[Z]Zwis męski ozdobny

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Kappa



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:53, 17 Gru 2005    Temat postu: [Z]Zwis męski ozdobny

Witam!
Poniższy tekst powstał przy okazji inauguracji Klubu Pojedynków im. Kałamarnicy i Wierzby Bijącej. Przegrał tam starcie z tekstem Medei. Pod naciskiem Susie (bania za Czytelników Sadystów) tytuł został zmieniony. Poprzednio brzmiał: [i]Lustereczko, powiedz przecie
....
Z życzeniami miłej lektury
Semele[/i]


ZWIS MĘSKI OZDOBNY

Alfard Black miał ciężkie życie. A gdyby nie dziewczyna, która leżała obecnie w jego łóżku nakryta kołdrą po sam czubek głowy, byłoby ono zapewne jeszcze cięższe.
Podniósł się, przeciągnął, poszedł do kuchni i wstawił wodę na kawę. Nie spał tej nocy zbyt dobrze. Normalne w takich warunkach. Rzadko który mężczyzna wysypia się na wąskiej kanapie w salonie. A przecież nie mógł położyć na niej Kathy. Nie wypadało. Alfard nie miał wyjścia – musiał cierpieć za miliony, za miłość i za konwenanse. O kocyku nie wspominając.
Chłopak ziewnął przeciągle. Stwierdził, że przydałoby się ubrać. Wprawdzie epoka wiktoriańska teoretycznie skończyła się dobre trzydzieści lat temu, to jednak w świecie czarodziejów obyczaje panowały surowe. Nie godziło się pokazać młodej pannie w tak... niekompletnym stroju.
Zostawiwszy w kuchni dymiący dzbanek z kawą, udał się w stronę garderoby. Dom Blacków przy Willow Street był ogromny i pełen zakamarków, jednak od śmierci rodziców Alfarda przed dwoma laty większość pomieszczeń była nieużywana. Dlatego młody czarodziej był zmuszony spędzić tę noc w salonie. Po prostu żadna z sypialni poza jego własną nie mogła służyć za miejsce noclegu bez gruntownego sprzątania i wietrzenia.
Nadal ziewał, zapinając szybkimi ruchami guziki białej koszuli. Zastanawiał się, czy jego gość już wstał. Niestety, nie mógł tego sprawdzić. Gdyby Kathy przypadkiem nie spała, to wizyta mężczyzny w pokoju, w którym przebywa aktualnie młoda kobieta w negliżu i z potarganą fryzurą mogła się skończyć piskiem, wrzaskiem, symbolicznym (mniej lub bardziej) praniem po pysku i śmiertelną obrazą. Wolał nie ryzykować.
Poprzedniego wieczoru znalazła się u niego przypadkiem. Spóźniła się na pociąg do domu, do Glasgow. Pracowała w Londynie cały poprzedni rok, ucząc czytać i pisać dzieci z jakiejś snobistycznej, magicznej rodziny. Wydawało się, że opuściła z ulgą ich rezydencję i za nic nie chciała tam wracać jeszcze na tę jedną noc, gdy okazało się, że musi ją spędzić w stolicy. Teleportacja ani Błędny Rycerz nie wchodziły w rachubę. Stuprocentowo mugolska rodzina Kathy żądała, by dziewczyna pojawiła się u nich w sposób całkowicie „normalny”, to znaczy koleją. Próbowała wynająć na jeden nocleg pokój w pensjonacie przy Willow Street, ale okazało się, że nie było miejsc. Wychodząc, natknęła się na Alfarda, kolegę ze szkoły. Zaproponował jej pomoc.
- Cholerny świat!
Krawat śmiał stawić opór. Młodzieniec szarpnął go gniewnie.
- Nigdy cię nie lubiłem – mruknął w stronę krnąbrnej części garderoby.
- Kto nie może bić osła, bije siodło.*
Black spojrzał z niechęcią na lustro, które akurat teraz postanowiło się odezwać.
- Nie chcę wiedzieć, co cytujesz.
- Klasykę, profanie.
- Bezczelny mebel.
- Masz krzywo krawat.
- Sprawia ci to przyjemność?
- Zawsze mi się wydawało, że ludzie kupują lustra, by im mówiły, co jest nie tak z ich garderobą. Po co się tak stroisz? Ślub bierzesz?
- Nie. Mam gościa.
- Kogo?
- Nie znasz.
- Ciebie znam. Szlama?
- Przeginasz...
- Od kiedy meble są poprawne politycznie?
Chwila ciszy. Niewyspany, zły Alfard nadal mocował się z krawatem. Najwyraźniej bił się z myślami. W końcu skapitulował.
- A teraz w porządku?
- Ujdzie. Apollo to ty nie jesteś, ale jak na ciebie, to całkiem nieźle.
- Umiesz podtrzymać na duchu.
- Polecam się na przyszłość. Masz pyłek na lewej nogawce.
- Kiedyś cię rozbiję w drobny mak.
- Zajrzę w kalendarz, kiedy mam wolny termin. To kobieta?
- Słucham?
- Kobieta u ciebie spała?
- Śmiesz coś sugerować?
- Że twój gość nie spędził nocy bezsennie. Średnio mnie interesuje, coś ty z nią tam robił.
- Ty bezczelny...
- Nie słuchasz mnie. Mówię przecież wyraźnie – nie interesuje mnie to. Ubrałeś paskudny krawat. Nie spodoba jej się.
Po chwili Black grzebał w bezładnej masie owych atrybutów prawdziwego mężczyzny, które w szale poszukiwacza wyrzucił na podłogę. Lustro przyglądało mu się z filozoficznym spokojem. Nie takie rzeczy już widziało.
Alfard doszedł do wniosku, że gorączkowe przerzucanie jednego elementu garderoby za drugim nic mu nie da. Zwolnił i zaczął uważnie oglądać każdy krawat. Z koncepcją się trzeba ubierać, ot co. Niestety, szlachetna inicjatywa świadomego doboru stroju poszła rychło na grzybki. Myśli młodzieńca zaprzątnęła urocza dama znajdująca się w jego sypialni.
Miała niesamowity głos. Cichy, niski, z lekką chrypką. Zauważył to na siódmym roku. W ogóle dopiero wtedy zauważył jej istnienie. Później jakoś zniknęła mu z oczu. Na rok. Długo i niedługo jednocześnie. W każdym razie, kiedy zobaczył ją wychodzącą z pensjonatu na Willow Street, natychmiast przypomniał sobie o wszystkim. A w pierwszym rzędzie o tym bajecznym, magnetycznym głosie. Głosie stworzonym do opowiadania bajek. Głosie stworzonym do mówienia o miłości.
Potrafiła snuć cudowne historie. Gestykulowała przy tym delikatnymi dłońmi o niesłychanie szczupłych palcach. Black wyobraził sobie te ręce rozwiązujące powoli jego idealnie dobrany krawat, rozpinające guziki koszuli, sięgające niżej, niżej... Słyszał już niemal jej szeptane słowa, gardłowy śmiech, drobne aluzje, cięte riposty. A potem cisza. Cisza, bo żadna kobieta nie potrafi jednocześnie mówić i tonąć w namiętnym pocałunku. Po chwili znowu pozwoli jej czarować głosem. To największa magia, do jakiej była zdolna. Królewna z Baśni tysiąca i jednej nocy. Szeherezada. Samo to imię brzmiało erotycznie.
- Szeherezado – wymówił cichutko. Nie chciał być słyszany.
- Co ty tam mamroczesz?
- Nie twoja sprawa!
- Moja, moja. Dbam o twoją prezencję, a tak się przed momentem ślicznie zarumieniłeś, że cały misterny plan diabli wzięli. Opanuj się!
- Bądź tak miły i zajmij się sobą. Tu jest strasznie gorąco.
- Masz kosmate myśli, mój drogi.
- Jak śmiesz!
- Po oczach widać. No już, ten w prążki jest idealny. Tylko dobrze zawiąż! Ujdzie w tłoku.
- Czy ty kiedykolwiek bywasz zadowolony?
- Kiedy mam odnowioną ramę. Potraktuj to jako subtelną aluzję.
Gdy Black wrócił do kuchni, krzątała się po niej jego skrzatka Śmieszka. Zaparzona przez niego wcześniej kawa była już zimna i nie nadawała się do spożycia. Za to na stole stała filiżanka ze świeżym napojem. Młodzieniec spojrzał z zadowoleniem na swoją jednoosobową służbę domową.
- Dziękuję ci.
- Śmieszka powinna była zrobić to wcześniej, sir!
- Nic się nie stało. Źle spałem tej nocy, przyszedłem tu bardzo wcześnie. Chciałem być sam.
Lubił swoją skrzatkę i – niejako na przekór nieżyjącym już rodzicom – traktował ją tak po ludzku, jak tylko umiał. Zresztą odnoszenie się do jednynej żywej istoty we własnym domu jak do śmiecia nie jest zbyt inteligentne. Czułby się przecież się samotny.
- Czy panienka już wstała?
- Tak, sir. Śmieszka zaniosła jej kawę, sir. Powiedziała, że zejdzie do salonu.
- Kiedy?
- Za dziesięć minut.
- Posprzątałaś moją pościel?
- Oczywiście, sir!
Stwierdził, że nie ma sensu siedzieć w kuchni. Czekał więc na Kathy tam, gdzie obiecała się z nim spotkać. Nadal budował w wyobraźni swe zamki na lodzie. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że uwiedzenie takiej kobiety wymaga czasu. Że namiętna scena, którą z taką lubością wyobrażał sobie w garderobie, to mrzonka. Obiecał sobie jedno: będzie czekał. Cierpliwie. W końcu ta dziewczyna będzie należała do niego. Może nie od razu, ale kiedyś na pewno. I na zawsze.
- Dzień dobry, Alfardzie.
- Witaj, Kathy. Dobrze spałaś?
- Wspaniale. Masz bardzo miłą skrzatkę.
- Dziękuję.
- Mój pociąg odjeżdża za godzinę. Spakowałam już swoje rzeczy, niedługo będę się zbierała do wyjścia. Dziękuję ci za pomoc.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Odprowadzę cię na dworzec.
- Będzie mi bardzo miło. Oby tylko nie było żadnych opóźnień. Narzeczony powiedział, że odbierze mnie z dworca w Glasgow. Nie chcę, żeby znowu czekał bez sensu, jak wczoraj. Myślisz, że kolej będzie punktualna? Nie widziałam go tak dawno, nie mogę się doczekać!
Podczas gdy Alfard Black był zajęty wyglądaniem jak kompletny bałwan, Śmieszka na paluszkach biegła w stronę garderoby. Niech no tylko lustro o tym usłyszy...

*Ponoć stare przysłowie rzymskie. Przynajmniej tak twierdzi Robert Graves. Wprawdzie nie mogę znaleźć tej sentencji nigdzie poza powieścią „Ja, Klaudiusz”, ale nie widzę powodu, żeby panu Gravesowi nie wierzyć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Sob 12:29, 17 Gru 2005    Temat postu:

Cytat:
Czułby się przecież się samotny.
o jedno się za dużo (;.

no, zdecydowanie komediowy, racja. rozmowy Alfarda z lustrem - mmm... miodzio. po prostu mieć takie lustro w domu :P. wiem, ze jest wredne, ale to mniej wiecej tak, jak ja :P.

końcówka tylko taka trochę... przygnębiajaca. ale w końcu można bvy się spodziewać, by taka, niemalże idealna, dziewczyna będzie zajeta. i tak szkoda mi Alfarda.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michelle
Charłak



Dołączył: 23 Kwi 2007
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:05, 27 Kwi 2007    Temat postu:

Żyć nie umierać (omijajmy patrzenie z perspektywy Alfreda Very Happy)

Cudnie. Faktycznie te rozmowy były ekstra! Pozwólcie, że zacytuję:

Cytat:
- Moja, moja. Dbam o twoją prezencję, a tak się przed momentem ślicznie zarumieniłeś, że cały misterny plan diabli wzięli. Opanuj się!
- Bądź tak miły i zajmij się sobą. Tu jest strasznie gorąco.
- Masz kosmate myśli, mój drogi.
- Jak śmiesz!
- Po oczach widać. No już, ten w prążki jest idealny. Tylko dobrze zawiąż! Ujdzie w tłoku.
- Czy ty kiedykolwiek bywasz zadowolony?
- Kiedy mam odnowioną ramę. Potraktuj to jako subtelną aluzję.


Nie znalazłam błędów. Muszę jeszcze dodać, że Alfred jest pierwszym "spotkanym" przeze mnie czarodziejem, oprócz Hermiony i Trzmiela, który normalnie traktuje skrzata domowego. Wiem, wiem, normalność jest pojęciem względnym Mr. Green

Dlaszych sukcesów Autorce życzę i równie dobrego humoru w następnym ficku


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karmelia
Duch



Dołączył: 20 Wrz 2006
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Legnica welcome to

PostWysłany: Pią 18:33, 27 Kwi 2007    Temat postu:

Moja droga Semele... Od pewnego czasu wspinasz się na mojej osobistej małej liście szanowanych i lubianych twórców fanfików coraz wyżej ;)

W tym utworze podoba mi się szczególnie Twoja lekkość pióra. I subtelny, elegancki, inteligennty humor. Świetnie wykorzystałaś fakt, że jeden z rozmówców lustro :D

Nie mam pojęcia, dlaczego przzegrałaś pojedynek :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin