[T] Paradisus canis

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Karmelia
Duch



Dołączył: 20 Wrz 2006
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Legnica welcome to

PostWysłany: Śro 20:06, 11 Lip 2007    Temat postu: [T] Paradisus canis

Zanim przejdziecie do fika, posłuchajcie bajki…

Przez jakiś czas szukałam po stronach fanfikowych jakiegoś utworu z pewnym pairingiem. W zamierzeniu miał to być prezent urodzinowy dla mojej umiłowanej Little Lady Punk, która święto owo obchodzi pod koniec tego miesiąca, która opisany poniżej pairing lubi szalenie, i której takie tłumaczenie obiecałam wieki temu. Potrzebowałam czegoś szczególnego, czegoś, co przykuje uwagę, zostanie w pamięci – w końcu na prezent nie wypada rzucić byle czego. A strony internetowe jakby się zmówiły. Fanfików było multum, a jakże. Niektóre wpadały w oko, widać było pisarski polot, dobry warsztat, a czasem nawet humor, i wszystkie bóstwa mi świadkami, że kilkakrotnie zamierzałam się za tłumaczenie. Jaka szkoda, że wszystkie te utwory po kilku wciągających akapitach, czy wręcz wersach, schodziły na PWP. Pół biedy, jakby to było dobre, profesjonalnie napisane PWP <bierze wskaźnik i wskazuje na fanfik Same Wiecie Który>. Może bym nawet przemogła czającą się pod biurkiem pruderię. Ale nie ma tak lekko – to było tak partacko napisane, żenujące poziomem i paskudne, że poważnie zastanawiałam się, czy autor początkowych zdań i tej szmiry to ta sama osoba.
I już miałam porzucić pomysł, chwycić za ołówek i pióro, po czym postarać się o fanarta, kiedy nagle... Olśnienie. Gloria. Trafiłam na to. Cud boski po prostu.

Poza tym, autorka wyznała, że pierwotnie też napisała to na urodziny przyjaciółki ^ ^. Niesamowite, co?


Tłumaczenie to dedykuję Tobie, kwiatuszku. Nie tyle nawet z okazji urodzin, co z czystej, nieskończonej i obezwładniającej miłości.
Nie płacz, bo wszystkie psy idą do nieba :*



Paradisus canis*

Autorka: Merry1978
Tytuł oryginału: Paradisus Canis, or Never Let Him Go
Oryginał angielski dostępny tu: [link widoczny dla zalogowanych]
Oryginał rosyjski: wysyłany na życzenie
Tłumaczenie: Karmelia
Beta: Atka (buź ;* Dzięki, że się tak czepiałaś, o to właśnie chodziło ^_^)
Ostrzeżenia: nic, przed czym trzeba by chronić nieletnich i wrażliwych, nawet jeśli głównym czasownikiem w tym utworze jest lizanie.
Błogosławieństwo: hai, zamaszyste ^.^


Łapa biegł przez łąkę, skupiony na obwąchiwaniu wszystkiego w zasięgu wzroku. Koniec czerwca był słoneczny, ale nie za gorący, łagodny wietrzyk wiał znad rzeki, przynosząc ze sobą wiele przyjemnych i intrygujących zapachów – mokrego piasku, wodnych roślin, ryb, żab i innych rzecznych stworzeń. Miło będzie wpaść tu później… Ale tym, czym Łapa interesował się obecnie, były króliki. Na łące zawsze kryło się mnóstwo królików, i to przede wszystkim dlatego Łapa tak ją lubił.

Stanął na chwilę, żeby podrapać się za uchem. To był tylko stary nawyk, bo w Tym Miejscu pchły nie miały prawa bytu. To Miejsce było prawdziwym Psim Rajem, i Łapa miał je w całości dla siebie. Brakowało tylko jednej rzeczy, jednego małego szczegółu, koniecznego, by każdy pies był prawdziwie i całkowicie szczęśliwy. Istoty ludzkiej. Człowieka. Jego własnego człowieka.

Łapa potrząsnął głową. Zabawne stworzenia z tych ludzi! Nie stracił własnych wspomnień z czasów, kiedy sam był człowiekiem, ale kiedy teraz patrzył na nie jako pies, były zamglone i czasami poprzekręcane. Pewne rzeczy, które przedtem uważał za wielkie, obecnie się nie liczyły, niektóre, których nie dostrzegał wtedy, stały się ważne teraz.

To Szczenię, na przykład, które zostało Tam. Tak naprawdę, nie było do końca jego, ale Łapa przywykł do myślenia o nim jak o swoim i wciąż za nim tęsknił, ale nie za bardzo. Jakaś jego część była pewna, że To Miejsce nie jest dla szczeniąt, i jego Szczenięciu będzie lepiej Tam.

Poza tym, Tam była też Stara Kocica. Tak zabawnie było się z nią droczyć… Szczególnie, jeśli byłeś wystarczająco ostrożny, żeby nie podchodzić za blisko. Inaczej z pewnością podrapałaby cię swoją uzbrojoną w ostre pazury łapą… może nawet dwa razy. Łapa miał nadzieję, że ona się teraz nie nudzi, chociaż nie ma już nikogo, kto by się z nią droczył.

Oczywiście, Tam był też jego Przyjaciel. Byli tacy szczęśliwi, biegając w świetle księżyca w pełni, ciesząc się lasem, siłą swoich łap i pięknem nocy; później mogli po prostu leżeć pośród krzaków z wywalonymi jęzorami, słuchać szelestów lasu i głosów nieznanych stworzeń. Łapa zastanawiał się, czy jego Przyjaciel znalazł sobie innego towarzysza do biegania w świetle księżyca.

I Tam był też Czarny Chudzielec, który bardzo bał się Łapy, i Łapa pogardzał nim za to. Pamiętał, że kiedyś, w młodości, przestraszył Chudzielca prawie na śmierć, ale to wiele nie pomagało. Psy nie lubią tych, którzy się ich boją, i Łapa nie był wyjątkiem. On i Chudzielec zawsze warczeli i szczekali na siebie… Walczyli ze sobą tak, jak tylko dwa samce mogą walczyć, obaj starając się przejąć rolę przywódcy. Żart polegał na tym, że nie było stada, o które mogliby się bić. Łapa zastanowił się przelotnie, czy Chudzielec był szczęśliwy, że nikt już teraz na niego nie warczy, czy smutny, bo sam nie ma na kogo warczeć.

Łapa pokłusował przez łąkę, ale zatrzymał się już po paru jardach. Zastygł i węszył, wyczuwając coś nowego w powietrzu. Coś, czego wcześniej w Tym Miejscu nigdy nie było. Zapach człowieka.

Króliki mogły zaczekać; Łapa odwrócił się i pobiegł nad rzekę, skąd dochodził zapach. Nie trwało długo, dopóki wśród kwiatów i wysokiej trawy nie dostrzegł czegoś czarnego i długiego, leżącego na ziemi. Nie ruszało się, więc Łapa zbliżył się ostrożnie. Tym czymś okazał się być Czarny Chudzielec.

*

– Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, Minerwo – powiedziała Poppy, wzdychając, i spojrzała na długi kształt, wyciągnięty na wąskim, szpitalnym łóżku. – Jest nieprzytomny i umiera. Jeśli użyję Ennervate, zbudzi się na chwilę, ale szok z pewnością skróci jego życie jeszcze bardziej.

Dyrektor McGonagall, przygryzając wargi, spojrzała na swojego byłego ucznia i współpracownika, a potem na drugą czarownicę. Cały czas ściskała w dłoniach małe pudełeczko ze szkarłatnego aksamitu.

– Zrób to, Poppy – powiedziała w końcu, podjąwszy decyzję. – Jeśli ma umrzeć, powinien wiedzieć, że nie zostanie uznany za zdrajcę.

*

Zmieszany Łapa podszedł do Chudzielca. Coś było nie w porządku. Pachniał i wyglądał normalnie… ale jeśli popatrzyłeś dłużej, mogłeś dostrzec przez niego trawę i ziemię.

Łapa ostrożnie zbliżył się, żeby obwąchać ten fenomen, ale w tym momencie Chudzielec zniknął.

*

– Severusie? – spytał ktoś z wyraźną troską w głosie.

Snape usiłował otworzyć oczy. Kiedy w końcu mu się udało, wiedział, że podskoczyłby z zaskoczenia, gdyby tylko mógł – zobaczył nad sobą zaniepokojoną twarz Minerwy McGonagall. Jej oczy lśniły od łez.

– Minerwo? – zdołał wydusić, ledwo słyszalnie.

– Och, Severusie… Nie umieraj, proszę – błagała. Severus zmarszczył brwi. Nigdy nie słyszał, by głos Minerwy był tak pozbawiony nadziei i proszący. – Przyniosłam ci twój medal…

Włożono mu w dłoń coś okrągłego i aksamitnego. Próbował podnieść to, żeby spojrzeć, ale nie mógł. Ramiona odmówiły mu posłuszeństwa.

Minerwa zaszlochała i podniosła mu do twarzy małe pudełko, już otwarte. Order Merlina lśnił na miękkim, czerwonym aksamicie. Widniała na nim różdżka skrzyżowana z mieczem, a nad nimi - fajka.

Snape uśmiechnął się słabo.

– Czy on… nie żyje?

– Tak, Severusie… V-Voldemort zginął, a Harry przeżył, i wszystko będzie dobrze. Cały świat już wie, jakim bohaterem jesteś…

Parsknął. Na takie rzeczy miał siły nawet na łożu śmierci.

– Musiałem po prostu… spłacić… stare długi – zdołał powiedzieć, oddychając ciężko, i zamknął oczy. – Pozwól mi… spać.

Nie usłyszał, jak Minerwa wychodzi.

*

Kompletnie zaskoczony Łapa stał bez ruchu, zapatrzony w miejsce, gdzie przed chwilą leżał Chudzielec. To się nie mogło dziać naprawdę! Obwąchał niepewnie ziemię, ale pachniała normalnie. Zmieszany, cofnął się kilka kroków, usiadł i zaczął czekać. W jakiś sposób był pewien, że Chudzielec zjawi się ponownie, prędzej czy później.

Miał rację; po chwili długie ciało w czarnej szacie pojawiło się znowu. Łapa szczeknął radośnie i podszedł, żeby je obwąchać. Tym razem Chudzielec nie znikł. Pachniał jak należy, głównie sobą – ale też kurzem, trochę jakimś śmierdzącym ziołem i tego typu rzeczami. Tylko z jego pozycją było coś nie tak – ciało nie wyglądało, jakby spał, ale jakby był chory albo czuł ból. Łapa zaskowytał zmartwiony i polizał niezdrowo blady policzek.

Chudzielec poruszył się nieznacznie, a Łapa z entuzjazmem polizał go znowu, i jeszcze raz, najpierw w ten sam policzek, a potem w drugi.

– Spływaj, Minerwo – powiedział nagle Chudzielec, wciąż z zamkniętymi oczyma.

Zbity z tropu Łapa cofnął język i wbił w niego wzrok, przekrzywiwszy lekko łeb. Kim była Minerwa? Po chwili głębokiego namysłu przypomniał sobie, że to było inne imię Starej Kocicy. Wciąż jednak nie rozumiał, dlaczego Chudzielec tak go nazywa. Może spał i śnił o niej? Tak czy owak, trzeba go było obudzić.

Coraz bardziej zdeterminowany, oparł się przednimi łapami o jego pierś, jakby nie chciał pozwolić, żeby Chudzielec znowu zniknął, i zaczął zapamiętale lizać mężczyznę po twarzy.

– Mmmf! – powiedział Chudzielec, wyraźnie niezadowolony, i próbował go od siebie odsunąć, ale zamiast tego otrzymał kolejną porcję śliny, tym razem na prawą rękę. Łapa zastanawiał się, jakie jest prawdziwe imię Chudzielca.. Powinien jakieś mieć, wszyscy ludzie je mają. Mgliście coś sobie przypomniał, coś dziwnego. Czy to imię brzmiało „Smarkerus”? Nie, to było zbyt dziwne nawet jak na niego.

– Mmmf! – powtórzył, i otworzył oczy. – Minerwo, czy mogłabyś przest… Black!?

Black? Łapa podskoczył radośnie. Black było jego prawie–imieniem. Nie do końca, ale prawie. Lepsze to niż być bezimiennym.

– Hau! – odpowiedział wesoło i znowu polizał Chudzielca po twarzy, starając się przypomnieć sobie, jak człowiek ma na imię.

– Ach, już rozumiem. Wygląda na to, że umarłem i poszedłem prosto do piekła. – westchnął i zamknął oczy. – Moje własne, osobiste piekło. Syriusz Black i ja na całą wieczność.

Syriusz? Łapa szczeknął. To było jego imię! Nazywał się Syriusz! A imię Chudzielca brzmiało jakoś podobnie… Syriusz… Syverusz… Severus! Chudzielec nazywał się Severus! Łapa ponownie radośnie wylizał całą twarz swojego gościa.

– Przestań, ty głupi sierściuchu! – krzyknął Severus, szeroko otwierając oczy. – Złaź ze mnie, Black! Ale już!

Łapa uśmiechnął się z zadowoleniem (o ile psy mogą się tak uśmiechać) i polizał Severusa po nosie.

*

– Jest z nim coraz gorzej, Minerwo. Zaczął majaczyć. – Głowa Poppy pojawiła się w kominku w gabinecie dyrektorki. – Biedny chłopak… Obawiam się, że nie przetrwa następnej godziny.

Minerwa zbladła.

– Zaraz przyjdę do skrzydła szpitalnego – obiecała.

Pięć minut później, z włosami i szatą w nieładzie, zrozpaczona, wyszła z kominka w gabinecie Poppy Pomfrey i pobiegła do leżącego Severusa Snape’a.

Mistrz Eliksirów majaczył, w istocie. Wił się na łóżku, szarpiąc od czasu do czasu głową i pojękując. To, co mówił, przekraczało granice absurdu.

– Przestań, Black! Głuchy jesteś, kundlu? Zejdziesz ze mnie wreszcie!? I przestań mnie obśliniać, sierściuchu!

Minerwa przygryzła wargę i zaczęła cicho płakać.

– Spróbuję go znowu obudzić, ale obawiam się, że już na to za późno... – powiedziała Poppy.

Wymamrotała konieczne zaklęcia i przez chwilę wydawało się, że się jej uda, bo Severus przestał się szamotać, a jego oddech się wyrównał.

– Dalej, Severusie… Dasz radę! – wyszeptała Minerwa.

Mistrz Eliksirów jakby ją usłyszał. Zadrżał, a potem się rozluźnił, wzdychając po raz ostatni… I przestał oddychać.

– Przynajmniej jego cierpienia już się skończyły – westchnęła Poppy. – Biedny chłopiec.

Podeszła do łóżka i zakryła ciało prześcieradłem.

*

– Przestań, Black!

– Hau!

– Głuchy jesteś, ty cholerny kundlu?

– Hau!

– Zejdziesz ze mnie wreszcie?

– Hau!

– I przestań mnie obśliniać, ty pchlarzu!

– Hau!

Łapa był zachwycony. Ich szczekanie na siebie i walka nigdy nie była tak zabawna. Zastanawiał się, czy ta gra może stać się jeszcze ciekawsza, kiedy nagle Severus zadrżał i znowu stał się niemal przezroczysty. I jakby zimny, tak, że Łapa mógł to wyczuć. Zaskowytał zmartwiony, liżąc twarz Severusa kilka razy, a potem nakrył go szczelnie całym ciałem, ogrzewając i chroniąc przed nieznanym niebezpieczeństwem. Mój, pomyślał. Mój, grr… Jesteś mój. Mój Czarny Chudzielec. Mój Severus.

Drgnął ponownie, i nagle te wszystkie dziwne rzeczy ustały; stał się namacalny, nieprzezroczysty, ciepły i żywy.

– Hau! – powiedział Łapa i polizał swojego człowieka jeszcze raz, tak na wszelki wypadek.

– O, mój Boże… – jęknął Severus i spojrzał na niego. – Black, jeśli nie zejdziesz ze mnie w tej chwili, to nie będę miał innego wyjścia, jak tylko cię ugryźć.

Łapa prychnął, ale usłuchał. Wiedział skądś, że Chudzielec już nie zniknie, i ta zabawa zaczynała mu się nudzić. Czas pomyśleć o jakiejś nowej.

*

Dnia dwudziestego dziewiątego lipca, po krótkiej i cichej ceremonii, Mistrz Eliksirów Severus Snape, były opiekun Slytherinu, były Śmierciożerca, były członek Zakonu Feniksa, zabójca Albusa Dumbledore’a, człowiek, który uratował życie Harry’ego Pottera oraz Rycerz Orderu Merlina (Drugiej Klasy) został pochowany w Hogwarcie, gdzie spędził całe swoje życie. Jego płyta nagrobna była prosta i nie wyryto na niej nic prócz imienia, daty urodzenia oraz daty śmierci. Przez wiele lat zostawiano tam od czasu do czasu kwiaty, ale nawet dyrektorka Hogwartu nie wiedziała, kto je przynosił.

*

Severus siedział z wędką na brzegu rzeki, pod wielką wierzbą. Powietrze pachniało wodnymi roślinami, mokrym piaskiem i rybami. Pobliskie ognisko już dogasało i trochę dymiło.

– Twój głupi chrześniak – powiedział do swojego towarzysza, nadziewając robaka na wędkę – nie miał we łbie nic poza błotem

– Grrr.

– Nie próbuj się nawet kłócić. Byłem tam i widziałem wszystko na własne oczy, w przeciwieństwie do pewnego głupiego kundla.

– Grrr.

– Dzięki Merlinowi za jego błyskawiczny refleks…

– Hau!

– Jedyna zaleta Gryfonów, jak się zdaje…

– Grrr.

Życie było piękne.


KONIEC

* „Psi raj” po prostu. Nie miałam serca przekładać boskiej łaciny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin