[T][R][Z] Sens życia
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pon 12:00, 22 Sie 2005    Temat postu: [T][R][Z] Sens życia

moje pierwsze tłumaczenie, chociaż nie aż takie złe ;). główny zarzut, co do tego opowiadania jest taki, że jest za słodkie, więc cukrzykom i osobom nie lubiącym chodzić do dentysty dziękujemy ;). poza tym, występuje tu para DM/HG, więc alergicy na tę parę lepiej niech tez wyjdą ;). ktoś został? dobra, no to lu ;).

aaa, w pierwszym czy drugim rozdziale pojawia się 1, słownie: jedno przekleństwo ;). tpotem już takowych nie ma, starałam sie ich wystrzegać ;)...

będę dawać po dwa rozdziały, po innym zarzutem było, że są one za krótkie ;).

Autorka: Annie
Tytuł oryginału: Meant to be
Zgoda na tłumaczenie: jest
Link oryginału: [link widoczny dla zalogowanych]
Tłumaczenie: AtA
Korekta: Kerowyn
Konsultacje (czyli inaczej mówiac druga beta :P): Sonka

no, to lecimy...

dedykuję Kerowyn, cudownej istocie która zgodziła się to betować, oraz Sonce, która dała mi link do tego opowiadania.

--------- Rozdział 1: Przyjazd do Hogwartu ---------
- Harry! - Hermiona Granger, siódmoroczna Gryfonka, przepchnęła się przez tłum ludzi, tłoczących się na King’s Cross, by zamknąć Harry’ego Pottera w przyjacielskim uścisku. Nie widziała tego wysokiego, kruczowłosego przez całe lato, wyrzucała z siebie kolejne pytania:
- Jak tam wakacje? Miałeś dużo problemów z ciotką i wujem? Gdzie jest Ron?
Harry zaśmiał się, poprawiając okulary. Jego zielone oczy zaiskrzyły, kiedy przytrzymał Hermionę, dając jej do zrozumienia, by się uspokoiła.
- Lato było nudne, Dursleyowie jak zwykle zachowywali się jak banda kretynów i nie widziałem jeszcze Rona.
Hermiona wyszczerzyła zęby w zakłopotaniu. Każdego lata coraz bardziej nie mogła się doczekać początku semestru i spotkania z dwójką swoich najlepszych przyjaciół. A że był to ich ostatni rok w Hogwarcie, tęskniła za nimi jeszcze bardziej i była przekonana, że dobry początek zagwarantuje taki sam ciąg dalszy.
- Hej, ludziska – niski głos, dochodzący zza Hermiony, przerwał jej rozmyślania. Obróciła się i krzyknęła z radości, gdy zobaczyła swego rudego przyjaciela, stojącego z uśmiechem na twarzy.
- RON! Jak minęło lato?
- Całkiem nieźle... Ciebie też miło widzieć, Hermiono. I ciebie, Harry.
- No, nawzajem – odpowiedział Harry i uśmiechnął się do przyjaciela.
Wtedy, głośny głos spikerki, rozchodzący się po stacji, oznajmił:
- 10:55. Odjeżdżają pociągi z peronu pierwszego, czwartego, piątego i ósmego.
- Za pięć jedenasta! – sapnęła Hermiona, upewniwszy się, spoglądając na zegarek. – Mamy pięć minut, żeby zdążyć na Hogwart Express! Gazem, lecimy!
Nie czekając na dwóch chłopców, chwyciła swój wózek i popchnęła w kierunku peronu dziewiątego. Harry i Ron dyszeli za jej plecami. Cała trójka, jedno za drugim, w pośpiechu prześlizgnęła się przez barierkę między peronem dziewiątym i dziesiątym, żeby jak najszybciej wsiąść do pociągu.
- Mama będzie wściekła, że się z nią nie pożegnałem – powiedział Ron, przewracając oczami po tym, jak dostali się do pociągu. Hermiona uśmiechnęła się w myślach. Ciągle ta sama, stara, opiekuńcza pani Weasley.
Zaskakująco szybko znaleźli pusty przedział i rozsiedli się w nim. W końcu czekała ich długa droga do ukochanej szkoły.
- Więc, Hermiona... Jak minęły wakacje – zapytał Harry.
- Och, świetnie... Naprawdę świetnie – odpowiedziała.
- Wyglądasz... Inaczej.
Hermiona zarumieniła się. Oczywiście, że się zmieniła – odwiedziła ją ciotka i uświadomiła jej, że jest wystarczająco dorosła, by skupiać się na wyglądzie tyle, ile na nauce. Tego rana wyprostowała włosy i umalowała się. Jej oczy świeciły niezwykłym blaskiem, nieznanym dotąd Harry’emu i pasującym do jej błyszczącej odznaki Prefekt Naczelnej.
- No, w wakacje przyjechała do mnie moja ciocia. Powiedziała, że powinnam bardziej dbać o wygląd.
Ron uniósł brew i zaśmiał się. Hermiona zawsze będzie tym samym zwykłym molem książkowym, jakiego znał od pierwszej klasy.
-Wy dwaj też się zmieniliście – dodała i pokazała im język.
Miała rację, Harry i Ron urośli po kilka cali, a ich ciała nabrały przez lato bardziej męskiej budowy. Wiedziała doskonale, że wiele dziewczyn będzie za nimi ganiać w tym roku, i przygotowała się na żartobliwe bronienie ich przed obławą.
Zanim Ron zdążył wymyślić jakąś ciętą odpowiedź, drzwi przedziału otworzyły się, i stanął w nich nie kto inny, jak Draco Malfoy, z pogardą na twarzy.
- Proszę, proszę, nasze sławne trio ma spotkanie
- Co, Malfoy, bez kumpli? Co za wstyd... Kto cię teraz obroni? – Odciął się Ron.
Malfoy nie zareagował. Podniósł brew i bezczelnie otaksował wzrokiem Gryfonów. Rozejrzał się i spojrzenie jego ciemnoszarych oczu spoczęło na Hermionie. Jeśli to możliwe, jego brew jeszcze się podniosła, jej cienka linia zatrzymała się centymetry przed włosami.
- Znów się widzimy, co, Granger? – powiedział, uśmiechając się ironicznie. – Och, widzę, że zostałaś Prefekt Naczelną. Jak... miło – dodał.
- Tak, Malfoy, zostałam – odpowiedziała spokojnie. – Nie bądź zazdrosny, jestem pewna, że Dumbledore też dałby ci odznakę, gdybyś posiadał coś takiego, jak mózg.
- Właściwie – odpowiedział Ślizgon – JESTEM Prefektem Naczelnym. Gdybym był tobą, nie otwierałbym tych szlamowatych usteczek, dopóki nie wiedziałbym, o czym mówię.
Wypowiedź Dracona nagrodziły wyrazy szoku na wszystkich trzech, gryfońskich twarzach. Zwłaszcza reakcja Rona była satysfakcjonująca: jego twarz pokryła się jasną czerwienią, a usta otworzyły się ze zdumienia.
- No, no, Weasley, może chciałbyś, żebym się uspokoił, zanim zabiorę ci punkty za brak szacunku – powiedział Draco z lodowatym uśmiechem na twarzy. Odwrócił się i odszedł, zasuwając za sobą drzwi.
- To niemożliwe... On... Co za TUPET – powiedziała rozwścieczona Hermiona – Jak Dumbledore mógł zrobić takiego durnia Prefektem Naczelnym?
- Najwidoczniej mógł – wymamrotał Ron, krzyżując ramiona i osuwając się na siedzenie.
Harry nie mógł uwierzyć własnym uszom.
-Na Merlina... on będzie dręczyć pierwszorocznych.
Hermiona westchnęła potakująco. Sięgnęła do torby i wyciągnęła swoją letnią lekturę, książkę „Zaawansowane czary i eliksiry – edycja uczniowska”. Odwróciła się od przyjaciół i zaczęła czytać.
Dalszą drogę przebyli w milczeniu. Hermiona zatraciła się w czytaniu, a Harry i Ron zajęli się cichą grą w gargulki.
W końcu przybyli na błonia Hogwartu. Hermiona wysiadła z pociągu przed swoimi przyjaciółmi i od razu zaczęła rozglądać się za Hagridem. Dostrzegła go parę stóp dalej, krzyczącego do pierwszorocznych, by podążali za nim.
- Hagrid! – zawołała, pospieszając do pół-olbrzyma.
- Hej tam, Hermiono – odpowiedział, uśmiechając się do niej – jak ci zlyciało lato?
- Całkiem nieźle, a tobie?
- Och, ni mam tyraz czasu na rozmowę, muszem się uporać z tymi pirszorocznymi. Zobaczymy się w zamku.
- Okej, pa! – gdy tylko się z nim pożegnała, Harry i Ron wyrośli u jej boku, w samą porę, by pomachać Hagridowi.
- Znajdźmy jakieś powozy i wsiadajmy, zamarzam – powiedział Harry.
Dwójka jego towarzyszy skinęła głowami i pospieszyli ku powozom i (teraz widzialnym, po wydarzeniach ostatniego lata) czekającym na nich testralom. Większość pojazdów była już pełna, więc Hermiona została zmuszona do zaakceptowania faktu, że w tym, do którego wleźli Harry i Ron, nie ma już wolnych miejsc.
Po bezowocnym szukaniu niepełnego powozu, w końcu doszła do drugiego w ostatnim rzędzie. Ten był niemal pusty, zarezerwowany dla jednej osoby – Dracona Malfoya. Przygryzając wargę, Hermiona przez kilka sekund stała i zastanawiała się nad możliwościami. Albo wejdzie do środka i pocierpi pięć minut w towarzystwie potwora, albo spędzi więcej czasu w deszczu i zimnie, szukając innego powozu.
Wybrała pierwszą opcję i wspięła się do pojazdu.
Kiedy weszła, Draco podniósł wzrok. Jego twarz wykrzywiło obrzydzenie.
- Co ty tu robisz, Granger? – zapytał zjadliwie.
- Nie było innych wolnych powozów – odpowiedziała rzeczowym tonem.
- Więc sądzisz, że możesz po prostu wsiąść do mojego?
- Przestań być samolubem, Malfoy, nie będę czekać na zewnątrz, aż Hogwart po mnie przyjdzie.
Przewracając oczami, Draco odsunął się od Hermiony tak daleko, jak to było możliwe i powrócił do wyglądania przez okno.
Hermiona westchnęła i opadła na siedzenie, opierając głowę o najbliższą szybę. Kiedy to zrobiła, zauważyła coś świecącego na podłodze powozu.
- Co to jest? – spytała głośno.
- Co jest co? – spytał Draco leniwie, nie kłopocząc się odwracaniem.
- Ta świecąca rzecz na podłodze.
Chłopak złapał haczyk i odwrócił się w kierunku, w który się wpatrywała. Sięgnął, podniósł i zaczął oglądać w mglistym świetle wschodzącego księżyca.
- Wygląda jak opakowanie po czekoladowej żabie – powiedział i niedbale rzucił na ziemię.
Coś kazało Hermionie ponownie podnieść opakowanie i przy bliższym przyjrzeniu okazało się, że coś jest nadrukowane z boku. Pokazała to Draconowi, ale odpowiedziało jej znudzone wzruszenie ramionami.
- Tu pisze... „Ostendo Posterus”. Wiesz, co to znaczy? – nie oczekiwała odpowiedzi od Ślizgona, i miała rację – kontynuował ignorowanie jej.
Obracając się w kierunku jego pleców, wyjęła swoją różdżkę i wypowiedziała te słowa, pukając w opakowanie.
Wrzasnęła, kiedy zaczęło migotać i skraplać się w coś, wyglądającego na wodę... Tylko, że suchą i nie rozpływającą się. Ześlizgnęło się z jej rąk, prosto na siedzenie pomiędzy nią, a Draconem.
Chłopak obrócił się na jej raptowny krzyk, a jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
- Co, do jasnej cholery, zrobiłaś?! – spytał się jej, spanikowany. – Co TO, ku*rwa, jest?
- J-j-ja nie wiem – wyjąkała Hermiona – rzuciłam zaklęcie z opakowania i wtedy to się pojawiło.
Wtedy, ku jej zdumieniu, kałuża płynu zaczęła się obracać i kręcić wokół własnej osi, dopóki nie uformowała się w niespokojne bajoro. Tym razem nie tylko Hermiona krzyczała; Draco również wydał wrzask zaskoczenia:
- O MÓJ BOŻE!

––––––––– Rozdział 2: Kłopotliwe myśli –––––––––
Dopóki fale w kałuży kontynuowały obracanie się wokół uformowanej figury, dwoje Prefektów wpatrywało się w siebie nawzajem w kompletnym, skrajnym wprost szoku. Ich oczy cały czas rozszerzały się ze zdumienia, gdy patrzyli to na dół, to znów w górę.
– To niemożliwe... Co do... – powiedziała Hermiona drżącym głosem.
Kałuża świecącego płynu bardzo przypominała myślodsiewnię; na powierzchni widniał obraz, i z pewnością nie był taki, jaki spodziewali się ujrzeć. Obserwowali go z zapartym tchem. Wzajemna nienawiść najwyraźniej wyparowała w momencie, w którym ich oczom ukazały się sceny.
W środku chodziła, wyglądająca na panią w średnim wieku, Hermiona. Nosiła na rękach małego chłopca i próbowała go uspokoić. Wtedy do pokoju wszedł Draco, w dokładnie–tym–samym wieku, schylił się i pocałował Hermionę.
– Czy Natan już śpi? – spytał przyciszonym głosem.
– Ciągle płacze – odpowiedziała Hermiona podobnym, cichym tonem. Posłała Draconowi zmęczony uśmiech.
– Biedny malec... Niania zapomniała go dziś nakarmić, a on potrzebuje tyle uwagi, ile jedzenia.
– Powinnaś iść spać – zauważył, kładąc lekko dłoń na ramieniu Hermiony i uśmiechając się do niej łagodnie. – Nie odpoczywałaś zbyt wiele w ostatnich dniach... Co z Vodemortem, krążącym wokół? Będziesz potrzebować całej swojej siły, by zmierzyć się z nim, jeśli nadejdzie czas.
– Wiem – odpowiedziała Hermiona cichnącym głosem. – Ja tylko... Och, tak się martwię o naszą rodzinę, Draco. Wiesz doskonale, że on najpierw przyjdzie po ciebie. To ty jesteś tym, który ich zdradził i zaprzepaściłeś ich plany. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
– Nie stanie się, kochanie – powiedział pewnym głosem. – W każdym razie – dodał – nie mógłbym teraz zostawić ciebie i Natana, prawda? – Jego próba rozładowania atmosfery najwyraźniej spełzła na niczym, bo Hermiona odwróciła się, by na niego spojrzeć; jej warga drżała.
– Mówię poważnie, Draco. Tak się boję... Jeśli coś się stanie z nami, co będzie z Nat...
Przerwał jej głośny brzdęk rozbitego szkła, gdy okno za nimi eksplodowało. Obracając się, Draco i Hermiona stanęli twarzą w twarz z dwoma mężczyznami, ubranymi w szorstkie, czarne peleryny.
– Czego chcecie? – spytał zimnym, twardym głosem Draco, występując nieznacznie naprzód, by odwrócić ich uwagę od Hermiony. – Jeśli chodzi o mnie, zostawcie moją rodzinę.
- Mamy powód, by was niepokoić - odpowiedziała pierwsza zawoalowana osoba głębokim, grobowym głosem. – W każdym razie, zostaliśmy wysłani z Jego rozkazu, by się ciebie pozbyć. Nie możemy pozwolić, byś znów wtrącał się w nasze plany. Już i tak za bardzo nam zaszkodziłeś, Draconie Malfoyu.
Druga postać podniosła rękę, wskazując różdżką na Dracona. Otworzyła usta i...
Obraz zniknął z pluskiem, gdy dłoń Ślizgona wleciała w niego, niszcząc kałużę. Hermiona, blada ze strachu, spojrzała na drugiego czarodzieja. Jego twarz wyrażała niezadowolenie, trząsł się ze złości.
- Wystarczy – powiedział ostro i chłodno zarazem, chociaż jego głos lekko drżał.
Po kilku próbach znalezienia słów, Hermiona wyszeptała w końcu:
- Co to było, Malfoy?
- To nie jest śmieszne, szlamo – odpowiedział Draco, patrząc wyzywająco na Gryfonkę.
- Nie zrobiłam tego!
- Chciałbym w to wierzyć.
- Mówię serio. Mógłbyś chociaż spróbować się uspokoić? Co to było, jak myślisz? – zapytała Hermiona. Oczy dziewczyny błagały Dracona o posłuchanie jej.
- Nie mam pojęcia. Ale cokolwiek by to nie było, to bzdura – odpowiedział.
- Czy my... Czy my byliśmy małżeństwem?
- To jakaś chora sztuczka – powiedział Draco, bardziej do siebie, niż do towarzyszki.
- Nie. To chyba jakiś rodzaj przyrządu, pozwalającego nam zobaczyć przyszłość. Proszę, tylko mnie wysłuchaj... To było prawdziwe. To nasza przyszłość.
Zanim Draco zdążył zareagować, ich rozmowa została przerwana, gdy powóz raptownie zatrzymał się przed bramą zamku. Bez jednego słowa czy spojrzenia, wyskoczył z karety i wszedł do środka, sam.
Hermiona powoli wyszła za nim z karety. Gdy doszła do głównego wejścia, spotkała Harry’ego i Rona, którzy czekali na nią.
- Hej, chłopcy – powiedziała cicho.
- Hej, Hermiona – odpowiedzieli razem. – Czy coś się stało? – dodał Harry, rzucając zaniepokojone spojrzenie na Hermionę. Znał swoją przyjaciółkę, i mógł stwierdzić z całą pewnością, że coś ją gryzie.
- Powiem wam w środku – bąknęła Hermiona. Mogła zobaczyć kątem oka, że Lavender stała niedaleko i próbowała podsłuchać ich rozmowę, a nie chciała, by ktokolwiek inny dowiedział się, co zobaczyli ona i Draco.
Kiedy trio przeszło przez główne wejście i weszło do Wielkiej Sali, Hermionie zrobiło się ciepło na sercu. Po tym, co stało się w czasie podróży do Hogwartu, byłaby bardziej niż szczęśliwa, mogąc liczyć, że zobaczy coś, co na zawsze zostanie takie samo, a Wielka Sala doskonale stanęła na wysokości zadania.
Na zaczarowanym sklepieniu, pokazującym niebo, kotłowały się deszcz, wiatr i chmury.
Zupełnie jak moje myśli – pomyślała gorzko Hermiona, siadając przy stole Gryffindoru.
Patrząc na stół u szczytu Sali, zobaczyła tych nauczycieli, co zwykle i jednego nowego – sympatycznie wyglądającego mężczyznę pod pięćdziesiątkę. Nosił swoją szatę niedbale, a nad jego głową unosiła się złota mgiełka. Gdziekolwiek się nie ruszył, mgiełka podążała za nim. Oczywiście, był to nowy nauczyciel Obrony przed Czarną Magią.
Hermiona odwróciła spojrzenie od stołu nauczycielskiego i, zanim pomyślała, pozwoliła mu powędrować ku stołowi Ślizgonów. Tam spoczęło ono na Draconie. Jakby czując jej wzrok na sobie, Draco podniósł głowę i rozejrzał się. Zobaczył Hermionę, patrzącą na niego i posłał jej drwiący uśmiech. Mimo że siedzieli po przeciwnych stronach dużego pomieszczenia, mogła powiedzieć, że ten uśmiech nie był tak samo pozbawiony serdeczności i zimny jak zwykle. Coś się za nim kryło – czy to była troska?
Wzruszając ramionami, powróciła do swojej książki i podjęła na nowo czytanie. Wkrótce jednostajny szum rozmów i przywitań urwał się, gdy wstał Dumbledore.
- Witam was w kolejnym semestrze w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart!
Wypowiedź nagrodziły gorące oklaski i gwizdy.
- Mam nadzieję, że wszyscy przeżyli bezpieczne i zarazem ekscytujące wakacje i są gotowi, by uczestniczyć w zajęciach w nowym roku. Zanim zaczniemy, jest parę rzeczy, które muszę wam oznajmić. Po pierwsze, pozwólcie mi przedstawić wam Profesora Haymena. Jest on nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią.
Grzeczne oklaski rozbrzmiały w Wielkiej Sali, a nauczyciel, którego przedstawił dyrektor, wstał i skłonił głowę z niewielkim uśmiechem na twarzy.
Dumbledore kontynuował przemówienie, zgodnie z regułami, panującymi w szkole i skończył aktualizując listę zakazanych przedmiotów. Z ostatnim uśmiechem, skierowanym ku milczącym studentom, rozpoczął Ceremonię Przydziału. Podczas gdy Hermiona obserwowała, jak „Anderson, Hailey” trafia do Ravenclawu, jej umysł wracał do tego, co zobaczyła w opakowaniu.
Jestem pewna, że widziałam wcześniej coś takiego w jakiejś książce – pomyślała z frustracją. Sprawdzę jutro w bibliotece. Muszę się dowiedzieć, co to było.
Powziąwszy tę decyzję, rozsiadła się na krześle, oglądając resztę Ceremonii.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ata dnia Nie 12:17, 22 Kwi 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Pon 21:07, 22 Sie 2005    Temat postu:

OK, cóż mogę powiedzieć... nic czego byś nie wiedziała, Atuś. Komentowałam na DK i zgadzam się, że fick jest porażająco cukierkowy. Ale cóż, to kwestia autorki.

Jeśli zaś chodzi o tłumaczenie, to powiem to samo co na dziurawcu - idzie ci świetnie. A skoro to twoje pierwsze to przy dwudziestym nie będziesz miała sobie równych. Bo potrafisz nadać swoisty wyraz temu, co piszesz.

Pozdrawiam:)
Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Śro 10:03, 24 Sie 2005    Temat postu:

heh, dzięki :*... inna sprawa, że Annie ma strasznie prosty styl i slownictwo, łatwo to zrozumieć i potem przetłumaczyć lub przerobić, ale teraz próbuję wziąć sie za coś innego, to normalnie masakra O_O... ale nie zrezygnuje, bo to będzie tłumaczenie z kimś na spółę, i już sie zgodizłam, więc cóż ;)...

a, co tam, oto kolejne rozdziały:

––––––––– Rozdział 3: Co to za uczucia? –––––––––
Później tej nocy Hermiona uściskała Harry’ego, Rona i jego siostrę, po czym rozdzieliła się z nimi – chłopcy i Ginny szli do Pokoju Wspólnego Gryfonów, a Hermiona do dormitorium Prefektów Naczelnych.
– Zobaczymy się jutro – powiedziała, uśmiechając się.
– No... Powodzenia, obyś przetrwała tę noc z Malfoyem – odparł Ron, kuląc się lekko. – Powiedz nam, jeśli zrobi ci cokolwiek. Przeklniemy go dla ciebie.
Zaśmiała się i dała kuksańca wysokiemu rudowłosemu.
– Nie ośmieli się, spokojnie.
– Opowiesz nam szczegóły – pisnęła Ginny, szczotkując swoje długie, kasztanowe włosy.
– Opowiem – odpowiedziała Hermiona. Odwróciła się i rozpoczęła wędrówkę do miejsca, gdzie miała spędzić resztę roku. Z chłopakiem, który nienawidzi jej co najmniej tak mocno, jeśli nie mocniej, jak ona jego.
Kiedy w końcu, pokonawszy dwie spiralne klatki schodowe, doszła do portretu, za którym skrywało się wejście do pokoju, zawahała się.
Co, jeśli on już tam jest? – spytała nerwowo samą siebie. Naprawdę nie chcę go spotkać, przynajmniej nie dzisiaj...
Już miała obrócić się i pójść spytać przyjaciół, czy może z nimi przenocować w Pokoju Wspólnym, kiedy ktoś za nią kaszlnął. Hermiona podskoczyła i obróciła się.
– Och, to ty – powiedziała, a jej chwilowy strach ulotnił się. – Wiesz, nie musisz mnie straszyć w ten sposób.
– Powiedzmy. Wchodzisz czy nie? – odpowiedział Draco Malfoy. Opierał się o marmurową ścianę po drugiej stronie i lekceważąco przyglądał się Gryfonce.
Wzruszyła ramionami i powiedziała hasło (Akromantula). Portret młodego chłopca, trzymającego dłoń dziewczyny, odsunął się. Hermiona sapnęła i przeszła przez okrągłą dziurę, powstałą w miejscu po obrazie. Pomieszczenie, do którego weszła wyglądało na hol i było urządzone w kolorach Gryffindoru i Slytherinu. Ściany były pomalowane na żywą czerwień z powplatanymi w nią złotymi ornamentami. Meble były srebrne albo zielone, a w środkowym pokoju stał okrągły, dębowy stolik. Dokładnie naprzeciwko niej były drzwi z napisem „Łazienka”. Na nich wisiał obraz głowy lwa i owijającego się wokół niego węża. Na lewo były łukowate drzwi z wymalowanym gryfońskim lwem, a na prawo – dokładnie takie same, tyle, że ze ślizgońskim wężem. Pod obrazkami wypisane były, eleganckimi, białymi literkami, imiona mieszkańców.
Hermiona westchnęła ze szczęścia i pobiegła do najbliższej kanapy, na której wygodnie się usadowiła.
– Już kocham to miejsce – wyszeptała do samej siebie.
– Nic specjalnego – przerwał jej, dochodzący zza pleców, głos Dracona. Hermiona jęknęła w myślach. Fakt, że będzie musiała dzielić dormitorium ze Ślizgonem popsuł jej humor. Odwróciła się i stanęła z chłopakiem twarzą w twarz.
– Tak? Przypuszczam, że Pokój Wspólny Ślizgonów jest dużo lepszy, co?
– Właściwie, to nie. Ale moja komnata w domu jest lepsza.
– Gratulacje – powiedziała Hermiona, wywracając oczami. Nie była w nastroju do kłótni z nim, więc zeszła z kanapy i udała się do swojego pokoju. Stało tam duże, łóżko z czterema kolumienkami i złotymi kotarami. W jednym rogu stało małe biurko, a w drugim wyczyszczona na wysoki połysk dębowa szafa. Położyła się na łóżku i ziewnęła. Było późno, a ona była zmęczona. Nie kłopocząc się rozbieraniem czy przebieraniem w coś wygodniejszego, natychmiast wtuliła się w kołdrę i zasnęła.
Pewnie będę musiała zawsze widywać się z nim w poranki... – to była jej ostatnia myśl, zanim odpłynęła. Nie zauważyła, że wysoki, blondwłosy Ślizgon stoi w przejściu i przygląda się jej – pierwszy raz w życiu – nie z pogardą, ale łagodnością i troską... W taki sposób, w jaki starszy Draco przyglądał się swojej żonie.
Następny poranek zastał Hermionę cicho kierującą się w stronę hogwarckiej biblioteki. Poprzedniej nocy nie wyspała się; myśl o opakowaniu i o tym, czego ona i Draco byli świadkami, cały czas tłukła się jej po głowie.
Gdy wstała, w dormitorium było cicho. Kiedy wygładziła na sobie ubrania i umalowała się, zauważyła, że drzwi od pokoju Dracona są otwarte. Owładnęła nią ciekawość i po cichu do niego zajrzała. Zaglądając, zobaczyła go w stanie, jaki był jej nieznany – wyglądał jak anioł, albo jak wyrzeźbiony w marmurze. Jego twarz była spokojna i opanowana, a nienażelowane włosy łagodnie powiewały wokół niej za każdym razem, gdy wypuszczał powietrze.
Hermiona złapała się na tym, że się uśmiecha i natychmiast się skrzywiła.
Co się ze mną dzieje? – pomyślała. Może za dużo myślę o tej całej sprawie....
Niemniej jednak, kontynuowała swoją drogę do biblioteki. Gdy już do niej doszła i znalazła książkę „Magiczne przyrządy i ich zastosowanie”, usiadła przy stole i zaczęła czytać.
Słońce było już wysoko na niebie, a ona dalej czytała. Oświetlało ją, powodując, że jej brązowe włosy lśniły jakby były z miedzi. Ktoś to zauważył i na ten widok serce mu stajało – tylko odrobinę. Postać nieznacznie zawahała się, przez co jej szaty zaszeleściły. Hermiona gwałtownie popatrzyła w górę.
– Ron? – zapytała cicho. Odpowiedziała jej cisza.
– Kto tu jest? – zapytała już głośniej, rozglądając się wokół.
– Ja – odezwał się głęboki głos. Draco wyszedł zza półki z uśmieszkiem na twarzy. – Przechodziłem obok, zobaczyłem cię i wszedłem, żeby zobaczyć, co, na Merlina, czytasz, skoro nie było jeszcze lekcji.
– Co ty masz z tym chowaniem się w cieniu? – spytała się Hermiona, krzywiąc się nieznacznie. – Zawsze zaskakujesz mnie w ten sposób.
– To pewnie mój specjalny talent – odpowiedział Draco, uśmiechając się krzywo.
Wzruszając ramionami, powróciła do czytania. Po kilku minutach ciszy, spojrzała w górę. Zauważyła, że chłopak dalej wpatruje się w nią wnikliwie i poczuła się niewyraźnie.
– Czego chcesz? – powiedziała z nutką zdenerwowania w głosie.
– Czekam, aż znajdziesz coś na temat tamtego opakowania – odpowiedział rzeczowo.
Hermiona westchnęła.
– To czemu mi nie pomożesz, Malfoy?
– Bo – odpowiedział leniwie – Malfoyowie nie pracują. Pozwalamy małym, brudnym szlamom robić to za nas.
Zgrzytajac zębami, Gryfonka odpowiedziała:
– Wobec tego nie masz szczęścia, PANIE Malfoy. Nic dla ciebie nie zrobię, jeśli mi nie pomożesz! – posłała mu wściekłe spojrzenie, wzięła swoją książkę i dostojnym krokiem wyszła z biblioteki. Madame Pince, bibliotekarka, popatrzyła na Dracona i upomniała go cichym „cii”.
– Przepraszam – powiedział, przewracając oczami.
O co jej do cholery chodzi? – pomyślał, wychodząc za nią z biblioteki.
Chyba powinieneś być dla niej odrobinę milszy. Może pomożesz jej w szukaniu? – spierał się z nim cienki głos w jego umyśle.
Idź sobie! – odpowiedział mu gniewnie.
Draco westchnął i rozpoczął swoją drogę do Wielkiej Sali.

––––––––– Rozdział 4: Zaskakujące reakcje –––––––––
–… I dziś rano obudziłam się... On jeszcze spał. Poszłam więc prosto do biblioteki, żeby znaleźć coś o tym opakowaniu – Hermiona właśnie skończyła opowiadać o tym, czego świadkiem była w powozie i o nocy, spędzonej w tym samym dormitorium, co Draco. Opowiedziała im wszystko, nie wyłączając nawet tego, jak się czuła, gdy była obserwowana przez niego wcześniej tego rana.
Uszy Rona były czerwone, tak samo jego policzki.
– Ty... Ty... POCAŁOWAŁAŚ Malfoya?!
– Ron, nie wydaje mi się, żeby to był w tej chwili największy problem – powiedział poważnie Harry – Hermiona, sądzisz, że to było na serio?
– Tak. Kiedy byłam w bibliotece, wypożyczyłam tę książkę – pokazała wolumin, który przyniosła ze sobą – i wyczytałam w niej sporo interesujących rzeczy o tym typie magicznych urządzeń.
Sięgnęła do kieszeni i wyjęła opakowanie (wyjęła je już po tym, jak krople ułożyły się z powrotem i zamieniły w opakowanie), kładąc je na stole. Wtedy wzięła książkę i zaczęła czytać z założonej wcześniej strony:
– „Allievrae jest niesamowicie rzadko spotykaną formą ciekłego srebra, które ma możliwość pokazywania przebłysków przyszłości. Może być stworzone tylko przez najsilniejszych czarodziejów i czarownice, dzięki użyciu serii zaklęć i uroków. Zaklęcie, ujawniające ukryte właściwości allievrae, brzmi „Ostendo Posterus”. Inną charakterystyczną cechą allievrae jest to, że pokazuje tylko te najszczęśliwsze lub najbardziej niepokojące chwile. Allivrae nigdy nie kłamie i jest bardzo potężne, a w nieodpowiednich rękach może być niebezpieczne.”
Zamknęła książkę i położyła ją na stole, po czym wzięła łyk dyniowego soku.
– Jak możesz być taka spokojna po tym, co zobaczyłaś, Hermiono? – prawie wrzasnęła Ginny. – Czy ty wiesz, co to znaczy?
– No... Że ja i Malfoy weźmiemy ślub w najbliższej przyszłości?
– Co się z tobą dzieje? – zapytał Harry, patrząc na nią z troską. – Ta Hermiona, którą znamy, byłaby tym przerażona.
Wzruszyła ramionami.
– Ano, jak raz powiedział Dumbledore, nie da się zmienić swojej przyszłości. Nie mogę nic zrobić.
– Przynajmniej Malfoy zginie – powiedział Ron głosem piskliwym ze szczęścia.
Hermiona obróciła się, żeby spojrzeć na niego.
– Ron! On będzie moim mężem. Nie chcę, żeby ginął.
Mimo że w tym momencie była na niego wściekła, pamiętała swój wyraz twarzy, gdy do niego mówiła. Najwyraźniej w przyszłości będzie go bardzo kochać. W tym momencie uświadomiła sobie wszystko, jakby budząc się nagle ze snu.
– Moment... To znaczy, że mnie też zabiją. Na Merlina, co się stanie z naszym synem?
– Nie mogę uwierzyć, że Malfoy się zmieni – powiedział po prostu Harry ze zszokowanym wyrazem twarzy.
– Ja też – zgodziła się cicho Ginny.
– O czym to rozmawia nasza Złota Trójca? – przerwał im Draco, wychodząc zza ich pleców. Skrzyżował ramiona na piersi i popatrzył na nich chłodno.
– Nie twój interes – urwała Hermiona. Kiedy tylko pojawił się Prefekt, szybko odzyskała panowanie nad sobą i wstała ze słowami:
– Co ty właściwie robisz przy stole Gryfonów? Czyżby Ślizgoni wreszcie zdali sobie sprawę, że nie chcą takich gnojów u siebie?
Draco cofnął się z zaskoczeniem na twarzy. Nie spodziewał się, że nudna, cicha Hermiona będzie w stanie tak mu wygarnąć. Podnosząc brew, odpowiedział:
– Dobra, dobra, siadaj, szlamo, siadaj. Przyszedłem, żeby zobaczyć, czy dalej nie znalazłaś niczego o tym opakowaniu.
– Nie znalazłam – odpowiedziała wyzywająco Hermiona. Jej brązowe oczy ciskały niewidzialne gromy w Ślizgona, który górował nad nią całe pięć cali. Draco zauważył, jak pięknie i okrutnie w tym momencie wygląda, ze związanymi luźno w kucyk włosami i zaciśniętymi pięściami.
– Z wyjątkiem tego, co już masz – odpowiedział z ponurym śmiechem i wskazał założoną książkę – otwórz i powiedz mi, co tam pisze.
Ron nie wytrzymał i stanął obok Hermiony.
– Zostaw ją w spokoju – powiedział zdenerwowany – i spadaj od naszego stołu.
– Och, bronisz swojej dziewczyny, Weasley? – zapytał Malfoy, udając zaszokowanego. – Po prostu powiedz Granger, żeby mi przeczytała, co znalazła, a będziecie mogli wrócić do flirtowania.
– Nie zmuszaj mnie, żebym cię przeklął – powiedział Ron, niebezpiecznie podnosząc głos. Ręka rudzielca powędrowała do tylnej kieszeni i Hermiona wiedziała, że chłopaka nic nie powstrzyma, jeśli Malfoy jeszcze raz go sprowokuje.
Szarpnęła jego szatę i bąknęła:
– Przestań, Ron, dam sobie radę – zdenerwowana zwróciła się do Dracona:
– Tak, miałam rację. To była prawdziwa przyszłość. A teraz spie*rzaj, nędzna fretko.
Usiadła i wzięła kolejny łyk dyniowego soku, jak gdyby nic się nie stało.
W zupełnie nie–malfoyowskim stylu, Draco odszedł do stołu Slytherinu bez jednego słowa, jedynie posyłając Hermionie spojrzenie. Mnóstwo osób wymieniało teraz szeptem uwagi i co chwilę patrzyło na nich ostrożnie. Cała Wielka Sala była świadkiem sceny pomiędzy Draconem, Hermioną i Ronem, więc teraz w blondwłosym Ślizgonie, biorącym swoją torbę i wychodzącym z Sali, utkwione były setki par oczu.
Hermiona, patrząc na jego wycofującą się postać, poczuła ukłucie winy.
Nie mogę uwierzyć, że po prostu to zrobiłam – pomyślała. Zmieniam się... w niego.
Kiwała głową i uśmiechała się prawie serdecznie do każdego, kto podchodził i gratulował jej zgaszenia Malfoya, ale w środku zastanawiała się nad spojrzeniem, które jej posłał. Było pełne cierpienia, co było dla niej czymś całkowicie nowym – w końcu Malfoyowie nie cierpią, prawda?
Im więcej o tym myślała, tym gorzej się czuła. Ostatecznie postanowiła, że pójdzie do ich dormitorium i spróbuje go znaleźć i przeprosić. Wstała, wzięła swoją torbę, i z krótkim „Idę do biblioteki, zobaczymy się później” rzuconym przyjaciołom pospieszyła przez drzwi Wielkiej Sali.
Osiągnęła w końcu szczyt spiralnych schodów, powiedziała hasło i przeszła przez dziurę do ich dormitorium. Wszystko było ciche. Rozejrzała się za śladami bytności Ślizgona. Zobaczyła, że drzwi od jego pokoju są otwarte i przeszła przez nie, sprawdzając, czy Dracona nie ma w środku.
Leżał na plecach na łóżku, wpatrując się chłodno w sufit. Usiadł natychmiast, gdy usłyszał nadchodzącą Hermionę.
– Czego chcesz, Granger? – zapytał chłodno.
– Chcę cię przeprosić – zaczęła.
– Nie potrzebuję twoich przeprosin – odpowiedział ostro Draco. – Jeśli byłabyś tak uprzejma i zostawiła mnie samego... – mówiąc to, wstał i podszedł do niej, chcąc zamknąć drzwi.
– Czekaj – powiedziała, wyciągając rękę – To opakowanie... Przeczytałam, że nazywa się allievrae. To rodzaj płynnego srebra, które ukazuje przyszłość. Według książki, zawsze pokazuje prawdę.
Na twarz Dracona wstąpiło lekkie niezadowolenie.
– Mogłabyś nie robić sobie jaj, dobra? – powiedział cicho.
– N–nie robię – wyjąkała.
Twarz Dracona lekko poszarzała.
– Więc twierdzisz... że w końcu stanę się dobry – powiedział, zabierając rękę z klamki – i... zabiją mnie. Z tego powodu.
– Chyba tak – odpowiedziała niezręcznie, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć w tej sytuacji. Była zaskoczona jego zachowaniem; nigdy nie widziała go postępującego w ten sposób. Nie powiedział jej nic grubiańskiego, nawet na nią nie spojrzał. Zachowywał się jak normalny człowiek.
– Powinienem wiedzieć – wyszeptał – powinienem wiedzieć... Że mnie zabiją.
– Teraz, skoro już wiemy, możemy im przeszkodzić, prawda? – powiedziała nieco szaleńczo.
– Nie można zmienić przyszłości – powiedział, powtarzając jej wcześniejsze słowa – i nie znasz mojego ojca. On idzie po trupach do celu.
– Przykro mi – powiedziała delikatnie. Pod wpływem chwili, zrobiła coś, czego nigdy by się po sobie nie spodziewała – podniosła rękę i położyła ją na ramieniu Dracona. Poczuła, że napiął mięśnie, ale nic poza tym. To zszokowało ją bardziej niż to, co zrobiła ona sama.
Nagle, coś się stało. Łza – czy to była łza? Niemożliwe, Malfoyowie nie płaczą, prawda? – pojawiła się w kąciku jednego z oczu Dracona i potoczyła się w dół, po policzku. Nie myśląc, Hermiona stanęła na palcach i scałowała ją. Obrócił nieznacznie głowę, a jego wargi spotkały się z jej ustami i wszystko stało się mieszaniną dźwięków, fajerwerków i emocji.
Żadne z nich nie spodziewało się czegoś tak wspaniałego. Jego dłonie powędrowały w dół, do jej talii, a jej ręce zanurzyły się w jego włosach. To było takie naturalne, takie dobre, takie... idealne. I skończyło się.
Draco odsunął się pierwszy. Brutalnie odepchnął Hermionę, potykając się i lecąc w tył.
– Co, na Boga... – wybełkotał ze zgrozą w oczach – muszę iść. Będę... Pa.
Zakończył swoją bezskuteczną próbę wykrzesania z siebie jakichś słów, ocierając się o nią i wychodząc z ich dormitorium. Portret zatrzasnął się za nim i znów zapanowała cisza.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Śro 23:28, 24 Sie 2005    Temat postu:

No spoko... Zaczyna się słodka, lukrowana historia... Drakuś i Hermi... Ale ja ich tam lubię. Więc i tak czytam:D

No i ktoś musi pokomentować, prawda?

Ale, przejdę do rzeczy. Błędów nie zauważyłam żadnych - nie rozglądałam się, też prawda, ale jakby raziły, to znalazłabym, tak sądzę.
Ty swój styl masz bardzo ładny, Atuś, no a za orginalną fabułę nie odpowiadasz...
Czekam też na drugie tłumaczenie.

Pozdrawiam,
Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Czw 18:42, 25 Sie 2005    Temat postu:

drugie tłumaczenie raczej się tutaj nie pojawi, ponieważ tłumaczę z Sonką, a ona, ze względu na wkurzenie się na Astreę, rejestrować się tu nie chce ;). no, chyba, że się zgodzi, zebym sama umeiszczała ;). w każdym razie, na kremowympiffku raczej na pewnio będzie xD...

dzięki za pochwały xD. normalnie doceniona się czuję xD...

oto kolejne dwa rozdziały :P... robi sie coraz bardziej słodko xD...

––––––––– Rozdział 5: Atak –––––––––
Następnego dnia Hermiona obudziła się wcześnie i w dobrym humorze. Dziś zaczynają się zajęcia! – pomyślała podekscytowana. Wtedy przypomniała sobie, co zdarzyło się poprzedniej nocy, a jej nastrój odrobinę się pogorszył. Cicho wstała i ostrożnie wystawiła głowę z pokoju, by zobaczyć, czy Draco już wstał. Drzwi od pokoju blondyna znów były otwarte i mogła przez nie zajrzeć – nikogo nie było w środku. W jego łóżku nikt nie spał tej nocy, więc wszystko było czyste i nienaruszone. Zastanawiając się, gdzie poszedł, ubrała prosty T–shirt i mugolskie jeansy, a na nie nałożyła szkolną szatę. Pociągnęła usta błyszczykiem, złapała swoją torbę i pospieszyła do Wielkiej Sali na śniadanie. Kiedy tam dotarła, ujrzała Ginny, siedzącą na swoim zwykłym miejscu; chłopców nie było.
– Znowu zaspali? – zapytała Hermiona z chichotem, siadając przy młodszej dziewczynie.
– Prawdopodobnie – odpowiedziała Ginny, uśmiechając się szeroko.
Jedząc, pogadały trochę o planach lekcji i nauczycielach. W połowie ich posiłku przyszli Harry i Ron, z włosami sterczącymi na wszystkie strony i w pomiętych szatach.
– Zaspaliście, co? – spytała Hermiona, nie kłopocząc się patrzeniem na nich. Tak działo się co roku – nie było to nic nowego dla niej, czy dla Ginny...
– No – powiedział Ron, dysząc i siadając naprzeciwko Hermiony. Harry usiadł obok niego i obaj zaczęli opychać się jajecznicą na bekonie.
– Hej, patrzcie, po południu mamy Obronę Przed Czarną Magią – powiedziała Hermiona, przejrzawszy swój plan lekcji. – Nowy nauczyciel wygląda na miłego, prawda?
– Jasne – wymamrotał Harry z pełnymi ustami.
Parę minut później, Hermiona odłożyła widelec i oznajmiła, że idzie do biblioteki, przeczytać coś przed pierwszymi zajęciami – Transmutacją. Pocałowała wszystkich w policzek „na do widzenia” i wybiegła przez drzwi.
– Ona ciągle chodzi do biblioteki – gderał Ron, dokładając sobie więcej kiełbasek.
Hermiona, idąc szybko do dormitorium, poczuła ukłucie winy. Jak się później okaże, będzie okłamywać swoich przyjaciół jeszcze bardziej, i to zawsze po to, by zobaczyć Dracona... Przerwała swoje rozmyślania, gdy jakiś czwartoroczniak przeszedł obok niej z zębatym frisbie nie-za-dobrze ukrytym w kieszeni. Zabrała dwadzieścia punktów jego domowi i ruszyła w dalszą drogę do dormitorium.
Powiedziała hasło i momentalnie sapnęła ze zgrozy. Pokój wyglądał, jakby ktoś rozlał w nim Eliksir Wybuchu i pozostawił na parę godzin. Kanapy, stoły i tapety były porozrywane i widniały na nich ślady płomieni, jakby właśnie skończyła się tu jakaś bitwa. Lampa naprzeciwko słabo migotała, a okno za nią było roztrzaskane.
Powoli wymijając połamane kawałki drewna i szkła, doszła do pokoju Dracona i ostrożnie otworzyła drzwi. Wszystko było nienaruszone, tak jak wcześniej tego ranka. Zdziwiona, obróciła się i otworzyła drzwi swojego pokoju. Krzyknęła głośno i cofnęła się na widok tego, co zobaczyła.
Draco opierał się o ścianę na drżących kolanach i trzymał się łóżka Hermiony, żeby nie upaść. Na policzkach miał głębokie, krwawiące rany. Jedną z posiniaczonych rąk trzymał pod prawym okiem koszulę, jego włosy były pozlepiane krwią. Szaty miał poszarpane nie do rozpoznania, upstrzone dziurami i poprzypalane.
Słysząc Hermionę, otwierającą drzwi, jęknął i skulił się, czując ból w piersi. Czemu ta cholerna szlama zawsze przychodzi w najgorszym momencie? – pomyślał z frustracją. Głośno wycharczał:
– Czego chcesz, Granger?
– Co tu się, na Merlina, stało? – krzyknęła, pędząc do Dracona.
– Nic – powiedział, a jego kolana nie wytrzymały i upadł.
– To nazywasz niczym? Co się stało?
Draco jęknął z bólu i ciągnął dalej:
– Idź sobie ode mnie, szlamo. Nie potrzebuję twojej pomocy. Czuję się doskonale.
– Nie czujesz się – odpowiedziała Hermiona, klękając przy nim. – Proszę, próbuję ci pomóc. Pójdziemy do Dumbledore’a, a ty powiesz mu, co się stało.
– Nie pójdę – powiedział Draco, robiąc przerwę, by gwałtownie zakasłać. – Nigdzie. On... On mnie zabije – po tych słowach stracił przytomność.
– Na Merlina – powiedziała poruszona Hermiona – co ROBIĆ? – wiedziała, że musi zanieść Dracona do Dumbledore’a, albo ostatecznie do Madame Pomfrey. Mrucząc Mobilicorpus, machnęła różdżką w kierunku Ślizgona. Jego ciało uniosło się w powietrze i, kiedy wyszła z ich zniszczonego dormitorium, podążyło za nią.
Na szczęście, korytarze były puste. Zaczęły się pierwsze zajęcia i wszyscy, poza duchami i myszami, znajdowali się już w klasach. Portrety patrzyły na Hermionę w szoku i szeptały między sobą, gdy przechodziła. Wreszcie dotarła do dwóch gargulców i powiedziała hasło: „Cukierkowe jabłka”.
Gargulce rozsunęły się z łoskotem, ukazując wznoszące się powoli, spiralne schody. Weszła na nie z ciałem Dracona, wciąż unoszącym się nad ziemią, i podążyła z nim do gabinetu dyrektora.
Gdy dotarła na górę, grzecznie zapukała do dużych, dębowych drzwi.
– Proszę wejść – usłyszała dobiegający zza nich głos. Ostrożnie przekręciła klamkę i weszła do środka.
Brwi Dumbledore’a podniosły się w zaskoczeniu, gdy zobaczył posiniaczonego, zakrwawionego Dracona.
– Co się stało? – spytał zatroskany, kierując swoje błyszczące, niebieskie oczy na Hermionę.
– N-n-nie wiem – wyjąkała. – Przyszłam do dormitorium po śniadaniu, żeby spróbować z nim porozmawiać i znalazłam go w takim stanie.
Dyrektor wstał i podszedł, by zbadać bezwładne ciało Dracona.
– Wygląda, jakby się pojedynkował – wymruczał do siebie. – Trinduy – powiedział nagle do portretu, do którego się obrócił – Zawołaj Madame Pomfrey. Powiedz jej, że ma pacjenta, którym musi się natychmiast zająć.
Niski, gruby mężczyzna z czarnymi włosami energicznie kiwnął głową i wyszedł poza ramy. Inni namalowani dyrektorzy przebudzili się na dźwięk imienia swojego przyjaciela i wszyscy naraz zaczęli mówić.
– Panno Granger, chyba powinna pani wrócić do klasy.
– Chcę tu zostać, profesorze.
– W takim razie dobrze. Możesz opisać stan waszego dormitorium, gdy do niego weszłaś?
– No... Wszystkie meble były porozrywane i popalone. Okno było roztrzaskane, jakby ktoś rzucił na nie parę oszałamiających zaklęć, i w ogóle wszystko było jednym wielkim bajzlem.
– A gdzie go znalazłaś? – zapytał Dumbledore z troską na twarzy.
– To jest najdziwniejsze... Znalazłam go w moim pokoju. Jego był idealnie normalny, jakby od wczoraj nikogo w nim nie było.
Starszy czarodziej nieznacznie zacisnął wargi.
– Więc najpierw próbowali przyjść po ciebie – powiedział łagodnie.
– C-c-co pan ma na myśli? – zapytała.
Ich rozmowę przerwało przybycie Madame Pomfrey, hogwarckiej pielęgniarki.
– Co się stało, dyrektorze?
Dumbledore wskazał na Dracona, który wciąż unosił się parę cali nad ziemią.
– Zajmij się nim. Został zaatakowany.
Madame Pomfrey skinęła głową i machnęła różdżką, sprawiając, że gdy podążyła do Skrzydła Szpitalnego, Draco poleciał za nią. Teraz Hermiona i Dumbledore zostali sami.
– Panno Granger, wytłumaczyłbym ci wszystko, ale myślę, że lepiej będzie, jeśli to pan Malfoy zrobi to w swoim czasie. Czy dalej masz allievrae?
Dziewczyna otworzyła usta, by zapytać, skąd o nim wie, po czym przypomniała sobie, że on może zobaczyć wszystko, co dzieje się na terenie Hogwartu. Zamknęła usta i przytaknęła.
– Daj mi je.
Hermiona sięgnęła do kieszeni i wyjęła opakowanie.
– Czy to jest związane z tym, co się stało? – zapytała szeptem.
– Nie, ale lepiej, żebyś nie nosiła czegoś tak potężnego przy sobie, kiedy... każdy może to zdobyć – odpowiedział Dumbledore, wpatrując się w nią przenikliwie. – Teraz idź do klasy. Przygotuję dla ciebie i pana Malfoya tymczasowe kwatery.
Ponownie przytaknęła.
– Do widzenia, panie profesorze – powiedziała, kierując się w stronę drzwi.
– Do widzenia, panno Granger. Powodzenia w tym roku szkolnym – odrzekł cicho. Patrząc, jak odchodzi, pomyślał z lekkim uśmiechem: Zaiste, najmądrzejsza uczennica, jaka kiedykolwiek chodziła do Hogwartu...

––––––––– Rozdział 6: Opowieść –––––––––
Później tego dnia, Hermiona przeszła przez tłumy gadających uczniów, dopiero co wypuszczonych z klas i stanęła przed nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią.
– Witaj, Hermiono – powiedział, odciągając ją na bok.
– Dzień dobry, profesorze Haymen – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. – Przepraszam, ale to nie jest najlepsza pora...
– Tak, wiem. Słyszałem o tym, co stało się panu Malfoyowi i czuję się zobowiązany, by wyrazić najszczersze wyrazy współczucia i życzenia powrotu do zdrowia.
– Eem... dziękuję – odpowiedziała i skrzywiła się, uświadamiając sobie, jak niegrzecznie to zabrzmiało.
Najwyraźniej tego nie zauważył i dalej ciągnął:
– Profesor Dumbledore prosił, bym coś zrobił. Kiedy tylko pan Malfoy wydobrzeje, będę was uczył, jak się zasłonić i obronić przed innymi... napastnikami, którzy się tu dostaną.
Hermiona zamrugała i popatrzyła na niego, zdezorientowana.
– Okej – powiedziała powoli.
– Madame Pomfrey powinna go pozszywać przed piątkiem. Przyjdźcie, ty i pan Malfoy, do mojego gabinetu – trzecie piętro, drzwi naprzeciwko posągu trolla trzymającego maczugę – nie później, niż o siódmej – powiedziawszy to, skinął głową i zniknął w tłumie uczniów.
Marszcząc czoło na myśl o dziwnej rozmowie, jaką właśnie odbyła z nowym nauczycielem, Hermiona podjęła drogę do Skrzydła Szpitalnego.
Doszła do skrzydła, w którym, mimo że rok dopiero się zaczął, było tłoczno. Szybko wypatrzyła Dracona i zapytała Madame Pomfrey, czy może spędzić z nim trochę czasu. Pielęgniarka odeszła, by zająć się innym pacjentem, ale wyglądała, jakby robiła Hermionie wielką łaskę. Prefekci zostali sami.
Hermiona usiadła na drewnianym stołku obok łóżka Dracona. Przyglądając się pogrążonemu we śnie Ślizgonowi, zauważyła z ulgą, że większość jego ran i oparzeń ładnie się goi.
Gdy tak patrzyła na spokój, jaki otaczał śpiącego poczuła, że na jej twarzy pojawia się uśmiech. To był jeden z tych rzadkich momentów, kiedy mogła zobaczyć tę stronę Dracona, której nikt nigdy nie miał okazji poznać.
Wymruczał coś przez sen i nieznacznie się poruszył. Marszcząc brwi, schyliła się, by usłyszeć, co mówi. To brzmiało jak „odczep się od niej”.
– Malfoy? – wyszeptała, delikatnie potrząsając go za ramię.
Draco, wzdrygając się, otworzył oczy i dzikim wzrokiem rozejrzał się wokół. Szaleńcze poszukiwania zakończyły się w chwili, gdy jego spojrzenie spoczęło na Hermionie.
– Co ty tu robisz, Granger? – zapytał.
Wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
– Nie wiem. Po prostu przyszłam zobaczyć, co u ciebie.
– Mówiłem już wcześniej, nie potrzebuję twojej pomocy.
– Och, naprawdę? Przypuszczam, że wolałbyś cały dzień leżeć nieprzytomny w moim pokoju, tak?
Nie mogąc znaleźć na to dobrej riposty, wywrócił oczami i odwrócił twarz.
– Powiedz mi, co się stało – powiedziała miękko Hermiona.
– Nie zrozumiesz.
– Sprawdź mnie.
– Granger, nigdy nie miałaś mrocznych czarodziejów za rodziców – odpowiedział chłodno.
– Co twoi rodzice i mroczni czarodzieje w jednym mają wspólnego z tym, co się stało? – wskazała na jego zabandażowane lewe ramię.
– Już mówiłem, nie zrozumiesz – odrzekł.
– Chcę ci pomóc. Proszę, możesz mi powiedzieć, co się stało... Draco?
Wyglądało na to, że użycie jego imienia bardziej niż cokolwiek innego sprawiło, że obrócił głowę w stronę swojej towarzyszki i spojrzał jej w oczy.
– Mój ojciec... Mój ojciec wie wszystko. Dookoła Hogwartu ma szpiegów, którzy nieustannie mnie obserwują. Muszę zachować wizerunek Malfoyów. Wiesz, że on jest dumnym czystokrwistym czarodziejem i byłby w stanie zabić nawet własnego syna, gdyby dowiedział się, że ten przyjaźni się ze szlamą. Zobaczył... – Draco zawahał się, jakby zmuszał się do wypowiedzenia następnych słów – ...zobaczył nas, całujących się i przysłał kogoś, żebym wiedział, że on się na to nie zgadza. A to jest rezultat – zakończył z pokazaniem swoich rozciętych kończyn i pokładami sarkazmu w głosie.
Podczas tej przemowy pod powiekami Hermiony nagromadziły się łzy, które teraz wytarła.
– Tak mi przykro... Nie miałam pojęcia...
– A nie mówiłem? Malfoyowie zawsze mają rację.
Na te słowa Hermiona uśmiechnęła się na wpół serdecznie. Jak on może żartować, mówiąc o czymś takim? Jest taki... silny .W życiu bym nie pomyślała, że musiał przejść przez to wszystko i... i jak ojciec może wysłać kogoś, by zaatakował jego syna? W miarę jak myślała, rosło w niej obrzydzenie i gniew.
– Więc co się stało? – zapytała w końcu.
– Jeden z jego „przyjaciół”, McCarthy, zaskoczył mnie tego ranka. Noc spędziłem na chodzeniu w kółko na dworze i nie wracałem, dopóki nie wyszłaś. Kiedy wszedłem do twojego pokoju, żeby zobaczyć, czy nadal tam jesteś, wyszedł zza łóżka i zamknął za pomocą czarów drzwi. Wtedy zaatakował mnie i zostawił – Draco powiedział to bez owijania w bawełnę, jakby zdarzało mu się to codziennie.
– Musisz komuś o tym powiedzieć! – uparła się Hermiona.
– Nikomu nie powiem i ty lepiej też nie – powiedział twardo. – Jeśli ktokolwiek, dosłownie ktokolwiek, odkryje, że kiedykolwiek wyżaliłem się choć jednej osobie, to równie dobrze mógłbym być martwy.
– Nie możesz tego tak zostawić – kłóciła się. – Jeśli komuś powiesz, on trafi do Azkabanu i wszystko będzie dobrze.
– Boże, Granger, myślałem, że jesteś najmądrzejszą czarownicą w klasie. „I wszystko będzie dobrze”... heh! – parsknął śmiechem. – Ta, jasne, jeśli jego znajomi nie zbiorą się razem i mnie po prostu nie zabiją. Nie ucieknę od tego w żaden sposób. A ty w żaden sposób mi nie pomożesz.
Zanim Hermiona mogła odpowiedzieć, przyszła Madame Pomfrey i powiedziała srogim głosem:
– Twój czas się skończył, panno Granger. Pan Malfoy musi odpocząć. Sio! Idź do swojego dormitorium.
– Przepraszam – odpowiedziała grzecznie, ale za plecami pielęgniarki przewróciła oczami. – Już idę.
Hermiona wstała i wzięła swoją torbę.
– Draco... Przyjdę jutro.
Mówienie do niego po imieniu nie odpędziło problemów, ale było warto to zrobić, by zobaczyć, jak jego twarz łagodnieje – tylko odrobinę.
– Do widzenia, Hermiono – odpowiedział.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Sob 15:39, 03 Wrz 2005    Temat postu:

stwierdziłam, że skoro i tak nikt tego nie komentuje, to żeby wydobyć to wątpliwe dzieło na powierzchnię, trzeba wkleić kolejną część ;)... eh, więc o to i kolejne dwa rozdziały :P. skomentujcie, bo się w sobie zakmnę xD.

––––––––– Rozdział 7: Katastrofa w świetle księżyca –––––––––
Później tej nocy Hermiona siedziała w dormitorium Prefektów (bałagan uprzątnięto, więc Dumbledore nie musiał przydzielać im nowych kwater) i uczyła się numerologii. Podniosła wzrok, gdy usłyszała otwierające się drzwi i zobaczyła, ku swojemu zadowoleniu, wchodzącego Dracona.
– Wypuściła cię? – zapytała z szerokim uśmiechem, wychodząc mu naprzeciw.
– No – mruknął. Chociaż nie było to zbyt przyjacielskie powitanie, Gryfonka zauważyła, że jego chłodny stosunek do niej odrobinę złagodniał.
– Och, zapomniałam ci powiedzieć. Profesor Haymen chce się z nami spotkać w piątek o siódmej, w swoim gabinecie.
– Haymen? Kto to?
– Nowy nauczyciel Obrony. Powiedział, że Dumbledore chce, żeby nauczył nas jak się bronić przed intruzami.
– Nie potrzebuję... – zaczął gwałtownie Draco, ale przerwał, gdy Hermiona krzywo na niego spojrzała:
– Nie mów tak – powiedziała matczynym tonem. – Dumbledore chce cię tylko chronić.
– Już mówiłem, Granger, nikt nie może mnie ochronić. Nawet Dumbledore. Jeśli mój ojciec odkryje, że komukolwiek powiedziałem, wtedy... – Ślizgon spróbował ją ominać, ale zastąpiła mu drogę.
– Nie – powiedziała stanowczo. – Nie puszczę cię, dopóki mi nie obiecasz, że ze mną pójdziesz.
– Byłbym wdzięczny, gdybyś zeszła mi z drogi.
– Pójdziesz ze mną.
– Nie.
– Więc się nie odsunę – powiedziała, krzyżując ramiona na piersi.
– Dobra – burknął. – Pójdę z tobą na to małe spotkanko. Teraz idź.
Uśmiechając się do siebie, Hermiona odsunęła się i wróciła do swojej pracy domowej. Kątem oka zauważyła, że Draco udał się do łazienki i zatrzasnął drzwi. Usłyszawszy szum lecącej wody, odłożyła pióro i westchnęła.
Nie mogła wyrzucić z umysłu Ślizgona, patrzącego na nią i próbującego nakłonić, by usunęła się z drogi. Jego skaleczenia i cięcia zagoiły się i, mimo że błysk w oczach można by określić jakimkolwiek przymiotnikiem, tylko nie „miły”, to nie mogła zapomnieć, że jego kamienny wzrok odrobinę zmiękł na jej widok.
Kolejny raz w przeciągu paru dni Hermiona skarciła się za przywoływanie w pamięci wizerunku chłopaka. Czemu on tak na mnie działa? – pomyślała z frustracją, wzdychając i wracając do książki. Jej oczy jedynie ślizgały się po zamazanych słowach – myśli miała zbyt zajęte Draconem, by mogła cokolwiek zauważyć.
Drzwi ich łazienki otworzyły się i Ślizgon wyszedł z niej jedynie z ręcznikiem na biodrach. Skrzywił się, gdy zobaczył, że Hermiona dalej leży na kanapie.
– Nie powinnaś iść już spać, Granger?
Wracamy do nazwisk, w porządku – pomyślała. Możemy się w to bawić.
– Możliwe, Malfoy – odpowiedziała wymijająco. Sekundy mijały, a ona nie podnosiła się.
Na taką odpowiedź Draco uniósł brew. Zanim wszedł pod prysznic, Hermiona sprawiała wrażenie osoby, która dba o niego i która chce, by był bezpieczny; teraz wyglądało na to, że postanowiła odwzajemniać jego nie–za–przyjacielski stosunek do niej.
– A co tam – bąknął. – Dobranoc.
Z tymi słowami Ślizgon wycofał się do swojego pokoju i zamknął drzwi, zostawiając Hermionę samą ze swoimi myślami.
Hermiona obudziła się z wzdrygnięciem, gdy usłyszała miękkie kroki na zewnątrz jej sypialni. Jej oczy rozszerzyły się ze strachu, po cichu wstała i podeszła do drzwi. Wyglądając, zobaczyła cień wysokiej postaci, kierującej się do wyjścia.
Ciekawość Gryfonki zwyciężyła nad rozumem. Hermiona wychyliła się i zobaczyła, ku swemu zdumieniu, blondyna oświetlonego bladym blaskiem księżyca. Zastanawiająca przygoda Dracona zaczęła się wyjaśniać. Zastanawiając się, co też Ślizgon może robić tak późno, zaczekała, aż opuści dormitorium i wyszła za nim.
Nie zapominając o chowaniu się w cieniu, Hermiona cicho podążała za Draconem – w dół po schodach, obok Pokoju Wspólnego Puchonów, przez wietrzne korytarze i, ostatecznie, hol wyjściowy, prosto na błonia Hogwartu.
Bez wahania, jakby robił to każdej nocy – co, uświadomiła sobie Hermiona, było prawdopodobne – Draco zaczął iść w stronę jeziora. Kiedy do niego doszedł, usiadł na brzegu, oplatając rękami kolana i układając policzek na ramieniu. Wyglądał, jakby wpatrywał się w jeden, niewidzialny punkt na horyzoncie.
Gryfonce wydawało się, że mijają godziny, podczas gdy ona stoi w cieniu wysokiego drzewa i obserwuje sylwetkę chłopaka. Wszystko było jak z obrazka; bała się głośniej odetchnąć, by nie zakłócić spokoju.
Jakby nigdy nie istniała, ta chwila została przerwana przez czerwony promień, wystrzelony w stronę Dracona zza granicy Zakazanego Lasu. Niemalże automatycznie, wysoki blondyn, jakby tego oczekując, uchylił się i rzucił zaklęcie, które sprawiło, że wiązka światła rozprysła się.
– Kto tam? – krzyknął w ciszę nocy.
Nikt mu nie odpowiedział. Hermiona drżała ze strachu. Umysł podpowiadał jej, że powinna podbiec i pomóc Draconowi, ale jej stopy jakby wrosły w ziemie.
– Pokaż się, tchórzu – powtórzył Draco. Czubek jego różdżki rozjarzył się i w tym przyćmionym świetle dziewczyna mogła dostrzec Ślizgona, lustrującego ciemny las zwężonymi oczami.
Hermiona usłyszała cichy szelest, dobiegający z krzaków, i wyszła z nich niska, tęga postać, ubrana w brązową, rozpadającą się pelerynę.
– Panie Malfoy – powiedziała drżącym głosem. – Widzę, że jest pan sam?
– Tak – odpowiedział Draco nerwowo, podchodząc bliżej do nieznajomego – i do miejsca, w którym ukryła się Gryfonka. – Kim jesteś?
Hermiona obserwowała, jak postać zatrzymuje się i schyla, by podnieść jakieś pudełko. Wyprostowała się z paczką w dłoniach i podała ją Draconowi.
– Otwórz to.
Rzucając nieznajomemu nieufne spojrzenie, Ślizgon ostrożnie rozwiązał szorstki sznur, trzymający pudełko. Jego oczy rozszerzyły się, a on sam odskoczył ze strachu, gdy ujawniła się zawartość – co najmniej cztery szkarłatne, skorpionopodobne stworzenia, które wypełzły i wbiły się w blade dłonie.
– Ojciec życzy wszystkiego najlepszego! – rzekł zawoalowany nieznajomy z chłodnym śmiechem, cofając się w kierunku lasu. Zniknął w mgnieniu oka.
Gdy tylko cień postaci ulotnił się, Hermiona wyszła ze swej kryjówki i pośpieszyła do Dracona. Klęczał na ziemi i zaciskał pięści, zgrzytając z bólu zębami. Stworzenia znikły, ale jego dłonie i przedramiona pokryte były wściekle czerwonymi rysami. Skóra wokół ran powoli zmieniała kolor na chorobliwą zieleń i było jasne, że stworzenia były jadowite – być może śmiertelnie.
Draco prawie nie zauważył, że Hermiona klęka przy nim i próbuje zachować zimną krew.
– Draco, słyszysz mnie? – wyszeptała natarczywie.
– Zabierz mnie... Zabierz mnie do Skrzydła Szpitalnego – wyjęczał. Krew zaczęła wypływać z ran i był tak blady, że było oczywiste, że wkrótce zemdleje.
Bez namysłu, Gryfonka owinęła sobie jego ręce wokół swoich ramion i pomogła mu wstać. Zostawiając za sobą na wpół otwarte pudełko, dwoje uczniów powlokło się niezgrabnie do ciemnego zamku, a księżyc, jak gdyby nigdy nic, świecił jaskrawo nad ich głowami.

––––––––– Rozdział 8: Słuchaj swego serca –––––––––
Kiedy doszli wreszcie do Skrzydła Szpitalnego, Hermiona zaczęła walić w ciężkie, dębowe drzwi.
– Madame Pomfey! – zawołała. – Madame Pomfrey, proszę się obudzić!
Po pięciu długich minutach drzwi powoli uchyliły się i pojawiła się w nich zaspana twarz hogwarckiej pielęgniarki.
– Czego chcesz? –wymamrotała, ziewając.
– Proszę, Madame Pomfrey, Draco został zaatakowany przez jakieś stwory i myślę, że są trujące.
Twarz pielęgniarki natychmiast przybrała uważny wyraz i wszystkie ślady senności po prostu znikły.
– Wejdź – powiedziała, odsuwając się i włączając światło. Postacie, znajdujące się na szpitalnych łóżkach, mamrotały i obracały się przez sen, jakby narzekając na zakłócanie im wypoczynku.
Ignorując to, Madame Pomfrey zaprowadziła Prefektów do łóżek na tyłach Skrzydła Szpitalnego.
– Siadaj – powiedziała do blondyna, krzątając się i biorąc butelki eliksirów oraz bandaże.
Twarz Dracona nabrała chorego, żółtawego koloru. Najwyraźniej jeszcze nigdy nie czuł takiego bólu, bo usiadł bez słowa sprzeciwu.
– Co go zaatakowało? – zapytała pielęgniarka Hermionę, aplikując chłopakowi sporą dawkę ciemnozielonego płynu.
– N–n–nie wiem – wyjąkała Gryfonka. – To wyglądało jak skorpiony z bardzo, bardzo długimi nogami i było jasnoczerwone i...
– Mitiony – wymamrotała do siebie Madame Pomfrey. – To źle. Trzeba go zabrać do Świętego Munga.
– Co? – zaprotestowała Hermiona, próbując uwierzyć własnym uszom.
– Idź po dyrektora – rozkazała pielęgniarka ostrym tonem. – Powiedz mu, że jego uczeń musi zostać zabrany do Świetego Munga i że zaatakowały go mitiony.
– Co to są mitiony?
– IDŹ!
Hermiona wstała i zrobiła to, co kazała jej Madame Pomfrey. Biegła tak szybko, jak tylko mogła do gabinetu Dumbledore’a, ignorując zaciekawione spojrzenia, rzucane jej przez portrety. Gdy wreszcie dobiegła do gargulców, powiedziała hasło, wbiegła po spiralnych schodach i zapukała głośno do drewnianych drzwi.
Chwilę później spokojna twarz czarodzieja wpatrywała się z powagą w Gryfonkę, podczas gdy ona na bezdechu opowiadała mu, co się stało. Zanim skończyła mówić, dyrektora już nie było.
– Zostań tu, dopóki nie wrócę – rzucił, mijając ją.
Przełykając głośno ślinę, Hermiona niepewnie weszła do gabinetu Dumbledore’a. Lękliwie usiadła na miękkim fotelu w kolorze nocnego nieba. Oddychając głęboko, próbowała się uspokoić, ale myśli przemykały przez jej umysł z prędkością światła. Co to za facet? Co to za stworzenia? Jak ojciec Dracona dowiedział się o wszystkim? Czemu Draco musi zostać zabrany do Świętego Munga? Czy on... Czy on umrze? Gdy przyszło jej do głowy ostatnie z tych pytań, jej gardło ścisnęło się, a w oczach pojawiły się łzy. Czy to możliwe? Czy on zginie?
– Nie mogę tak myśleć – powiedziała głośno do siebie, próbując zatrzymać łzy. – On nie umrze. Dumbledore mu nie pozwoli.
– Na pewno nie umrze – powiedział portret starej czarownicy z długim nosem. Ubrana była w szlafmycę i liliową szatę, wyszywaną srebrnymi gwiazdami.
– Kim jesteś? – spytała Hermiona, wstając i podchodząc do obrazu.
– Dyrektorką tej szkoły sprzed trzystu lat. Penelopa Thyle, miło mi cię poznać, panno Granger.
– Skąd wiesz, jak się nazywam? – Hermiona była zaciekawiona.
– Wiem wiele rzeczy – odpowiedział portret z figlarnym uśmiechem. – Spójrz w dół, kochanie.
Hermiona zobaczyła z zaskoczeniem, że na biurku Dumbledore’a leży allievrae. Owładnęła nią ciekawość, więc pochyliła się, by zajrzeć w kałużę lśniących kolorów. Obraz, uformowany w wirującej cieczy, był inny niż ten, który widziała za pierwszym razem. Hermiona pochyliła się tak, że jej nos prawie dotykał substancji i z zapartym tchem obserwowała scenę, rozgrywającą się przed jej oczami...

Hermiona i Draco stali w swoich szatach absolwentów nad jeziorem. Odpalano fajerwerki, a tłum innych uczniów wiwatował na błoniach, ale oni wyglądali na kompletnie odizolowanych od wszystkiego.
– Mówiłeś, że dokąd wyjeżdżasz? – zapytała Hermiona.
– Do Londynu, pracować dla Ministerstwa Magii. Byle dalej od mojego ojca – odpowiedział blondyn.
– Jak ci się to uda? Nie będzie obserwować każdego twojego ruchu?
– Prawdopodobnie będzie, ale nie martw się, potrafię się z nim uporać – powiedział z uśmiechem. Hermiona oddała uśmiech, choć martwiła się o niego.
– Będę tak tęsknić, Draco... N–nie wiem, co bez ciebie pocznę. Czuję, jakbym traciła część siebie – wyszeptała zduszonym głosem Gryfonka, po jej policzkach potoczyły się łzy.
– Może – zaczął Ślizgon, ale przerwał mu jeden z jego kumpli, który podszedł i puknął go w ramię.
– Hej, Malfoy, chodź, chcą odpalić największego fajerwerka. Musisz to zobaczyć.
– Tak, momencik – odpowiedział. – Jestem zajęty, Jay!
Jego przyjaciel zrozumiał aluzję i odszedł. Draco zachichotał, odwracając się do Gryfonki.
– Przepraszam za niego – powiedział.
– W porządku – odpowiedziała, uśmiechając się. – Co chciałeś powiedzieć?
– Hermiona... Myślałem o tym od paru miesiecy. Wiesz, że kocham cię bardziej, niż kogokolwiek i cokolwiek innego.
Za ich plecami chór głosów odliczał czas do odpalenia ostatniego fajerwerka.
– Trzy! – krzyczeli.
– Wiem, Draco. Czuję to samo do ciebie.
– Nie mógłbym bez ciebie wytrzymać. Wpadłem na pomysł, co zrobić, byśmy mogli być razem dzień po dniu...
– Dwa!
– Co? – spytała Hermiona, ledwo dosłyszalnym głosem. Patrzyła na Dracona, a wyraz jej twarzy zdradzał, że wie, co zaraz powie blondyn.
– Hermiono Granger – powiedział Draco, przyklękając. – Wyjdziesz za mnie?
– JEDEN!
W dali wybuchły fajerwerki, ozdabiając Hogwart błyszczącymi, iskrzącymi światełkami. Hermiona uklękła naprzeciwko Dracona i przytuliła go, płacząc w jego ramię.
– Tak – powiedziała, głosem drżącym ze szczęścia. – Tak, wyjdę.


Hermiona odsunęła się, gdy scena rozmyła się, a płyn ponownie przybrał formę pudełka. Sięgnęła dłońmi, by założyć włosy za uszy i ze zdziwieniem odkryła, że jej policzki są mokre. Po chwili dezorientacji zrozumiała, że płakała, oglądając rozgrywające się przed jej oczami wydarzenia z przyszłości.
– Czy to prawdziwa przyszłość? – zapytała samej siebie.
– Zaiste, prawdziwa – odezwał się głos, dochodzący zza jej pleców. Hermiona podskoczyła, po czym przypomniało się jej, że portret dalej tu wisi.
– Ale ja myślałam...
– Że to pokazuje najszczęśliwsze lub najbardziej wzruszające wydarzenie z przyszłości? – dokończyła Penelopa, chichocząc. Jednak wyraz jej twarzy nabrał powagi, gdy kontynuowała:
– Tak, kochanie, tak jest za pierwszym razem. Kiedy spoglądasz w allievrae kolejny raz, widzisz przebłysk z twojej najbliższej przyszłości, czy jest smutny, czy szczęśliwy. Idąc dalej tą ścieżka rozumowania, za każdym razem, gdy do niego zajrzysz, poznajesz coraz bliższą przyszłość, dopóki nie zaczniesz uczestniczyć w zwyczajnych wydarzeniach, które rozegrają się w najbliższych godzinach lub dniach. Większość czarodziejów decyduje się na wyrzucenie allievrae, gdy tylko orientują się, co się święci, panno Granger, a ci, którzy tego nie zrobią, często stają się nienormalni. Zaczynają widzieć, co dzieje się w innych częściach świata, najczęściej katastrofy, i nic nie mogą zrobić. Ostatecznie, tracą rozum.
Chociaż przemowa dyrektorki zszokowała Hermionę, dziewczyna zdołała wykrztusić:
– Ale czemu widzę tylko te sceny, w których jestem razem z Draconem?
Rzucając młodszej czarownicy zamyślone spojrzenie, portret powiedział:
– Wydaje mi się, że jesteście wyjątkowym przypadkiem. Oboje znaleźliście i patrzyliście w allievrae w tym samym czasie, więc będzie ono pokazywać ci tylko wydarzenia z udziałem was obojga.
– A więc to prawda. Draco i ja pobierzemy się – powiedziała miękko Hermiona, patrząc na opakowanie. – Jak to możliwe? Nie kocham go...
– Jesteś tego zupełnie pewna, panno Granger?
Obróciwszy się, Hermiona spojrzała portretowi w oczy. Uśmiechał się uprzejmie i wszechwiedząco zarazem.
– O co ci chodzi? – spytała Gryfonka drżącym głosem.
– Nie mogę powiedzieć ci tego, co musisz odkryć sama. W każdym razie, zapamiętaj jedno... Nigdy nie udawaj sama przed sobą. Serce zawsze podpowie ci, co musisz wiedzieć. Zajrzyj głębiej, a zobaczysz...

pozdrawiam, Atuś :P.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Sob 21:01, 03 Wrz 2005    Temat postu:

O, do tego momentu czytałam na DK i nie wiem, co dalej będzie. Wreszcie zacznie się coś nowego dla mnie... będę czekać, więc tłumacz, Atuś, tłumacz i raz jeszcze tłumacz.

Ja czekam Very Happy

Nel

PS.: Tak się zastanawiam - czy ten komentarz nie świadczy o moim upośledzeniu psychicznym?
Zatroskana Nel :P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Nie 10:59, 04 Wrz 2005    Temat postu:

heh, poganiać mnie nie musisz, bo jeśli chodzi ot łumaczenie, to została mi tylko jedna (uauuu! kończę!) strona ostatniego rozdziału :P. gorzej z przepisywaniem na kompa ;). yh, jak dotąd przepisała tylko do rozdziału 16, i tyle jest u bety... nie lubię tego :P.
nie, no, wszystko z tobą w porządku... yyy... chyba :P...
a co ja się tam będę , oto kolejne dwa rozdziały. ta dam :P:

––––––––– Chapter 9: Ja... –––––––––
Następny dzień zastał Hermionę pakującą się i zmierzającą Błędnym Rycerzem do Szpitala Magicznych Zranień i Urazów imienia Świętego Munga. Po długiej jeździe, podczas której popychana i rzucana przez turbulencje fioletowego autobusu, zdołała zdusić w zarodku wszelkie symptomy choroby, Gryfonka wysiadła (na drżących nogach) na zewnątrz, gdy tylko Rycerz zatrzymał się przed szpitalem.
– Dzięk... – zaczęła, zabrawszy torbę od Stana, ale autobus już odjechał. Z mętlikiem w głowie, Hermiona obróciła się, by obejrzeć budynek, przed którym wysiadła.
Jej pierwszą myślą, po początkowym zaskoczeniu było, żeby zawrócić. Ten obrzydliwy magazyn nie wyglądał na miejsce, w którym pracują najlepsi uzdrowiciele na świecie. Hermiona wróciła pamięcią do piątej klasy, kiedy przyszła odwiedzić pana Weasleya. Tonks przyprowadziła w to miejsce ją i jej przyjaciół i zrobiła coś, żeby wejść... Coś, co miało powstrzymywać mugoli przed znalezieniem szpitala... Co ona wtedy powiedziała?
– Ja... khm... przyszłam, żeby zobaczyć Dracona Malfoya – bąknęła dziewczyna do okropnego manekina, który popatrzył na nią zza brudnej szyby sklepowej wystawy. Gryfonka rozejrzała się ukradkowo, przestraszona, że ktoś zauważy kukłę, kiwającą i przechylającą głowę, ale przechodnie nie zwracali na nią uwagi. Odetchnąwszy z ulgą, przeszła przez szkło prosto do recepcji.
Przyzwyczajenie się do światła zajęło Hermionie trochę czasu. Na zewnątrz było ciemno i wietrznie, więc oślepiające światło szpitalnej poczekalni zaskoczyło ją. Kiedy w końcu jej oczy przywykły do zmiany oświetlenia, dostała się przez głośny tłum wiedźm, chorych i szaleńców do biurka recepcjonistki, gdzie cierpliwie stanęła w kolejce.
Kiedy nadeszła jej kolej, Hermiona grzecznie spytała blondynki, siedzącej za wysokim, marmurowym biurkiem:
– Mogłaby mi pani powiedzieć, na którym oddziale aktualnie leży Draco Malfoy?
– Co mu się stało? – brzmiała leniwa odpowiedź.
– Zaatakowały go mitiony.
– Urazy magizoologiczne. Pierwsze piętro, oddział osiemnasty. Przystojny jest, prawda? – poinformowała czarownica z nieznacznym uśmieszkiem.
– Eee... przypuszczam...
– Jak długo?
– Jak długo? – powtórzyła Hermiona, zmieszana.
– Jak długo się spotykacie? – powiedziała pulchna blondynka, obdarzając Gryfonkę spojrzeniem z serii „skądś–ty–się–wzięła?”.
– Och, nie! My nie... wiesz... razem – spłoniła się Hermiona. – Ja... eee... my się tylko przyjaźnimy. Dzięki – Nie kłopocząc się czekaniem na odpowiedź, obróciła się i skierowała w stronę schodów.
Hermiona pozwoliła sobie na małe westchnienie, gdy wchodziła do góry.Chociaż allievrae pokazało, że Draco przeżyje, nie mogła przestać się martwić. Dumbledore pozwolił jej wziąć dzień wolny, by mogła odwiedzić Ślizgona i była mu za to wdzięczna.
Kiedy Hermiona znalazła oddział, na którym leżał blondyn, zapukała i zaczęła nerwowo bawić się włosami, czekając na kogoś, kto jej otworzy. Gdy nikt nawet nie odpowiedział, niepewnie popchnęła drzwi i zajrzała do środka. Ku jej zadowoleniu, Draco siedział na łóżku na drugim końcu sali. Jego ręce wciąż oplatały bandaże i dalej był blady, ale biorąc pod uwagę to, że pisał na kawałku pergaminu czuł się chyba lepiej.
– Draco? – powiedziała miękko.
Podniósł wzrok, spłoszony. Początkowy szok zniknął z jego twarzy, gdy zobaczył, kto do niego przyszedł, zastąpiony przez lekki strach. Gdy Hermiona zbliżyła się, szybko wpakował list, który pisał pod poduszkę i podciągnął kołdrę.
– Hej, Granger – odpowiedział cicho.
– Jak się czujesz? – spytała, siadając na twardym stołku obok łóżka.
Odwracając się, Draco wymamrotał do swojego przykrycia:
– Dobrze. Co tu robisz?
Hermiona nie mogła nic poradzić na ogarniające ją poczucie deja vu. Przypomniał jej się dzień, w którym poszła odwiedzić Ślizgona w szkolnym Skrzydle Szpitalnym.
– Przyszłam zobaczyć, co u ciebie. Dumbledore dał mi pozwolenie na opuszczenie lekcji.
Nastała chwila ciszy, wiec Hermiona z radością powitała nowe słowa, dochodzące z łóżka.
– Nie powinnaś się dziś spotkać z nauczycielem OPCM–u?
– Tak, ale nie chcę iść bez ciebie. Powiedziałam mu, że nie możemy dziś przyjść. Przełożył spotkanie na następny czwartek.
Więcej ciszy.
Hermiona patrzyła, jak wskazówka zegara, stojącego po drugiej stronie łóżka robi jeden pełny obrót, i kolejny, i kolejny. W końcu spytała:
– Co tam piszesz?
– Nic – odpowiedział ostro, dalej leżąc plecami do Gryfonki.
– Więc czemu schowałeś to „nic”, gdy przyszłam? – odcięła się.
Z westchnięciem, Draco obrócił się do niej.
– Pisałem list do ciebie, okej? – powiedział wyzywająco, nie patrząc na dziewczynę. Jego usta były zaciśnięte, jakby prowokował Hermionę, by powiedziała coś przykrego lub ironicznego.
Brązowooka poczuła, że na jej policzki wpływa rumieniec.
– Do... mnie?
– Przecież powiedziałem. Czy szlamy mają problemy nawet ze słuchem?
– Co tam napisałeś? – zapytała, ignorując jego komentarz.
– Nie twój interes.
– Jeśli pisałeś do mnie, to chyba jednak mój.
– Nie.
– Tak.
– Nie.
– Tak.
– Idę spać – powiedział nagle blondyn, kończąc wymianę argumentów.
– Nie wiesz, że jeśli zaśniesz, to po prostu wyciągnę ten list spod twojej poduszki? – odparła Hermiona rzeczowym tonem. Uśmiechnęła się, zadowolona z siebie. Wygrała.
– Nie, jeśli pielęgniarka cię stad wyrzuci, Granger. Zrobi, co jej każę.
Dziewczyna otworzyła lekko usta i posłała Ślizgonowi niedowierzające spojrzenie. Sekundę później wybuchła śmiechem.
– Co jest takie śmieszne? – spytał z irytacją.
– Naprawdę myślisz, że WSZYSCY się ciebie słuchają? – odpowiedziała, pomiędzy chichotami, pytaniem na pytanie.
– Tak, bo tak robią – odpowiedział, przewracając oczami. – Jestem przystojny, inteligentny, czystokrwisty, bogaty, potężny... Nie mają nic do stracenia, a wszystko do zyskania, słuchając moich rozkazów.
Gryfonka potrząsnęła głową.
– A o arogancji zapomniałeś? Naprawdę, jeszcze nigdy nie spotkałam osoby z takim wielkim ego, jak twoje.
– Ani z taką urodą?
Kąciki ust Ślizgona zadrgały, jakby powstrzymywał uśmiech. Dziewczyna zrozumiała, że cały czas żartował; znów zaczęła się śmiać. Nie mogła przestać. Zabrała rękę ze stołka, na którym siedziała, by zakryć usta i straciła równowagę. Notabene, poleciała prosto na łóżko blondyna.
Jej śmiech ustał jak nożem uciął, gdy zdała sobie sprawę, co się stało. Jej twarz znajdowała się stopę od jego i patrzyła prosto w szare, ślizgońskie tęczówki.
Draco powoli uniósł się na łokciach. Jego oczy znajdowały się teraz na tej samej wysokości, co Gryfonki i spoglądały w nie z uczuciem, którego nie mogła rozszyfrować.
– Ja... – zaczął, bezwiednie zbliżając się do dziewczyny.
Hermiona była doskonale świadoma zmniejszającej się odległości.
– Proszę... – powiedziała ledwo słyszalnym szeptem. Twarz chłopaka była pięć cali od jej... dwa cale... mogła poczuć jego oddech na swoim policzku... mniej niż cal... i wtedy wszystko wokół niej zatrzymało się. Ciche tykanie zegara, szelest liści na wietrze, odległy głos pielęgniarki... Do dziewczyny nie docierał żaden dźwięk ani ruch.
Zatopili się w pocałunku. Pomiędzy ich ustami jakby przepłynął prąd, całe ciało Gryfonki zdrętwiało. Instynktownie podniosła rękę i położyła ją na jego szerokim ramieniu. I wtedy, gdy zaczynała odczuwać przyjemność z bycia w stanie absolutnego szczęścia, odepchnął ją.
Hermiona otworzyła oczy i popatrzyła na Dracona zdezorientowana.
– Czemu ty...
– Nie, nic nie mów – rzekł, odwracając wzrok. – Nie powinienem tego robić. Odkryją to.
– Ale, Draco, – powiedziała błagalnie. – Nie znajdą cię tutaj.
– Nie możemy.
– Czemu nie? Nie rozumiem, skoro...
– To niewłaściwe.
– Proszę, wysłuchaj mnie. Ja... lubię cię. Bardzo. Wiem, że ty czujesz to samo do mnie, nie możesz dłużej zaprzeczać. Nie rób tego.
– Hermiona – powiedział stanowczo – przestań. Zanim nie stanie się więcej rzeczy, które nie powinny się zdarzyć.
Przygryzła wargę, chcąc powstrzymać łzy, gromadzące się pod jej powiekami.
– Dobrze – szepnęła. – Zobaczymy się jutro w szkole.
Mówiąc ostatnie słowa, Hermiona obróciła się i odeszła. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Draco wydał jęk frustracji. Sięgając pod poduszkę, wyjął kawałek pergaminu, który wcześniej zapisywał. Zanurzając pióro w atramencie, stojącym na szafce przy łóżku, dopisał jeszcze parę linijek. Zakończył dwoma słowami, zanim podpisał się z zawijasami:
– Kocham cię.

––––––––– Rozdział 10: Najmroczniejsze wspomnienie –––––––––
Ciekawe, kiedy ta lekcja się skończy – zastanawiała się Hemiona, wpatrując się w zegar wiszący nad tablicą. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy zobaczyła, że do końca pozostały jeszcze tylko dwie minuty. Nareszcie!
Zazwyczaj Hermiona uwielbiała chodzić na zajęcia. Wykłady, jakie robił im profesor Haymen były dość interesujące; niemniej jednak, w tej chwili, by móc uważać na lekcjach. Draco wrócił dziś rano, ale nie zamienili ze sobą ani słowa. Być może po incydencie w szpitalu byli zbyt skrępowani. W każdym razie, po tym, jak wcześniej tego dnia prawie na siebie wpadli w korytarzu, Ślizgon mógłby w końcu zauważyć jej obecność.
Gryfonka została wyrwana ze swych rozmyślań przez dźwięk dzwonka. Zebrała swoje rzeczy i podeszła do Harry’ego i Rona. Wszyscy troje już mieli wyjść z klasy, ale zatrzymał ich profesor Haymen.
– Panno Granger, mogę prosić na słówko? – zapytał.
– Oczywiście – popatrzyła na swoich czekających przyjaciół i powiedziała:
– Zobaczymy się na Eliksirach.
Przytaknęli i pożegnali się z nią. Kiedy tylko opuścili klasę, dziewczyna podeszła do biurka nauczyciela.
– Poczekaj chwilę – obróciwszy się, profesor Haymen puknął lekko czubek lampy, stojącej na blacie. Pojawiło się czarne pudełko. Nauczyciel podniósł je i wyraźnie powiedział do niego:
– Przyprowadź pana Dracona Malfoya do mojej klasy. Poza tym, powiadom profesora Snape’a, że on i panna Hermiona Granger będą nieobecni na dzisiejszych zajęciach z Eliksirów.
Ponownie umieścił pudełko na szczycie lampy, skąd znikło z cichym „pop”.
– Usiądź, proszę – powiedział, obracając się do Hermiony i wskazując na rząd ławek. Skinęła głową i usiadła za jednym. – Zarządziłem to spotkanie, bo chciałem zobaczyć, jak pani i pan Malfoy będziecie sobie radzić w przyszłości.
– Och... dobrze – powiedziała. – Czego będziemy się uczyć, panie profesorze?
– Tak, jak mówiłem parę dni temu, dyrektor chce, byście nauczyli się chronić przed klątwami.
Drzwi otworzyły się i stanął w nich Draco. Jego brwi uniosły się w zaskoczeniu, gdy zobaczył Gryfonkę.
– Po co mnie pan wezwał? – zapytał, marszcząc brwi.
– Usiądź.
Ślizgon wzruszył ramionami i usiadł w ławce za Hermioną. Dziewczyna stłumiła w sobie chęć popatrzenia na niego i utkwiła spojrzenie w profesorze Haymenie.
– Nauczę was zaklęcia, które jest bardzo podobne do Czaru Tarczy. Formuła brzmi „protego maximus”, wypowiadając ja rysujcie przed sobą koło za pomocą różdżki. Wytworzy niewidzialną osłonę, przylegającą do waszej skóry, ostrzegającą, gdy zło jest blisko.
– Brzmi dość prosto – zauważyła Gryfonka.
– Ale nie jest takie proste , na jakie wygląda, panno Granger. To trudne zaklęcie. Na tyle trudne, że nie naucza się go w Hogwarcie. Poinformowano mnie jednak, że pani i pan Malfoy jesteście najbystrzejszymi studentami w klasie, więc ufam, że dziś to opanujecie.
Hermiona w końcu odwróciła się, by popatrzeć na Ślizgona. Wyglądał na odrobinę zainteresowanego tym, co mówił nauczyciel i bacznie mu się przypatrywał. Mimo to, spojrzał na Gryfonkę, gdy się obróciła, tak, jakby mógł poczuć na sobie jej wzrok. Jego puls przyspieszył, ale nie dał po sobie poznać, że dziewczyna zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie.
– Możemy zacząć? – zapytał głośno.
– Skoro jesteś taki chętny, zaczynamy. Proszę wyjąć różdżki.
Draco posłuchał i wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty. Odwracając się od Hermiony, wymamrotał Protego Maximus i nakreślił w powietrzu kształt koła. Pojawił się wątły, okrągły ślad, ale poza tym nic się nie stało.
– Spróbuj jeszcze raz – powiedział profesor Haymen zachęcającym tonem.
Draco spróbował, i jeszcze raz, ale nie udało mu sięz. Wyglądał na zupełnie zdeterminowanego, by wytworzyć tarczę, zanim zrobi to Hermiona. Jego brwi zmarszczyły się w koncentracji i powiedział czystym głosem:
Protego Maximus!
Tym razem, gdy zakreślił krąg w powietrzu, pojawił się cienki, srebrny, jarzący się pierścień. Otoczył on Ślizgona i nagle zniknął.
– Świetnie! – krzyknął nauczyciel, szeroko się uśmiechając. – Dobra robota. Hermiono, twoja kolej.
Gryfonce udało się rzucić zaklęcie za drugim razem.
– Gratuluję wam obojgu. Poradziliście sobie znakomicie. Chcę, żebyście ćwiczyli to zaklęcie każdej nocy i rzucali je na siebie, zanim pójdziecie spać. Co dwadzieścia cztery godziny. Nie zapomnijcie – to ważne, byście mieli na sobie tarcze przez cały czas. Cóż, za chwilę mam zajęcia z kolejną klasą. Do widzenia... i powodzenia – wypowiadając te słowa, profesor Haymen opuścił salę, zamiatając podłogę szatą.
Prefekci zostali sami. Po kilku minutach ciszy, Hermiona kaszlnęła delikatnie i powiedziała:
– Um... Draco?
– Co? – odpowiedział. Odwróciła głowę w jego stronę. Stał plecami do niej, wpatrując się nieruchomo w okno. Oparł łokieć na parapecie i ułożył policzek na ramieniu.
– Dobrze się czujesz?
– O co ci chodzi? – spytał ostro, odwracając się do niej.
– O ukąszenia mitionów...
– Och... w porządku.
Znów zaległa cisza.
Hermiona westchnęła niezauważalnie, kiedy z daleka doszedł ją dźwięk dzwonka, oznajmiający, że już południe. Podniosła wzrok i zauważyła ze zdumieniem, że Draco stoi przed nią z wyrazem tajonego bólu na twarzy.
– Hermiono... przepraszam... to tylko... wydobyłaś jakąś część mnie, którą ledwo znałem... Kiedy jesteś przy mnie, zmagam się z moją dotychczasową osobowością. Chcę żebyś była szczęśliwa, żebyś się uśmiechała, żebym ja był DOBRY. Przyznaję, to mnie przeraża i chciałem zachować swój charakter, dlatego cię odpychałem.
Jej wzrok zmiękł na te słowa. Wiedziała, że powiedzenie tego wymagało od niego większej odwagi niż cokolwiek innego.
– Nie wiem, co powiedzieć – wyszeptała.
– Chcę być z tobą – ciągnął. – Ale... po prostu nie mogę. – Ślizgon usiadł na biurku naprzeciwko dziewczyny i wziął ją za rękę.
Serce Gryfonki waliło jak oszalałe; zszokowało ją, że tak mały gest może wywołać w niej takie uczucia. Przełknęła głośno ślinę i spojrzała w dół na ich połączone dłonie. Kiedy podnosiła głowę, coś przyciągnęło jej wzrok.
Podniosła jego ramię i powoli opuściła rękaw szaty. Na widok tego, co zobaczyła, owładnęły nią odrętwienie i niedowierzanie.
– Draco...
Kiedy dotarło do niego, co spostrzegła dziewczyna, jakby wielki kamień zaległ mu w gardle. Wydusił z siebie:
– Nie... nie chciałem, żebyś to zobaczyła...
Oczy Hermiony zapełniły wypełniły się łzami. Jego szare tęczówki były pełne tak wielkiego żalu, że to aż chwytało za serce... żalem i czymś jeszcze... skruchą.
– Czemu? – zdołała wykrztusić tylko tyle.
Ślizgon potrząsnął głową, próbując powstrzymać swoje własne łzy. Zamknął powieki i zacisnął blade palce na czarnej czaszce, wypalonej na lewym przedramieniu dawno temu. Tak dawno, że ledwie to pamiętał.

– Gdzie idziemy? – spytał płaczliwie dwunastoletni blondyn.
– Cicho, Draco. Dowiesz się, gdy tam dotrzemy – odpowiedział Lucjusz Malfoy zimnym, twardym głosem. Chociaż Ślizgon miał jeszcze inne pytania, zamknął usta. Ostatecznie, jego głównym celem było przypodobanie się ojcu, a tego nie zrobi, jęcząc mu nad uchem. Matka nieczęsto z nim rozmawiała; wiecznie wychodziła z przyjaciółmi na te ich małe przyjęcia. Draco widywał praktycznie tylko Lucjusza, a ten był ciągle zajęty. Rzadko zdarzało się, by wychodzili gdzieś razem. Zawsze wtedy desperacko starał się, by rodziciel był z niego dumny, ale nigdy mu się to nie udawało.
W końcu mężczyzna i jego syn doszli do wyrębu w lesie za Malfoy Manor. Draco próbował powstrzymać swój strach, patrzył jednak z lękiem na otaczające ich ciemne, wynurzające się z mgły drzewa.
– Co tu robimy? – zapytał.
– Avery! – zawołał Lucjusz, ignorując swą latorośl i wychodząc naprzód, by przywitać zakapturzoną postać. – Jeszcze sobie nie poszedł?
– Nie – odpowiedział Śmierciożerca. Jakby na sygnał, kościsty mężczyzna wystąpił zza Avery’ego, a on sam usunął się w cień.
Draco, Lucjusz i mężczyzna pozostali teraz sami.
– Witaj, Lucjuszu. Czy to twój syn? – wskazał długim palcem na blondyna. Chłopak przełknął ślinę i trwożnie skinął głową.
Lucjusz skłonił się głęboko:
– Tak, mój panie.
Czarodziej zaczął powoli okrążać Dracona, jakby badając go. Ślizgon czuł się jak kawałek mięsa, wystawiony na wystawie spożywczaka ze Śmiertelnego Nokturnu, do którego zawsze chodził jego ojciec. W końcu mężczyzna powiedział:
– Nadaje się.
Lucjusz uśmiechnął się zimno i położył dłoń na ramieniu syna.
– Draco, nie trzęś się – wyszeptał zimno do jego ucha.
Blondyn nie mógł nic poradzić na szloch, który mu się wyrwał, gdy mężczyzna podszedł, a jego szkarłatne oczy błyszczały pod kapturem. Wtedy, szybkim ruchem bladej dłoni sprawił, że na przedramieniu Dracona pojawiła się czerwona czaszka. Chłopak zaskowyczał z bólu i złapał się. Łzy trysnęły mu z oczu, gdy znak wypalał się na jego ramieniu, mając pozostawić piętno, które nigdy nie zniknie. Wyszarpnął się z uchwytu Lucjusza, a jego oczy zwęziły się z nienawiści do ojca. Zrobił to... Spowodował tyle nienawiści, tyle bólu, który młody chłopak musiał znieść. Draco nie zdawał sobie sprawy, ze makabryczny znak, który w tej chwili zrobił się już zimny i czarny jak otaczająca go noc, zadecyduje o jego przeznaczeniu.


Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Liwia
Charłak



Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębin oceanu...

PostWysłany: Nie 13:09, 04 Wrz 2005    Temat postu:

A mi się podoba ,no cóz może i jest to taki typowy chwytający za serce romans,ale z para HG/DM ,A ja ubóstwiam tą pare i chyba mi się nigdy nie znudzi....w sumie to uwielbiam wiekszośc ff z SLD.
A co do tłumaczenia,to jest dobrze zrobione,błędów nie zauważyłam .....
No to życze wytrwałosci i czekam na ciąg dlaszy.....

Pozdrawiam,
Liwia

p.s. - To powyżej ,to ja - ne wiem czemu mnie wyogowało....prosiłabym jakiegoś moderatora o usunięcie...

Zrobione. Vil.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelia Cole
Mistrzyni Pornografii
<b>Mistrzyni Pornografii</b>



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 2776
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spomiędzy nieba a piekła...

PostWysłany: Nie 15:10, 04 Wrz 2005    Temat postu:

Eeeee... coś mi sie pomieszało. Też to czytałam Very Happy Kojarzę tę zabójczą scenkę, rodem z cukierkowej bajki: CHCĘ BYĆ Z TOBĄ!

A wracając do poziomu rzeczywistości, to podobało mi się. Zauważam coraz mniej błędów - bo wcześniej czasami ci się coś zdarzało. A teraz ślicznie (:

A co do owej lukierkowatości - ja nie krytykuję, skądże. Nic nie działa tak dobrze na moje skołatane nerwy jak historia o różowym zabarwieniu.

A teraz będę czekać na te części, których jeszcze nie czytałam.
Pozdrawiam,
Nel

przystopuję trochę z dodawaniem nowych części, bo, gdyby ktoś chciał zacząć to czytać, to większa ilość tekstu (nie mówię, ze jest tu tego dużo, ale mimo wszystko xD) odpycha, a poza tym, w końcu mi się moje zapasy wykończą, i co wtedy (;... tekst przekroczył już połowę, jeśli idzie o rozdziały xD... A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Triss
Ningyo



Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Słońca

PostWysłany: Nie 18:39, 04 Wrz 2005    Temat postu:

Przepraszam, ale samo mnie wylogowało. Można poprosić o wrzucenie go tu? Prosiem... <potulna jak barazek Triss>


A zaznaczyłaś przy logowaniu opcję "zaloguj mnie automatycznie"? Vil. Oto post powyżej:

Cytat:
Super Atuś :D Pożarłam całe na raz i jestem zadowolona :D Gdy Hermiona wpadła na Draca to mi sie przypomniał bardzo przyjemny moment mojego życia, którego tu nie przytoczę ;)
Gdzie tam odpycha AtA! Jeśli ja przeczytałam to inni też!
Myślałam, że Mroczny Znak może Voldek wypalić tylko wtedy, gdy ktoś się zgadza na to...


Triss, mogłabyś się logować? następne takie posty będą kasowane [już jeden Oleczki został skasowany - w erotykach ;)], więc radzę się logować ;>. - J.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Czw 19:33, 08 Wrz 2005    Temat postu:

dzięki za wszytskie pozytywne komentarze :*. stwierdziłąm, ze co ja się tam będę, dodam kolejne dwa rozdziały ;)...

prosze przygotować chusteczki, bo znowu będzie cholernie, za przeproszeniem, zwruszająco :P...

––––––––– Rozdział 11: Spotkanie z prawdą –––––––––
Oczy Dracona otworzyły się, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Wraz ze wspomnieniami napłynął ból, przez długi, długi czas spychany w najrzadziej odwiedzane zakamarki umysłu. Blondyn prawie zapomniał o obecności Hermiony, ale gdy spojrzał w dół, na piętno, które niszczyło i będzie niszczyć mu życie, zobaczył jej małą dłoń, wciąż zaciśniętą na jego przedramieniu.
– On cały czas mnie przez to obserwuje – powiedział, próbując się pozbierać. To było niemalże łatwe – codzienne ukrywanie uczuć i wkładanie maski zimnego Ślizgona weszło mu w nawyk.
– O co ci chodzi? – zapytała Gryfonka pełnym żalu głosem.
– Może wyczuwać co robię i w jakich okolicznościach poprzez Mroczny Znak. – odpowiedział, wypluwając gorzko dwa ostatnie słowa. – Stąd wie, kiedy jesteśmy razem.
Na dziewczynę spłynęło zrozumienie. Zabrała rękę z przedramienia Dracona i wstała.
– Chyba powinnam już iść – powiedziała, rozglądając się.
– Nie... to znaczy... mam coś dla ciebie.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem.
– Co?
Blondyn sięgnął do kieszeni na piersi, ale zatrzymał się. Wyglądało to, jakby staczał wewnętrzną bitwę. W końcu westchnął i wyciągnął list w kopercie. Trzymał go parę sekund, patrząc smutno w podłogę. Ostatecznie dał go dziewczynie.
– Czy to... – zaczęła miękko.
– Tak, to ten. – uciął. – Muszę iść.
Ślizgon wstał i podążył w kierunku drzwi. Kiedy minął Hermionę, zatrzymał się. Niepewnie wyciągnął rękę i pogładził Gryfonkę po policzku. Patrząc na jej niewinną, załzawioną buzię pomyślał zdenerwowany: „To z mojego powodu. To przeze mnie płakała.”
– Przepraszam – powiedział miękko i obrócił się.
Odszedł.
Kiedy echo kroków Dracona na kamiennej podłodze ucichło, dziewczyna otarła łzy i podniosła list, który dostała. Był złożony na cztery części. Na przedzie blondyn napisał srebrnymi, pochyłymi literami jej imię.
Zdecydowała, że pójdzie przeczytać wiadomość do swojego dormitorium, żeby mieć więcej prywatności. Wychodząc z klasy, wpadła na chudego, ciemnowłosego chłopaka.
– Hej, Harry – powiedziała zaskoczona. – Co tu robisz?
– Idę do wspólnego – odpowiedział zjadliwie. – Eliksiry już się skończyły, a ty je opuściłaś... znowu.
Dziewczyna skrzywiła się na jego nie–do–końca–przyjacielski ton.
– Przepraszam... – zaczęła.
– Hermiono – włączył się drugi głos. Ron wyszedł zza Harry’ego. On również zrobił skwaszoną minę i nie wyglądał na zbyt zadowolonego. – Nie byłaś na Eliksirach od trzech zajęć z rzędu. Wiem, że Snape jest glizdą, ale żebyś akurat ty wagarowała?
– Nie wagaruję – odpowiedziała, zasmucając się. Czemu jej przyjaciele są przeciwko niej? – Słuchajcie, przepraszam, że nie rozmawiałam z wami za często w ciągu ostatnich kilku dni. Byłam naprawdę zajęta...
– Zajęta z Malfoyem? – uciął ostro Harry. – Od kiedy dbasz o niego bardziej niż o nas?
– Nie dbam! – Hermiona prawie płakała. Poszukała wzrokiem pomocy u Rona, ale bez odzewu.
– Już cię nie widujemy – ciągnął chłopak. – Moim zdaniem bycie Naczelną nie jest tak absorbujące, by przestać rozmawiać z przyjaciółmi.
Gryfonka zaczęła się denerwować.
– Nie bądź takim gówniarzem – odcięła się. – Musiałam znieść więcej, niż możesz sobie wyobrazić.
Harry obdarzył ją spojrzeniem pełnym czystego niedowierzania i powiedział:
– Więcej niż ja mogę sobie wyobrazić? Nie wydaje mi się, byś musiała stanąć twarzą w twarz z Voldemortem. Nie wydaje mi się, byś musiała zamierzyć się ze śmiercią rodziców i ojca chrzestnego. Co się do cholery z tobą dzieje?
Hermiona zamarła w pół ruchu z otwartymi ustami. Słowa Harry’ego odczuła jak uderzenie w policzek i stwierdzenie, że było jej przykro nie oddawało całej prawdy.
– N–nie... nie o to mi chodziło – powiedziała, z jej oczu znów trysnęły łzy.
– Zapomnij – odpowiedział zimno, przeszywając ją spojrzeniem wściekłych, zielonych oczu. – Miłej zabawy z Malfoyem.
Harry się odwrócił, wzrok dziewczyny napotkał Rona.
– Ron... – zaczęła, chwytając go za ramię.
– Pa, Hermiono – zignorował jej próbę i zamiast tego podążył za Harry’m. W mgnieniu oka znikli w tłumie uczniów.
Przygryzła wargę, aż poczuła w ustach metaliczny smak krwi. Kucnęła naprzeciw ściany. Czemu nie mogę niczego zrobić dobrze?– pomyślała, ukrywając twarz w dłoniach. Najpierw tracę Dracona, teraz nienawidzą mnie moi najlepsi przyjaciele...
– Wszystko w porządku? – dobiegł do niej czyjś głos. Otworzyła oczy i zobaczyła Lavender Brown, nachylającą się nad nią z zainteresowaniem.
– Tak – wymamrotała brązowowłosa, choć jej wygląd mówił coś zupełnie innego. – Dzięki. Muszę, um, muszę już iść.
Odeszła pospiesznie, bez pożegnania, zostawiając Lavender z obrażoną miną. Przecisnęła się między dwoma grupami gadających uczniów, mocno trzymając w dłoni list. W tym momencie chciała jedynie uciec od wszystkich i przeczytać wreszcie kartkę od blondyna.
Kiedy w końcu doszła do dormitorium, natychmiast powędrowała do swojej sypialni i usiadła na łóżku. Niedbale odgarniając włosy z twarzy, położyła list na biurku i wygładziła go. Uśmiechnęła się, widząc swoje imię. Z jakiegoś powodu sama świadomość, że Draco napisał je swoimi rękoma przyniosła jej niespodziewaną radość. Biorąc głęboki oddech, Hermiona rozłożyła kartkę i zaczęła czytać.

Droga Hermiono,
od dawna chciałem napisać do ciebie ten list, ale... bałem się. Bałem się, że jeśli go zobaczysz, odrzucisz mnie. Ale piszę, dziś, w pierwszy dzień szkoły, bo to nasz ostatni rok w Hogwarcie, a mógłbym nigdy więcej nie mieć szansy na wyjawienie swoich uczuć.
To chyba zaczęło się w szóstej klasie. Przed wydarzeniami poprzedniego roku myślałem o Tobie przez całe lato. Kiedy zobaczyłem Cię pierwszego dnia, byłaś dalej tą samą Hermioną, którą tak długo znałem.
... ale coś się zmieniło. Spoglądając na Twoją twarz nie czułem już tej samej odrazy, nienawiści. Uczucia... ich nie da się opisać słowami. Chciałem podbiec do Ciebie, pocałować, przytulić, wymazać ślady smutku z Twoich brązowych oczu. Wycofałem się, jak zwykle.
Dziś zobaczyłem Cię w bibliotece. Obserwowałem twoją pochyloną sylwetkę z cienia, siedziałaś oświetlona słońcem – to właśnie to, co zawsze będzie nas dzielić. Mój świat można opisać jedynie słowami „ciemność” i „zło”. Nie chcę być taki, jaki jestem, ale mój ojciec zmusza mnie do tego. Moje próby zadowolenia go dawno spełzły na niczym, teraz już tylko go nienawidzę, nienawiścią, której nie rozumiesz. Twoja niewinność jest między nami murem – nie powinnaś obcować ze złem.
Oczywiście, nie tylko ona nas dzieli – przyjaźnisz się z Harry’m Potterem, który przeszedł przez to wszystko... Jestem świadomy, że przeżywasz każde, pojedyncze wydarzenie razem z nim, odkąd zostaliście na pierwszym roku przyjaciółmi.
Skrycie wyobrażam sobie, że jesteś moją idealną pomocą wśród ciemnych momentów i dalej będę to robić.
Chociaż nigdy nikomu się do tego nie przyznam, czasem zazdroszczę Potterowi. Uniknął śmierci tyle razy i ma ciebie przy swoim boku. Ja... cóż, ja nie mam nic. Nawet swojego serca, bo Ty, Hermiono, bezwiednie mi je zabrałaś.
Teraz piszę ze Świętego Munga. Pocałowaliśmy się parę nocy temu. Kiedy to wspominam, uśmiecham się i uświadamiam sobie, że nigdy nie byłem bliżej nieba. Jeśli coś mi się stanie, umrę szczęśliwy, wiedząc, że moje wargi kiedyś dotykały Twoich.
Pisząc ten list, wyobrażam sobie, jak oczy pojawiające się w moich snach czytają to. Nie chcę ci tego dać, jeszcze nie. Nie, zanim nadejdzie właściwa pora. Ale czy kiedyś nadejdzie? Czy kiedykolwiek będę gotowy, żeby porzucić obserwowanie Cię z daleka? Choć odczuwam ból za każdym razem, gdy Cię widzę i chcę wziąć w ramiona, wiem, że nie jestem tak zły, by nie móc na Ciebie patrzeć.
Och, właśnie weszłaś. Na chwilę przerwę pisanie.
Znów wracam do tego listu, tym razem ze sprzecznymi uczuciami. Moje serce jest lekkie ze szczęścia, ale równocześnie złamane. Powiedzenie Ci tego, co powiedziałem – mam nadzieję, że pamiętasz te słowa – było najcięższą rzeczą w moim życiu. Zrobiłem to, by Cię ochronić. Ochronić przed samym sobą. Wybacz mi zranienie Cię. Ten list jest moimi przeprosinami.
Kocham cię.
Na zawsze Twój, Draco.


Odkładając kartkę, dziewczyna upadła sztywno na łóżko. Zamknęła oczy, pozwalając, by myśli eksplodowały w jej głowie. Kocha mnie. On... mnie kocha. Jak to możliwe? Nigdy nie pokazał... on... to nie...
Odrzucając wszystkie okoliczności, całą sytuację, skupiła się na jednej rzeczy – swoich uczuciach. Słowa gwałtownie powróciły do niej, przypomniała sobie wydarzenia... jego twarz... Draco dumnie podchodzący do Tiary Przydziału z wiedzą, ze za chwilę trafi do Slytherinu... leżący pod drzewem, otoczony ciemnością, chaosem i Śmierciożercami... uniesiona różdżka, brwi podniesione w skupieniu podczas próby wyczarowania przed sobą lśniącego kręgu. Za każdym razem widziała spiczastą brodę, platynowe włosy i bladoszare, prawie srebrne oczy, wypełnione pragnieniem, skrytym tarczą braku zaufania.
– Kocham go – wyszeptała. – Kocham jedynego, którego nie mogę...

––––––––– Rozdział 12: Zapomniałem –––––––––
Godziny później Gryfonka nerwowo otworzyła oczy i zamrugała. Uświadomienie, gdzie się znajduje zajęło jej parę chwil. Przypomniała sobie list i zmusiła się, żeby usiąść. Jej oczy były zaczerwienione i zapuchnięte od wcześniejszego płaczu, a mięśnie zesztywniały od spania w niewygodnej pozycji.
Rozglądając się w poszukiwaniu kartki od Dracona dziewczyna zauważyła coś lśniącego, leżącego na biurku. Powoli wstała z łóżka, schyliła się i podniosła przedmiot. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy zrozumiała, co to jest.
– Co, do cholery... – wymamrotała do siebie. Położyła allievrae na łóżku i zaczęła przyglądać się miejscu, gdzie je znalazła, dociekając, w jaki sposób magiczny przyrząd znalazł się w dormitorium. Znalazła kawałek pergaminu. Podniosła go, położyła na stole w świetle lampy – wciąż było ciemno – i przeczytała, znajdujący się na nim tekst:
Panno Granger! Teraz już wie pani, co potrafi allievrae. Ufam, że jest pani na tyle odpowiedzialna, by poradzić sobie z tym ciężarem. Zrób z niego dobry użytek.
Hermiona uśmiechnęła się.
– Dzięki, Dumbledore – wyszeptała.
– Wzięła allievrae i położyła je na biurku obok listu od dyrektora. Wyjąwszy różdżkę, zastukała w opakowanie i powiedziała Ostendo Posterus.
Gryfonka poczekała, aż srebrny plastik skropli się w kałużę i gdy wirujące kolory uspokoiły się, spojrzała w nią.
Na początku nie widziała nic oprócz wygasających iskierek, ale po chwili zaczęły się one układać w obraz.
Ślizgon przechadzał się brzegiem jeziora. Noc była najwyraźniej ciepła, bo zamienił szkolne szaty na wpół rozpiętą koszulę z podwiniętymi rękawami i jasne spodnie khaki. Wyglądał na pogrążonego we własnych myślach.
Gdy zatrzymał się i spojrzał w kierunku jeziora, z lasu zdecydowanym krokiem wyszedł mężczyzna. Draco chyba nie rzucił na siebie Zaklęcia Tarczy, bo nie zaalarmowała go ona o przed nieznajomym.
Przybysz utkwił wzrok w chłopaku i gdy zrozumiał, że blondyn nic nie zauważył, na przerażającej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Sięgnął do kieszeni i wyjął różdżkę, a następnie wycelował nią w Dracona. Jego wargi poruszyły się i krzyknął „
Stupefy”, a z różdżki wytrysnął promień czerwonego światła.
Chłopak obrócił się o chwilkę za późno i zaklęcie uderzyło go prosto w pierś. Jego oczy rozszerzyły się w strachu i zaskoczeniu, zanim w ułamku sekundy nie wyleciał w powietrze i nie wylądował kilka stóp od jeziora.
Rozglądając się niepewnie, mężczyzna podniósł różdżkę Dracona, sprawdził bezwładnego chłopaka i nie widząc śladów przytomności, mlasnął językiem. Mrucząc
„Ferula”, wskazał różdżką na Ślizgona i jego sztywne ciało zawinęło się w czyste, białe bandaże.
Nieznajomy rzucił ostatnie nerwowe spojrzenie na zamek, wylewitował mumiopodobną postać leżącą pod jego stopami i wycofał się do lasu.

Hermiona sapnęła, gdy ciecz znów zaczęła gwałtownie wirować, zamazując obraz. Muszę ostrzec Dracona – pomyślała z szaleństwem w oczach. Nie kłopocząc się podnoszeniem allievrae, które powróciło już do formy pudełka, Gryfonka wciągnęła szaty i wybiegła z dormitorium.
Gdy przeszła przez wyjście, uderzyło ją nocne, ciepłe, wilgotne powietrze. Przełknęła ślinę, przywołując w pamięci scenę. Co, jeśli... jeśli to stanie się dzisiaj? – pomyślała, jej serce zamarło. Przyspieszyła, wciąż rozglądając się za Draconem. Musi być gdzieś tutaj; zawsze jest.
Kiedy doszła do wniosku, że Ślizgona nie ma nad jeziorem, podążyła do chatki Hagrida. Nie widząc chłopaka w jej pobliżu, spojrzała przez ramię i... zobaczyła. Zza wrót wyszła samotna postać. W świetle księżyca mogła zauważyć blask jasnoblond włosów.
To on.
Gryfonka natychmiast zaczęła wspinać się na wzgórze, próbując zwrócić na siebie uwagę Dracona. Wiedziała, że idzie w stronę jeziora, a instynkt podpowiadał jej, że scena z allievrae wydarzy się dzisiaj.
– Draco! – wykrzyknęła, desperacko próbując sprawić, by się obrócił.
Nie słyszał jej. Szedł dalej.
Jęcząc niecierpliwie, dziewczyna dalej szła przez kamieniste wzgórze tak szybko, jak tylko mogła. W końcu wspięła się na szczyt i zaczęła biec do jeziora, gdzie widziała sylwetkę Dracona. Gdy się w końcu zbliżyła i otworzyła usta, by go zawołać, kątem oka zauważyła postać z podniesioną różdżką, wychodzącą z lasu.
Expelliarmus! – krzyknęła zamiast tego. Jej zaklęcie wyrwało mężczyźnie różdżkę z ręki, więc stanął, wpatrując się w nią, unieruchomiony na chwilę. Na dźwięk jej głosu Draco obrócił się. Widząc ją zrobił, zszokowany, krok w tył.
– Co ty tu... – zaczął. Wtedy zauważył nieznajomego.
– Co tu do cholery robisz, Defarge? – zapytał, zdenerwowany. – Wysłał cię mój ojciec, prawda?
– Nie, panie, nie wysłał – wymamrotał przybysz, cofając się.
– GADAJ! – ryknął Ślizgon, wymachując różdżką i wskazując nią mężczyznę, nazwanego Defargem. – Powiedz mi – dodał spokojniej – albo mój ojciec będzie zbierać twoje szczątki zamiast moich.
Defarge skulił się na te słowa i potknął o korzeń z tyłu, wycofując się.
– Nie wysłał mnie – spróbował słabo powiedzieć. Wyraz jego twarzy przywodził na myśl szczura zagonionego w kąt przez bardzo głodnego kota.
Źrenice chłopaka niebezpiecznie się zwęziły, a Hermiona, widząc linie wokół jego zaciśniętych ust, nagle zdała sobie sprawę z tego, co blondyn zamierza zrobić.
– Nie! – krzyknęła, podbiegając i chwytając go za rękę. Spojrzał na nią z furią.
– Hermiono, odsuń się.
– Nie rób tego.
– Ten kawałek ścierwa zasługuje na to.
Dziewczyna spojrzała na miejsce, gdzie leżał Defarge i ku swemu zaskoczeniu zobaczyła, że zniknął, zabierając ze sobą różdżkę.
– Musisz naprawdę chcieć zadać ból, by zaklęcie zadziałało – powiedziała miękko, recytując słowa wypowiedziane przez Bellatrix do Harry’ego w Departamencie Tajemnic. – A wiem, że tego nie chcesz.
Wyszarpnął z jej uścisku swoje ramię i rozejrzał się.
– Jak mnie znalazłaś?
– Allievrae.
– Allievrae? – powtórzył.
– Dumbledore je nam zwrócił. Zapomniałam ci powiedzieć, w noc, kiedy przenieśli cię do świętego Munga rozmawiałam z jednym portretem w jego biurze... – zrelacjonowała mu wszystko, co Penelopa Thyle przekazała jej o allievrae.
– A więc to przewiduje ataki na mnie lub coś w tym stylu? Nie, no, naprawdę przydatne – skomentował sarkastycznie.
– Tym razem pomogło.
– Nie potrzebuję pomocy. Sam mogę sobie radzić.
Myśli Hermiony natychmiast wróciły do listu. To, co właśnie powiedział Ślizgon przypomniało jej o pięknych słowach, które do niej napisał.
– Nie kłam, Draco. I... nie chcę, żebyś mnie przed sobą chronił. Przeczytałam twój list; teraz chcę tylko, żebyś mnie do siebie dopuścił.
– Nie mogę.
– Z powodu twojego ojca?
– Nie.
– Nie chcesz, żebym zobaczyła twoją... drugą twarz?
– Nie, nie o to chodzi.
– Więc o co? – zapytała; zabrakło jej pomysłów.
– O to, że...
– Że? – podpowiedziała?
– Nieważne.
Zacisnęła zęby.
– Znowu kłamiesz. Proszę, powiedz, o co chodzi.
– O to, że cię kocham, Hermiono.
Serce Gryfonki zawirowało. To był pierwszy raz, kiedy usłyszała od niego te słowa stojąc z nim twarzą w twarz; słowo „kocham” brzmiało w ustach Dracona Malfoya nienaturalnie. Sposób, w jaki wypowiedział jej imię sprawił, że nie mogła nic powiedzieć. W końcu zdołała się uspokoić i wykrztusiła:
– W czym to szkodzi?
– Bo... to niemożliwe. Nie mogę cię kochać, nie możemy się do siebie zbliżyć – odpowiedział z oczami utkwionymi w dziewczynie.
Potrząsnęła głową, dając wyraz swojemu zmieszaniu.
– Nie rozumiem. Czemu nie możesz mnie kochać?
– Zapomniałem, jak...

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Liwia
Charłak



Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębin oceanu...

PostWysłany: Pią 9:52, 09 Wrz 2005    Temat postu:

Nareszcie Ata, kolejne rozdziały... ty sie nie zastanawiaj czy je dawać, tylko poprostu to zrób!!! :]

Oczywiscie mi się podobało i no jak mogłas w takim momencie skończyć :>, ja chce jeszcze...

Co ja tam bede mówic o treści, lepiej o tłumaczeniu. Otóz fajnie tłumaczysz, dobrze przekazujesz tresc dobrze sie czyta i błędów nie zauwazyłam, tak więc możesz już dac ciąg dalszy :P

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Triss
Ningyo



Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Słońca

PostWysłany: Sob 8:19, 10 Wrz 2005    Temat postu:

Cytat:
– Nie rozumiem. Czemu nie możesz mnie kochać?
– Zapomniałem, jak...


O boże... Jak mi się chce płakać! Crying or Very sad Biedny Draco... Jak mi go żal.
W tym momencie mam ochotę skręcić kark Lucjuszori i Narcyzie, za bycie takimi oschłymi wobec biednego Dracusia.

Błędów nie widziałam i w sumie nie szukałam. Inni niech wytkną ci je, jeżeli są jakieś :]

Opowiadanko jest świetne i z moją ulubioną parką :D

Czekam na następną część i spróbuj mi kogoś z nich uśmiercić to poznasz gniew Lady Triss :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oleczkha
Kappa



Dołączył: 26 Sie 2005
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Ziemi(chyba ;D)

PostWysłany: Sob 11:14, 10 Wrz 2005    Temat postu:

Kurde, to jest piekne!!

Jak przystało na romantyczke zaczytalam sie w tym i prawie sie poryczałam.Nigdy bym Dracona nie zobaczyla w takim swietle... a jednak...

Juz nie moge sie doczekac kolejnych rozdziałow!!

I oczywiscie cudownego zakonczenia... Very Happy

~Olka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Sob 12:46, 10 Wrz 2005    Temat postu:

okej, wklejam ostatnie rozdizały, jakie mam na skłądzie :P. rozdział 15 mam już wprawdzie zbetowany, ale w końcu wklejam po dwa, 16 jest u bety, 17 przepisuję na kompa, 18 też już przetłumaczyłam i zostało mi ze 20 ostatnich linijek ostatniego, 19 rozdziału :P. ale rozdziały 17-19 mam w zeszycie, co oznacza, ze sobie poczekacie, bo przepisywanie idzie mi dużo wolniej niż tłumaczenie ;)...

Triss, to nie ode mnie zależy, czy zginą. ja jestem tylko nic nie znaczacą tłumaczką xD. historia opowiada o nich, więc na pewno przynajmniej jedno z nioch musi przeżyć do ostatniego rozdziału, nie :P? ale wkońcu każdy kiedyś ginie :P...

smacznego xD...

--------- Rozdział 13: Wykrywacz nastroju---------
2 miesiące później
Hermiona obserwowała samotny, złoty liść dryfujący wdzięcznie na wietrze nad jeziorem, jej oczy śledziły każdy jego ruch. Opadł lekko na czystą powierzchnię wody, a wokół niego uformowały się małe fale, rozszerzające się i w końcu – zanikające.
Nastał grudzień i ostatni z liści zdobiących klony, rosnące nad wodą już opadł. Gryfonka leżała pod drzewem, zawinięta w pelerynę i szalik dla ochrony przed zimnym wiatrem.
Od czasu jej rozmowy ze Ślizgonem blisko dwa miesiące temu zostali przyjaciółmi, ale niczym więcej. Allievrae wciąż leżało na biurku Hermiony, nie ruszane od ostatniego razu, gdy pokazało jej przyszłość.
Dziewczyna usłyszała nadchodzący z daleka głos Hagrida:
- Wszyscy uczniowie jaduncy na święta do domciu tutaj!
Draco właśnie wsiada do jednego z tych powozów i wróci dopiero za trzy tygodnie – pomyślała z żalem. Nie miała wcześniej okazji, by się z nim pożegnać i teraz niczego więcej nie pragnęła.
- No, dobra – westchnęła. – Równie dobrze mogę wrócić do środka; Harry i Ron będą się zastanawiać, gdzie znikłam.
Stosunki między nią a jej przyjaciółmi poprawiły się znacząco od czasu ich kłótni. Chociaż wciąż tego nie pochwalali, musieli zaakceptować fakt, że Hermiona przyjaźni się – albo i coś więcej – z jednym z najmniej lubianych przez nich ludzi.
Gryfonka wstała i otrzepała swoją pelerynę z liści. Przeciągnąwszy się, zadrżała, gdy uderzył w nią podmuch wiatru. Obróciła się i zaczęła iść w stronę zamku.
Do jej mózgu znów napłynęła myśl o Draconie. Nic nowego; wspominała go zawsze, gdy była sama. Śmieszne, jesteśmy tylko przyjaciółmi, choć oboje wiemy, że się kochamy – ironia tej sytuacji sprawiła, że dziewczyna uśmiechnęła się gorzko. W takich chwilach jak ta wolałabym go nigdy nie spotkać, nigdy się w nim nie zakochać... co się między nami zmieniło? Ja czy raczej on? Rok temu w życiu bym nie pomyślała, że obdarzę takim uczuciem Dracona Malfoya. Ale zabrał mi serce i nie mogę go odzyskać...
Uświadomiła sobie, że już od paru minut stoi przed wejściem do zamku, zatopiona w myślach. Zerwała się z miejsca i otworzyła drzwi. Weszła do środka i natychmiast została przywitana przez jasny, kolorowy transparent, zwisający z sufitu parę stóp od niej. Ktoś jasnoniebieską farbą wymalował na nim słowa: Dołącz do nas na Pierwszej Hogwardzkiej Zimowej Maskaradzie! Data: 2 stycznia w godzinach 20 – 24 . Strój: to szansa dla szkoły na sprawdzenie się poprzez przygotowanie nie-czarodziejskiego balu, więc obowiązują mugolskie stroje wieczorowe.
Dziewczyna rozejrzała się, zaskoczona. Wyjaśniło się, czemu tyle osób zostaje na święta Hol wejściowy huczał od rozmów, wyglądało to niemal jak zwyczajny szkolny dzień. Myśląc o balu maskowym, szatynka uśmiechnęła się i zaczęła iść do gryfońskiego Pokoju Wspólnego. Kiedy doszła do Grubej Damy, powiedziała hasło – bycie Naczelną ma swoje zalety, znała wszystkie hasła w Hogwarcie – i weszła do środka. Ku jej zadowoleniu Harry, Ron, Seamus i Dean siedzieli w fotelach... i wpatrywali się w mały, okrągły przedmiot.
- Co to jest? – zapytała z zaciekawieniem, zbliżając się do nich. Podskoczyli z zaskoczenia, jednak gdy zobaczyli ją stojącą za ich plecami uspokoili się.
- Wykrywacz nastroju – wyjaśnił Harry, szczerząc się. – Seamus dostał go od swojej ciotki.
- No, jest naprawdę świetny – dodali pozostali. – Spróbuj, Hermiono. Jeśli zrobi się purpurowy, to oznacza, że jesteś zdenerwowana, niebieski, że jesteś smutna. Jeśli skrywasz coś, co chcesz komuś wyznać zrobi się żółty, a zielony, jeśli kogoś nienawidzisz. Czerwony, jeśli kogoś pożądasz, a różowy, jeśli jesteś w kimś zakochana.
Jeszcze rok temu Gryfonka natychmiast skonfiskowałaby przyrząd i oddała McGonagall. Jednak jej doświadczenie z allievrae sprawiło, że teraz była zaintrygowana kolejnymi obiektami o magicznych właściwościach.
- Może ty spróbujesz pierwszy, Ron? – zapytała, odwracając się do przyjaciela.
Chłopak wzruszył ramionami i podniósł metalową kulkę. Pozostała czwórka pochyliła się nad nim. Wykrywacz nastroju zaczął błyskać i zrobił się jasnoszkarłatny. Wszyscy zaczęli klaskać i walić rękami w ziemię, a uszy rudzielca przybrały śliczny odcień kulki, którą ściskał w dłoni.
- To badziewie chyba nie działa, Seamus – oznajmił szybko, odkładając ją i krzyżując ramiona. Jego czerwone policzki zdradzały jednak jego zmieszanie, więc przyjaciele zaczęli mu dokuczać i dopytywać się, kto jest tą farciarą.
- Och, kumplu, daj nam chociaż wskazówkę – powiedział Dean, chichocząc.
- Nie ma nikogo – odpowiedział zdenerwowany Ron.
- I tak wszyscy wiemy, że to Parvati – oświadczyła Hermiona z chytrym uśmieszkiem. Równocześnie dała znaki Harry’emu, Seamusowi i Deanowi, by siedzieli cicho i dali jej podejść Rona.
- Czemu, na Merlina, to miałaby być Parvati? To znaczy, Lavender o wiele lepiej wygląda i... – zaciął się w środku zdania ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.
- Wiedziałem! – krzyknął radośnie Harry. – To takie oczywiste!
- Nie powiecie jej? – wymamrotał Ron z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Nie powiemy, spokojnie – zapewnił go Dean.
- Mogę teraz ja spróbować? – spytała jedyna dziewczyna w gronie, gdy wszyscy się uspokoili.
Seamus skinął głową:
- Dawaj!
Gryfonka podziękowała i podniosła wykrywacz. Był ciężki i gdy zacisnęła na nim palce, zaczął błyszczeć i nagrzewać się. Nagle przybrał kolor delikatnego różu. Przez moment nie mogła sobie przypomnieć, co oznacza ten kolor; w końcu to do niej dotarło – miłość.
Jej serce odrobinę podskoczyło, gdy popatrzyła na mały przedmiot w swojej ręce. Czuła na sobie wzrok czterech chłopców i próbowała coś wydukać:
- Ja... uh...
- Kto to jest? – zapytał zaskoczony Dean.
- Och... nie znacie go – odpowiedziała.
Harry skrzywił się i powiedział:
- Chyba wiem, kto to jest. Malfoy, prawda?
Seamus i Dean otworzyli ze zdziwienia usta, Ron wyglądał po prostu na zranionego.
- Harry ma rację? Zakochałaś się w Malfoyu?
- Nie – zaprzeczyła słabo. – Czemu miałabym go kochać?
- Myślę, że kłamiesz – odezwał się brunet.
- A ja myślę, że nie – odparowała prowokująco.
- Ah, tak? Więc kto to jest? – odgryzł się.
Dziewczyna desperacko rozejrzała się w poszukiwaniu poparcia, ale pozostała trójka nie wyglądała na chcących wtrącić się do sprzeczki. Po chwili ciszy, Ron powiedział:
- Harry... może porzućmy już ten temat...
Gryfonka uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, zaskoczona, że był na tyle dojrzały, by jej bronić. Znała go raczej jako osobę, która kłóci się o głupstwa; najwyraźniej teraz pałeczkę przejął Harry.
- Dobra – spasował. – Ale jeśli ona buja się w Malfoyu...
- Nie martw się, to niemożliwe. On jest głupim małym szczurem i Hermiona może mieć lepszego. Prawda? – zapytał rudzielec, patrząc niepewnie na dziewczynę.
- On... oczywiście – powiedziała, szczerząc zęby. – Idę do swojego dormitorium. Zobaczymy się później.
Odwróciwszy się na pięcie, Gryfonka sztywno wyszła ze Wspólnego. Kiedy tylko wylądowała na marmurowej posadzce przed portretem, natychmiast podążyła do swojego pokoju.
Nie skłamałam – pomyślała wściekle, ignorując Irytka, który rzucał w nią plakietkami W.E.S.Z. Nie znają go. Nikt nie zna prawdziwego Dracona Malfoya. Nikt, poza mną.

––––––––– Rozdział 14: Jej droga przeznaczenia –––––––––
Kiedy Hermiona wróciła do dormitorium Naczelnych, poszła prosto do pokoju i usiadła na łóżku, wzdychając. Teraz, gdy już odrobinę ochłonęła, było dla niej jasne, że odrobinę przesadziła, kłócąc się z Harry’m. Ostatnio ciągle wrzeszczę na ludzi – pomyślała z frustracją. Co się ze mną dzieje?
Pozwoliła swoim myślom błądzić swobodnie, zwijając się na materacu i ponownie głęboko wzdychając. Ostatnio nic nie szło po jej myśli – nie była tą opanowaną, poukładaną i odpowiedzialną Hermioną, co kiedyś. Już niemal regularnie kłóciła się z przyjaciółmi i odwalała prace domowe. Wszystko, jak sobie uświadomiła, z powodu stałej obecności Dracona w jej umyśle.
Nagle zauważyła błysk światła na biurku. Allievrae! – pomyślała podekscytowana. Nie patrzyła w nie już od bardzo długiego czasu i była zaciekawiona, co zobaczy tym razem.
Gwałtownie siadając, dziewczyna wzięła allievrae i położyła je na łóżku.
Ostendo Posterus – wyszeptała, stukając różdżką w opakowanie. Poczekała, aż skończy się znajoma już przemiana z pudełka w kałużę i zajrzała w nią, powstrzymując oddech.
Na początku zobaczyła tylko iskierki, unoszące się na powierzchni. Chwilę później ułożyły się w obraz.
Blondyn leżał na swoim łóżku w Malfoy Manor, sam. Miał ręce założone pod głową i wyglądał na zatopionego we własnych myślach.
– Draco – doszedł go sztywny głos. Rozejrzał się w zaskoczeniu i zobaczył swojego ojca, stojącego w przejściu. – Właśnie otrzymałem wiadomość o twoim małym spotkaniu z Grangerówną podczas pobytu w Świętym Mungo.
Ślizgon usiadł i zmierzył ojca chłodnym spojrzeniem.
– Wydaje mi się, że twoi niewolnicy są trochę zapóźnieni w dostarczaniu informacji – powiedział bez emocji.
– Najwyraźniej – odpowiedział Lucjusz. – Chyba musimy przedyskutować twoje wcześniejsze... zachowanie. Pozwolę sobie wyjaśnić, że nie zaakceptuję tego, byś zadawał się z jakąś szlamą. Jesteś jednym z nas, Draco, i musisz to okazywać.
– Nie jestem jednym z was – postawił się chłopak drżącym głosem. – I nigdy nie będę.
– Podwiń swój rękaw, dziecko. Powiedz mi, co widzisz – odpowiedział niebezpiecznie miękko mężczyzna. – Znak ma ci o tym przypominać w chwilach zwątpienia. Nie możesz uciec przed swoim przeznaczeniem.
– Co kiedyś powiedziałeś o Malfoyach, ojcze? Malfoyowie się nie poddają. I możesz założyć się o swój cholerny Znak, że nie dam sobie odebrać Hermiony.
Draco podniósł się i stanął naprzeciwko Lucjusza ze skrzyżowanymi ramionami i wyzywającym spojrzeniem utkwionym w mężczyźnie.
– A więc nie zmienisz zdania, jak przypuszczam – rzekł starszy czarodziej, wzdychając z rozczarowaniem. – Jesteś beznadziejnym przypadkiem.
Obrócił się, by odejść, ale Draco najwyraźniej jeszcze nie skończył. Chwycił ojca za ramię, odwrócił go i uderzył w szczękę.
– Och, naprawdę? – zapytał z furią. – Najwyraźniej nie na tyle beznadziejnym, by nie dać ci tego, na co zasłużyłeś.
Jednym szybkim ruchem Lucjusz podszedł do chłopaka i złapał go za szyję. Jego przenikliwe, niebieskie oczy popatrzyły w szare, należące do Ślizgona, gdy powiedział:
– Zapomniałeś, gdzie jest twoje miejsce. Powiedz mi, dziecko: co ci się stało? Co sprawiło, że zachowujesz się tak głupio i buntowniczo?
– Hermiona – wycharczał zduszonym głosem młodzieniec, z ręką ojca wciąż na gardle, ale z płonącymi nienawiścią oczami. – Kocham ją, i to jest coś, czego ty nigdy nie zrozumiesz.
Uchwyt Lucjusza widocznie się wzmocnił i Draco jęknął z bólu.
– A więc kochasz ją? – prawie wyszeptał te słowa. – Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? Coś więcej, niż...

Scena skończyła się, gdy Hermiona sapnęła i z pluskiem uderzyła ręką o obraz. Draco ma kłopoty. Nie mogła myśleć o niczym więcej, obserwując wracające do siebie i układające się ponownie w kształt pudełka krople. Jej całe ciało drżało z powodu tego, co przed chwilą zobaczyła.
– Muszę mu pomóc – powiedziała głośno. Biorąc allievrae, wybiegła z dormitorium w kierunku gabinetu Dumbledore’a. Szybko podała hasło gargulcom i wbiegła na górę po schodach, nie kłopocząc się czekaniem, aż same wjadą na szczyt. Zaczęła pukać, gdy tylko zeszła z ostatniego stopnia.
– Profesorze! – zawołała, dobijając się do drzwi. – Proszę, to ważne!
Nie było odpowiedzi. Jednak, gdy pięści Hermionu zaczęły boleć od walenia w ciężkie, drewniane wejście, w końcu się otworzyło.
– Nareszcie! – wykrzyknęła, nie widząc jeszcze, że wpatruje się w nią nie przyjazne oblicze Dumbledore’a, ale zdziwiona twarz należąca do McGonagall.
– Pani profesor – powiedziała, cofając się z zaskoczeniem. – Co pani tu robi?
– Lepszym pytaniem jest chyba, co PANI tutaj robi, panno Granger? – odpowiedziała kobieta, unosząc brwi.
– Przyszłam, żeby zobaczyć się z dyrektorem – wyjaśniła Gryfonka, szarpiąc nerwowo swoje włosy.
Profesor McGonagall skrzywiła się i odpowiedziała:
– Przykro mi, ale nie ma go w zamku. Jego kuzyn zachorował, więc pojechał do niego z wizytą, do Alsterdadu.
Serce Hermiony zamarło.
– Więc pani musi mi pomóc – zaczęła błagać. – Draco Malfoy zostanie wkrótce zaatakowany w swoim domu. MUSZĘ się tam dostać, zanim coś mu się stanie!
Wicedyrektorka pokręciła głową.
– Obawiam się, ze to niemożliwe, panno Granger. Poza tym, wątpię, by pan Malfoy został zaatakowany w Malfoy Manor. Być może to presja bycia Prefekt Naczelną tak na panią działa? Powinna pani odpocząć.
Dziewczyna jęknęła ze zniecierpliwienia.
– Mniejsza z tym – wymamrotała, odwracając się. Oczywistym było, że McGonagall jej nie pomoże. – Przepraszam, że marnowałam pani czas.
Schodząc na dół, pomyślała o innej osobie – profesorze Haymenie.
O to chodzi! Profesor Haymen mi pomoże! Przyspieszyła kroku i szybko doszła do gabinetu nauczyciela OPCM–u.
Zapukała do drzwi i sekundę później ukazał się w nich specjalista od Obrony.
– Ach, Hermiona! – krzyknął, wyglądając na pozytywnie zaskoczonego. – Co cię tu sprowadza? – spytał, otwierając drzwi szerzej, by mogła wejść do środka.
– Profesorze, Draco ma kłopoty. Allievrae... pokazało, że jego ojciec zaatakuje go w jego pokoju – pospiesznie wyrzucała z siebie słowa, desperacko chwytając rękaw szaty nauczyciela. – Musze tam pójść i mu pomóc!
Mężczyzna spojrzał na nią i westchnął.
– Jesteś pewna, że to właśnie zobaczyłaś?
– Tak, absolutnie pewna. Proszę, potrzebuję pana pomocy, muszę się tam dostać!
– Czasem oczy mogą nas oszukiwać. Nie możesz zawsze ufać temu, co zobaczysz, nawet w allievrae – odpowiedział cicho.
Dziewczyna zapytała, zakłopotana:
– O co panu chodzi?
Nauczyciel nieznacznie potrząsnął głową i odparł:
– Przepraszam, zamyśliłem się. Hermiono, doskonale wiesz, że nie mogę zezwolić ci na opuszczenie szkoły. Jestem twoim opiekunem i moim obowiązkiem jest zadbanie, byś została bezpiecznie wewnątrz zamku.
– Ale, profesorze! – nakrzyczała na zwierzchnika grzeczna Prefekt Naczelna. – On zostanie ZAATAKOWANY!
– Przykro mi, ale to moje ostatnie słowo. Jestem pewien, że Draco poradzi sobie sam... jeśli w ogóle będzie musiał. Ma swoją tarczę i wierzę, że jest zdolny się obronić – mówiąc te słowa, Haymen poklepał nastolatkę po ramieniu, po czym dodał:
– Wiem, że to nie w twoim stylu, Hermiono, ale nie podejmuj żadnych pochopnych działań. Pamiętaj o konsekwencjach decyzji Harry’ego, by uratować jego ojca chrzestnego na piątym roku – ostatnie zdanie wypowiedział z naciskiem, posyłając dziewczynie wszechwiedzące spojrzenie.
– Ale... – zaczęła, ale drzwi zatrzasnęły się i znów została sama w pustym korytarzu.
Piąty rok... decyzja Harry’ego, by uratować ojca chrzestnego – ostatnie słowa mężczyzny odbijały się echem w jej głowie, gdy próbowała znaleźć sens jego wypowiedzi.
Wtedy to do niej dotarło.
Testrale! O to chodzi! Polecę tam na testralach! Gorączkowo rozmyślając, Gryfonka natychmiast skierowała się do Zakazanego Lasu. Idąc, próbowała przypomnieć sobie, czym wabiło się te niezwykłe zwierzęta. W piątej klasie przyciągnęła je krew na szatach Harry’ego. Poza tym, niewyraźnie przypominała sobie Hagrida, przywołującego parę za pomocą świeżego mięsa.
Gdy dziewczyna doszła do chatki gajowego, podeszła do wejścia i zawołała:
– Hagrid, jesteś tam?
Drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich zarośnięta zmierzwioną brodą, uśmiechnięta twarz pół–olbrzyma.
– Hermiona! Wspaniale cię widzieć! Właśnie gotuję jakieś żarełko dla siebie i Kła. Wchódź, wchódź.
– Bardzo mi przykro, Hagrid, ale teraz nie mam czasu. Zastanawiałam się tylko, czy nie masz jakichś... – urwała, gdy zobaczyła w rękach mężczyzny duży kawał surowego mięsa. Jej oczy rozbłysły, gdy spytała:
– Mogę to pożyczyć?
– Po co? – zakłopotał się, ale Hermiona już wyrwała mięso z jego rąk i pobiegła w kierunku drzew.
– Powiem ci później! Dzięki, Hagrid! – zawołała.
Gdy dotarła do krawędzi lasu, uklękła pod drzewem, dysząc. Ułożyła duży kawałek ociekającego krwią mięsiwa pod swoimi stopami i osunęła się na ziemię, czekając.
Czas jakby zwolnił, gdy usiadła i obserwowała otaczające ją rośliny. Po około czterdziestu minutach pojawiła się para żółtych, świecących oczu, a tuż po niej cały kościsty, podobny do konia stwór. Za nim podążał kolejny. Idealnie – pomyślała radośnie, gdy pierwszy testral zaczął rozrywać jedzenie.
Machnęła różdżką i wyleciały z niej magiczne sznury, układając się w szorstkie lasso i opadając na łeb drugiego testrala. Zwierzę zarżało, choć brzmiało to bardziej jak skrzek niż cokolwiek innego, ale z drugiej strony nie wyglądało na zdenerwowane, że jest wiązane.
– Przepraszam, chłopcy – wymamrotała dziewczyna, wskakując na pierwszego testrala i wplatając palce w jego jedwabistą grzywę. – Ale wyżerka skończona. Lecimy.
Lekko uderzyła zwierzę w zad i natychmiast wzbili się w powietrze.
Hermiona ledwo zdążyła chwycić koniec liny, owiniętej wokół szyi drugiego testrala, zanim uderzył w nią gwałtowny podmuch wiatru. Sapnęła, nie mogąc złapać tchu i instynktownie pochyliła się, mocniej ściskając swojego wierzchowca. Gdy wznieśli się wyżej, przestała myśleć. Była na swojej drodze przeznaczenia. Leciała uratować Dracona.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oleczkha
Kappa



Dołączył: 26 Sie 2005
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Ziemi(chyba ;D)

PostWysłany: Sob 15:49, 10 Wrz 2005    Temat postu:

Fiu,fiu... Niezła ta Hermiona...

Pisz, pisz dalej!!- bo ja jestem strasznie ciekawska Very Happy

zapewne chciałaś powiedzieć "tłumacz" (;? A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Liwia
Charłak



Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębin oceanu...

PostWysłany: Nie 9:24, 11 Wrz 2005    Temat postu:

Ogólnie mi się podobało,tylko jakoś nie za bardzo przypadła mita akcja ,ze hermiona sama wyrusza na ratunek Dracona do jego posiadłości....I co jeszcze pewnie go z tamtąd wyciągnie.......??

Ale ty tylko <aż>tłumaczysz,takze o to do Ciebie zastrzeżń miec nie będe .

I tak jestem ciekawa co będzie dalej...........tłumacz!tłumacz!!

POzdr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pią 20:16, 16 Wrz 2005    Temat postu:

cóż, szczerze ;)? teraz częstotliwość pojawiania się partów sie pogorszy, bo... bo się przeprowadzam, na wieś, i nie będę mieć przez pewien czas internetu... yhm. ale postaram się jakoś umieścić tu kolejne części. mam nadzieję, ze Arv mi w tym pomoże xD...
gwoli ścisłości - to ejst odcinek nie sprawdzany przez Sonke, przez co mogą się pojawić jakieś małe błędziki, bo ona, tak naprawdę, zajmowała sie ostatecznym slzifem. ale jakoś tak wyszło, nie odsyła mi tych dwóch partów, a boję się, że jutro już mogę nie mieć neta...
coraz mniej podba mi się moje tłumaczenie, a w 16 rozdziale jest parę niedociągnięć ze strony autorki... ale smacznego :P. już kończę tę przydługą wypowiedź i daję odcinki ;)...

--------- Rozdział 15: Malfoy Manor ---------
Wzbiwszy się w powietrze, Hermiona wyszeptała do ucha swego testrala:
- Eee... Malfoy Manor, jeśli możesz.
W odpowiedzi, zwierzę zarzuciło łbem i przyspieszyło.
Oczy dziewczyny załzawiły się, gdy obserwowała tereny, nad którymi przelatywali. Światła miast poniżej rozmazywały się w jedną, kolorową smugę. Brytyjskie wioski są piękne nocą.
Nagle jej testral zanurkował. Gryfonka sapnęła z zaskoczenia i pochyliła się nad nim jeszcze bardziej, ledwo utrzymując nad wierzchowcem kontrolę. Jej serce waliło dziko, gdy szarpnęła linę, dając do zrozumienia drugiemu zwierzęciu, by też obniżyło lot. Stwór zarżał przenikliwie, ale podążył za pobratymcem i siedzącą na nim Hermioną.
Dziewczyna zsunęła się ze swego wierzchowca odrobinę niezdarnie, gdy ten tylko wylądował na ziemi.
- Dzięki – powiedziała niezręcznie Gryfonka, klepiąc zwierzę po grzbiecie. W odpowiedzi trąciło ją łbem i nastolatka uśmiechnęła się. Już miała odchodzić, gdy sobie o czymś przypomniała.
- Przepraszam, chłopcy, ale musze was uwiązać – wymamrotała, wyczarowując kolejny sznur, którym owinęła szyję swojego testrala i przywiązała do ogrodzenia. Powtórzyła tą operację z drugim sznurem i odwróciła się, by przyjrzeć się domowi.
Malfoy Manor rozpościerała się przed nią w całej swojej chwale. Była to z pewnością jedna z największych rezydencji, jakie Hermiona kiedykolwiek widziała. W mroku majaczyły się kamienne ściany, ozdobione płaskorzeźbami i otoczone wysokimi drzewami. Okna sklepione były łukowato, a na środku schludnego dziedzińca stała dumnie wspaniała fontanna. Olbrzymia żelazna brama broniła wstępu nieproszonym gościom. Panowała tu zimna, nieprzyjazna atmosfera. Gryfonkę przeszedł dreszcz, gdy zastanowiła się, w jaki sposób pokonać wysokie wrota, oddzielające ją od willi. Parę metrów dalej zobaczyła, że mur się kończy, a zaczyna żywopłot. Może się przez niego przecisnę – pomyślała, podchodząc do dwóch, dużych roślin. Zawsze można spróbować.
Dziewczyna uklękła i wczołgała się między krzaki. Wyjrzała przez małą dziurę pomiędzy gałęziami i westchnęła z ulgą, zobaczywszy, że nikogo nie ma w pobliżu. Ostrożnie zaczęła przeciskać się przez wąską przestrzeń.
W końcu przedostała się na drugą stronę. Strzepując z szaty liście i suche gałązki, ukryła się w cieniu, upewniwszy się wcześniej, że nikogo tam nie ma. Szybko przemknęła przez dziedziniec i pobiegła na tyły posiadłości. Niedaleko rozpościerał się las wysokich, wiecznie zielonych drzew. Dziewczyna podeszła do jego skraju, nieznacznie zdenerwowana, zastanawiając się, które z wielu łukowatych okien może należeć do Dracona. Zauważyła pnące się po ścianach winorośle. Przyszedł jej do głowy śmiały pomysł.
Gdybym mogła się po nich wspiąć, zajrzałabym do środka. Nie zatrzymując się, by pomyśleć – co było dla niej przecież tak niezwykłe, że później, gdy wracała do tego myślami, sama się sobie dziwiła – podbiegła do ściany i mocno ścisnęła pnącza. Następnie chwyciła kolejne i zaczęła piąć się w górę po zimnych, kamiennych cegłach. Jej całe ciało drżało, gdy się wspinała; nie ze strachu, ale z podniecenia. Nie mogę uwierzyć, że to robię – pomyślała, patrząc przez ramię na ziemię. Z dołu nie było widać, że to jest tak wysoko...
Dokładnie w tej samej chwili uderzyła ręką w marmurowy gzyms. Uczepiwszy się go, podciągnęła się parę cali i zajrzała przez szybę do środka.
Ściany, sufit i podłoga były całkowicie pokryte finezyjnie tkanymi gobelinami. Niektóre przedstawiały ważne czarodziejskie bitwy z przeszłości i Hermiona przypominała je sobie z lekcji historii. Odczuwając pokusę, by dokładnie przyjrzeć się pokojowi, przyłożyła twarz do okna.
Wtedy uderzył w nią silny podmuch wiatru. Stopy Gryfonki ześlizgnęły się z pnącza, na którym właśnie spoczywały i na kilka zapierających dech w piersiach sekund dziewczyna wisiała w powietrzu, trzymając się rękami parapetu.
Powstrzymując się od wydania krzyku ze strachu, wzięła głęboki oddech i zmusiła się do ponownego postawienia stóp na winorośli. Po paru niezgrabnych próbach odzyskania równowagi, w końcu udało jej się osiągnąć stabilną pozycję – na chwilę. Nie możesz się rozpraszać – pouczyła się, łapiąc głęboki oddech. Dalej, Hermiono, to nie w twoim stylu, dekoncentrować się głupstwami.
Powtarzając to w myślach niczym mantrę, znów zaczęła iść po ścianie, tym razem w prawo. Gdy doszła do najbliższego okna, znów zajrzała do środka, upewniwszy się wcześniej, że stoi na winorośli mocno i bezpiecznie. Natychmiast rozpoznała ten pokój – należał do Dracona, pamiętała to z allievrae. Ale... gdzie był blondyn?
Krzywiąc się, nastolatka ostrożnie weszła przez okno do pomieszczenia. Lądując cicho na dywanie, rozejrzała się.
- Draco? – wyszeptała.
Nagle poczuła, że podłoga minimalnie się zapadła, jakby ktoś zajął miejsce za plecami dziewczyny. Odwróciwszy się, stanęła twarzą w twarz z trzema mężczyznami, z których rozpoznawała jednego – Malfoya Seniora.
Zanim zdołała wydać jakikolwiek dźwięk, jeden z nieznajomych chwycił ja za ramię i mruknął:
- Silencio.
- Proszę, proszę, proszę – zaśmiał się szyderczo Lucjusz, gdy jego sługa cofnął się. – Czy to aby nie jest ta mała szlama we własnej osobie? Po co, na Merlina, mogłabyś się tu wkraść, szlamo?
Nie mogąc mówić, dziewczyna posłała mu tylko wściekłe spojrzenie. Nie chciała pokazywać swojego strachu; znając jej słabość, miałby przewagę.
- Ach... jak to wy, mugole, mówicie – kot odgryzł ci język? – czarodziej został nagrodzony satysfakcją płynącą z oglądania, jak jej gniew zyskuje na sile. Kontynuował więc:
- Przypuszczam, ze szukasz mojego syna. Obawiam się, że Draco jest w tej chwili... nieosiągalny.
Zimna, ciężka prawda uderzyła Hermionę. Jej oczy rozszerzyły się, ciało zamarło z bezruchu.
- Nie, nie umarł – powiedział miękko blondyn, przyglądając się dziewczynie z pewnym zainteresowaniem. – Ty głupia dziewczyno, naprawdę uwierzyłaś, że allievrae pokazało ci prawdę? Gdyby był tu Artur, wygłosiłby ci swoją mowę z serii „Nigdy niczemu nie ufaj, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg” – splunął z odrazą na samą myśl o panu Weasleyu. – Widocznie nie jesteś tak sprytna, jak mówią.
Śmierciożerca zaczął przechadzać się przed nią w tę i z powrotem.
- Czarny Pan jest potężny. Ma sposoby na przechwycenie prawie wszystkiego. W noc, w którą wybiegłaś ratować mojego syna, byłaś na tyle nierozważna, by zostawić allievrae bez straży. Jestem zdziwiony, że niczego nie podejrzewałaś.
Gryfonkę ogarnęło przerażenie. Jak mogłam dać się tak nabrać? – wyrzucała sobie, oszołomiona. Voldemort zrobił to samo Harry’emu , na piątym roku... Czemu nie pomyślałam o tym, że ten drań może wysyłać fałszywe wiadomości nawet przez allievrae?
- Gothalhugh – warknął nagle Lucjusz. – Cofnij urok.
Skinąwszy głową, mężczyzna, który nałożył na Hermionę Silencio wypowiedział przeciwzaklęcie. Natychmiast spytała, głosem tak spokojnym, jakim tylko zdołała:
- Gdzie jest Draco?
Zamiast odpowiedzi usłyszała jedynie stwierdzenie:
- Nikt nie ostrzegł go, że przybędziesz. To wszystko, co możesz wiedzieć.
- Ty głupi, okrutny, brud...
- Kinely – przerwał jej ostro blondyn. – Pokaż jej, co dzieje się ze szlamami, otwierającymi usta w moim domu.
- Oczywiście – rzekł drugi mężczyzna, przytrzymujący dziewczynę. – To było niemądre, przychodzić tutaj w pierwszej kolejności, moje drogie dziecko – wyszeptał jej do ucha. Jego oddech omiótł jej szyję i wzdrygnęła się z odrazy. Podnosząc różdżkę, wykrzyknął:
- Crucio!
Hermiona wrzasnęła głośno, gdy ból, przewyższający wszystko, co znała i o czym słyszała, rozdarł jej korpus. Czuła, jakby tysiące noży wbijało się w każdy cal jej ciała; czuła, jakby rozpadało się ono na dwoje. Nie było żadnej części jej organizmu, która nie płonęłaby z powodu cierpienia tak wielkiego, że nie mogła nawet płakać. Jedyną myślą, przychodzącą do jej udręczonego umysłu, gdy upadła na podłogę było, że musi jakoś uciec, uciec od tej agonii i tortur...
Draco przeczesał ręką włosy i spojrzał w górę, na Malfoy Manor. Spędził ostatnie cztery godziny, przechadzając się po lesie za posiadłością i wyjątkowo nie chciał teraz do niej wracać. Oddalenie się od swojego więzienia pomogło chłopakowi oczyścić umysł, czyli zrobić coś, co nie udawało mu się od przyjazdu.
Powiał lekki wiaterek i blondyn westchnął. Wchodząc do środka, zamknął za sobą ciężkie, żelazne drzwi. Czas się z nim zobaczyć – pomyślał z grymasem na twarzy. Wszedł powoli po schodach, z każdym stopniem coraz bardziej bojąc się spotkania z ojcem. Zazgrzytał zębami i stłumił w sobie chęć zawrócenia. Doszedł do swojego pokoju.
Otworzył drzwi szybkim, stanowczym ruchem. Ku jego zaskoczeniu, Lucjusza nie było w środku. Chłopak, rozglądając się, zmarszczył brwi, jakby oczekując, że Malfoy Senior wyskoczy zza biurka. Chociaż ojciec Ślizgona się nie pojawił, blondyn zauważył jedną zmianę – okno zostało otwarte. Na pewno było zamknięte, gdy wychodziłem.
Przeszedł przez pokój, by je zatrzasnąć. Odwróciwszy się, zauważył, że coś leży na podłodze. Schylił się i podniósł to. Gdy rozpoznał ów przedmiot, o mały włos nie upuścił go z zaskoczenia.
- Jak, na Merlina, dostało się tu allievrae? – wymamrotał głośno do siebie.
Wyjmując różdżkę z kieszeni, przeczytał napis z boku opakowania i w nie stuknął. Natychmiast skropliło się i przeciekło mu przez palce. W chwili, gdy wylądowało z pluskiem na podłodze, na powierzchni pokazał się obraz.

Pokój był mały, okrągły i zaniedbany. Ostre, kamienne płyty wystawały z ziemistych ścian, woda kapała obojętnie z sufitu, formując na podłodze małe kałuże. Dwie pojedyncze pochodnie oświetlały tylko najbliższą część pomieszczenia, resztę pozostawiając w mroku.
Na środku celopodobnego lokalu stały cztery postacie. Jeden z trzech mężczyzn brutalnie powstrzymywał od ucieczki szczupłą dziewczynę. Rozedrgany płomień oświetlił na chwilę jej twarz – to była Hermiona. Jej oczy wypełniał gniew i desperacko wyrywała się trzymającemu ją człowiekowi.
Jeden z pozostałych zdjął swój kaptur i podszedł do niej. Lodowate tęczówki Lucjusza błysnęły niebezpiecznie, gdy powiedział:
- Uspokój się, dziecko. Nawet, gdyby cię puścił, nie miałabyś gdzie uciec. Nikt nie wie, gdzie jest ten loch, a tym bardziej, że ty się tu znajdujesz.
- Co ze mną zrobicie? – zapytała Gryfonka drżącym głosem.
- Nic, oczywiście.
- Więc dlaczego mnie tu trzymacie?
- Dlatego – przeciągnął sylaby Lucjusz – że potrzebujemy cię dla powodów, których nie musisz znać.
- Jeśli to ma coś wspólnego z Draconem, nie przyjdzie. Będzie wiedział, że to pułapka; jest wystarczająco mądry.
Lucjusz uśmiechnął się zimno i odpowiedział:
- Zobaczymy.
- Jesteś podły – nastolatka wypluła te słowa.
- Pilnuj swoich małych, brudnych usteczek, szlamo – odrzekł niebezpiecznym szeptem. – Jestem pewien, że wiesz, że nie zawahałbym się ciebie zabić.
- Nie ośmieliłbyś się. Tak jak powiedziałeś, potrzebujecie mnie. Dlatego nic mi nie zrobisz, więc skończ z tymi pustymi sztuczkami, Malfoy – zripostowała. Na jej twarzy pojawił się nieznaczny uśmieszek i przestała się wyrywać.
Lucjusz podszedł do dziewczyny z różdżką wycelowaną w jej gardło.
- Wystarczy. Twoja bezczelność robi się męcząca. Najwyraźniej – przyłożył delikatnie czubek różdżki do jej obojczyka – muszę cię sam uciszyć.


Ostatnim obrazem było zbliżenie na twarz Gryfonki, na jej oczy, rozszerzone ze strachu. Nie zatrzymując się, by pomyśleć, Draco chwycił teraz już zastygłe allievrae i wepchnął je do kieszeni. Jego ojciec się mylił – młodzieniec wiedział, gdzie znajduje się Hermiona. Wybiegł ze swojego pokoju i podążył w stronę sekretnego przejścia, prowadzącego do lochu w Malfoy Manor. Myśl o własnym bezpieczeństwie nie zaprzątała mu umysłu.
Muszę jej pomóc.

--------- Rozdział 16: Za zamkniętymi drzwiami ---------
Kaszel wstrząsnął ciałem Hermiony, gdy spróbowała podnieść się z zimnej, kamiennej podłogi do pozycji siedzącej. Gdzie ja jestem – zdziwiła się, rozglądając po nieznajomym otoczeniu.
Pomieszczenie, w którym się znajdowała, było małe i okrągłe. Powietrze było chłodne, a dwie pochodnie, zawieszone na ścianach nie dawały zbyt wiele światła ani ciepła. Sięgnęła do kieszeni w poszukiwaniu różdżki, tylko po to, by przekonać się, że została jej ona zabrana. Sapnęła, gdy wszystko, co się stało, zanim zasłabła, powróciło do jej umysłu.
Samo wspomnienie tego, co przeżyła bolało. Drgnęła i potarła ręką kark. A więc właśnie tak wygląda prawdziwe cierpienie – pomyślała ponuro. Teraz, gdy w końcu wysiliła się i usiadła, spróbowała oczyścić swój umysł z reszty wrażeń po dostaniu jedną z Niewybaczalnych Klątw i znaleźć jakąś drogę ucieczki.
Nie było okien ani drzwi. Ale musi coś być – pomyślała, zmieszana. W końcu jakoś się tu dostałam... Biorąc głęboki oddech, wstała i zaczęła chwiejnie chodzić wokół celi, obmacując rękoma ściany. Może jest tu jakaś dźwignia... wystający kamień, cegła, cokolwiek!
Dziesięć minut później poddała się. Nie znalazła niczego, najwyraźniej pokój musiał być zapieczętowany za pomocą czarów. Bez różdżki nie mogła nic zrobić.
Dziewczyna westchnęła i osunęła się na podłogę pod ścianą. Jak mogłam być tak głupia? Powinnam była posłuchać profesora Haymena; powinnam była zrozumieć, ze Voldemort może mi jakoś wysyłać fałszywe wiadomości. Ale dlaczego to zrobił? Dlaczego mnie potrzebuje? Pytania zalały jej umysł, gdy schowała z rozpaczy i frustracji głowę w ramionach.
Właśnie wtedy usłyszała nad sobą jakiś hałas. Spojrzawszy z zaskoczeniem, zobaczyła przesuwający się kilka stóp wyżej kamień. W powstałej dziurze pojawiła się jasnoblond czupryna. Gryfonka, kompletnie oniemiała, mogła obserwować, jak Draco przeciska przez otwór głowę i ramiona.
- Co ty tu robisz? – wyszeptała. – Odejdź, znajdą cię!
- Ratuję cię – odpowiedział, lekceważąc ostatnie zdanie. – Pospiesz się, złap mnie za rękę.
Gdy nastolatka stanęła na palcach i wyciągnęła dłoń tak daleko, jak tylko się dało, do jej uszu dobiegły z oddali głosy.
- Nadchodzą – sapnęła.
- Chwyć... moją rękę... – wymamrotał Ślizgon, zgrzytając zębami. Wychylając się tak bardzo, jak mógł nie tracąc równowagi, zdołał w końcu złapać mocno Hermionę. Używając całej swojej siły, podciągnął ją do miejsca, z którego mogła sama wdrapać się na górę.
- Szybko, zamknij to – powiedział natarczywie.
Nastolatka wsunęła duży, kamienny blok na swoje miejsce dokładnie w chwili, gdy drzwi z drugiej strony otworzyły się. Dwójka uczniów zaczęła czołgać się wąskim, zimnym tunelem, odchodzącym od celi, a ścigał ich pełen wściekłości wrzask Lucjusza.
Nie mówiąc do siebie ani słowa, Ślizgon i Gryfonka przyspieszyli, jakby porozumiewali się telepatycznie. Po czasie, wydającym im się godzinami, podczas którego przeciskali się przez wilgotne przejście, zobaczyli w końcu światło. Niedługo potem dotarli do wyjścia, leżącego tuż za bramą.
Na szczęście, tunel nie był zbyt głęboki. Draco łatwo wyskoczył na zewnątrz, rozprostował kości i pomógł wyjść Hermionie. Kiedy oboje byli bezpieczni na powierzchni, dziewczyna westchnęła z ulgą.
- Skąd wiedziałeś, że tam jestem? – zapytała, gdy schowali się pod osłoną wysokiego klonu.
- Zostawiłaś coś w moim pokoju – odpowiedział po prostu. Wyjął allievrae z kieszeni i podał Gryfonce. – Myślę, że lepszym pytaniem byłoby co TY tam robiłaś.
- Ja... powiem ci, jak wrócimy.
- Wrócimy?
- No, do Hogwartu.
- A jak według ciebie to zrobimy? Właściwie nie umiemy latać – stwierdził Draco, sarkastyczny jak zwykle.
- My nie – zgodziła się Hermiona. – Ale one tak – wyszczerzyła się przebiegle do chłopaka, wskazując na dwa testrale, uwiązane niedaleko do płotu. – Nie jesteś tu jedyną myślącą osobą.
- Uau! – powiedział. Wyglądało na to, że jest pod wrażeniem. – Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale jesteś genialna.
Prefekci pospieszyli do koniopodobnych stworów, które aktualnie przeżuwały liście, zerwane z krzaków rosnących wokół Malfoy Manor.
- Draco – zaczęła Hermiona, gdy już wsiadła na testrala i odwiązała go od płotu. – Kiedy zacząłeś je widzieć?
Przestał zmagać się z liną, unieruchamiającą jego wierzchowca i spojrzał na nastolatkę. Potem jego wzrok powędrował wyżej, jakby wpatrywał się w sobie tylko znany punkt, gdzieś w przestrzeni.
- Na szóstym roku, po śmierci mojej matki.
- Po śmierci twojej matki? – powtórzyła Gryfonka głosem przepełnionym współczuciem.
- Zabił ją mój ojciec. Była zmęczona życiem z nim, zupełnie tak, jak ja. Próbowała uciec. Złapał ją, myślał, że go zdradziła. On... torturował ją, aż skonała, a ja przyszedłem właśnie w tym momencie... Nigdy nie zapomnę wyrazu jej twarzy, Hermiono. W przeciwieństwie do Lucjusza, kochała mnie. To jej śmierć sprawiła, że go znienawidziłem.
Oczy wypełniły jej łzy, gdy słuchała jego relacji, zdawanej dziwnym, jakby odległym głosem. Nie miała pojęcia, że Narcyza została w zeszłym roku zamordowana. Zawsze myślała, że matka Ślizgona jest taka sama, jak jego ojciec.
- Chciał to utrzymać w sekrecie. Nie wiedział, że to zobaczyłem – dodał twardym głosem blondyn, jakby czytając w jej umyśle. Potrząsnął głową. Wyglądało to, jakby wyrzucał z niej wszystkie niepotrzebne myśli.
- Przepraszam. Lećmy już.
Szatynka skinęła głową i uderzyła stwora, na którym siedziała w zad. Wzbili się w powietrze; słyszała, że blondyn podąża za nią.
Drugi lot, do Hogwartu był dużo krótszy od pierwszego. Wydawało się, że od wylotu do chwili wylądowania na błoniach minęły zaledwie sekundy. Testrale zostawiły uczniów przy skraju Zakazanego Lasu i cicho odgalopowały.
- Dziękuję! – krzyknęła Hermiona, obserwując oddalające się zwierzęta. Odwróciła się i stanęła naprzeciwko Dracona.
- Co teraz zrobimy?
Wzruszył ramionami.
- A, moment, mam coś dla ciebie – sięgnął do kieszeni i wyciągnął długi, cienki przedmiot. – To chyba twoje – dodał z uśmiechem.
- Merlinie, zapomniałam, że mi ją zabrali! Skąd ją masz? – spytała z grozą, podziękowawszy mu i wziąwszy od niego różdżkę.
- Upuścili ją na drodze do lochu. W każdym razie, skoro już wyświadczyłem ci tę przysługę i ją podniosłem, możesz się odwdzięczyć – powiedz, jak znalazłaś się w moim domu?
Spuściła wzrok.
- Chciałam cię uratować...
- Uratować? – zdziwił się chłopak. – Tak, to na pewno wiele wyjaśnia – zakpił.
- Allievrae pokazało mi scenę, w której twój ojciec chciał cię zabić. Ja... nie zastanawiałam się. Jedyne, co wiedziałam, to to, że muszę do ciebie dotrzeć, zanim on to zrobi.
Ton Ślizgona złagodniał, gdy zapytał:
- A więc jak cię znaleźli?
- Voldemort przysłał tamtą scenę. Nie była prawdziwa, a ja byłam na tyle głupia, że myślałam, że tak.
- Czarny Pan?
Hermiona zamarła i zmarszczyła brwi.
- Czemu go tak nazywasz? Tylko Śmierciożercy mówią o nim „Czarny Pan”.
- Jestem zmuszany przez Znak, by tak go określać. Nie mam wyboru.
- Och...
- Masz jakiś pomysł, czemu chcieli cię tam ściągnąć?
- Myślę, ze to z twojego powodu – wyszeptała. – Użyli mnie jako przynęty, by dorwać ciebie.
- Ale czemu mieliby... – zaczął Ślizgon, krzywiąc się. Jego oczy nagle się rozszerzyły, gdy kiwnął powoli głową, momentalnie zapominając, że Hermiona wciąż przed nim stoi. – A więc on wie...
- Co? – zapytała histerycznie Hermiona. – O czym wie?
- Lucjusz wie, że zobaczyłem, jak zabija moją matkę. Domyśla się, że gdybym umieścił moje wspomnienia w myślodsiewni i pokazał je Ministerstwu, trafiłby do Azkabanu. Czarny Pan... nie może stracić swojego najlepszego sługi. Więc dlatego cały czas mnie atakowali – mówił chłopak, bardziej do siebie niż do dziewczyny. – Chcieli mnie zabić, zanim komukolwiek powiem.
- Draco – zaczęła nagle Gryfonka. – Czy on nie jest powiadamiany o wszystkim, co powiesz?
- Tak – odpowiedział cicho. – Już o to nie dbam. Teraz, gdy wiem, że nie ścigają mnie ze względu na ciebie, nie muszę się ukrywać. Hermiono... kiedy zobaczyłem ten obraz w allievrae i dotarło do mnie, że jesteś w niebezpieczeństwie, poczułem, że...
Popatrzyła na niego badawczo, nie do końca pewna, co chce powiedzieć.
Zamknął oczy, jakby następne słowa wywoływały ból.
- Pierwszy raz w życiu poczułem, że się boję.
Hermiona uśmiechnęła się i zrobiła krok naprzód, biorąc jego dłonie w swoje.
- Więc, mimo wszystko, jest gdzieś tam w tobie człowiek – powiedziała miękko.
- Nie chodziło o mnie – ciągnął, rozchylając powieki i patrząc w brązowe tęczówki Gryfonki. – Tylko o ciebie. Tak bardzo się bałem, że cię stracę.
Serce dziewczyny zaczęło dziko walić w jej klatce piersiowej.
- Nigdy mnie nie stracisz. Będę z tobą do końca, Draco. Obiecuję.
W odpowiedzi schylił się i pocałował słodko jej usta. Gdy się odsunął, nastolatka poczuła krople wody na policzku. Chwilę później zaczęło lać. Ślizgon i Gryfonka nie zrobili nic, by się skryć. Zamiast tego, dziewczyna przyciągnęła go do siebie i ponownie pocałowała, tym razem dużo intensywniej. Jego ręce objęły jej kibić, gdy namiętnie oddał pocałunek.
Chociaż dalej mocno padało, żaden deszcz nie mógł ugasić płomienia, który rozgorzał w ich sercach.

Atuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Liwia
Charłak



Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębin oceanu...

PostWysłany: Czw 16:33, 12 Sty 2006    Temat postu:

Własnie przypomniał mi się ten ff :) Właćiwie dlatego,że spojrzałam na mój podpis...

Można liczyć na ciąg dalszy...?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin