości od profesora.

W czasie pomiędzy nauką a pracą wertowała księgi o eliksirach, aby uzupełnić wiedzę na temat składników. Sporządzała góry notatek, które miały jej pomóc w dyskusji z byłym nauczycielem. Miała parę pytań na temat esencji z krwawnika; nie zgadzały się jej opisywane właściwości z tymi, które powinien mieć w wywarze tojadowym. Może to stanowiło problem w jej eliksirze.

Podczas ostatniej wizyty Remusa była wyraźnie rozkojarzona. Przyjaciel ze smutnym uśmiechem stwierdził, że zachowuje się tak, jakby nie mogła się doczekać wymarzonej randki. Nie zwróciła uwagi na jego zawiedziony wzrok i na to, że wychodząc obrzucił ją tęsknym spojrzeniem.

Randka, tak, jasne! Na takie spotkania nie chodzi się uzbrojonym w pancerz. Nigdy nie patrzyła na Mistrza Eliksirów jak na mężczyznę. Dla niej był tylko wybitnie inteligentnym człowiekiem z wrednym usposobieniem. I wyjątkowo charyzmatycznym facetem. Nie wiedziała, skąd wzięła się ta myśl.

Teraz siedziała na zapleczu kafejki, korzystając z chwili przerwy. Przed nią stał talerz z nadgryzioną kanapką i olbrzymi pusty kubek po kawie. Zastanawiała się, kiedy - i czy w ogóle - profesor raczy sobie o niej przypomnieć.

- Hermiona, jakiś facet zażądał, żebyś to ty go obsługiwała – jej rozmyślania brutalnie przerwała druga kelnerka. – Rany, ale ma głos! Jedwabisty, miękki, a jednocześnie przerażający, aż ciarki przechodzą.

- Słucham?

- Głos, dziewczyno, głos. – Koleżanka przysiadła na drugim krześle. – Ale niestety chce ciebie.

Hermiona spojrzała na nią zdumionym wzrokiem. – Płyta ci się zacięła? Czyj głos?

- Nie wiem, pierwszy raz widzę tu tego faceta. Zapamiętałabym go. Nikt nie ma takiego głosu. Brzmi jak obietnica grzechu. I chce ciebie – dodała z żalem.

- Mnie?

- Od pięciu minut mówię do ciebie, zrozumiałaś choć słowo?

- Jak mam rozumieć skoro bredzisz o jakimś głosie? – zirytowała się Granger.

Brunetka popatrzyła na koleżankę jakby podejrzewała, że jest niespełna rozumu. – Klient chce, abyś to ty go obsługiwała. Czarnowłosy z krzywym nosem, ubrany jak na pogrzeb. Znasz takiego?

Snape. Hermiona poderwała się z krzesła. Ale co do tego ma jego głos? Owszem, kiedyś potrafił samymi słowami sprawić, że czuła na plecach dreszcz strachu. Ale nie zwracała uwagi na tembr głosu. Wystarczyło to, co mówił. Rzuciła okiem w przykurzone lustro, przygładziła włosy i weszła na salę.

Przystanęła na chwilę i rozejrzała się po sali. Swoim zwyczajem wybrał najciemniejszy kąt. Odetchnęła głęboko i wolnym krokiem ruszyła w stronę Snape’a. Pamiętaj, jesteś w pracy, pełen profesjonalizm, powtarzała w duchu. Jednocześnie czuła, jak ogarnia ją to dziwne podekscytowanie. Nie zapomniał.

Stanęła przed stolikiem, przy którym siedział, i przywitała go zawodowym uśmiechem przeznaczonym dla klientów. – Profesorze, podać panu coś?

Uniósł brew, słysząc jej służbowy ton. – Kawę, czarną bez cukru.

Skinęła głową i odeszła, aby zrealizować zamówienie. Snape początkowo nie miał zamiaru niczego zamawiać. Chciał tylko przekazać wiadomość o kolejnym spotkaniu, jednak widząc jej oficjalny uśmiech zmienił zdanie. Najwyższy czas wytrącić ją z równowagi. Zapalił papierosa i zwężonymi oczyma przypatrywał się, jak niesie zamówioną kawę.

Bez słowa postawiła przed nim parujący napój i spojrzała wyczekująco. Upił łyk gorącej kawy i skrzywił się z niesmakiem. Gorszej lury nie pił nawet u Czarnego Pana. Spojrzał na dziewczynę, która nadal stała obok stolika. – To wszystko, Granger, możesz odejść – rzucił obojętnym tonem.

W Hermionie zawrzało. Z wysiłkiem zdusiła wściekłość i powtarzając w duchu swoją mantrę: pełen profesjonalizm, obróciła się i odeszła. W końcu nie był jedynym klientem. Przyjmując zamówienia, wewnątrz trzęsła się ze złości. Przyszedł tutaj i zignorował ją. Po tym, jak zażyczył sobie, aby to ona go obsługiwała.

Co on sobie wyobraża, traktując mnie jak natręta? Te rozmowy to był jego pomysł. Nikomu zresztą niepotrzebny. W tym momencie przypomniała sobie o wiedzy, jaką posiadał, i trochę ochłonęła. Niechętnie przyznała, że go potrzebowała. Jako jedyny mógł jej pomóc przy projekcie eliksiru. Potrzebujesz go tylko dla projektu?

O mało nie wylała gorącej herbaty na kolana klienta. Przeprosiła i błyskawicznie uciekła na zaplecze. Hermiono, co cię opętało? Najpierw przez cały miesiąc zachowujesz się jak małolata przed pierwszą randką, potem na myśl o NIM ogarnia cię podekscytowanie, a teraz jeszcze i to! Samotność pomieszała ci rozum. To przecież Nie - Zbliżaj - Się - Bo - Gryzę Snape!

Potrząsnęła głową nad własnymi myślami, upiła łyk zimnej kawy i wróciła do pracy. Nadal siedział przy stoliku, obracał w palcach zapalniczkę i wodził za nią wzrokiem, kiedy przemykała między stolikami.

Czuła się nieswojo, wiedząc, że na nią patrzy. Nie miała pojęcia, dlaczego tak reaguje. Zaczęło ją to peszyć. Wcześniej zdarzali się mężczyźni, którzy nachalnie ją obserwowali, ale żaden nie miał tak przenikliwego wzroku. Miała wrażenie, że te czarne tunele wypalają dziurę w jej plecach. Czasem napotykała spojrzenie profesora i jako pierwsza odwracała oczy.

O co mu chodzi? Miała wrażenie, że od czasu jak go spotkała ciągle zadaje sobie to pytanie. Jedno wiedziała na pewno - jego wizyta tutaj oznacza kolejne spotkanie. Ale, dlaczego zamówił kawę i został. Ostatnio tylko się pojawił i zrozumiała. Dziś mógł postąpić podobnie. A teraz siedział i palił jednego papierosa za drugim dopóki nie skończyła pracy. Kiedy wychodziła, już go nie było. Znowu zniknął. Ze zmieszaniem złapała się na tym, że odczuwa rozczarowanie.

Wracała do domu i wiedziała, że Snape jest w pobliżu. Czuła jego obecność. Ku swojemu zdumieniu, poczuła się bezpieczniejsza. Szczególnie po dzisiejszym, odrobinę nieprzyjemnym zajściu z klientem, który nie rozumie słowa „nie”. Nie była strachliwym dziewczątkiem i umiała się obronić; nie miała pojęcia skąd to nagłe wrażenie. Wzruszyła ramionami, postanowiła nie zastanawiać się nad tym; przyjęła to do wiadomości.

***

Następny dzień minął zanim się obejrzała. Znowu stała przed ich pubem i starała się uspokoić oddech. Prawie całą drogę biegła; wiedziała, że Snape nie lubi spóźnialskich. A musiała jeszcze dyskretnie pozbyć się Remusa. Zajrzała przez szybę, profesor już siedział nad szklaneczką whisky, z nieodłącznym papierosem w dłoni. Pchnęła drzwi i stanowczym krokiem weszła do środka.

- Profesorze.

Skinął bez słowa głową i gestem zaprosił, aby usiadła. Pod ironicznym spojrzeniem czarnych oczu rozkładała na stole notatki, które robiła przez ostatni miesiąc. O dziwo nie usłyszała żadnego komentarza. Czekał spokojnie, aż usiądzie i spojrzy na niego.

- Widzę, że nie próżnowałaś – stwierdził sucho.

- Po naszej poprzedniej rozmowie zorientowałam się, że nie jestem w stanie zapamiętać wszystkiego, o co chcę pana zapytać, i postanowiłam porobić notatki z najtrudniejszych zagadnień. Być może zechce je pan zabrać ze sobą w celu przejrzenia. Dzisiaj chciałabym omówić coś, co wcześniej przeoczyłam – urwała i spojrzała na Snape’a pytająco.

Zrozumiał jej nieme pytanie i skinął głową. Zaczyna się zachowywać coraz śmielej w moim towarzystwie. Z wyjątkiem pierwszej rozmowy nigdy nie mówiła tak zdecydowanym i pewnym tonem. Ciekawe, co spowodowało tę zmianę.

- Profesorze, dlaczego krwawnik wykazuje inne właściwości w wywarze tojadowym niż te opisywane w dziełach na temat eliksirów?

Zastanawiał się, kiedy zwróci na to uwagę. Specjalnie nie powiedział jej tego podczas poprzedniej dyskusji o składnikach jego wynalazku. Nie rozczarował się, po takiej inteligentnej kobiecie nie spodziewał się niczego innego. Był to swojego rodzaju test. Do czego miał posłużyć sam nie wiedział, ale poczuł coś w rodzaju zadowolenia, że zdała.

Mało kto zorientowałby się, że właśnie tu tkwi haczyk. Ci, którzy sporządzali wywar, nie zastanawiali się na zaklęciami potrzebnymi do zakończenia produkcji, a to właśnie one modyfikowały właściwości krwawnika. Dlatego w tym eliksirze liczyła się precyzja.

Zaczął szczegółowo wyjaśniać zasady działania zaklęcia związanego z działaniem krwawnika w procesie warzenia eliksiru. Zauważył, że zmarszczyła ze skupieniem brwi i chłonęła każde jego słowo. Co ważniejsze, informacje zapisywała w notatniku, choć był przekonany, że i tak zapamięta wszystko, co powiedział.

Zdziwił sam siebie tak długim wywodem, ale przyznawał, że dawno nie miał tak wdzięcznego słuchacza. Odnosił wrażenie, że znowu prowadzi zajęcia dla wyjątkowo uzdolnionych. Jak każdy nauczyciel, chętnie widział, jak w oczach ucznia pojawia się tak rzadki wyraz zrozumienia.

Mówiąc, przyglądał się jej. W błyszczących oczach pojawiło się podekscytowanie. Kiedy przerywał dla podkreślenia wagi wypowiedzianych słów, przygryzała dolną wargę i z powagą kiwała głową. Błyskawicznie przyswajała przekazywaną jej wiedzę.

W pewnym momencie oboje sięgnęli po jedną z zapisanych kartek i przez przypadek musnął palcami wierzch gładkiej, drobnej dłoni. Gwałtownie cofnęła rękę i na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Powoli chwycił notkę, patrząc na dziewczynę zaciekawionym wzrokiem.

Uciekła spojrzeniem, upiła łyk zamówionego nie wiadomo kiedy drinka i odezwała się lekko drżącym tonem: – To właśnie te spostrzeżenia, o których wspominałam. Przy takich właściwościach minimalnie opóźnione zaklęcie użyte w moim projekcie, powinno utrzymać proporcje w idealnej równowadze. – W miarę mówienia jej głos nabierał pewności, jakby każde kolejne słowo odgradzało ją od wstrząsu, jaki przeżyła chwilę temu.

Suchym tonem poinformował ją, że zabiera jej notatki ze sobą. Musi sprawdzić, czy w swoim rozumowaniu nie popełniła błędu. – Chyba nie chcemy, aby twój wilkołak ucierpiał, prawda, Granger? – dokończył zjadliwie.

Żachnęła się. – Remus jest tylko przyjacielem! – Ugryzła się w język o sekundę za późno.

Na twarzy Snape’a pojawił się triumfalny uśmieszek. Mimowolnie wyjaśniła mu jedną z wielu rzeczy, które go w tej dziewczynie intrygowały. Coraz lepiej. Znika jej opanowanie. To dobrze, bo cierpliwość nie była jego mocną stroną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Pią 19:13, 13 Sty 2006    Temat postu:

Annie... To jest cudowne. Postacie są do bólu kanoniczne, ale jednocześnie jakby dojrzalsze. I wszystko dzieje się tak powoli, z rozwagą, jakby lękiem, co musiało przecież charakteryzować Hermionę.

Jeśli weny cuekają - to przywiąż i wklejaj dalsze części, bo już nie mogę się doczekać. Dawno nie czytałam równie dobrego opowiadania. Jeśli mówisz, że to debiut to ja aż się boję, co będzie dalej. Styl jest równie rewelacyjny jak w twoich tłumaczeniach, ale fabuła, jaką sama wymyśliłaś, wystrzega się tej odrobiny kiczu czy banalności, która niestety wkrada się nawet w niektóre tamte, nawet jeśli bardzo dobre ficki.

Mam nadzieję, że ten komentarz nie jest zbyt chaotyczny:P

Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pią 20:31, 13 Sty 2006    Temat postu:

Może to nie do końca debiut Annie, choć ona tak to określa - ale w końcu "drobne" doświadczenie już amsz... I, jak widać, potrafisz napisać nie tylko miniaturki, ale również coś dłuzszego.

Ba, owo "coś dłuższego" wychodzi ci świetnie, co by dużo nie mówić. Tak, jak napisała Cora - postacie kanoniczne, ale dopracowane i rozwinięte. Sam fick jest interesujący, ciekawe, jak rozwiną się stosunki (:P) Hermiony i Severusa...

Ciekawie ukazałaś również podobieństwa w ich charakterze - przy, jak pisałam wcześniej, zachowaniu kanoniczności. Myśli obojga na początku tego rozdziału są zbliżone do siebie...

Jak zwykle postawiłabym parę przecinków więcej, ale to w sumie nie jest zbyt ważne (;.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Pią 22:51, 13 Sty 2006    Temat postu:

To nie jest erotyk wariatko, więc nie dowalaj tu "stosunków", bo Annie się zgorszy i ucieknie od nas. A wtedy nie dostaniemy następnych części.

Inna sprawa, że uciec może też i dlatego, że tak licho jest komentowana... Mnie zawsze opanowuje zniechęcenie jak widzę pod własnym opowiadaniem maksymalnie 2/3 komentarze... A na Deklu ponad strone. A niby ten sam fick...

Jakoś się tu ludzie lenią i nie doceniają autorów/rek, jak nasza An (troszkę się podlizać możnaxD), a potem trzeba tak długo czekać na kolejne fragmenty ;(

Nela


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 9:08, 14 Sty 2006    Temat postu:

Nie mam zamiaru uciekać, bez względu na ilość komentarzy czy "stosunków". Jakoś lubię te forum i "tutejszych" ludzi.
A długie oczekiwanie to wina WENA, jest humorzasty.
Przepraszam za offtop, ale nie mogłam się powstrzymać;)
A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Sob 13:07, 14 Sty 2006    Temat postu:

Cora, samaś Pornografka i wiesz, jak trudno się powstrzymać (;... Ale to w końcu tobie się skojarzyło, ja napisałam o zwyczajnych stosunkach międzyludzkich (;...

Inna sprawa, że tutaj jest dużo mniej ludzi niż na takim deklu - nie zapomniaj o tym, że Krukońskie nie jest jeszcze takie sławne i popularne (ale będzie :P). Chociaż ludzie sie lenią, to fakt (;...

To dobrze, że od nas nie uciekniesz, Annie (;. Nie byłoby miło (;.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Sob 15:11, 14 Sty 2006    Temat postu:

A co tam się przejmujesz offem. My to wszyscy notorycznie uprawiamy, heh.

Jak chcecie to skasujcie sobie tego posta:P

Nela


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:31, 02 Lut 2006    Temat postu:

Powiem tak: Vilandrze to powinnam pomnik postawić. Jako beta jest niesamowita.

Rozdział szósty.

Siedział przy stole, na którym walały się notatki Granger. Od dłuższej chwili wpatrywał się nieruchomym wzrokiem w trzymaną kartkę. Układał w myślach swoje ostatnie obserwacje.

W którymś momencie u niej w pracy coś się stało. Coś, co musiało ją mocno zdenerwować. O mało nie wykastrowała klienta gorącą herbatą, po czym prawie biegiem ruszyła na zaplecze. Po minucie wróciła w pełni opanowana.

Nie brał pod uwagę, że to on był przyczyną dziwnego zachowania dziewczyny. Owszem, widać było, że tak jak planował, peszy ją jego obecność. Miała nienaturalnie wyprostowane plecy i rzucała mu ukradkowe spojrzenia.

Nie mógł być to również ten nachalny imbecyl; on był później.

***

„Nachalny bydlak”, warknął wtedy pod nosem. Ten palant bezczelnie usiłował się do niej przystawiać. Nie interweniował; czekał, ciekawy jak sobie poradzi. Po chwili stało się jasne, że nie potrzebowała pomocy. Z wdziękiem spławiła faceta i ułagodziła go drinkiem na koszt firmy. On sam najchętniej wepchnąłby mu tę szklankę do gardła i docisnął talerzykiem. To jedyny sposób na idiotów.

Nie zdawał sobie sprawy, że podczas tej sceny siedział sztywno. Uwiadomił to sobie, kiedy obrzucił gościa morderczym spojrzeniem, i rozluźnił się. Potem zastanowił się, ile razy była narażona na takie sytuacje. Przez dłuższą chwilę przypatrywał się jej bardzo uważnie. Zwrócił uwagę na szczegóły, których wcześniej nie zauważał. Nie były mu potrzebne.

Była dość atrakcyjną kobietą, a ten przeklęty strój jeszcze to podkreślał. Nie może ubierać się inaczej? Tylko ich prowokuje! - zirytował się w duchu. Po sekundzie potrząsnął głową. Nie powinno go to interesować. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Do końca wieczoru usiłował pozbyć się z umysłu niechcianych myśli.

***

A teraz znowu do tego wracał. Podświadomość szydziła z niego. Do diabła, był tylko mężczyzną! I jaki zdrowy samiec nie zwróciłby uwagi na wygląd kobiety? Szczególnie takiej, która na dodatek posiada nieprzeciętną inteligencję, i z którą widuje się w miarę regularnie. Zgniótł trzymaną w dłoni kartkę i zacisnął szczęki. Przeklęta Granger.

Sięgnął po opróżnioną do połowy butelkę Ballatinesa i upił łyk, nie rozglądając się za szklanką. Ostatnio za dużo o niej myśli. A to, co myślał, obierało czasem zupełnie niepożądany kierunek.

Wypchnął niedorzeczne skojarzenia z głowy i wrócił do przeglądania notatek. Po chwili uśmiechnął się zjadliwie pod nosem. Przeoczyła parę szczegółów. Przysunął swój notes i zaczął uzupełniać braki.

***

Hermiona chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Potrzebowała gorącej herbaty. Cały dzbanek. I koca. I ognia w kominku. I chwili spokoju.

Trzęsącymi się rękoma otworzyła zamek, weszła do mieszkania, zamknęła drzwi i oparła się o nie. Po chwili zrzuciła buty i ruszyła do kuchni.

Po paru minutach siedziała skulona w rogu kanapy, owinięta ulubionym kocem, trzymając w rękach kubek jaśminowej herbaty. Co się ze mną dzieje? Najpierw te nieoczekiwane myśli w pracy. Zupełnie zresztą bezsensowne. Potem przez głupią uwagę koleżanki łapała się na tym, że chwilami nie rozumiała słów profesora, słyszała tylko jego głos.

I na koniec ta niezrozumiała reakcja na przypadkowy dotyk. Miała wrażenie, jakby jej końcówki nerwowe nagle obudziły się z letargu. Zadrżała pod kocem na to wspomnienie i upiła odrobinę parującego napoju. Racjonalna część jej umysłu usiłowała wyjaśnić te niespodzianki.

W pracy była już zmęczona i to normalne, że wyobraźnia płatała jej figle. Potrzebuję tylko wiedzy profesora i nic więcej.
Nad swoją reakcją na incydentalny kontakt wolała się nie zastanawiać. Zepchnęła głęboko własne odczucia. To był jednorazowy przypadek, to wszystko. Zaskoczył ją i nic więcej.

Trochę uspokojona, skierowała myśli na brzmienie głosu profesora Snape’a. Wcześniej zwracała uwagę na to, co mówił, a dzisiaj - jak wypowiadał słowa. Do tego stopnia, że musiała zapisywać część jego wykładu, aby móc w domu na spokojnie przeczytać i zrozumieć.

Zoe miała rację; głos profesora jest… Seksowny? - złośliwy głosik zachichotał gdzieś z tyłu umysłu. Potrząsnęła z irytacją głową, aby go odpędzić. Intrygujący. Tak, to lepsze określenie. Oparła się wygodniej i poprawiła zsuwający się z ramion koc. Miała sporo do przemyślenia na temat Mistrza Eliksirów i swoich uczuć w stosunku do niego.

Coś się w niej zmieniło i wiedziała, że miało to bezpośredni związek z jej byłym nauczycielem. Odkrywała w sobie powrót emocji, które - jak sądziła - dawno od niej uciekły. Jakby czuły się niechciane. A teraz znowu nieśmiało przypominają o sobie. Długo jeszcze siedziała nieruchomo, zanim zasnęła skulona na kanapie.

***

Usiłował zasnąć. Od godziny przewracał się z boku na bok. Bez skutku. Coś mu przeszkadzało. Krążyło po umyśle, nie dając spokoju. Co to jest? Dziwne, niesprecyzowane uczucie. Denerwowało go. Było jak drzazga, którą bezskutecznie próbował wyjąć, a której nie dało się zignorować.

Ze złością odrzucił koc, wstał z łóżka i podszedł do szafki, w której zawsze stała Ognista. Ostatnio coraz częściej jej potrzebował, aby wróciło to bezpiecznie poczucie zobojętnienia. Myśli, dawno wyrzucone z pamięci, bezczelnie wpychały się do świadomości. Zabrał butelkę i wrócił do łóżka.

Zawsze uchodził za człowieka mającego gotową odpowiedź na każde pytanie. A teraz? Nawet nie potrafił sprecyzować tego pytania. Przeklęta Granger, to jej wina. Jej obecności i wyrazu jej oczu, kiedy mówił. Nie, nie jej, a w każdym razie nie do końca. To była jego decyzja. On chciał ciągnąć te rozmowy. Tylko że… ona była na podorędziu i tak było najprościej. To w końcu przez nią powoli wychodził z marazmu.

Co takiego tkwi w tej kobiecie – dziewczynie, Severus, to jeszcze dziewczyna, pamiętaj – że aż tak go zaintrygowała? Przestał patrzeć na nią jak na przemądrzałą i irytującą uczennicę. Teraz widział kobietę oraz jej złość, strach, próbę walki ze światem, nad którym pozornie dominowała, choć w rzeczywistości nie miała o nim pojęcia.

Egzystowała na takich samych zasadach jak on kiedyś. Uświadomił sobie, kogo mu przypominała. Jego samego z czasów sprzed drugiej wojny.

Pociągnął spory łyk, postawił butelkę obok łóżka i wbił wzrok w sufit. Jakie rany spowodowały, że stała się taka? Tak bardzo spięta i kontrolująca każdy swój gest. Założyła maskę obojętności wobec świata, tak jak kiedyś on. W jej uczuciach przeważała gorycz. Tak jak on wyparła pozytywne uczucia. Tylko że ja w tym wieku byłem silniejszy. Strawi ją ta gorycz, jeśli na to pozwoli. Po latach stanie się dokładnie taka, jak on teraz.

Sięgnął ręką po butelkę i chwilę później poczuł w żołądku rozgrzewający płyn. Sami skazujemy się na prywatne piekło. Było mu niewygodnie z myślą, że ta dziewczyna jest aż tak do niego podobna, i że go to obchodzi. Usiłował przywołać w myślach obraz irytującej dziewczynki z wiecznie wyciągniętą do odpowiedzi ręką.

Zamiast tego widział zdeterminowaną twarz – atrakcyjną twarz – kobiety o brązowych błyszczących oczach.

Następnego dnia rano obudził się skacowany. Mamrocząc pod nosem przekleństwa, przeszukiwał szafkę z eliksirami. Eliksir na kaca, gdzie, na Slytherina, go postawiłem? Niecierpliwymi ruchami podnosił kolejne fiolki. Po paru sekundach z westchnieniem ulgi znalazł i natychmiast wypił całość.

Ruszył do łazienki. Miał niejasne wrażenie, że wczoraj, zanim zasnął, myślał o czymś, o czym nie powinien. Pamiętał tylko tyle, że miało to coś wspólnego z Granger. Ta whisky cię kiedyś wykończy. Wzruszył ramionami. Całkiem niezły sposób na śmierć. Wtedy przestanę komplikować sobie życie.

***

Hermiona siedziała w pubie już pół godziny i właśnie dochodziła do wniosku, że profesor się nie zjawi. Zresztą, przychodząc tutaj nie miała pewności, czy dobrze robi. Od tygodni Snape nie dawał znaku życia. Zdecydowała się jednak pojawić w ich miejscu i miała nadzieję, że przyjdzie.

Przyzwyczaiła się do tych comiesięcznych spotkań. Nie tylko z powodu swojego eliksiru. Przyznała w końcu, że te rozmowy w jakiś dziwny sposób jej pomagały. Może dlatego, iż uświadomiła sobie, ile on przeżył i stracił. O wiele więcej niż ona. Był zdolny do poświęcenia, na które ona nie potrafiłaby się zdobyć.

Cokolwiek kiedyś o nim myślała, było nieważne. Teraz go podziwiała. W jego obecności jej problemy bladły. Każda dyskusja z profesorem sprawiała, że stawała się silniejsza. Zdolna do podjęcia nowych wyzwań, które dawniej stanowiły sens jej życia. W końcu on sam był takim wyzwaniem.

Dopiła zimną już kawę i właśnie miała wstać, kiedy stanęła przed nią ubrana na czarno postać. Przyszedł. Ogarnęło ją nieoczekiwane uczucie przypominające radość.

- Panno Granger – przywitał się sucho.

- Dobry wieczór, profesorze Snape.

Patrzyła, jak zdejmuje ciężki czarny płaszcz i siada. Po raz pierwszy zwróciła uwagę na jego strój. Czarne mugolskie dżinsy, wełniany, gruby i oczywiście czarny golf. Tak bardzo pasujące do jego szczupłej sylwetki i tak bardzo niepasujące do wizerunku mrocznego czarodzieja. Pomimo ciemnych barw to ubranie sprawiało, że stawał się w jej oczach bardziej… ludzki? Przystępny?

To pociągający mężczyzna, stwierdziła zmieszana i spuściła wzrok na swoje dłonie. Usłyszała szelest kartek i uniosła głowę. Profesor otwierał notes w zielonej oprawie i przyglądał się jej. W ciemnych oczach mignął jakiś niezidentyfikowany błysk i po sekundzie znowu były nieprzeniknione. Podsunął jej otwarty notatnik, zapisany równym, pochyłym pismem.

- Przeczytaj to i zastanów się przez chwilę – rzucił krótko i skierował się do baru.

Nie odrywając wzroku od oddalającego się mężczyzny, Hermiona sięgnęła po zapiski. Przez chwilę wpatrywała się w jego wysoką postać, dopóki nie obrócił lekko głowy, jakby wyczuł jej intensywny wzrok.

Błyskawicznie zwróciła swoją uwagę na podsunięte jej notatki i zagłębiła się w tekst, czując gorąco na policzkach. Mało brakowało. Gapiłaś się w niego jak kobieta na diecie w kawałek ciastka. Opanuj się, to jest Snape!

Profesor zrobił porównanie dwóch metod przygotowania składników. Jej – podręcznikowej i swojej – odbiegającej od standardów.

Odruchowo skinęła głową w podziękowaniu, kiedy postawił przed nią drinka. Trzeci raz czytała jego zapiski i miała wrażenie, że gdzieś już spotkała się z takim, dość niekonwencjonalnym, traktowaniem składników. Musiała sobie przypomnieć.

- Nie miałaś uczyć się tego na pamięć, tylko przeczytać i zacząć myśleć – usłyszała kpiący głos. – Jakieś wnioski?

Spojrzała na niego. Siedział z nieodłącznym papierosem w palcach i szyderczym uśmieszkiem na ustach. Odetchnęła, upiła odrobinę drinka i skrzywiła się. Zbyt mocny. Jak on może to pić?

- Dlaczego trzy razy przetrzeć owoce belladonny, profesorze? W podręcznikach i dziełach, jakie znalazłam na ten temat, piszą, że wrzuca się zawsze całe jagody. Profesor Slughorn też nigdy nie wspominał o innej metodzie.

Prychnął zniecierpliwiony. – Rozmawialiśmy już na temat krwawnika i zaklęć, a Wiem – To – Wszystko nie zastanowiła się nad sposobami zwiększenia wydajności składników. Gdyby wszyscy podchodzili do wiedzy tak podręcznikowo, to do dzisiaj najbardziej złożonym wywarem byłby eliksir pieprzowy – dokończył zjadliwie.

Zaklęła pod nosem, wściekła na siebie. Teraz wydawało się to oczywiste, sama mogła do tego dojść. Za bardzo jednak skupiła się na profesorze i na emocjach, jakie w niej wzbudzał, a za mało na wiedzy, którą starał się jej przekazać. Ostatnio zachowywała się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka.

Z satysfakcją obserwował, jak na twarzy dziewczyny pojawia się wściekłość, a po chwili zażenowanie. Chyba po raz pierwszy nie przyłożyła się do zadanej lekcji. Postanowił dolać oliwy do ognia i zobaczyć, jak zareaguje. - Musieliście mieć miernych nauczycieli, skoro nie nauczyli was myśleć. U mnie na lekcjach nie byłoby takiej fuszerki.

- Skoro profesor Slughorn był do niczego, to dlaczego Dumbledore go zatrudnił, a panu dał Obronę? – odgryzła się odruchowo i w tej samej sekundzie uświadomiła sobie, że niechcący poruszyła niebezpieczny temat. Spojrzała z obawą na mężczyznę, zastanawiając się, jak skomentuje te słowa.

Snape obrzucił ją wyrachowanym spojrzeniem. To niespodziewane pytanie, było wodą na jego młyn. Akurat na to mógł odpowiedzieć bez problemu. Razem z Dumbledore’em przygotowali prawdopodobną bajeczkę na użytek innych nauczycieli. Analizował w myślach, jakie korzyści przyniesie mu udzielenie odpowiedzi.

Jeśli jednak odpowie, to nie za darmo. Sama również będzie musiała odpowiedzieć na jego pytanie.

Hermiona już otwierała usta, aby zmienić temat, kiedy usłyszała ponury głos:

- Dlaczego? – syknął. – Kto lepiej nauczy obrony przed Czarnym Panem i jego sługusami jeśli nie jeden z nich? – Zaciągnął się mocno i wbił w nią wzrok, ciekaw reakcji dziewczyny. - Mieliście zrozumieć naturę Czarnej Magii, aby umieć się przed nią chronić.

Zaskoczona, że jednak odpowiedział, spojrzała na niewzruszoną twarz mężczyzny. Mówi prawdę? Ogarnęły ją wątpliwości. Harry opowiadał im przecież, co widział w myślodsiewni dyrektora – o wizycie Voldemorta w Hogwarcie – i wyjaśnieniach Dumbledore’a. Jak mogli tak ryzykować? Chyba że to było zaplanowane! I znowu kolejna wskazówka.

No, cóż lepsza taka naciągana odpowiedź niż żadna. Przynajmniej powiedział cokolwiek.

Widział, jak zaskoczenie w oczach dziewczyny zamienia się w powątpiewanie. Nie wierzyła mu. Kadra Hogwartu nie miała wątpliwości. Przeklęty starzec! Nie wyjawił mi wszystkiego, uświadomił sobie z wściekłością. Złota Trójca znowu wiedziała więcej niż powinna.

Z myśli wyrwał go spokojny głos. – Dziękuję, profesorze.

Tym razem udało jej się wprawić go w lekkie osłupienie. Wiedziała, że nie powiedział jej prawdy, a mimo to podziękowała. Wzruszył ramionami, burknął coś pod nosem i dopił drinka. Musiał zastanowić się nad pytaniem, które jej nie spłoszy.

- Zabierz ten notes do domu i spróbuj zrobić tak, jak napisałem. Rezultaty opisz. Odbiorę notatki za miesiąc – stwierdził krótko.

Przytaknęła, schowała brulion do torby i zrobiła ruch, jakby chciała wstać.

- Lupin musi być bardzo dobrym przyjacielem, skoro testuje na sobie twoje wynalazki – pytanie... nie, stwierdzenie, wypowiedziane spokojnym, bez zwykłej ironii, głosem zatrzymało ją na miejscu.

Dlaczego go to interesuje? Na co mu ta wiedza? Zesztywniała. Powinna była się tego spodziewać. Pytanie za pytanie. Odpowiedź za odpowiedź. Ten człowiek niczego nie robi bez ukrytych intencji. Ale, co dziwne, nie zapytał wprost. Stwierdził tylko, dając jej wybór. Mogła odpowiedzieć krótkim „tak” albo powiedzieć coś więcej. Westchnęła i rozluźniła się. To był w miarę bezpieczny temat.

- Remus to prawdziwy przyjaciel. Bez względu na wszystko – zaczęła lekko rozgoryczonym tonem. Urwała, odkaszlnęła i zaczęła jeszcze raz: – Chodzi mi o to, że jest wspaniałym człowiekiem i przyjacielem. Myśli przede wszystkim o innych. Jest świadomy ryzyka, ale jak sam mówi, zrobi wszystko, co w jego mocy, aby pomóc. Sam najlepiej wie, że takim jak on jest bardzo ciężko – zakończyła z nadzieją, że nie zwrócił uwagi na jej ton przy pierwszych słowach.

Sarknął w duchu. Święty Lupin. Zawsze skłonny do pomocy i poświęceń. Tylko że… Snape znał go lepiej niż ta naiwna dziewczyna i nie miał wątpliwości, że aż taki altruistyczny nie jest. Nie będzie jej jednak uświadamiać, sama się przekona. O ile już nie wie, tylko nie przyznaje się do tego. Ciekawie zaczęła zdanie… Prawdziwy przyjaciel bez względu na wszystko. I ta gorycz.

W tym musi tkwić coś więcej. Coraz lepiej, przyzwyczaja się do jego obecności i coraz mniej się kontroluje. Jeszcze trochę i powie mu to, co chce wiedzieć. Jak wszyscy.

Odstawił szklankę z whisky. – Przyjaciele są zdecydowanie przereklamowani, nieprawdaż, Granger?

Psiakrew! Nie powinna się łudzić, profesor zauważy wszystko i jeszcze trochę. Gorączkowo zastanawiała się, co powiedzieć. Na szczęście Snape wybawił ją z tej sytuacji. Wstał, sięgnął po płaszcz, skinął głową na pożegnanie i skierował się do wyjścia.

Czemu miało służyć to ostatnie zdanie? Z osłupieniem wpatrywała się w drzwi pubu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Czw 13:11, 02 Lut 2006    Temat postu:

Mmmmm... Jak miło. Chociaż - pewnie wynika to z mojego dzisiejszego nastroju - było za dużo opisów. Aż mi się ich nei chciało czytać. A jak na ironię zawsze daję ich sama od groma:P

Widzę też, ża zwyczaj dawania enterów dla wydłużenia tekstów wszystkim nam juz weszło w krew... Ata, ty, ja... pewnie ktoś tam jeszcze:P

Fick jest świetny. I uważam, że lepszy od np. "Decyzji", ale z drugiej strony - nie osklapuj mnie tylko:P - "Decyzje" jakoś milej mi się czyta. Może ze względu na dynamiczną akcję? No i mam ciągle nadzieję, że z "Decyzji" zrobisz erotyka...xD Idealnie by pasowało:P

Pozdrawiam,
Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Czw 16:24, 02 Lut 2006    Temat postu:

Cytat:
upił łyk, nie rozglądając się za szklanką. Ostatnio za dużo o niej myśli.
W ramach baaardzo zaawansowanego czepialstwa: o szklance :P?
Cytat:
Zoe miała rację;
Sentyment do tego imienia :P?

Jak zwykle czepiłabym się paru przecinków, choć tym razem uważam, że jest ich.. za dużo :P.

Taki odcinek, gdzie faktycznie jest trochę za dużo opisów, po prostu taki... przejściowy. Ale dobry, jak zwykle.
W pierwszym momencie myslałąm, ze weszłam do innego twojego ficka i gdy zaczęłam czytać, to się zdziwiłam xD... Ta moja pamięć jak dziurawy kociołek, eh...

Szybko piszesz, w miarę. Kiedy mozemy się spodziewać kolejnego odcinka (;?

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin